Malazańska jest cięższa, u Martina jak się nauczyłeś bohaterów i świata to mniej więcej dało się przez wszystkie tomy z tą wiedzą w miarę dogodnie przejść, a tu raz, że niemal każdy tom zaczyna się w dupie to jeszcze dostajemy milion nowych postaci, z których połowa ma imiona niemal identyczne
Ha! Racja, Pieśń jest łatwiejsza do ogarnięcia, nie ma w niej setek bohaterów, alni cała kompania nie jest jej bohaterem.
W Malzańskiej z tomu na tom, ze strony na stronę, poznajemy coraz lepiej uniwersum, rządzące światem prawa, a te są naprawdę skomplikowane, cały system wierzeń, magii i bogów. Poznajemy wielu głównych wrogów, którzy przemieniają się w sojuszników. Poznajemy całe królestwa rządzone przez fanatyków i potężnych magów. Armie najemników zaprzysiężonych bogom starym i nowych. Cały aspekt swiata po śmierci. A nawet wielotysięczna armie chłopów - kanibalii.
Brzmi to groteskowo i może jest wybujałe, ale ciężko, bardzo ciężko opisac wszystko. W książce jest masa przemyśleń, poruszających scen, bezsensownej przemocy ( np zniszczenie całej armi za pomocą pierwotnej magii), ludzkiego cierpienia, bezsensowności. Eh, cały cykl jest naprawdę godny i jak pisałem, nie da się go pisać w tak krótki tekście, ba nie da się oddać całego sedna książki, w kilku nawet stronach tekstu.
Czytam chronologicznie, nie jak było wydawane, więc nie wiem który tam tom był pierwszy, a o to czytam od drugiego a nie pierwszego (przeczytałem "Ja inkwizytor-wierze do nieba" i "Ja inkwizytor-dotyk zła", na półce czeka już "Ja inkwizytor-głód i pragnienie")
Szybko to leci, bo po 150-200 stron. Przebiłem się już przez pięć tomów. Czyta się zaczynając od 5 tomu (według wydania), następnie całą serie Ja, Inkwizytor, by zacząć od pierwszej wydanej książki. Ja, inkwizytor nie jest jeszcze cały napisany, brakuje co najmniej jednego tomu. Także, przechodząc z Głodu i Pragnienia, na Sługę Bożego jest spora przepaść w informacjach, etc.
a, czyli to to. Czarna Kompania, przynajmniej pierwszy tom, może jakiś wybitny nie jest i w ogóle sprawia wrażeie tryhardowania by wszystko brzmiało groźniej, mroczniej i bardziej tajemniczo niż w rzeczywistości, ale nie jest to zła lektura.
Pierwszy tom był trudny, ciężki, ale trzeba mieć na uwadze, że to książka z '84 roku.
Późniejsze tomy są coraz lepsze, bo autor w końcu odnalazł swój sposób pisania. Kroniki są nie tylko prekursorem dla Malazańskiej, ale też i dla pieśni, koniec z ta pompatycznością Tolkiena i jebanymi elfami.
Chociaż, w malazańskiej nie brakuje wymyślnych ras, ale są całkiem oryginalne.
czyli jak wiedźmin?
Zauważyłem pewną zasadę, im lepsza książka, tym chujowszy finał. Bo tak naprawdę każdy spodziewa się czego innego, samemu nie wiedząc czego.
Happy endu? Polecam harrego pottera albo zwiadowców (którzy w sumie, nie są źli.
)
A ten Inkwizytor jest naprawdę zacną książką. Święte Oficjum jakby mogło, toby cały kler spaliło, bo zbyt daleko odeszli od nauk Chrystusowych.