Alvaro i Sooren
Lares westchnął głęboko i spojrzał na stojącego z tyłu Szkodnika wzrokiem mówiącym "I co ja mam, kurwa, zrobić?". Po chwili jednak machnął ręką i rzucił obu przybyszom małe, brązowe pierścienie z wyrytą literą "S".
- Jesteście na okresie próbnym - podkreślił - A i tak biorę was tylko dlatego, że potrzebuję pilnie nowych ludzi. Dostaniecie robotę czy dwie, a jeśli się spiszecie to pomyślimy o dalszej, owocnej współpracy. Jakieś pytania? Nie? To wspaniale.
Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, Lares skinął na swoich ludzi, a ci delikatnie, acz stanowczo wyprowadzili Alvaro i Soorena na zewnątrz, zamykając za nimi drzwi.
- I spokój ma być! - krzyknął jeszcze przywódca Szkodników, zanim wyszli.
Jeden z wartowników Laresa splunął wtedy pod ścianę sąsiedniego domu, po czym rzucił niezbyt ciepłe spojrzenie swoim nowym kompanom.
- Dobra, skoro już nikt nie próbuje nikomu urżnąć łapy, to nazywam się Hendrik. - przedstawił się Szkodnik i lekko skinął głową - Sprawa wygląda następująco. Ostatnio straciliśmy paru naszych w różnych głupich akcjach i Lares chce się odkuć. Pierwsze primo, to znajdziecie Trevora i zabierzecie go nad jezioro przed pierwszą bramą. Tam, gdzie jest ta stara chata rybacka. Kawałek dalej jest jaskinia, a w niej banda cwaniaczków, którzy zapomnieli, że za pozwolenie na alchemiczne eksperymenta tuż pod naszym nosem należy się czynsz. I nie, nie macie z nich ściągnąć pieniędzy, tylko ich zatłuc. Za długo się z nimi cackaliśmy. Postarajcie się możliwie nie uszkodzić tego, co tam trzymają w środku, może być sporo warte. Ty... - spojrzał na Soorena - Będziesz musiał razem z Trevorem oczyścić też okolicę jeziora z tych przeklętych Krwiopijców. Byłoby przykro, gdyby w czasie walki któryś dziobnął was w dupsko, co nie?
Karl
- Mikstury? - zdziwił się Nowicjusz, drapiąc się z tyłu swojej łysej głowy.
- Noo - mruknął zniecierpliwiony Finley - Czy ktoś tu sprzedaje mikstury?
- Tak oficjalnie to Cor Kalom, ale do niego was nie wpuszczą - ostrzegł - A przynajmniej nie dopóki nie poprze was kilku Baalów. Zazwyczaj mistrz Kalom sam decyduje o przyjmowaniu nowych do obozu, ale ostatnio jest bardzo zajęty.
- Tak, to już wiemy - ponaglił Nowicjusza zdenerwowany Kopacz.
- No, więc tak poza nim to nikt - odparł członek Bractwa, po czym ściszył nieco głos - Chyba... chyba, że nieoficjalnie, znaczy. Wtedy możecie zapytać Fortuno. To tamten, o.
Wskazał palcem mężczyznę w szacie Nowicjusza, który dwa pomosty dalej stał za drewnianym kramem, podobnym do tych, które znajdowały się w Starym Obozie na targowisku. Obok stało kilku mu podobnych, przeglądających leżące na drewnianym blacie niewielkie paczuszki, zawierające zapewne porcje bagiennego ziela.
- Normalnie to Fortuno sprzedaje ziele, nie. Ale czasami znajdzie się pod ladą coś dla specjalnych klientów. Tylko, że trzeba dopłacić, no i trzymać gębę na kłódkę.
Orven
Gdy tylko Orven oddalił się kawałek od Karla i Finleya, tuż za zakrętem wpadł prosto na wielkiego jak dąb Strażnika Świątynnego. Potężny wojownik, umięśniony i z wielkim mieczem zawieszonym na plecach, spojrzał ze zdziwieniem na nieznajomego.
- Dlaczego szwędasz się po obozie, Nowicjuszu? - zapytał głębokim głosem - Czemu nie oddajesz się teraz modlitwie, jak przykazują mistrzowie?