Jako że wczoraj konfigurowałem bootloadera, bym przy każdym włączeniu komputera nie musiał ręcznie wybierać Windowsa jako systemu operacyjnego, który chcę uruchomić (domyślnie jest to Ubuntu), pomyślałem, że odpicuję sobie nieco nudne fioletowe tło programu. W myśl tego, że taka personalizacja zdradza innym pewien stopień opanowania komputera, a ja przecież chciałbym przed trzydziestką stać się takim trochę elitarnym hakierem. Uruchomiłem więc GIMPa, wziąłem moje ulubione logo kompresora karmicznego z "Hellsinkera", jakąś eksplozję kolorów i leżące pod ręką obwody drukowane, których używałem kiedyś do stworzenia alternatywnego ekranu menu głównego "Gothica". Zacząłem pichcić w jedyny sposób, jaki umiem - a że potrafię robić tylko jajecznicę, ten sposób to: wrzucić wszystko na patelnię i porządnie zabełtać! Jest to obrazek z materiałów z odzysku, nie stworzonych przeze mnie. Nie znam się w ogóle na nauce kompozycji kolorów. Moje dzieło to taki modelowy przykład
art brut, sztuki marginesu, tworzonej bez formalnej wiedzy o tym, jak sztukę należy tworzyć. Niezbyt mi się podoba, ale zabawa przezroczystościami, warstwami, różnymi trybami nakładania się, filtrami, etc., była przednia. Teraz widzę obraz jako tło menu wyboru systemu, widocznego przez całą jedną sekundę.
pic (1.7 MB, 1920x1080px)