Bycie szefową nie jest łatwe. Skrajnie wyczerpana Khajiitka dowlokła się bezpieczną drogą do Winterhold. Dzieki Bogom, żadna przygodna nie zastąpiła jej drogi. Była jedynie świadkiem ataku dwóch kotów szablozębnych na gigantycznego mamuta, który bez problemu rozprawił się z drapieżcami. Narażając własne bezpieczeństwo, zbliżyła się do niego, ale na szczęście olbrzym okazał się łagodny. Widocznie nie uznał trzeciego kota za zagrożenie.
(Chciałbym w tym miejscu wspomnieć, że wiem, jak korzystać z funkcji szybkiej podróży - i obrałem sobie za cel w ogóle jej nie używać. Chętnie złapię jakiś międzymiastowy powóz konny, jeśli gdzieś zauważę, ale nie sądzę, że przemierzanie znanych ścieżek jest elementem gry, który można po prostu z niej całkowicie wyciąć bez ujmy na jej uroku.)
Po przekroczeniu bram Akademii, Ahirii natychmiast skierowała się do łóżka...
Niestety! Do jej pokoju przypałętał się kot i usadowił się na
jej krześle, żując
jej chleb. J'Zalgo prosił o przysługę, coś o zwojach z zaklęciami. Dziewczyna pokazała mu drzwi.
Następnego dnia czarownica wypakowała z torby książki, które przywłaszczyła sobie z Twierdzy Fellglow. Były ich dziesiątki. Zostały powpychane do szaf. Dziewczyna przyrzekła sobie, że postara się je przeczytać. Przed powrotem do Arcanaeum przekartkowała każdą z trzech poszukiwanych ksiąg - nie zapadły jej specjalnie w pamięć. Jedna z nich traktowała o wydarzeniu zapisanym w kartach historii jako Noc Łez - ataku wysokich elfów na Saarthal, chyba w poszukiwaniu największej na Tamriel kuli dyskotekowej. Pozostałe dwie knigi traktowały bodajże odpowiednio o Zakonie Psijików na niewidzialnej wyspie Artaeum i samym artefakcie, nazwanym Okiem Magnusa. Bibliotekarz mruknął parę słów o pierwszej książce, po czym poprosił mnie, bym porozmawiał na ten temat z moim wykładowcą.
Zastałam Tolfdira w głównym holu. Okazało się, że zdołał wraz z pozostałymi czterema osobami przyturlać wielotonową kulę z jej miejsca spoczynku aż do Akademii, i zainstalować ją nad magiczną latarnią/punktem ogniskującym magii. Profesor miał mi do powiedzenia parę słów na temat niezwykłości kuli, gdy dołączył do nas thalmorski wysłannik Ancano i poprosił, bym poszła za nim.Nie "chyba". Nikt nie ma już żadnego szacunku do uczonych Zaprowadzono mnie do komnaty rektora, gdzie czekał na mnie osobnik w stroju identycznym z tym, który nosiła zjawa, która nawiedziła mnie w Saarthal. Przedstawił się jako mnich z Zakonu Psijików, a następnie użył swojego niedostępnego w grze zaklęcia ze szkoły mistycyzmu, by zamrozić czas wokół Ahirii. (Dosłownie - powietrze wokół stało się tak mroźne, że wewnątrz zaczęło śnieżyć.) Czarownica trzęsła się z zimna, słuchając o tym, jak niebezpieczne jest Oko Magnusa i jak wielka katastrofa nawiedzi Akademię przez nadużycie go. Nie pamiętam już, jak uargumentował poinformowanie o swoich obawach tylko mnie, ale niechęć Ancano do Psijików miała z tym coś wspólnego. Czuję się grany jak pionek w jakiejś większej grze.
Psijik kazał mi odnaleźć Oświeconego Skądś Tam. Rektor, Arcymag Aren, poprosił mnie, bym
NIE pytał profesora Tolfdira na jego temat, więc zrobiłem mu wbrew. Tolfdir skierował mnie do Śmietniska pod Akademią, znanego też jako Mødding (Midden). Przyznam, że odkrycie tego miejsca zajęło mi trochę szukania. Ahirii ogarnął dziwny chłód (ekran z jakiegoś powodu błysnął na niebiesko i rozległ się dziwny dźwięk), gdy znalazła się w pobliżu wejścia do Mødding, co naprowadziło ją na jego trop. Byłem naprawdę zaskoczony, gdy odnalazłem nie jedno, a dwa zejścia do tamtego miejsca. Para małych drewnianych włazów w podłodze - jeden w jednej z sal internatu, drugi na końcu korytarzu okalającego główny plac. Czy one zawsze tam były, czy może pojawiały się jedynie dla tych, którzy ich poszukiwali?
Schodząc w głąb Śmietniska, byłem całkowicie pewien, że prawdziwe było drugie stwierdzenie - to miejsce było nadnaturalnego pochodzenia. Składało się z przyobleczonych w nieliczne murowane struktury korytarzy będących dziurami w solidnie sprasowanym śniegu i wyglądało na opuszczone lata temu. Gdyby drzwi do tego miejsca znajdowały się tam, gdzie je znalazłem cały czas, z pewnością magowie z Winterhold zbadali i zagospodarowaliby je lata temu. Dlaczego nikt nie wiedział o tym, gdzie ono jest?
Przyznaję, że w tym momencie po raz pierwszy obleciał mnie strach. Midden było niepokojąco puste. Po podłodze walało się sporo kości. Poczułem klimat Wieży Mgieł z pierwszego Gothica - miejsca niezwiązanego z żadnym zadaniem, kompletnie na uboczu, zapomnianego przez Bogów i ludzi jednako, niby upiorny miraż prześladujący umysł nieszczęśnika który je widział - połączonego z aurą katakumb klasztornych z Gothica 2; lochu zapieczętowanego, ukrytego przed wszystkimi. Śmietnisko było właśnie tego typu lokacją. Schodziłem coraz niżej z duszą na ramieniu, oczekując, że zza któregoś rogu wreszcie wyłoni się koszmar. Pradawna daedra uwięziona w labiryncie przez starożytnych, a może przykuta do Tamriel przez przerażone jej niszczycielską potęgą ośmioro Bóstw. Czyha tuż za rogiem. Najpierw będzie się mną bawić jak kot zdobyczą - rozczłonkuje mnie powoli i brutalnie, wygotuje moją krew i spali umysł na pył, po czym rozrzuci moje kości, by były przestrogą dla wszystkich poza innymi nierozważnymi, głupiutkimi młodziakami składanymi w ofierze przez tajne stowarzyszenie demonologów z Winterhold. Grali mną, Wielką Szefową, jak
cholernymi skrzypkami. Psijikowie, Saarthal, Oko Magnusa - wszystko było tylko diabolicznie przebiegłą iluzją. Myślicie że czemu Akademia miała tak niewielu nowych uczniów?
Śmietniska strzegło tylko kilka zjaw i szkieletów, mieszkała tem też para jaskiniowych pająków. Zstępowałam niżej, do miejsca zwanego Mrokiem Mødding. Przywitała mnie makabryczna instalacja naścienna złożona z ludzkiej czaszki ukoronowanej wianuszkiem ramion szkieletu. Oczekując na cios, który miał nieuchronnie nadejść, znajdowałam coraz dziwniejsze rzeczy. Magiczny podest zwany Kuźnią Atronachów w jaskini wyglądającej na kryjówkę jakiegoś maga. Znaleziony przeze mnie notatnik zdradzał, że Kuźnia była istotnie ołtarzem ofiarnym mającym moc przyciągania z Otchłani wściekłych daedr. Dlaczego ktokolwiek miałby chcieć to robić zamiast korzystać z popularnych zaklęć przywołań? Czmychnęłam stamtąd czym prędzej, by uniknąć stania się kolejną ofiarą. Dalej, na kolumience po środku owalnej komnaty znajdował się artefakt w kształcie rękawicy z czarnej stali. Obeszłam go szerokim łukiem. W końcu dotarłam do zamkniętych drzwi. W lodowej grocie rozległ się upiorny głos, który zjeżył mi włos na grzbiecie. Drzwi się otwarły...
Stanęłam oko w oko z bestią zwaną Augurem z Dunlain.Oświecony z Dunlain był gigantycznym ognikiem, stworzeniem z czystej energii większym od Kadżitki i od Oka Magnusa. Podobno był kiedyś zwykłym człowiekiem lub merem. Mówił coś o katastrofie, o tym, że wiedza i jej poszukiwanie jest szkodliwe i prowadzi do zniszczenia. Wspomniał, że Ahirii jest ciekawa, bo nie podąża niczyją ścieżką, a jedynie jest kierowana przez innych, być może jak wieczna dziewczynka na posyłki albo kosmiczna marionetka. Bąknął też coś o Lasce Magnusa, ale byłem zbyt spanikowany, by słuchać uważnie. Gdy uznał, że nie ma mi już nic do powiedzenia, zniknął bez śladu.
Wracałam z powrotem na powierzchnię z krainy zmarłych szybkim i niepewnym krokiem, z duszą na ramieniu. Lada moment zastępy nieumarłych miały powstać z grobów, by zeskrobać ze mnie niepotrzebny tłuszcz, skórę i mięso, i powitać mnie w swym gronie, dbając o to, by tajemnica Midden nigdy nie wydostała się na światło dzienne. Miałam serce w przełyku, lecz nic mi się nie stało.
Dosyć było tych przygód na jakiś czas. Chociaż należałam do grona studentów Akademii, do tej pory byłam tylko na jednej lekcji. Postanowiłam szukać wiedzy na własną rękę, ignorując przestrogi Augura.Spędziłem parę dni, wałęsając się po Akademii. Nie powróciłem już do Mødding, natomiast wyciągnąłem z szafki parę ksiąg z wielkiej kopy, którą przytaszczyłem z Fellglow... Zabójczego Światła... Złowieszczego Świecenia... nieważne.
Przeczytałem parokrotnie "Wrota Otchłani" opowiadające o podróży potężnego maga do królestw daedrycznych książąt. Wyglądało na autentyczne zapiski. Zdaje się istnieć sposób na przeniknięcie do światów daedrycznych książąt, w tym do Apokryfii, wymiaru Hermaeusa Mory. Jest ona ogromnym księgozbiorem pełnym wszelkiej wiedzy. Chciałbym się tam dostać. Albo do Moonshadow, przepięknego królestwa Azury, która jest łaskawym demonem, choć może nałożyć na ciebie klątwę, jeśli jesteś krasnoludem i spróbujesz ją przechytrzyć. Natomiast wolałbym unikać domeny Molag Bala, Króla Gwałtu, będącej mroczną wersją Nirn umazaną krwią i odchodami. Świat Nokturny/Nocnicy to senny koszmar, dość nieprzyjemne miejsce. Kraina Malacatha, pana zdrady i cierpienia, jest dosłownie mgławicą pyłu unoszącego się w próżni, trudno o bardziej niegościnne środowisko. Niestety książka nie podaje łatwych sposobów na przeniknięcie do różnych kieszeni Otchłani. Wspomina wprawdzie o osiągnięciu CHIM i przestaniu istnieć tu, a pojawić tam, ale jest to poza moimi możliwościami. Osobą, która nauczyła maga podróży między planami istnienia za pomocą serii portali do różnych światów był niejaki Divayth Fyr. Gdybym tylko był w stanie się z nim spotkać... Jest też Weyrowa Brama prowadząca do obecnie zrujnowanej Bitewnej Iglicy (Battlespire) - szkoły magów bitewnych znajdującej się na na wąskiej granicy pomiędzy naszym światem a Otchłanią. Autor wspomina o próbach użycia Bramy do przedostania się na drugą stronę, ale według jego odkryć wraz z upadkiem Wieży Bitewnej utraciła ona połączenie z zewnętrznymi wymiarami.
Książka "De Rerum Direnni" była interesująca ze względu na to, że zawierała w sobie parę receptur alchemicznych - wykorzystałem wampirzy pył w Fellglow, by stać się na mgnienie oka niewidzialnym i przemknąć się przez parę ciasnych miejsc, dlatego doceniłem opowieść o jednym ze starych magów wywodzącym się z potężnego altmerskiego rodu Dirennich. Wykorzystał on swoją wiedzę alchemiczną, by uwarzyć dla mieszkańców swojej wioski wywar niewidzialności którego składnikiem był wampirzy pył, by dać im szansę odparcia ataku watahy rozbójników.
"Galerion Mistyk" i chyba jeszcze jakaś inna, opowiadała, ogólnie rzecz biorąc, o Zakonie Psijików, z którego przedstawicielami Ahirii miała ostatnio do czynienia. Psijikowie wyglądają na organizację potężnych mnichów-mistyków mającą bardzo egalitarne podejście do użycia magii i chcącej rozpowszechniać umiejętności korzystania z jej. Ich zakon znajduje się na ukrytej przed wzrokiem wyspie Artaeum gdzieś w archipelagu Summerset będącym domem wysokich elfów. Ponoć jest ona istną utopią. Mam wrażenie, że ci Psijikowie są dobrymi gościami.
Wreszcie "Król Żebraków" był historią z pierwszej ery, kiedy daedry wciąż kroczyły między ludźmi, nim zostały wypędzone do Otchłani. Jakiś człowiek lub mer napotkał pewnego dnia w trakcie swoich podróży... jak ona miała na imię... Vaerminę? W każdym razie panią chorób, nocy, pająków, owadów i wszystkiego, co odrażające, wyglądającej na trędowatą, chorowitą żebraczkę. Chcąc zyskać sławę i chwałę, przez 33 dni podążał za nią, na próżno prosząc o szansę zostania jej uczniem, aż jego ubrania skończyły w łachmanach, zaś on zachorował i stracił głos. Wtedy pozyskał od niej błogosławieństwa bycia niezauważonym wedle uznania, wzbudzania litości u innych i nieustannego cierpienia na przynajmniej jedną chorobę z widocznymi objawami. Tak narodził się król żebraków, który wiedział dzięki swojej niepozorności wszystko o wszystkich, a jego godny politowania wygląd zapewniał mu nieustanny strumień jałmużn. Daedry są przewrotne.
Ach, czytałem też "Mity o Sheogoracie". Pieprzyć tego gościa. Pan szaleństwa i sztuki, i najgorszy daedryczny książę. Tfu! Bycie losowym i nieprzewidywalnym nie czyni osoby zwariowaną.
Obserwując codzienne życie bywalców Akademii, doszedłem do wniosku, że jednak okazyjnie czymś się zajmują. J'Zargo i ten drugi czasem przychodzą do Komnaty Żywiołów, by miotać w jedno miejsce jednego witraża zaklęciami ofensywnymi.
W tym miejscu należy wspomnieć, że coś dziwnego stało się po powrocie z Fellglow ale przed wyprawą do Midden: z jakiegoś powodu energia magiczna Ahirii zaczęła się regenerować w zawrotnym tempie. Lista aktywnych efektów magicznych głosiła: "premia do regeneracji many +25pkt na 2 godziny". Dwie godziny czasu rzeczywistego! Niezwykle potężny efekt i bardzo użyteczny, gdyż w normalnych warunkach, w trakcie walki, mana regeneruje się może w tempie 2-3 punktów na sekundę. Może było to wywołane dotknięciem przeze mnie Oka Magnusa? Gdy zostało przeniesione do holu Akademii, po podejściu do niego pojawia się funkcja "Użyj", która nie przynosi żadnych widocznych efektów. Nie udało mi się odświeżyć zaklęcia regeneracji many. W chwili pisania tej notki zostało mi jeszcze 15 minut czasu trwania. Sprawdzę później, czy dotknięcie Oka po wygaśnięciu czaru nałoży na mnie ten efekt.
"Czym w końcu jest Oko Magnusa?" - moglibyście spytać. Zabawne, że o tym wspominacie! Gdy obserwowałem J'zargo i kolegę bawiących się zaklęciami, w pewnym momencie trochę po czternastej Sala Żywiołów zaczęła wypełniać się ludźmi. Niejaki Phinis (jeden z nauczycieli z Winterhold) zaczął przemówienie zaczynające się od "W tym momencie chciałbym powiedzieć kilka słów na temat zasad rządzących Akademią." Powinienem był nie przestawać trzymać palca na przycisku Print Screen, bo niespodziewanie zaczął mówić nie o zasadach, a o Oku! Powiedział, że Magnus jest Bogiem całej magii! W takim razie jego Oko musi być naprawdę potężnym artefaktem. Co ono robiło w Saarthal?
Interesujący fragment przemówienia: "Zasugerowano nam, że przedmiot ten stanowi bramę do królestwa Aetheriusa, ale nie ma żadnych dowodó na potwierdzenie lub obalenie tej tezy. Wysunięto tezę, że przedmiot stanowi całość Aurbisa w zamkniętej przestrzeni materialnej. To by oczywiście oznaczało, że Tamriel, a w zasadzie cały Mundus, jest w istocie zamknięty wewnątrz kuli."
Łał... to bardzo dużo terminów z kosmologii świata Elder Scrolls. Myślę, że to dobry moment, bym podzielił się z wami mapą Koła istnienia, którą znalazłem jakiś czas temu na forach obrazkowych i którą posiłkuję się od czasu do czasu (uwaga, jest dosyć dużych wymiarów, kliknijcie, by zobaczyć wersję pełnowymiarową):
Ta aktualizacja robi się naprawdę przydługawa, więc będę skracał. Pomogłem koleżance z roku ćwiczyć zaklęcia, będąc kotem doświadczalnym. Użyła na mnie oskryptowanych zaklęć ze szkoły Iluzji, by przemienić mnie w jaka, owcę i psa. Szkoda, że nie dane mi będzie odwdzięczyć się jej pięknym za nadobne. Zrobiła też coś z moimi oczami, przez co przez resztę dnia widziałem na zielono. Hej, co by się stało, gdyby dodatkowo uaktywnić moją kadżicką noktowizję?
AAAAAAIEEEH TO PIECZE Poszedłem do Arcymaga Arena z wieściami na temat tego, co znalazłem w Midden. Miał mnie kompletnie w poważaniu i uznał, że nie pomoże mi w poszukiwaniu Laski Magnusa. Nic nowego...
Docenił jednak moją inicjatywę (?) i dał mi w nagrodę uroczy diadem, który sam dawniej nosił, gdy był urodziwym dunmerskim chłopcem brykającym beztrosko w sukience. Ahirii przyjęła diadem z wdzięcznością i postanowiła zmienić swój ubiór.
Nie.
O możliwej lokacji Laski wiedziała Mirabelle, opiekunka roku. Mówiła coś o... Konsorcjium? Dominium? Ach, o Synodzie, kolejnej organizacji magów, chyba Cesarskich. Powiedziała mi, bym udała się do miejsca zwanego Mzulft. Nie dała mi wytycznych, jak tam dotrzeć, za to oznaczyła je na mojej mapie.Hmm, szkoda, że nie korzystam z nazw na mapie i mam wyłączone znaczniki wskazujące mój następny cel. Szkoła Iluzji ma zaklęcie Jasnowidzenia, które nie ma żadnego kosztu mana i wskazuje drogę do celu, ale myślę, że nie chcę za często z niego korzystać. Nie każdy błądzi, kto wędruje. Nie wszystko złoto, co się świeci. Łyżka nie istnieje.
Może Mzulft jest tą czarną ikonką na zachód? Nie może być za daleko od Winterhold. Nie urodziłem się wczoraj, przeczytałem parę książek i wiem, że coś o takiej nazwie musi być krasnoludzkimi ruinami. Nie wiem tylko, czy znajdę je na wybrzeżu, ale możemy sprawdzić.
Ku przygodzie!