Autor Wątek: Wakacje w Niebobrzegu: Elder Scrolls V  (Przeczytany 16976 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

C

  • Wiadomości: 1345
  • Masztalerz
Odp: Wakacje w Niebobrzegu: Elder Scrolls V
« Odpowiedź #45 dnia: Sierpień 31, 2016, 16:29:02 pm »
Mam jeszcze jeden odcinek z poprzedniego roku, którego nigdy nie opublikowałem. W grudniu usunąłem wszystkie gry na komputerze, włącznie ze Skyrimem, i jakoś zapomniałem o tym let's playu. Pliki zapisu są nienaruszone, nic zatem nie stoi na przeszkodzie dalszej tułaczce Ahirii przez zaśnieżone pustkowia Niebobrzegu. Nie mówię, że będzie ona trwała dalej, ale jest taka możliwość.

mieszkaniec piwnicy ('''podziemia''')

C

  • Wiadomości: 1345
  • Masztalerz
Skyrim, odc. 6,5: Oko Magnusa
« Odpowiedź #46 dnia: Wrzesień 05, 2016, 20:45:09 pm »
O, bracie... minęło trochę czasu od ostatniego wpisu. Na czym stanęliśmy? Ahirii, studentka pierwszego roku magii stosowanej w Akademii Czarodziejstwa w Winterhold, została immatrykulowana dosłownie w przeddzień odkrycia przez szkołę w starych nørse ruinach niezwykłej kamiennej kuli zwanej Okiem Magnusa. Magnus jest bogiem magii w popularniejszych panteonach bóstw. Artefakt został przeteleportowany do akademii. Od pierwszego spotkania z Okiem, Kadżitkę dręczyły tajemnicze zjawy istniejące poza czasem i przestrzenią, będące widziadłami tworzonymi przez mnichów z zakonu Psijików. Zwykły tok lekcji został natychmiast zawieszony, a Ahirii stała się dziewczynką na posyłki rektora Arena. Po wysłaniu jej do śmiertelnie groźnego Śmietniska pod akademią, by skonsultowała się z prastarym poltergeistem i dobrym(?) duchem Akademii, Augurem z Dunlain, rezolutna studentka została w ramach programu wymiany uczniów z magami z Synodu (grupa magów cesarskich) odprawiona samotnie do śmiertelnie groźnych krasnoludzkich ruin Mzulft, by dowiedzieć się więcej na temat Laski Magnusa, kolejnego artefaktu Magnusa pozwalającego ujażmić potencjalnie kataklizmiczną moc Oka.

Zastając w Mzulft tylko śmierć i zniszczenie, i dwemerowy przyrząd do wyszukiwania najpotężniejszych źródeł magii, Ahirii stwierdziła, że nie ma tam nic do roboty. Skorzystała więc z dogodnie ulokowanego wyjścia ewakuacyjnego z ruin (każde lochy w Skyrim mają takie wyjście na końcu, by móc łatwo je opuścić bez potrzeby przemierzania całego kompleksu przygodowego wspak).



Nerien: Musisz wrócić do Akademii. Otrzymasz wezwanie do podjęcia błyskawicznych działań. Masz temu sprostać i odkryć, na co cię stać. Podążasz właściwą ścieżką i zatriumfujesz.

Tak namiętne trzymanie za rękę zakrawa za perwersję. Psijikom widocznie BARDZO zależy na tym, by zabezpieczyć Oko. I chyba naprawdę nie lubią ingerować w świat poza murami ich klasztoru. No dobra, i tak miałem zamiar wracać...

Droga powrotna nie była tak zła, jak ta, którą przebyłem za pierwszym razem. Bieg w prostej linii do miejsca oznaczonego młynem wodnym mniej więcej w pół drogi zajął może jeden cały dzień. Znajdował się tam przystanek dla powozów konnych. Konie, jak błotne łaziki w Morrowind, stanowią metodę szybkiego transportu masowego między wieloma większymi mieścinami w grze. Uniknięcie odmrożenia nóg w śniegu było zdecydowanie warte ceny przewozu.

Przy zaprzęgu na Khajiitkę o mało nie wpadł Nörski kurier.



Nie mam pojęcia, jak mnie znalazłeś.

Kurier: Zobaczmy... W Gwieździe Zarannej otwierają nowe muzeum i właściciel prosił, żebym rozdawał zaproszenia podróżnym. To chyba na tyle. Muszę iść.

Och? Byłem poszukiwany, bo kurier szukał podróżnych.



Mistyczny Brzask... to nie ci, którzy zamordowali jednego z Septimów? Wydaje mi się, że mieli jakąś w miarę ważną rolę w poprzedniej grze z serii, ale nigdy w nią nie grałem. Może kiedy indziej.

W Winterhold przywitał Ahirii jakiś szemrany typ, który wyraźnie szukał kłopotów. Gdy Khajiitka zbliżyła się do niego na wyciągnięcie ręki...



>Przykro mi. Musisz znaleźć jakiś inny sposób na połechtanie swojego ego.

Pretendent: Nie przyjmę odmowy!

No to pokaż, na co cię stać, skurwielu




Ahirii nigdy nie była specjalnie dobra w rzucaniu zaklęć.
Anonimowy mag znany jako Pretendent to niezły skurwysyn. Jest naprawdę żywotny i rzuca potężne zaklęcia.

Jedno wczytanie gry później...



Masz za swoje.



Wtedy przypomniałem sobie o tym, że brzydzę się zabijaniem i po raz kolejny wczytałem grę. Pretendent uznał, że wynik 1:1 go urządza, po czym zaakceptował rozejm i zwyczajnie chillował się, dosłownie, w zamieci. Myślę, że powinniśmy zapomnieć o naszej małej sprzeczce...

W Akademii na Khajiitkę nie czekało żadne powitanie. Gdy udała się do głównego gmachu, zastała Savosa Arena i opiekunkę roku (Mirabelkę Ervine) u wejścia do holu mieszczącego Oko. Żelazna brama zapieczętowana była jakimś polem siłowym.



Czymkolwiek ono jest, Aren chce, byśmy je zabili. W oryginale to wyrażenie brzmiało "I don't care what it is, I want it gone". Gdzieś tłumaczowi zapodział się kontekst i usunięcie stało się zabójstwem. W każdym razie rektor, Mirabelle i Ahirii połączyli swoje pierwszolevelowe zaklęcia, by usunąć pole siłowe.

W środku zamknął się nie kto inny, jak thalmorski magus, Ancano! Okazuje się, że Khajiitka czuła potrzebę pytania o niego w rozmowach z każdą osobą w Akademii dlatego, że wcale nie jest całkiem spoko gościem, jak na początku uważała. O nie! Duchowa podróż do wymiaru Hermaneusa Mory, skarbnicy wiedzy wszelakiej, do której Ahirii udała się po zakosztowaniu soku śpiącego drzewa w drodze do Mzulft, obdarzyła kota podświadomą wiedzą o tym, że Thalmor to stowarzyszenie wysokich elfów, które mają naprawdę za złe bogom, że stworzyli świat zamieszkany przez wiele ras. Ich planem jest wymazanie całego Nirn i zbudowanie na nowo, przywracając go do stanu, w którym światem rządzili niepodzielnie Aldmerowie!... Na Sheggoratha, ten sok ma w sobie coś niezwykłego.

Ancano raził Oko jakimś strumieniem energii, prawdopodobnie kradnąc jego moc dla siebie. Aren podszedł do wysokiego elfa, żądając od niego, by zaprzestał swojego procederu. Altmer nie odpowiedział. Gdy rektor dotknął zdradzieckiego thalmorczyka-



BUUUUM!!

Rozbłysk zabójczego światła nie uszkodził w widoczny sposób Oka ani wnętrza holu. Moja pamięć z tamtego okresu jest dosyć mglista, musiałem uderzyć się w głowę. Ervine, leżąca na posadzce po skrawężnikowaniu przez eksplozję tajemnej energii, poinformowała mnie, że rektor Aren zginął, choć nigdzie nie widać było zwłok. Tak mi przykro. Był dobrym elfem... Co za okropne okoliczności śmierci. Moje kondolencje ucięte zostały poleceniem, by czym prędzej udać się po Laskę Magnusa. Znajdowała się ona w labiryncie zwanym Labiryntionem. Nie pamiętam, gdzie poznałem nazwę tego miejsca.

Z Zimowej Twierdzy dobiegały przytłumione odgłosy walki. Nie zachowałem żadnych obrazów z tego zdarzenia, ale manipulacje Patrzałką Magnusa sprawiły, że poza gmachem szkoły zaczęły pojawiać się gniewne ogniki stworzone z tajemnej magii. Jedynym ich celem było magiczne wyklepanie buźki każdemu niemagicznemu, który podszedł zbyt blisko. Magowie z Winterhold robili co mogli, by powstrzymać inwazję ogników. Khajiitka przyłączyła się w sprzątaniu. Trwało ono długi czas, gdyż ogniki były wytrzymałe i odporne zarówno na magię, jak i ataki tarczą i pazurami. Nie było czasu do stracenia, gdy więc tylko Zimowa Twierdza była bezpieczna, przynajmniej na jakiś czas, Ahirii ruszyła w drogę, by odkryć, co stało się z Laską.



Po drodze do Labiryntionu, w szczerym polu niedaleko ruin Saarthal (gdzie znaleziono Oko Magnusa), natknąłem się na niezwykłego Khajiita. Mike? Czy to ty?...



Hm, rzeczywiście. Ponoć zostało wysadzone w powietrze przez studentów z akademii magii, ale ja tego nie widziałem.

M'aiq Kłamca: Zbyt duża ilość magii może być niebezpieczna. Kiedyś M'aiq miał dwa zaklęcia i spalił sobie ciasto.

Magia ognia nie brzmi jak dobry sposób na pieczenie.

M'aiq: M'aiq jest zmęczony. Idź przeszkadzać komuś innemu.

Humpf.

Droga do Labiryntionu była pozbawiona urozmaiceń. Na drodze przed wejściem do lochu Ahirii natknęła się na grupkę imprezowiczów, którzy prosili o butelkę wina. Chyba świętowali porażki Gromopłaszczek, albo Cesarskich. A może to był dla nich piątek, naprawdę nie pamiętam.

Może zabrzmi to niepoprawnie, ale Labiryntion jest lochem jak dosłownie każdy inny. Długa, dosyć liniowa lokacja z nieprzyjaciółmi i nagrodą na końcu. Była też chyba ściana ze słowami mocy. Standard. Wydaje mi się też, że lochy w Skyrim "regenerują" się co kilka dni, więc nie ma w nich zwykle nic specjalnego. Unikatową cechą Labiryntionu było to, że gdy Ahirii zbliżyła się do wejścia, zmaterializowały się przed nią jakieś cztery zjawy. Były to duchy zmarłych: młody Aren z czasów zanim został rektorem, i jego drużyna poszukiwaczy przygód, wyprawiająca się do środka w celu... przykro mi, zbyt dużo czasu już minęło, bym pamiętał.

W środku lochu czaił się też kościany smok. Znajdował się w dużej komnacie, spoczywający w kawałkach na stosach kości poległych, a gdy wyczuł nadchodzącego podróżnika, zaczął samoczynnie składać się do kupy. A może pomyliło mi się z wejściem lodowego smoka Szafirona z Warcrafta. W każdym razie, komnata nieumarłego gada znajdowała się za niewielkim korytarzem, przez który nijak nie był w stanie się przecisnąć. Wiele przyzwanych atronachów poświęciło swoje życie, by umożliwić niezwykle powolne pokonanie potwora. Żywiołaki odwracały jego uwagę i konały w smoczym ogniu, podczas gdy Ahirii raziła go zza zasłony kulami ognia i pułapkami błyskawic.

Duchy Savosa Arena i jego drużyny pojawiały się wielokrotnie w trakcie przeprawy przez loch. Inscenizowały one historię grupy eksploratorów nieprzygotowanych na to, co czaiło się w labiryncie lata temu. W miarę przeprawy grupa Arena została nadwątlona do dwóch albo trzech osób pozostałych przy życiu. Na końcu lochu Ahirii zobaczyła, jaki los spotkał przynajmniej dwojga z nich: w ostatniej komnacie znajdował się licz imieniem Morokej, utrzymywany w ryzach przez zaklęcie podtrzymywane nieustannym wysiłkiem dwu niespokojnych dusz niegdyś żywych magów. Ich determinacja była godna podziwu, Kadżitka uznała jednak, że nadszedł czas, by odprawić je na wieczny spoczynek.

Boss lochu, Morokej, to niezły skurczybyk: posiada zaklęcie wysysające manę i zmieniające w jego energię życiową. Rzuca je cały czas, gdy nie ma już many na atronachy, kule ognia i inne czary ofensywne. Dużo kłopotu zajęło mi przemienienie go na powrót w kupę kości. Licz dzierżył laskę, której poszukiwali magowie z Zimowej Twierdzy: Laskę Magnusa, a także inny artefakt: Maskę Morokeja. Ta potężna maska wykrada duszę noszącego, ale w zamian znacznie zwiększa energię magiczną. Ahirii postanowiła nie akceptować tej wymiany.

Być może już wcześniej o tym wspominałem przy innej okazji. W Labiryntionie znadowało się laboratorium alchemiczne. Zrobiłem sobie małą przerwę w zwiedzaniu lochu, by nawarzyć wywarów. Jest to niezwykle dochodowe zajęcie. Proste napoje i mikstury z łatwością osiągają wartość rzędu 100 sztuk złota, a Khajiitka uzbierała tyle składników, że uwarzyła ich dziesiątki.

Przypadkiem odkryłem też coś jeszcze. Muzyka w Skyrimie jest dosyć mało zapadająca w pamięć, ale tworzy zwykle dobry, klimatyczny ambient. Jeśli się wsłuchacie, usłyszycie moment, w którym jeden utwór płynnie przechodzi w drugi. Przejście to czyni się jednak trochę mniej płynne, jeśli znajdziecie miejsce, w którym gra każe zmienić utwór:

<a href="http://www.youtube.com/watch?v=1QIBpkIoEbM" target="_blank">http://www.youtube.com/watch?v=1QIBpkIoEbM</a>

***



Po powrocie do Winterhold, zastałem gmach szkoły otoczoną jakiegoś rodzaju... magiczną barierą. Aaach... cóż to takiego?...



Mmm... dobre czasy.

Ancano zabarykadował się w szkole. Tym razem strzelanie w barierę z fajerboli/frostboltów nic nie daje. Tolfdir sugeruje, by użyć mocy Maski Magnusa. Jest obdarzona potężnym zaklęciem pozwalającym wysysać manę i zmieniać w życie, dokładnie tym, z którego korzystał Morokej.

Moc Laski podziałała, Tolfdir i Ahirii wkroczyli do głównego holu. Ancano nie miał ochoty na rozmowę. Wysoki elf jest ostatnim bossem tego wątku fabularnego a także niezłym skurczysynem. Unikatową cechą walki jest to, że Ancano jest niewrażliwy na obrażenia, dopóki Oko Magnusa jest otwarte. Ancano może porazić je błyskawicą, by rozłożyło się na poszczególne płatki krążące wokół ulokowanego wewnątrz wiru mistycznej energii. Naprawdę widowiskowo wygląda w tej formie i żałuję, że zapomniałem zrobić jej zrzut ekranu. Odkrycie, że należy szturchnąć Oko Laską, by na powrót je zamknąć, zajęło mi więcej czasu, niż chciałbym przyznać.

Ancano przez całą walkę miota zaklęciami. Chyba może też skończyć mu się mana, zaczyna wtedy machać pięściami. Gdy Oko jest otwarte, w holu pojawiają się agresywne ogniki, takie same, jakie wcześniej zaatakowały Zimową Twierdzę.

Ponieważ naprawdę chciałem znaleźć pokojowy sposób na zakończenie naszej małej utarczki o losy świata, udało mi się znaleźć sposób, by schować się i stracić z oczu thalmorskiego wysłannika, w okrężnym pomieszczeniu bez miejsc, w których można się ukryć. Okazuje się, że ogniki są wkurwione na wszystko i choć generalnie preferują wyżywać się na Khajiitach, inne żywe istoty są dla nich równie dobrym celem. Tolfdir jest obecny w trakcie walki jako żywy worek treningowy. Chociaż praktycznie nie czynił żadnej krzywdy swoimi zaklęciami ofensywnymi, wielokrotnie ocierał się o śmierć i czasami upadał, leczyłem wiernie mojego przełożonego, podczas gdy napastowało go sześć lub siedem wściekłych ogników jednocześnie.



Po bardzo długim czasie, Ancano padł martwy pod naporem ciosów wkurzonych mieszkańców krainy Magnusa. Jak na zawołanie w komnacie zmaterializował się jeden z Psijików. Co za...



Tolfdir? No powiedz mu coś. Czego ten dziwak ode mnie chce? Chyba mnie z tobą pomylił.

>Skąd wzięła się twoja pewność, że pokonam Ancano?

Quaranir: Widzimy wiele wspaniałych rzeczy ukrytych przed twoim wzrokiem. Od dawna wiedzieliśmy, że ci się uda.

>Co teraz robimy?

Quaranir: Masz teraz okazję kontynuować pracę na Akademii i wieść spokojne życie.

Następnie obok Kłaranira przeteleportowało się jeszcze dwóch-trzech Psijików. Quar stwierdził, że Oko Magnusa jest zbyt niebezpieczne, byśmy mogli się nim zajmować. Psijicy zdematerializowali się, zabierając artefakt ze sobą. Oddawajcie Oko, dranie!

Tolfdir, nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia?

Tolfdir: Wiedziałem, że ci się uda. Śmiem twierdzić, że Psijicowie mają rację. Moim zdaniem nikt bardziej nie zasługuje na zostanie arcymagiem.

...powierzanie zwierzchnictwa nad szkołą magicznemu dyletantowi brzmi jak ponury żart, ale nauczyciel musiał mówić poważnie, bo przekazał Ahirii ubrania zmarłego rektora i klucz do jego komnaty sypialnej. Lekcje zostały zawieszone bezterminowo, wszyscy zaczęli zwracać się do Khajiitki, jakby była arcymagiem. W ten oto pokrętny sposób zostałem relegowany ze studiów.



RIP, rektorze Savosie Arenie. Byłeś tak samo bezczynny, jak reszta ciała pedagogicznego, ale przynajmniej musiałeś zdobyłeś tytuł arcymaga ciężką pracą, a nie orzeczeniem jakichś super psycho-mnichów znikąd.

RIP również pani Mirabelle Ervine, która znajdowała się w ground zero w momencie wyparowania rektora. Ahirii dowiedziała się później, że opiekunka roku zginęła od poniesionych ran. Byłaś w porządku.

Szkoła znalazła się w prawie identycznym stanie, co przed studiami czarownicy. Kilka osób umarło, Oka Magnusa już nie ma, Tolfdir i inni zlecają chyba okazyjnie jakieś losowo generowane zadania.

Minęło jakieś osiem miesięcy od tamtych wydarzeń. Pozostawiłem moją komnatę w internacie Akademii Magii, wraz ze zgromadzonym tam skromnym prywatnym księgozbiorem, i wybrałem się w dalszą drogę, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Sprawdziłem "muzeum" Mistycznego Brzasku w Morningstar, malutką chatkę z paroma eksponatami tamtej organizacji. Kustosz ekspozycji polecił Ahirii znalezienie dla niego części potężnego daedrycznego artefaktu, Brzytwy Mehrunesa Dagona, broni o specjalnym znaczeniu dla kultu. Khajiitka przyniosła mu samą rękojeść, musi mu na razie wystarczyć.

Wspiąłem się na wzgórze opodal Winterhold, gdzie znajdował się gigantyczny posąg Azury. Czuwający u jej stóp mnich zaproponował mi znalezienie jej daedrycznego Artefaktu, Gwiazdy Azury. Pokazałem mu tabliczkę z napisem "może później".



Po drodze do Gwiazdy Zarannej, na kotkę napadła jakaś dziwna osobniczka... miała na sobie ten list. Czarny Sakrament... czy to ma coś wspólnego z Mrocznym Bractwem? Faktycznie jestem tępą istotą, nie mam bowiem pojęcia, komu Ahirii zaszła za skórę.



Podczas pobytu w Morningstar, Khajiitka pomogła starej alchemiczce odzyskać jakiś przedmiot zagubiony przez nią w nieodległym lochu. Dostała też widoczne na obrazku zlecenie, które chyba jest słynnym skyrimowym "Promienistym Zadaniem" (Radiant Quest) - jedną z ciągle odnawiających się losowych misji, dzieki którym prawdą jest stwierdzenie, że Skyrim ma nieskończoną liczbę questów.



Wreszcie czarownica udała się łodzią z Gwiazdy Zarannej (albo jakiejś nadmorskiej mieściny) do stolicy Niebobrzegu, Samotni, gdzie obejrzała egzekucję na żywo członka Gromopłaszczek. Ahirii nie interesuje się zbytnio polityką. Następnego dnia głowa Stormcloaka nadal turlała się po dziedzińcu, zapewne dzieci grały nią w piłkę nożną. Khajiitka popracowała chwilę dla lokalnej krawczyni (...? Ewentualnie "krawca(Samicy)".) jako modelka, prezentując jej wykwintne szaty przed samą przywódczynią miasta, której imię w tej chwili mi umyka.

Wreszcie przedsiębiorcza Khajiitka ogołociła wszystkie sklepy w mieście, sprzedając im swoje mikstury za tysiące sztuk złota. Postanowiła kupić sobie wierzchowca za niską cenę 1000 smoków, orientując się poniewczasie, że nie ma go gdzie zacumować i jest dla niej jedynie obciążeniem. Swoją małą fortunę przeznaczyła na wikt i opierunek w karczmie w Gwieździe Zarannej, gdzie spędziła wiele Masserów i Secund w izolacji od świata, nie pracując, nie ucząc się ani nie przyuczając do zawodu... Prawdę mówiąc, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić.



Na tobołku nadal ciążył jej ten wielki głaz, znaleziony chyba jeszcze w Czarnymgłazie. Przylepił się trwale do dna ekwipunku. Zupełnie, jakby jakieś dziwne przeznaczenie kazało Khajiitce nieść to brzemię... Ale może usunięciem go zajmę się innym razem.
« Ostatnia zmiana: Październik 23, 2016, 14:25:42 pm wysłana przez C »

mieszkaniec piwnicy ('''podziemia''')