Autor Wątek: Wakacje w Niebobrzegu: Elder Scrolls V  (Przeczytany 16973 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

C

  • Wiadomości: 1345
  • Masztalerz
Odp: Let's Play Skyrim by C
« Odpowiedź #30 dnia: Wrzesień 07, 2015, 23:05:35 pm »
Nie jestem pewien, o co dokładnie chodzi, ale wyrażam chęć!

Cytuj
LOL
>nawet poza ŚP Xeroloth roleplayuje jako swoja postać fantasy.bmp

...w sumie to samo mogę powiedzieć o mojej Khajiitce. :I



(łatwe) Przygody w Skyrim trwają dalej! Nie wiem, jak długo będą one dla was ciekawe, ale póki mnie one interesują, zamierzam je relacjonować. Nie zdecydowałem, którego rodzaju się trzymać w narracji.

Gdy się ocknęłam, byłam u wejścia do Komnaty Żywiołów, w której nasz wykładowca, Tolfdir, miał nam udzielić pierwszej lekcji. Niewiele z niej zapadło mi w pamięci za pierwszym razem. Być może to przez zmęczenie, w końcu od momentu wyruszenia z Ustronnego Strumyka nie dane mi było choćby się zdrzemnąć.



Było to przemówienie w stylu "nie nauczycie się prawdziwego czarowania". W porządku! Nikt nie powiedział że będzie łatwo, poświęcenie całego życia nauce brzmi, jak szczytny cel. Oczy kleiły mi się do snu, dlatego gdy pozostali zaczęli popędzać czarodzieja, by nas czegoś nauczył, a on zwrócił się ku mnie, burknęłam tępo, że nie wiem, co o tym myśleć.

Gdy aspirująca do rangi poważnego magicznego wymiatacza Khajiitka, zgodnie z kosmicznym skryptem zapisanym eony temu w Pradawnych Zwojach, została raz jeszcze wyznaczona na pomocnicę, zawahała się nieco, pamiętając dobrze, co stało się, gdy ostatnim razem próbowała przygotować zaklęcie magicznej tarczy. Tym razem jednak świat nie zatrzymał się w miejscu. Roztoczyłem przed sobą osłonę, Tolfdir rzucił wtedy we mnie jedną kulą ognia, a ta została odbita. Wow!

Było to wystarczająco dużo wrażeń dla nowicjuszy na jeden dzień. Na koniec zostaliśmy poproszeni, by na drugą lekcję nie zabierać podręczników i tornistrów, ponieważ miała odbyć się na dworze. Zajęcia praktyczne! Ahirii czuła przygodę nosem.

Torgil i bezimienna czarodziejka udali się do snu, podczas gdy moi pozostali dwaj koledzy z klasy, Jakmutam i J'zargo, postanowili stać jak pieńki w opustoszałej hali o nieboskiej godzinie. Czarownica postanowiła zamienić z nimi parę słów przed dobranocką, skupiając się oczywiście na Kadżicie.



Heh, powodzenia! (´・ω ・`)
J'zargo jest nieco naburmuszony i twierdzi, że nikt nie potrafi dotrzymać mu kroku. Przyznał się też, że wykorzysta wszystko, co pozwoli mu stać się lepszym, i najlepiej, jeśli będą to jakieś małe rzeczy, które łatwo schować do kieszeni i których zniknięcia nikt nie zauważy. Jeszcze tego nie wie, ale już jest u pani.

Przy okazji: tamte opcje dialogowe u altmerki strzegącej mostu do Winterhold College, te będące odpowiedziami na pytanie, co nas sprowadza do Akademii? Kompletnie bez znaczenia. Sprawdziłem. Każda wywołuje u niej nieco inną reakcję, ale ostatecznie nie ma chyba żadnego sposobu, by coś sknocić i uniemożliwić sobie dostanie się do uniwerku.

I jeszcze jedno: ciąg zadań od przejścia testów u pani pilnującej mostu aż do końca pierwszej lekcji ma w grze nazwę "Trudne początki". Mogę się zgodzić z tylko jednym z tych dwóch słów.

Trochę mierził mnie znacznik wskazujący w kierunku wyjścia z Akademii, gdzie miałem spotkać się z Toldirem i resztą...



Wyłączyłem ten wskaźnik by pozwolić sobie nieco pobłądzić.
Po pójściu spać do przydzielonego mi pokoju w Sali Osiągnięć, postanowiłem spędzić noc, rozglądając się po szkole. Zawiodłem się, gdy odkryłem, że niezbadana wcześniej przeze mnie Sala Spokoju była po prostu lustrzanym odbiciem mojego dormitorium. W każdym razie Ahirii miała okazję najeść się przy stołach z darmowym jedzeniem.

Jedyne miejsce w całym koledżu, które wygląda na takie, w którym mogłaby odbywać się nauka, to... Arcanaeum? W każdym razie jest to biblioteka. Zbiorów pilnuje chyba dzień i noc jakiś orsimer, który nie daje sobie w kaszę dmuchać i każe ci myć ręce przed dotknięciem jego książek albo spadać. Spoko typ.

Przyrzekłem sobie, że do biblioteki jeszcze kiedyś wrócę, ale może nieprędko, ponieważ lektura historii Cesarstwa zanudziła mnie na śmierć. Zbyt wielu Septimów i Nieseptimów się przez nią przewinęło.



Natomiast krótka historyjka, którą ktoś zostawił mi na stoliku przy łóżku była wcale ucieszna. Można ją interpretować na różne sposoby! Lubię sobie wyobrażać, że twarz Azury wyrażała takie zakłopotanie pomieszane ze złością, gdy nie udaje ci się coś, co według innych powinno ci przyjść bez problemu. :-[ + >:(

Podszedłem jeszcze do naszej opiekunki roku, by nakablować na kradziejskiego kolegę, nie miałem jednak takiej możliwości.



Jej postawa zadaje więcej pytań, niż udziela odpowiedzi: jeśli wszyscy mogą praktykować magię, to czemu nikt nie strzela ogniem z rąk, nie przywołuje atronachów czy nie wandalizuje ścian szkoły magicznymi runami?



W Gothicu magowie przynajmniej wyglądali, jakby się czymś ciągle zajmowali. :( To miejsce jest smutne.

Zanim sobie poszedłem, nauczyłem się od Faraldy paru zaklęć. Faralda to strzegąca mostu wysoka elfka wcześniej błędnie nazwana przeze mnie dunmerką. Najwidoczniej pilnowała go przede mną, bo po przepuszczeniu mnie opuściła swoje stanowisko i nigdy tam nie wróciła. Znam jej imię głównie dlatego, że specjalizuje się w czarach zniszczenia, użytecznych w poszukiwaniu przygód. Odnośnie run - pokazała mi, jak zostawiać bajeranckie runiczne tagi na ścianach i innych wybranych powierzchniach - gdy ktoś próbuje je usunąć, zostaje porażony prądem! Ktokolwiek jest woźnym w naszej szkole, będzie miał marnie. Jedyny problem w tym, że postawienie choćby jednej runy znacznie przekraczało moje możliwości. (Prawie 300 punktów many na runę, podczas gdy ja mogłem jej mieć co najwyżej 170...) Dowiedziałem się też, jak rzucać klasyczne fajerbole.

Nadeszła wreszcie pora na drugą lekcję. Chodząc po Akademii nigdzie nie znalazłam ani śladu Tolfdira i innych nowicjuszy. Opuszczając wioskę, nie bardzo wiedziałem, gdzie się udać. Ponownie wezbrała się zamieć śnieżna, co nie pomagało w nawigacji. Niedaleko za Zimową Twierdzą napadła mnie jakaś samotna bandytka z dwoma sztyletami żądająca mego złota. Zapłaciłem jej ulegle. Ile zabrała? Całość? Połowę? Nie, równo 200 smoków (miałem ich przy sobie chyba 1000).

Zainkasowawszy moje złoto, zaczęła gdzieś biec, ale dogonienie jej nie stanowiło problemu. Ahirii zdołała dobrać się do jej sakiewki i już miała dyskretnie odebrać swoje pieniądze, gdy statystyka opowiedziała się przeciwko niej (gra poinformowała mnie, że szansa na powodzenie wynosiła bodajże 30-50%) i zaalarmowana kobieta stwierdziła, że pora na dywan z kota. Wiele godzin ganiały za sobą w śnieżycy w jedną i w drugą stronę wzdłuż traktu prowadzącego do Winterhold - przebiegła czarownica znikała raz po raz i pojawiała się nagle tuż obok, próbując niezręcznie odzyskać swoje septimy. W końcu dopuściła się czynu nie do pomyślenia: zgładziła łotrzycę, by zabrać to, co jej, a następnie ruszyła w dalszą drogę. (Normalnie bym tego nie zrobił, ale mój młodszy brat przyszedł popatrzeć na to, jak  gram i chciałem go w ten sposób trochę bardziej zainteresować.)

W nawigacji pomagało mi nadprzyrodzone wyczucie kierunku, które zawsze ułatwiało mi zlokalizowanie przygód. Zawędrowałam do jakiegoś wykopaliska archeologicznego, prawdopodobnie założonego przez szkołę. Na miejscu zastałam stojącą sobie bezczynnie w zamieci resztę klasy.

- Kazałam na siebie czekać, co?




Nie mieliśmy się uczyć? Ach, nieważne...

Uuuuch, wykopaliska... Nasz nieodpowiedzialny nauczyciel zaprowadził nas w głąb groty pełnej ruin pranørskiej cywilizacji i zlecił nam poszukiwanie magicznych artefaktów. Wykorzystał nas jako świnki doświadczalne! Pierwszy wyglądający na magiczny przedmiot, jaki podniosłam, uruchomił pułapkę odcinającą mnie stalowymi prętami od pozostałych. Wykładowca nakierował mnie krok po kroku na rozwiązanie. Z jakiegoś powodu założenie tego artefaktu - amuletu - i rzucenie czaru ofensywnego w podest, z którego go zdjęłam, podniosło kratę i przy okazji wybiło sporych rozmiarów dziurę w ścianie, odsłaniając ukryte przejście.


Tolfdir wyraźnie się ożywił na widok odkrytego tunelu i poprosił uczennicę o towarzyszeniu mu w eksploracji. W środku czekały na nich nørse szkielety/zombi, które nie stanowiły żadnego wyzwania.



Chroniły one jakiegoś ołtarza, przed którym nagle zmaterializowało się widziadło przedstawiające się jako członek Zakonu Psijików. Szczerze mówiąc, zapomniałam, co miało do powiedzenia, byłam bowiem pewna, że zwracało się do Tolfdira, nie do mnie. Okazało się, że mój nauczyciel przez cały ten czas stał nieruchomo jak wryty, czekając na nie wiadomo co, a poinformowany o tym, co zobaczyłam, stwierdził, że niczego takiego nie widział. Pozornie nie potraktował mnie jak wariatkę, polecił mi jednak udać się w głąb krypty samej, obiecując, że dołączy od mnie trochę później.

Przygody... Przygody! Było ich co niemiara. Psijikowie są mistykami, a Mistycyzm jest szkołą magii, która chyba już w TES V nie istnieje, bo nie mogę jej znaleźć w drzewkach talentów.

Znalazłem natomiast to.



...

Ładne kręcone rogi.


Nie będę udawał, że draugry napotkane w wykopaliskach stanowiły jakiekolwiek zaskoczenie, ponieważ nimi najwidoczniej stoją nørdowe ruiny i są one alergiczne na życie. Chciałbym wiedzieć, co uniemożliwia im udanie się na spoczynek. Spalając ich kulami ognia, odkryłem sposób na używanie kosmicznie drogich run: ulokowałem punkt umiejętności zdobyty za osiągnięcie następnego poziomu w talencie zmniejszającym o połowę koszt niektórych czarów. Muszę powiedzieć, że runa błyskawic jest całkiem fajna. Kosztuje całą moją manę, ale można ją umieścić w dowolnym miejscu i zwabić w nią przeciwnika, by wyleciał w powietrze, podczas gdy my wracamy do ukrycia! Ahirii, doskonaląc swoje umiejętności skradania, nauczyła się też cichego turlania w przód, które od teraz jest moim ulubionym sposobem lokomocji.



Jak na ironię, niedługo potem w grobowcu napotkałam runy identyczne z moimi, służące jako pułapki na nam podobnych. Chociaż nauczyłam się lekkiego chodu na palcach właściwego niektórym Suthay-Raht, nie byłam w stanie przejść po niej bez detonowania jej. Strzeliłam parę razy z łuku w kierunku pieczęci, lecz moje strzały odbiły się od kamiennej podłogi...



...posłużyłam się zatem moją płomienną przyjaciółką z Otchłani, która zniosła porażające powitanie całkiem dobrze. :3

W pewnym momencie za plecami studentki, zgodnie z obietnicą, pojawił się Tolfdir... i od razu wszedł w jej runę błyskawic. Na szczęście dla niego, z niewiadomego mi powodu nie poskutkowało to wybuchem.

Zaraz potem spacerowym krokiem wkroczył na płytkę, której nie zauważyłem (posiadam umiejętność z drzewka skradania się, która sprawia, że postać nie uaktywnia już pułapek uruchamianych przez nadepnięcie na płytę naciskową) i prawie naszpikował nas oboje strzałami. Nauczyciel nie daje jednak Septimów o czyjekolwiek bezpieczeństwo.



Ze stoickim spokojem przyjął na siebie salwę pocisków i nawet nie drgnął, gdy parę z nich go trafiło. Zaświecił się tylko na pomarańczowo. Fajna magia.



Wkroczyliśmy do komnaty z... czymś, co wyglądało na ważne.



Strzegł go kolejny cierpiący na bezsenność nørdowy kadawer, który również wyglądał na ważnego. Z jakiegoś powodu znaliśmy jego imię, rzucał czary i otaczały go różne żywioły, oznaczające niewrażliwość na dany typ magii.



Zajęło to trochę biegania w kółko, ale Ahirii w końcu udało się skryć bezpiecznie w cieniu. Przez cały ten czas Tolfdir stał przy jasnoniebieskiej kuli i strzelał w nią swoim zaklęciem, co podobno miało w ogóle umożliwić atakowanie Jyrika Draugrussona. Miałem nadzieję, że w nagrodę za moją przebiegłość nauczyciel zajmie się draugrowym szefem, jednak chociaż jeden stał obok drugiego, kompletnie się ignorowali.



Gdy w końcu rozprawiłem się z wrednym żywym trupem, eksplodował i zaczął się palić. Mam tak wiele pytań...
Miałem nadzieję, że Tolfdir odpowie na chociaż jedno z nich, ale nie!


Powiedz mu, że odkryliśmy coś... Cóż, nie jestem pewien. Powiedzmy, że coś niezwykłego. Ewidentnie jest w tym coś magicznego, ale nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś takim. Powinno go to zainteresować.

Łał, dzięki za nic.



Miałem już wracać tą samą drogą, którą przyszedłem, gdy zauważyłem kolejne drzwi za lewitującą kulą tajemnic. A za nimi odkryłem...

Och, cóż to?


[przytłumiony nørse chorał w oddali]


[nørski chorał staje się intensywniejszy]


Chyba popełniam błąd.


Podobną ścianę widziałam w Czarnygłazie, aleghrlblbblll...


Døvåhkiin fħtăgn



Nadal nie mam pojęcia, co się z tym robi, ale nie sądzę, bym musiał długo czekać na instrukcje.
Zgodnie z przewidywaniami, za pokojem zawierającym Słowo Mocy i dużą skrzynię z łupami za ukończenie lochu znajdował się skrót pozwalający powrócić na początek instancji. Powłócząc nogami, zmęczona natłokiem przeżyć Ahirii ruszyła na piechotę z powrotem do Winterhold. Niedaleko wykopalisk para cesarskich żołnierzy rozprawiała się akurat z pozostałą przy życiu Grömøpłaszczką, rozpłaszczywszy uprzednio na ziemi jeszcze dwie. Nie interweniowałem i chwilę później potyczka się zakończyła. Burzokloaka zdołała zabrać ze sobą jednego żołnierza, nim bohatersko poległa. Ostatni pozostały przy życiu niefrasobliwie poinformował mnie, bym ruszała w drogę. I tak spieszyło mi się do domu.



Okazało się, że do wykopalisk doszłam nieco okrężną drogą. Z Zimowej Twierdzy biegła do nich w prawie prostej linii górska ścieżka. Mogłam była uniknąć konfrontacji z parą wiecznie głodnych lodowych wilków, które niemal mnie zagryzły i zmusiły do wypicia prawie wszystkich moich mikstur.

Może w drodze do akademii nie spotka mnie już żadna przygoda...




NIECH TO SZLAG

- Ach, list od jarla! Obracamy się w wysokich sferach, co?

Nie mam pojęcia, o czym mówisz :x



okażą się dla mnie cenne, w dzielnicy Falkret z
pewnością znajdzie się działka ziemi, którą
będziesz mieć możliwość zakupić.

Z niecierpliwością wyczekuję naszego spotkania.

Pozostaję z szacunkiem,

Jarl miasta Falkret, Siddgeir


Czuję się prześladowany. Czy ten koleś ma coś wspólnego ze zbirami z Górskiego Oka? :-\ Czego takiego właściwie dokonałem poza odzyskaniem jednego artefaktu dla sklepikarza na zadupiu? To wszystko nie ma sensu...

---

Garść statystyk:

Ahirii - Poziom 10 - Khajiit

Umiejętności:

Skradanie - 50
Zniszczenie - 30
Otwieranie zamków - 24
Zaklinanie - 23
Kradzież kieszonkowa - 22
Alchemia - 21

Reszta na poziomach 15 lub 20

Magia: 190/190 / Zdrowie: 110/110 / Kondycja: 120/120
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 08, 2015, 10:25:43 am wysłana przez C »

mieszkaniec piwnicy ('''podziemia''')

C

  • Wiadomości: 1345
  • Masztalerz
Opowieści z Niebobrzegu V - Fellglow Incident
« Odpowiedź #31 dnia: Wrzesień 10, 2015, 04:37:06 am »
Mam pytanie: graliście w Skyrima w wersji kinowej, czy z polskim dubbingiem? Ja wybrałem kinową, chociaż trochę teraz żałuję, bo każdą wypowiedź analizuję pod kątem różnic tłumaczenia w stosunku do tego, co jest mówione, a kontekst często mi umyka.

Bycie szlachcicem u jakiegoś lorda... Czy to żart? Kurier nie podśmiewał się ze mnie pod nosem, może uznał, że jego psikus nie jest zabawny. (A nie był.) Miałem ważniejsze sprawy na głowie. Rektor musiał wiedzieć o olbrzymiej runicznej kuli! Jego biuro normalnie jest zamknięte dla studentów zamkiem zabezpieczonym tak solidnie, że nie jest w stanie go otworzyć najlepszy wytrych, ale musiał coś przeczuwać, bo otworzył drzwi, gdy powróciłem do uczelni. Poinformowałem Arcymaga o tym, że znaleźliśmy w ruinach (których nazwa znów mi umyka...) pewne "coś". Chyba nawet nie odrywając nosa od jakiejś książki, którą czytał, zbył mnie poleceniem, bym sprawdził czy nie ma go w Arcanaeum.

Opowiedziałem bibliotekarzowi o lewitującej kuli, a ten polecił mi trzy książki mogące zawierać informacje na jej temat. Zupełnym przypadkiem złożyło się, że księgi ukradł niedawno jeden z uczniów. Chciał za ich pomocą wkupić się w łaski jakiejś obcej grupki magów przebywającej w niejakiej Twierdzy Zabójczego Światła. Nazwa spowodowała u mnie niekontrolowane zmrużenie oka. (Fellglow Keep) Nie dostałem żadnej innej pomocy, mój dziennik jedynie poradził mi, bym udał się do tego Zabójczego Światła i postarał się o zwrot ksiąg. Westchnąłem, odwróciłem się i w milczeniu odszedłem od kontuaru. Na wyjściu zaczepił mnie thalmorski wysłannik imieniem Ancano, który był na tyle ważny, że mogłem prawie każdą osobę w akademii spytać, co o nim myśli. Jest nieco szorstki w obyciu, ale wygląda na uczciwego altmera, zatem gdy spytał się mnie o to, co znaleźliśmy w Sarthaal, powiedziałem mu prawdę (z jakiegoś powodu gra dała mi opcję zatajenia przed nim faktów).

W tym miejscu zakończyła się moja poprzednia sesja w grze. Khajiitka złożyła głowę do snu w swojej komnacie w Sali Osiągnięć, by nabyć sił na nadchodzącą wyprawę...

W tym miejscu chciałbym wspomnieć o pewnej modyfikacji, którą poczyniłem w pliku konfiguracyjnym gry w folderze Dokumenty\my games\Skyrim\SkyrimPrefs.ini:



Wyłączyłem już wcześniej lewitujące znaczniki na kompasie i w świecie gry, kierujące mnie dokładnie w stronę kolejnego celu, ale by jeszcze mniej czuć się prowadzonym za rękę, ustawiłem opcję "bShowQuestMarkers" na 0. Dzięki tej zmianie niezależnie od tego, czy dane zadanie jest śledzone w naszym dzienniku czy nie, na mapie nie pojawiają się strzałki naprowadzające i w klasycznym, morrowindowym stylu jest ona jedynie listą lokacji, o których usłyszeliśmy - po najechaniu na nazwę interesującego nas miejsca, nie zostaniemy od razu poinformowani, że mamy tam biznes do załatwienia w ramach questa i musimy nadal się upewnić w (mocno uproszczonym) kajeciku. Polecam tę zmianę. Rozważałem też ukrycie całego kompasu wiecznie znajdującego się w górnej części ekranu, ale za bardzo brakowałoby mi funkcji radaru wskazującego na pobliskie cele, które idą dać kotu po buzi albo szukają źródła podejrzanego dźwięku.

Wstałam o zachodzie słońca. Godzinę później byłam ubrana, najedzona i gotowa do drogi. Dzisiejsza noc miała być pozbawiona przygód.

Gdy opuszczałam mury akademii, znów padał śnieg. Podbiegłam do patrolującego uliczkę nocnego stróża i uśmiechnęłam się porozumiewawczo, wyjmując z torby słodką bułkę. Postanowiłam potowarzyszyć mu w patrolu do końca drogi. Żołnierz powiedział mi, że w odległej mieścinie organizowali się łowcy wampirów i chciałby do nich dołączyć.

- Taa, te wammiry... - wypaplałam wesoło, ciesząc się, że zwyczajnie mogłam mu towarzyszyć i nikt niczego ode mnie nie chciał.
(W tym momencie dziennik sam się zaktualizował z informacją o tym, gdzie dokładnie szukać tych gości.)

Nie postawiłam jednak dziesięciu kroków, gdy...



Nieomal zakrztusiłam się bułką.
- Nie interesuje mnie to, dzięki.


To polowanie mogło się beze mnie obyć. Durak burknął, że wampiry na mnie nie zaczekają - i bardzo dobrze. Niech sobie rosną, ja tutaj tylko studiuję. Polecił jednak, bym udał się do jakiegoś miasteczka na południowy wschód od Górskiego Strumyka, gdybym zmienił zdanie.

Przeprawa do Twierdzy Zabójczego Świtu trwała bardzo długo. Po drodze kilkukrotnie atakowały mnie lodowe wilki. Z ciekawostek: natknąłem się gdzieś na kościotrupa leżącego na samotnym katafalku na środku okrytego śniegiem wzgórza. Obok niego leżała książka, którą głodna wiedzy kotka postanowiła porwać dla siebie. Truposz i tak pewnie już zdążył ją przeczytać. Jednak gdy sięgnęła po znajdujący się obok mieszek - o nie, tego było o wiele za dużo. Kościści kumple zmarłego (może strażnicy pieniędzy, którzy trochę zbyt żarliwie starali się wypełniać swoje obowiązki stania na straży) powstali z ziemi i postanowili dać śmierdzącej złodziejce nauczkę. Niedługo po tym, gdy stracili ją z oczu, panowie kościeje z ferajny Kostka przypomnieli sobie, że nie mają już mięśni ani jakichkolwiek organów i spontanicznie się rozpadli.

Gdy wstało słońce, mijałem jakąś małą warownię nieprzyjaznych magów w czarnych szatach. Nagle - niespodzianka! Obserwując obwarowania z oddali, zauważyłem przeciągającą się walkę przy bramie. Jakaś biedna dusza przechodząc, została wzięta za napastnika i zaatakowana. Błyskawice, strzały i lodowe kolce mknęły w jej kierunku dobrą minutę, postanowiłem zatem sprawdzić, o co chodzi.

Był to ten burak Durak, od Porannej Straży, Obrońców Świtu! Co za niespodzianka! Chociaż oddzieliłem się od niego w Winterhold i podążałem bezdrożami, jakimś cudem nasze ścieżki spotkały się akurat w tym miejscu. Rewelacja, świetna sprawa. W Gothicu podróżujący NPC teleportowali się, gdy tylko oddaliliśmy się od nich na odpowiedni dystans. Durak jest być może łowcą wampirów, ale zdecydowanie nie radzi sobie z ludźmi i szkieletami ponieważ sterczało z niego kilka olbrzymich lodowych sopli, zaś on sam stał przyparty plecami do ściany, niemrawo broniąc się powolnymi strzałami z kuszy.

Nie mam dobrego zrzutu ekranu, ale widać go (słabo) po prawej stronie tutaj:


W końcu ork upadł... ale jakoś odnalazł w sobie siłę, by znów wstać i po jakimś czasie wreszcie rozprawił się z napastnikami, po czym kontynuował swą podróż, jakby nigdy nic. Ahirii przez cały ten czas robiła wielkie oczy ze zdziwienia. Chciała go spytać, czy nic mu nie jest, jednak nie miał jej zupełnie nic nowego do powiedzenia. Pewnie nadal był w szoku wywołanym przez odmrożenie i utratę krwi.

Bystra czarodziejka udała się w dalszą drogę. Napatoczyła się na most zwieńczony wieżą strażniczą rojący się od bandytów, którzy prędko ją przegonili. Spotkała też rannego kota szablokłego wielkiego jak niedźwiedź - te bestie są niebezpieczne. Doszła do wieży na jej kompasie... która po wnikliwej inspekcji okazała się nie być tą wieżą na kompasie, której poszukiwała. Nim dostała się do Twierdzy Zabójczego Światła, musiał minąć chyba okrągły dzień, bo gdy wreszcie ujrzała zabudowania na szczycie góry, powoli już zmierzchało.

Strzegąca wejścia para magów z atronachem ognia była bardzo terytorialna albo paranoiczna. Ahirii uciekała z podkulonym ogonem przed salwami magicznych płomieni. Chciała już dać sobie spokój, gdy oczyma duszy zobaczyła smutnego nauczyciela na próżno starającego się pojąć naturę kamiennej sfery. Kara za niezwrócone książki musiała być zapłacona. Zauważono mnie o wiele za dużo razy, nim dostałem się do frontowych drzwi, które zresztą okazały się zamknięte na wytrychoodporny zamek. Uciekając od magów po raz n-ty, natknąłem się na wędrownego bandytę, a zwiewając przed nim, napatoczyła się przede mną jeszcze jedna rozbójniczka z łukiem. Ogólnie rzecz biorąc, moja misja dostania się do środka miała bardzo niewiele wspólnego ze szpiegostwem.

Wstawał ranek, a ja nadal byłem w punkcie wyjścia. Atronach ognia został zabity, gdy goniąc Khajiita zauważył pałętającego się w pobliżu nørskiego myśliwego z psem. Pełna nienawiści do wszelkiego istnienia demoniczna istota zgładziła czworonoga jedną celną kulą ognia. Ahirii chciała zapobiec dalszemu rozlewowi krwi i opowiedziała się po stronie łowcy, nie zdołała jednak go ochronić. W pewnym momencie, nawet nie wiem kiedy, czarodziejka w czarnej szacie patrolująca główne wejście dokądś sobie poszła i już nie wróciła. Może zmartwiło ją zniknięcie atronacha? Przemknąłem się pod nosem ostatniego pozostałego na miejscu stróża i odkryłem tylne wejście do Twierdzy.

Jeśli myśleliście, że powyższe przygody były nieprzyjemne, to to jest nic. Twierdza Zabójczego Światła... fiuuu, ta twierdza... Pierwsza napotkana w środku osoba poszczuła mnie swoimi udomowionymi pająkami. Absolutnie wszyscy w środku chcieli się ze mną bić. Czy mojej czarownicy aż tak źle z oczu patrzy? Dwoiła się i troiła, by nie przeszkadzać rezydentom Twierdzy w pracy, w końcu była tutaj z pokojową misją, by odzyskać trzy książki. Pozwoliła sobie jednak przywłaszczać co cenniejsze bibeloty z sakiewek mijanych czarodziejów i czarodziejek, a także z ich szaf i skrzyń - w ramach zapłaty za skrajny brak gościnności okazany jej przez straż na powierzchni.

Chciałbym w tym miejscu zauważyć, że ta Twierdza jest absolutnie ogromna! Jest kompletną szkołą, mogącą śmiało rywalizować z akademią w Zimowej Twierdzy. Minąłem chyba czterdziestu czy pięćdziesięciu magów. Mają klatki z wampirami! Salę, w której uczą się biologii na zwłokach! Coś w stylu strzelnicy, gdzie rzucają fajerbolami w cel! Nie dziwię się, że postanowili opuścić Winterhold, tutaj przynajmniej coś się dzieje! Naprawdę uprawiają tam magię i naukę! Dlaczego nie można do nich przyłączyć?

Szkoła jest podzielona na lochy i twierdzę właściwą. Przedarcie się przez nią cało zajęło grubo ponad dwie godziny. Ahirii nie wiedziała, które trzy książki były do zwrotu, pakowała więc do torby dosłownie każde napotkane tomiszcze, które jeszcze dało się odczytać. (Brak biblioteki bowiem odbił się fatalnie na stanie ich zbiorów: znaczna część z nich była zbyt zniszczona, by móc je czytać.) W więzieniu spotkała czarodzieja w stroju uczniów Winterhold, który okazał się złodziejem książek. Podobno miał być trzymany jako przyszły obiekt eksperymentów. Mówił coś o jakiejś Zaklinaczce. Przezorna kotka pozostawiła go za kratkami do momentu odzyskania skradzionych wolumenów.

W końcu dostała się do pomieszczenia wyglądającego na ważne.



- Ja nie... poczekaj, co? - Ahirii była zafrasowana i wyjaśniła, że po prostu przyszła po skradzione księgi.

- Przychodzisz tu, zabijasz moich pomocników, niszczysz moją pracę... Jestem poirytowana i nie wydaje mi się, bym zechciała ci coś dawać.

- Lodowe pająki były twoimi pomocnikami? :o

Poprosiłem jeszcze raz, tym razem grzecznie, o zwrot książek.

- Już za późno na grzeczności - odparła Zaklinaczka. Postanowiłem przerwać rozmowę i wycofać się, ponieważ wyraźnie nie miała nastroju. Gdy wcisnąłem Tab, by wyjść z trybu konwersacji nie wybierając innych opcji proszenia o księgi (zawierających chyba zastraszanie, wezwanie do walki i postawę neutralną), kobieta krzyknęła coś w stylu, że mam tupet, by przychodzić do niej i próbować odejść, ale przerwała natychmiast, gdy postawiłem pół - nie, ćwierć kroku do tyłu na ugiętych kolanach. Drzwi za moimi plecami były zamknięte na klucz, jak i drugie wyjście z komnaty, za Zaklinaczką. Dyskretnie zabrałem wszystkie trzy tomy i zajrzałem do kieszeni baby, lecz gra wyraźnie chciała, by przelała się krew. Boss musiał zostać pokonany.

Przywołałem atronacha ognia. Musiałem to zrobić dwa razy, ponieważ po minucie przywołana bestia znika, ale moja koleżanka bez trudu rozprawiła się z Szefową (oraz jej własnym atronachem). A to oznaczało... że teraz ja byłem szefową! A nawet kimś lepszym. Wielką Szefową.



(Po wykonanej misji Wielka Szefowa powróciła do lochów, by uwolnić kolegę z akademii w Winterhold. Kolega podziękował, wyszedł, zamordował stróża aresztu podczas gdy Ahirii zamknęła otwartą przez niego klatkę z psami więziennymi, po czym pobiegł w głąb Twierdzy, gdzie prawdopodobnie zginął.)
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 14, 2015, 21:20:48 pm wysłana przez C »

mieszkaniec piwnicy ('''podziemia''')

xeroloth

  • Wiadomości: 1297
  • Mistrz
Odp: Odp: TES V Skyrim
« Odpowiedź #32 dnia: Wrzesień 10, 2015, 09:34:06 am »
dwa posty wyżej...

(click to show/hide)
post wyżej...
Cytuj
Mam pytanie: graliście w Skyrima w wersji kinowej, czy z polskim dubbingiem? Ja wybrałem kinową, chociaż trochę teraz żałuję, bo każdą wypowiedź analizuję pod kątem różnic tłumaczenia w stosunku do tego, co jest mówione, a kontekst często mi umyka.
Ja tam grałem na polskim dubbingu, uważam, że jest bardzo dobry i nie zasługuje by go wyłączać.


Pozwoliłem sobie dodać taga coby Ce mógł sam zdecydować czy chce poznać szczegóły pierwszego questa fabularnego - Da Flad

czy ja wiem czy to takie szczegóły, napisałem tylko cel tego zadania :P do szczegółów tu sporo brakuje
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 10, 2015, 11:52:29 am wysłana przez xeroloth »

Najlepszy Gladiator ŚP * Mistrz Gladiatorów ŚP
Kronikarz Podziemia * Kowal Podziemia

Barneyek

  • Wiadomości: 899
  • Niebieski Kot Klasztorny
Odp: Odp: TES V Skyrim
« Odpowiedź #33 dnia: Wrzesień 10, 2015, 11:45:20 am »
Również polecam wersję dubbingową, chyba że ktoś ma dużą alergię na spolszczenia nazw miejscowości.

Jeśli Ahirii postanowi nieco częściej odwiedzać okolice fortu Kastav (bo, o ile mnie wzrok nie myli, on to widnieje na tym screenie)
(click to show/hide)

to czekam z utęsknieniem na obserwacje dotyczące spontanicznych deszczów martwych koni, z jakich słynie ten rejon :^}

No chyba, że zdarza się to jedynie mnie. Byłoby szkoda :3
Milion Lat W Lochu

xeroloth

  • Wiadomości: 1297
  • Mistrz
Odp: Odp: TES V Skyrim
« Odpowiedź #34 dnia: Wrzesień 10, 2015, 11:50:57 am »
Cytuj
to czekam z utęsknieniem na obserwacje dotyczące spontanicznych deszczów martwych koni, z jakich słynie ten rejon :^}

No chyba, że zdarza się to jedynie mnie. Byłoby szkoda :3
Mi parę razy zdarzało się zobaczyć mamuta spadającego z nieba. :P Ale nie pamiętam w jakich to okolicach było

Najlepszy Gladiator ŚP * Mistrz Gladiatorów ŚP
Kronikarz Podziemia * Kowal Podziemia

Barneyek

  • Wiadomości: 899
  • Niebieski Kot Klasztorny
Odp: Odp: TES V Skyrim
« Odpowiedź #35 dnia: Wrzesień 10, 2015, 12:02:59 pm »
Mamuty też, ale akurat te konie przy Kastav to u mnie prawie za każdym razem :D
Milion Lat W Lochu

Carduin

  • Wiadomości: 312
  • Requiescat in pace
Odp: Odp: TES V Skyrim
« Odpowiedź #36 dnia: Wrzesień 11, 2015, 23:37:56 pm »
Mi parę razy zdarzało się zobaczyć mamuta spadającego z nieba. :P Ale nie pamiętam w jakich to okolicach było

Mi toże, konia nigdy.

Mamuta kilka razy widziałem polując na smoki przy tzw. "szczytach".
P.A 65%

Sentenza

  • Administracja
  • Wiadomości: 6306
  • demigod
Odp: Odp: TES V Skyrim
« Odpowiedź #37 dnia: Wrzesień 12, 2015, 10:09:31 am »
swoją drogą, z drobnym poślizgiem, ale piewrwsza część "meanwhile, in skyrim..." jest już na głównej - http://rpg-center.pl/felietony-eseje/meanwhile-skyrim

Wielki Czarny Mistrz Podziemia
Znawca Podziemi * Strateg Podziemia * Generał Podziemia * usw.
Nowy, lepszy MoG ver. 2.01b

Non nobis Domine, non nobis, sed nomini tuo da gloriam!

Maniaks

  • Wiadomości: 1208
Odp: Odp: TES V Skyrim
« Odpowiedź #38 dnia: Wrzesień 12, 2015, 15:19:49 pm »
Ale chyba pominąłeś wstęp, bo wcześniej jeszcze coś CyCu wrzucał :)
Podziemie - Akolita

Dobry Mudżyn! Z Afrika!
 

Sentenza

  • Administracja
  • Wiadomości: 6306
  • demigod
Odp: Odp: TES V Skyrim
« Odpowiedź #39 dnia: Wrzesień 12, 2015, 16:01:09 pm »
jak już to Dollan :P Ale ta, ścięliśmy to co tyczyło się interfejsu i takich pierdółek, bo to nie miało wiele wspólnego z relacją

Wielki Czarny Mistrz Podziemia
Znawca Podziemi * Strateg Podziemia * Generał Podziemia * usw.
Nowy, lepszy MoG ver. 2.01b

Non nobis Domine, non nobis, sed nomini tuo da gloriam!

Maniaks

  • Wiadomości: 1208
Odp: Odp: TES V Skyrim
« Odpowiedź #40 dnia: Wrzesień 13, 2015, 23:08:28 pm »
Ale jednak wg mnie warto byłoby to wrzucić, bo może miało to mało wspólnego, nie tyle co z relacją, a z klimatem, ale powinno być, bo tak z dupy się to wszystko zaczyna :D
Podziemie - Akolita

Dobry Mudżyn! Z Afrika!
 

C

  • Wiadomości: 1345
  • Masztalerz
Odp: Odp: TES V Skyrim
« Odpowiedź #41 dnia: Wrzesień 14, 2015, 00:19:15 am »
To chyba był Fort Kastav, nie jestem pewien. Byłem tylko przejazdem. Czy spadające zwierzęta mają jakieś uzasadnienie w lore? Czy Fort jest lub był kiedyś miejscem lokalnego kultu Sheogoratha?

Odnośnie posta Xerolotha - wolałbym, żebyście mi nie wyjawiali informacji o zadaniach z głównego wątku fabularnego. Używajcie wyraźnie oznaczonych tagów [spoiler], jeśli chcecie podyskutować o czymś, czego znajomość mogłaby psuć mi zabawę.

Czy ktoś czyta wersję na wortalu? Jak dla mnie powinna być co najwyżej krótką zajawką z jakimś interesującym wycinkiem i linkiem do tematu. Rzuciłem okiem na drugi epizod. Formatowanie jest słabo odwzorowane, brakuje komentarzy luźniej związanych z grą i początku przygody. Wersja na forum jest lepsza pod każdym względem. :3

Dzik & Sent poprosili TheFlooda, by przeniósł moje wiadomości do osobnego wątku. Dałem mu znać, by zawarł tam też pierwszą część relacji i komentarze. Gdy to zrobi, zrestrukturyzuję nieco pierwszego posta i będziemy mogli kontynuować, zaś w temacie o Skyrimie można będzie po staremu toczyć ogólnoskajrimową dyskusję.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 14, 2015, 00:23:30 am wysłana przez C »

mieszkaniec piwnicy ('''podziemia''')

Sentenza

  • Administracja
  • Wiadomości: 6306
  • demigod
Odp: Wakacje w Niebobrzegu: Elder Scrolls V
« Odpowiedź #42 dnia: Wrzesień 14, 2015, 09:19:07 am »
tbh to nie wersja na portal  jest słaba, tylko już forumowa drugiej części była chujowa przez nadmiar obrazków które i tak nic nie wnosiły, zmuszałem się by dobrnąć do końca. Lepiej wychodzą ci te full text, rly.

A czy ktoś czytał to nie wiem, były prośby, to wrzuciliśmy, bardziej chodziło o to by być z wątkiem na bieżąco. W jakiej formie to robić to też kwestia do dyskusji, póki co szukaliśmy stylu

Wielki Czarny Mistrz Podziemia
Znawca Podziemi * Strateg Podziemia * Generał Podziemia * usw.
Nowy, lepszy MoG ver. 2.01b

Non nobis Domine, non nobis, sed nomini tuo da gloriam!

C

  • Wiadomości: 1345
  • Masztalerz
Skyrim, odcinek 5: Z nosem w książkach
« Odpowiedź #43 dnia: Wrzesień 14, 2015, 22:24:02 pm »
Bycie szefową nie jest łatwe. Skrajnie wyczerpana Khajiitka dowlokła się bezpieczną drogą do Winterhold. Dzieki Bogom, żadna przygodna nie zastąpiła jej drogi. Była jedynie świadkiem ataku dwóch kotów szablozębnych na gigantycznego mamuta, który bez problemu rozprawił się z drapieżcami. Narażając własne bezpieczeństwo, zbliżyła się do niego, ale na szczęście olbrzym okazał się łagodny. Widocznie nie uznał trzeciego kota za zagrożenie.

(Chciałbym w tym miejscu wspomnieć, że wiem, jak korzystać z funkcji szybkiej podróży - i obrałem sobie za cel w ogóle jej nie używać. Chętnie złapię jakiś międzymiastowy powóz konny, jeśli gdzieś zauważę, ale nie sądzę, że przemierzanie znanych ścieżek jest elementem gry, który można po prostu z niej całkowicie wyciąć bez ujmy na jej uroku.)

Po przekroczeniu bram Akademii, Ahirii natychmiast skierowała się do łóżka...



Niestety! Do jej pokoju przypałętał się kot i usadowił się na jej krześle, żując jej chleb. J'Zalgo prosił o przysługę, coś o zwojach z zaklęciami. Dziewczyna pokazała mu drzwi.

Następnego dnia czarownica wypakowała z torby książki, które przywłaszczyła sobie z Twierdzy Fellglow. Były ich dziesiątki. Zostały powpychane do szaf. Dziewczyna przyrzekła sobie, że postara się je przeczytać. Przed powrotem do Arcanaeum przekartkowała każdą z trzech poszukiwanych ksiąg - nie zapadły jej specjalnie w pamięć. Jedna z nich traktowała o wydarzeniu zapisanym w kartach historii jako Noc Łez - ataku wysokich elfów na Saarthal, chyba w poszukiwaniu największej na Tamriel kuli dyskotekowej. Pozostałe dwie knigi traktowały bodajże odpowiednio o Zakonie Psijików na niewidzialnej wyspie Artaeum i samym artefakcie, nazwanym Okiem Magnusa. Bibliotekarz mruknął parę słów o pierwszej książce, po czym poprosił mnie, bym porozmawiał na ten temat z moim wykładowcą.

Zastałam Tolfdira w głównym holu. Okazało się, że zdołał wraz z pozostałymi czterema osobami przyturlać wielotonową kulę z jej miejsca spoczynku aż do Akademii, i zainstalować ją nad magiczną latarnią/punktem ogniskującym magii. Profesor miał mi do powiedzenia parę słów na temat niezwykłości kuli, gdy dołączył do nas thalmorski wysłannik Ancano i poprosił, bym poszła za nim.



Nie "chyba". Nikt nie ma już żadnego szacunku do uczonych

Zaprowadzono mnie do komnaty rektora, gdzie czekał na mnie osobnik w stroju identycznym z tym, który nosiła zjawa, która nawiedziła mnie w Saarthal. Przedstawił się jako mnich z Zakonu Psijików, a następnie użył swojego niedostępnego w grze zaklęcia ze szkoły mistycyzmu, by zamrozić czas wokół Ahirii. (Dosłownie - powietrze wokół stało się tak mroźne, że wewnątrz zaczęło śnieżyć.) Czarownica trzęsła się z zimna, słuchając o tym, jak niebezpieczne jest Oko Magnusa i jak wielka katastrofa nawiedzi Akademię przez nadużycie go. Nie pamiętam już, jak uargumentował poinformowanie o swoich obawach tylko mnie, ale niechęć Ancano do Psijików miała z tym coś wspólnego. Czuję się grany jak pionek w jakiejś większej grze.

Psijik kazał mi odnaleźć Oświeconego Skądś Tam. Rektor, Arcymag Aren, poprosił mnie, bym NIE pytał profesora Tolfdira na jego temat, więc zrobiłem mu wbrew. Tolfdir skierował mnie do Śmietniska pod Akademią, znanego też jako Mødding (Midden). Przyznam, że odkrycie tego miejsca zajęło mi trochę szukania. Ahirii ogarnął dziwny chłód (ekran z jakiegoś powodu błysnął na niebiesko i rozległ się dziwny dźwięk), gdy znalazła się w pobliżu wejścia do Mødding, co naprowadziło ją na jego trop. Byłem naprawdę zaskoczony, gdy odnalazłem nie jedno, a dwa zejścia do tamtego miejsca. Para małych drewnianych włazów w podłodze - jeden w jednej z sal internatu, drugi na końcu korytarzu okalającego główny plac. Czy one zawsze tam były, czy może pojawiały się jedynie dla tych, którzy ich poszukiwali?

Schodząc w głąb Śmietniska, byłem całkowicie pewien, że prawdziwe było drugie stwierdzenie - to miejsce było nadnaturalnego pochodzenia. Składało się z przyobleczonych w nieliczne murowane struktury korytarzy będących dziurami w solidnie sprasowanym śniegu i wyglądało na opuszczone lata temu. Gdyby drzwi do tego miejsca znajdowały się tam, gdzie je znalazłem cały czas, z pewnością magowie z Winterhold zbadali i zagospodarowaliby je lata temu. Dlaczego nikt nie wiedział o tym, gdzie ono jest?

Przyznaję, że w tym momencie po raz pierwszy obleciał mnie strach. Midden było niepokojąco puste. Po podłodze walało się sporo kości. Poczułem klimat Wieży Mgieł z pierwszego Gothica - miejsca niezwiązanego z żadnym zadaniem, kompletnie na uboczu, zapomnianego przez Bogów i ludzi jednako, niby upiorny miraż prześladujący umysł nieszczęśnika który je widział - połączonego z aurą katakumb klasztornych z Gothica 2; lochu zapieczętowanego, ukrytego przed wszystkimi. Śmietnisko było właśnie tego typu lokacją. Schodziłem coraz niżej z duszą na ramieniu, oczekując, że zza któregoś rogu wreszcie wyłoni się koszmar. Pradawna daedra uwięziona w labiryncie przez starożytnych, a może przykuta do Tamriel przez przerażone jej niszczycielską potęgą ośmioro Bóstw. Czyha tuż za rogiem. Najpierw będzie się mną bawić jak kot zdobyczą - rozczłonkuje mnie powoli i brutalnie, wygotuje moją krew i spali umysł na pył, po czym rozrzuci moje kości, by były przestrogą dla wszystkich poza innymi nierozważnymi, głupiutkimi młodziakami składanymi w ofierze przez tajne stowarzyszenie demonologów z Winterhold. Grali mną, Wielką Szefową, jak cholernymi skrzypkami. Psijikowie, Saarthal, Oko Magnusa - wszystko było tylko diabolicznie przebiegłą iluzją. Myślicie że czemu Akademia miała tak niewielu nowych uczniów?

Śmietniska strzegło tylko kilka zjaw i szkieletów, mieszkała tem też para jaskiniowych pająków. Zstępowałam niżej, do miejsca zwanego Mrokiem Mødding. Przywitała mnie makabryczna instalacja naścienna złożona z ludzkiej czaszki ukoronowanej wianuszkiem ramion szkieletu. Oczekując na cios, który miał nieuchronnie nadejść, znajdowałam coraz dziwniejsze rzeczy. Magiczny podest zwany Kuźnią Atronachów w jaskini wyglądającej na kryjówkę jakiegoś maga. Znaleziony przeze mnie notatnik zdradzał, że Kuźnia była istotnie ołtarzem ofiarnym mającym moc przyciągania z Otchłani wściekłych daedr. Dlaczego ktokolwiek miałby chcieć to robić zamiast korzystać z popularnych zaklęć przywołań? Czmychnęłam stamtąd czym prędzej, by uniknąć stania się kolejną ofiarą. Dalej, na kolumience po środku owalnej komnaty znajdował się artefakt w kształcie rękawicy z czarnej stali. Obeszłam go szerokim łukiem. W końcu dotarłam do zamkniętych drzwi. W lodowej grocie rozległ się upiorny głos, który zjeżył mi włos na grzbiecie. Drzwi się otwarły...

Stanęłam oko w oko z bestią zwaną Augurem z Dunlain.


Oświecony z Dunlain był gigantycznym ognikiem, stworzeniem z czystej energii większym od Kadżitki i od Oka Magnusa. Podobno był kiedyś zwykłym człowiekiem lub merem. Mówił coś o katastrofie, o tym, że wiedza i jej poszukiwanie jest szkodliwe i prowadzi do zniszczenia. Wspomniał, że Ahirii jest ciekawa, bo nie podąża niczyją ścieżką, a jedynie jest kierowana przez innych, być może jak wieczna dziewczynka na posyłki albo kosmiczna marionetka. Bąknął też coś o Lasce Magnusa, ale byłem zbyt spanikowany, by słuchać uważnie. Gdy uznał, że nie ma mi już nic do powiedzenia, zniknął bez śladu.

Wracałam z powrotem na powierzchnię z krainy zmarłych szybkim i niepewnym krokiem, z duszą na ramieniu. Lada moment zastępy nieumarłych miały powstać z grobów, by zeskrobać ze mnie niepotrzebny tłuszcz, skórę i mięso, i powitać mnie w swym gronie, dbając o to, by tajemnica Midden nigdy nie wydostała się na światło dzienne. Miałam serce w przełyku, lecz nic mi się nie stało.

Dosyć było tych przygód na jakiś czas. Chociaż należałam do grona studentów Akademii, do tej pory byłam tylko na jednej lekcji. Postanowiłam szukać wiedzy na własną rękę, ignorując przestrogi Augura.


Spędziłem parę dni, wałęsając się po Akademii. Nie powróciłem już do Mødding, natomiast wyciągnąłem z szafki parę ksiąg z wielkiej kopy, którą przytaszczyłem z Fellglow... Zabójczego Światła... Złowieszczego Świecenia... nieważne.

Przeczytałem parokrotnie "Wrota Otchłani" opowiadające o podróży potężnego maga do królestw daedrycznych książąt. Wyglądało na autentyczne zapiski. Zdaje się istnieć sposób na przeniknięcie do światów daedrycznych książąt, w tym do Apokryfii, wymiaru Hermaeusa Mory. Jest ona ogromnym księgozbiorem pełnym wszelkiej wiedzy. Chciałbym się tam dostać. Albo do Moonshadow, przepięknego królestwa Azury, która jest łaskawym demonem, choć może nałożyć na ciebie klątwę, jeśli jesteś krasnoludem i spróbujesz ją przechytrzyć. Natomiast wolałbym unikać domeny Molag Bala, Króla Gwałtu, będącej mroczną wersją Nirn umazaną krwią i odchodami. Świat Nokturny/Nocnicy to senny koszmar, dość nieprzyjemne miejsce. Kraina Malacatha, pana zdrady i cierpienia, jest dosłownie mgławicą pyłu unoszącego się w próżni, trudno o bardziej niegościnne środowisko. Niestety książka nie podaje łatwych sposobów na przeniknięcie do różnych kieszeni Otchłani. Wspomina wprawdzie o osiągnięciu CHIM i przestaniu istnieć tu, a pojawić tam, ale jest to poza moimi możliwościami. Osobą, która nauczyła maga podróży między planami istnienia za pomocą serii portali do różnych światów był niejaki Divayth Fyr. Gdybym tylko był w stanie się z nim spotkać... Jest też Weyrowa Brama prowadząca do obecnie zrujnowanej Bitewnej Iglicy (Battlespire) - szkoły magów bitewnych znajdującej się na na wąskiej granicy pomiędzy naszym światem a Otchłanią. Autor wspomina o próbach użycia Bramy do przedostania się na drugą stronę, ale według jego odkryć wraz z upadkiem Wieży Bitewnej utraciła ona połączenie z zewnętrznymi wymiarami.

Książka "De Rerum Direnni" była interesująca ze względu na to, że zawierała w sobie parę receptur alchemicznych - wykorzystałem wampirzy pył w Fellglow, by stać się na mgnienie oka niewidzialnym i przemknąć się przez parę ciasnych miejsc, dlatego doceniłem opowieść o jednym ze starych magów wywodzącym się z potężnego altmerskiego rodu Dirennich. Wykorzystał on swoją wiedzę alchemiczną, by uwarzyć dla mieszkańców swojej wioski wywar niewidzialności którego składnikiem był wampirzy pył, by dać im szansę odparcia ataku watahy rozbójników.

"Galerion Mistyk" i chyba jeszcze jakaś inna, opowiadała, ogólnie rzecz biorąc, o Zakonie Psijików, z którego przedstawicielami Ahirii miała ostatnio do czynienia. Psijikowie wyglądają na organizację potężnych mnichów-mistyków mającą bardzo egalitarne podejście do użycia magii i chcącej rozpowszechniać umiejętności korzystania z jej. Ich zakon znajduje się na ukrytej przed wzrokiem wyspie Artaeum gdzieś w archipelagu Summerset będącym domem wysokich elfów. Ponoć jest ona istną utopią. Mam wrażenie, że ci Psijikowie są dobrymi gościami.

Wreszcie "Król Żebraków" był historią z pierwszej ery, kiedy daedry wciąż kroczyły między ludźmi, nim zostały wypędzone do Otchłani. Jakiś człowiek lub mer napotkał pewnego dnia w trakcie swoich podróży... jak ona miała na imię... Vaerminę? W każdym razie panią chorób, nocy, pająków, owadów i wszystkiego, co odrażające, wyglądającej na trędowatą, chorowitą żebraczkę. Chcąc zyskać sławę i chwałę, przez 33 dni podążał za nią, na próżno prosząc o szansę zostania jej uczniem, aż jego ubrania skończyły w łachmanach, zaś on zachorował i stracił głos. Wtedy pozyskał od niej błogosławieństwa bycia niezauważonym wedle uznania, wzbudzania litości u innych i nieustannego cierpienia na przynajmniej jedną chorobę z widocznymi objawami. Tak narodził się król żebraków, który wiedział dzięki swojej niepozorności wszystko o wszystkich, a jego godny politowania wygląd zapewniał mu nieustanny strumień jałmużn. Daedry są przewrotne.

Ach, czytałem też "Mity o Sheogoracie". Pieprzyć tego gościa. Pan szaleństwa i sztuki, i najgorszy daedryczny książę. Tfu! Bycie losowym i nieprzewidywalnym nie czyni osoby zwariowaną.

Obserwując codzienne życie bywalców Akademii, doszedłem do wniosku, że jednak okazyjnie czymś się zajmują. J'Zargo i ten drugi czasem przychodzą do Komnaty Żywiołów, by miotać w jedno miejsce jednego witraża zaklęciami ofensywnymi.

W tym miejscu należy wspomnieć, że coś dziwnego stało się po powrocie z Fellglow ale przed wyprawą do Midden: z jakiegoś powodu energia magiczna Ahirii zaczęła się regenerować w zawrotnym tempie. Lista aktywnych efektów magicznych głosiła: "premia do regeneracji many +25pkt na 2 godziny". Dwie godziny czasu rzeczywistego! Niezwykle potężny efekt i bardzo użyteczny, gdyż w normalnych warunkach, w trakcie walki, mana regeneruje się może w tempie 2-3 punktów na sekundę. Może było to wywołane dotknięciem przeze mnie Oka Magnusa? Gdy zostało przeniesione do holu Akademii, po podejściu do niego pojawia się funkcja "Użyj", która nie przynosi żadnych widocznych efektów. Nie udało mi się odświeżyć zaklęcia regeneracji many. W chwili pisania tej notki zostało mi jeszcze 15 minut czasu trwania. Sprawdzę później, czy dotknięcie Oka po wygaśnięciu czaru nałoży na mnie ten efekt.

"Czym w końcu jest Oko Magnusa?" - moglibyście spytać. Zabawne, że o tym wspominacie! Gdy obserwowałem J'zargo i kolegę bawiących się zaklęciami, w pewnym momencie trochę po czternastej Sala Żywiołów zaczęła wypełniać się ludźmi. Niejaki Phinis (jeden z nauczycieli z Winterhold) zaczął przemówienie zaczynające się od "W tym momencie chciałbym powiedzieć kilka słów na temat zasad rządzących Akademią." Powinienem był nie przestawać trzymać palca na przycisku Print Screen, bo niespodziewanie zaczął mówić nie o zasadach, a o Oku! Powiedział, że Magnus jest Bogiem całej magii! W takim razie jego Oko musi być naprawdę potężnym artefaktem. Co ono robiło w Saarthal?

Interesujący fragment przemówienia: "Zasugerowano nam, że przedmiot ten stanowi bramę do królestwa Aetheriusa, ale nie ma żadnych dowodó na potwierdzenie lub obalenie tej tezy. Wysunięto tezę, że przedmiot stanowi całość Aurbisa w zamkniętej przestrzeni materialnej. To by oczywiście oznaczało, że Tamriel, a w zasadzie cały Mundus, jest w istocie zamknięty wewnątrz kuli."

Łał... to bardzo dużo terminów z kosmologii świata Elder Scrolls. Myślę, że to dobry moment, bym podzielił się z wami mapą Koła istnienia, którą znalazłem jakiś czas temu na forach obrazkowych i którą posiłkuję się od czasu do czasu (uwaga, jest dosyć dużych wymiarów, kliknijcie, by zobaczyć wersję pełnowymiarową):



Ta aktualizacja robi się naprawdę przydługawa, więc będę skracał. Pomogłem koleżance z roku ćwiczyć zaklęcia, będąc kotem doświadczalnym. Użyła na mnie oskryptowanych zaklęć ze szkoły Iluzji, by przemienić mnie w jaka, owcę i psa. Szkoda, że nie dane mi będzie odwdzięczyć się jej pięknym za nadobne. Zrobiła też coś z moimi oczami, przez co przez resztę dnia widziałem na zielono. Hej, co by się stało, gdyby dodatkowo uaktywnić moją kadżicką noktowizję?



AAAAAAIEEEH TO PIECZE

Poszedłem do Arcymaga Arena z wieściami na temat tego, co znalazłem w Midden. Miał mnie kompletnie w poważaniu i uznał, że nie pomoże mi w poszukiwaniu Laski Magnusa. Nic nowego... :-\ Docenił jednak moją inicjatywę (?) i dał mi w nagrodę uroczy diadem, który sam dawniej nosił, gdy był urodziwym dunmerskim chłopcem brykającym beztrosko w sukience. Ahirii przyjęła diadem z wdzięcznością i postanowiła zmienić swój ubiór.



Nie.

O możliwej lokacji Laski wiedziała Mirabelle, opiekunka roku. Mówiła coś o... Konsorcjium? Dominium? Ach, o Synodzie, kolejnej organizacji magów, chyba Cesarskich. Powiedziała mi, bym udała się do miejsca zwanego Mzulft. Nie dała mi wytycznych, jak tam dotrzeć, za to oznaczyła je na mojej mapie.


Hmm, szkoda, że nie korzystam z nazw na mapie i mam wyłączone znaczniki wskazujące mój następny cel. Szkoła Iluzji ma zaklęcie Jasnowidzenia, które nie ma żadnego kosztu mana i wskazuje drogę do celu, ale myślę, że nie chcę za często z niego korzystać. Nie każdy błądzi, kto wędruje. Nie wszystko złoto, co się świeci. Łyżka nie istnieje.



Może Mzulft jest tą czarną ikonką na zachód? Nie może być za daleko od Winterhold. Nie urodziłem się wczoraj, przeczytałem parę książek i wiem, że coś o takiej nazwie musi być krasnoludzkimi ruinami. Nie wiem tylko, czy znajdę je na wybrzeżu, ale możemy sprawdzić.

Ku przygodzie!
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 16, 2015, 19:10:51 pm wysłana przez C »

mieszkaniec piwnicy ('''podziemia''')

C

  • Wiadomości: 1345
  • Masztalerz
Skyrim, ep. 6: Droga do Mzulft
« Odpowiedź #44 dnia: Październik 28, 2015, 22:24:20 pm »
Więc ukończyłem wątek Gildii Magów i nie jest tak, że przestałem grać, jak uczynił Sentenza. Po prostu miałem ponadmiesięczną przerwę, bo... no, Undertale i inne rzeczy do roboty...

Dobra, co do diaska? Co to właściwie miało być? Ahirii obecnie od tygodni wynajmuje pokój w karczmie w Gwieździe Zarannej, wychodząc tylko po to, by coś zjeść. Od ostatniej aktualizacji wydarzyło się naprawdę dużo rzeczy, które wywróciło jej świat do góry nogami, niczego paradoksalnie nie zmieniając...? Jeszcze raz, po kolei, od początku.

Strażnicy Winterhold zaczęli traktować ją jak złodziejkę; choć niczego w mieście nie ukradła, stróż warknął do niej, by trzymała łapy przy sobie. Khajiitka postanowiła więc, gdy ten się odwrócił, dla zabawy podwędzić mu przypasany sztylet, którego i tak nie używał. Jednak ręka się jej omsknęła i przypadkiem zabrała mu też pochodnię, którą on akurat trzymał w ręce przed sobą. Żadnej reakcji! Kroczył przed siebie w ciemnościach, jakby nigdy nic. Czarownicy zrobiło się go przykro, więc ukradkiem wsadziła mu rozpaloną pochodnię do kieszeni. Strażnik bez słowa ją wyciągnął i wziął w garść. Dziwne.

Następnie młoda czarodziejka udała się ku przygodzie!



Cóóóóż... Okazało się, że opiekunka roku nie pokwapiła się oznaczyć krasnoludzkich ruin na mapie. Dla przypomnienia: Ahirii umyślnie postanowiła odciąć się od swojego zmysłu przygody (znacznika prowadzącego ją do celu). Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, że inni wiedzą w jakiś sposób o jej niezwykłej zdolności, bo nie tylko nie oznaczają celu zadania na mapie, nie udzielają też żadnych wskazówek, jak do niego dojść. Włóczyłaby się tygodniami, gdyby nie przezornie wyuczone się przed wyruszeniem w drogę zaklęcie jasnowidzenia wskazujące drogę do celu. Teraz serio: czy ktokolwiek kiedykolwiek z niego korzystał, grając normalnie?

Droga do Mzulft to linia 3. na mapce. Jasnowidzenie jest naprawdę prymitywnym zaklęciem i potrafi prowadzić jedynie wzdłuż istniejących ścieżek. O wiele lepiej by się sprawdzało, gdyby po prostu wskazywało kierunek w linii prostej.

Jaskinia na końcu linii 1. okazała się małym nørsk kurhanem. Kocica napotkała w jaskini pod nim duchy bardzo drażliwych kobiet, które chociaż nie były materialne i dzierżyły tylko jakieś kiepskie stalowe sztylety, zadawały swoimi atakami nieproporcjonalnie poważne rany. Hmm. Okazało się, z porozrzucanych w środku zeszytów, że jaskinię upodobał sobie jakiś aspołeczny czarodziej, który porywał dziewki i zabijał, by ożywić ich duchy. Niestety odesłałem kilka jego upiornych waifu, nim zorientowałem się, co się święciło, ale na szczęście nadal zostawiłem w jego haremie jakieś 4-5, plus trzy kobiece trupy w prywatnym loszku. Bardzo szanuję piwniczny styl życia, postanowiłem więc nekrokuca i jego oblubienice pozostawić w spokoju.

Gdy Wielka Szefowa wkradła się do komnat mieszkalnych młodziaka, by z ciekawości zajrzeć mu do skrzyni, okazało się, że zastana tam magiczna laska była przedmiotem, o którego odzyskanie poprosił taki jeden szemrany student z Winterhold opylający na uboczu różne dobra. Kompletnie o tym zapomniałem, ale studenciak pożałował sprzedania artefaktu nieprzystosowanemu społecznie loserowi, więc poprosił Ahirii o przysługę. "Nagrodą" miało być oddanie amuletu, który sprzedał mu Onmund (kolega Ahirii z roku), po czym zorientował się, że rozstawanie się z rodzinną pamiątką o wartości sentymentalnej jest złym pomysłem, jednocześnie kupiec z jakiegoś powodu nie zezwolił na zwyczajne odkupienie bibelotu. No dobra. :I TAK CZY SIAK, fan kształtnych bezcielesnych kobiet miał w swojej kanciapie zaklętą laskę wraz z jej dokładną kopią, a Khajiitka zabrała sobie tylko jedną z nich, więc technicznie rzecz biorąc to nie jest kradzież, p-pr-prawda?

Linia 2 zaprowadziła czarownicę do rozbitego statku. Koczował przy nim Argonianin. Pierwszy napotkany jaszczuroczłek w Skyrim! Nie miał Ahirii absolutnie nic do powiedzenia. Siedział na krzesełku na śnieżycy, mając przed sobą stolik pełen drogocennych kamieni szlachetnych. Argonianie są dziwni.

Wreszcie linia numer trzy była pełna przygód... Uuuuch...



Och, zapomniałem o jednej rzeczy: w siedzibie necROMANCEra leżał też jakiś dwudziestościan foremny zwany Latarnią Meridii. Gdy Ahirii umieściła go w swojej torbie, z wnętrza przedmiotu ozwał się kobiecy głos i zwrócił się do niej. Na szczęście nikt poza kotką zdawał się go nie słyszeć. Powiedział coś o górze Kilkret i uczynieniu ciała Khajiitki instrumentem oczyszczającego światła???? Hurra, więcej przygód na później.

W dłuuuugiej drodze do Mzulft, Ahirii natrafiła na coś w stylu mamuciej przełęczy? Gromada rozbójników atakowała jakiegoś jötunna i jego oswojonego mamuta, lecz gigant szybko się z nimi rozprawił i ruszył, rozwścieczony, na przechodzącą obok Kadżitkę. Jednym ciosem zgniótł przywołanego do obrony atronacha ognia na dopalającą się miazgę. Dziewczyna miała naprawdę dosyć różnych bestii próbujących ją zabić, więc z zimną krwią upolowała ettina wraz ze zwierzakiem... co zajęło bardzo długi czas, gdyż magiczne kule ognia ledwie ich łaskotały.

Następny po drodze był wędrowny ork-handlarz używkami. Zaproponował dziewczynie swoje dobra, nie oferując jednak darmowej próbki. Ahirii zapytała go, mrugając porozumiewawczo, czy to aby nie jest nielegalne. Orsimer nie był jednak w nastroju do żartów i rzucił się na nią z pięściami, biorąc ją za wtykę. Khajiitka wymknęła się bez trudu, ale nim ruszyła w dalszą drogę, postanowiła opróżnić jego kieszenie w ramach rekompensaty za napaść. Zdobyła parę  garści księżycowego cukru, parę butelek Skoomy i dwie flaszki soku śpiącego drewna. Była tak zmęczona, że postanowiła nieco się zabawić. Księżycowy cukier i Skooma nie przyniosły żadnego efektu. Soczek natomiast...



Był całkiem miły.

Jednak narkotyczny trip wycieńczył czarownicę do granic wytrzymałości. Całe szczęście, widoczna na obrazku chatka okazała się przydrożną oberżą, stojącą samotnie pośród gór i drzew. Kotka zamówiła pokój i, półprzytomna, spytała jeszcze o najnowsze plotki. Właściciel przybytku opowiedział coś o osobie mieszkającej w Riften, dysponującej mocą zmiany twarzy innych osób. Musiała być naprawdę silna.

Następnego dnia Ahirii udała się w dalszą drogę i napotkała łowców wampirów goniących jakiegoś krwiopijcę. Nazwali się łowcami daedr. Pod wieczór, po chyba tygodniu podróży, Khajiitka dobrnęła w końcu do krasnoludzkich ruin.

Więc Synod, ta gromada Cesarskich (?) magów mających posiadać informacje na temat Laski Magnusa? Cokolwiek robili w ruinach, lodowe elfy przyszły i wyrżnęły ich w pień. Wielcy magowie! Na domiar złego, dwemerowe automatyczne konstrukty nadal były sprawne. W środku uwiły też sobie leże dysponujące śmiertelnie groźną trucizną robaki-ludojady zwane chaurusami. Na końcu olbrzymich ruin ukrył się ostatni pozostały przy życiu mag Synodu, który bardziej od śmierci swoich przyjaciół przejmował się uaktywnieniem dziwnej maszyny zwanej pryzmaskopem. Pomogłem mu w dostrojeniu maszyny w zamian za informacje na temat laski. (Jest to jeden z nielicznych momentów w łańcuchu zadań szkoły czarodziejstwa w którym trzeba używać zaklęć, by przejść dalej. Najbardziej podstawowych zaklęć ofensywnych, których może nauczyć się ktokolwiek. Nie, nie wiem, czemu akurat zaklęcia zimna i ognia są konieczne do obrotu szklanych soczewek w pryzmaskopie. I tak, księgi pozwalające nauczyć się wymaganych zaklęć znajdują się w tym samym pomieszczeniu.)

Maszyna krasnoludów okazała się automagicznym skanerem potężnych źródeł energii. Po zogniskowaniu soczewek w odpowiedni sposób, na ścianie powstała mapa sporej części Tamriel z zaznaczonymi paroma miejscami. Jeden punkt wskazywał na Winterhold, gdzie trzymaliśmy Oko Magnusa. Drugie - bardziej na południowy zachód. Mag poinformował mnie, że oznaczona lokacja zwie się Labiryntionem, jest kolejną opuszczoną ruiną pełną niebezpieczeństw i na jej końcu znajdę poszukiwaną Laskę.

Ku przygodzie
« Ostatnia zmiana: Październik 28, 2015, 22:26:17 pm wysłana przez C »

mieszkaniec piwnicy ('''podziemia''')