Po krótkim oczekiwaniu Dassanar opuścił wreszcie miecz i schował go na powrót do pochwy, niemal tak samo szybko, jak go wcześniej wyjął. Następnie zmierzył wzrokiem najpierw jednego królewicza, a potem drugiego. Nim zaczął mówić, pozwolił, by adrenalina nieco mu odpłynęła, wciąż jednak zachowując instynktownie jako taką gotowość.
- Rozumiem, że to ostatni raz, kiedy to robicie - powiedział wreszcie zimnym głosem. - Bo przyznam, że nie jestem pewien, czy po raz kolejny mi się jednak ręka nie omsknie na którymś z was bądź obu. A zapewniam, że w przypadku jakiejkolwiek oznaki buntu mam pełne prawo was od tak zakatrupić. Zapamiętajcie to, w razie gdyby któremuś wpadł podobnie głupi pomysł. Jesteśmy na misji, a takie działania mogą wpędzić wszystkich do grobu. Jeżeli miałbym poświęcić dwójkę niesfornych rekrutów dla dobra ogółu, zrobię to bez chwili zwłoki. Nie miejcie złudzeń, że będziecie mieć jakiekolwiek szanse w takiej sytuacji, i cieszcie się, że w ogóle prowadzę jakąś dyskusję, choć sam chyba nie do końca rozumiem, czemu. Ale może się jeszcze do czegoś przydacie...
Słysząc, że jego grupa podjęła rozmowy z dziećmi, postanowił zaczekać i nie wchodzić w to, samemu zaś ochłonąć. Rezultaty były natychmiastowe, bo dziwnym młodym ludziom szybko rozplątały się języki.
- Dobra, idziemy w tamtą stronę - zdecydował. - Sprawdzić tych... "smutnych panów". I tak za długo już zamarudziliśmy - dał znak, po czym wskazał na Elero i Barnabasa. - Wy dwaj idziecie po bokach kawałeczek przede mną. Chcę mieć na was oko, bo możemy mieć potencjalne starcie. Kass, Rodrik, jesteście za mną jako wsparcie dystansowe. W ten sposób ustawimy się w coś w rodzaju czworoboku, ze mną jako punktem wysuniętym nieco naprzód - skinął im, by ruszyli, obserwując otoczenie i zachowując w razie czego gotowość do ataku - wiedział bowiem, że jego potencjalnym przeciwnikiem nie jest tylko ktoś z zewnątrz, ale nawet niezdyscyplinowani członkowie jego własnej drużyny. "I to tyle, jeżeli chodzi o spokojny powrót w znajome tereny...".
Rolled 1d20 : 20, total 20