Dassnar:
Wszyscy twoi podkomendni rozproszyli się. Sam uciekłeś na bezpieczną odległość w lewo. Barnabas zniknął ci z oczu. Przed tobą był Konrad.
Kassler:
Ruszyłeś z kopyta w tym samym kierunku co łucznik, w lewo. Pociągnąłeś za sobą Barnabasa. Po chwili odwróciłeś się, nikt za wami nie biegł.
Barnabas: Chciałeś biec za Dassanarem, jednak czyjaś ręka pociągnęła cię w inną stronę. Do bliżej położonej alejki, pies był tuż przy Tobie.
Rodrik: Uciekłeś w tym samym kierunku co elfka, w uliczkę z której wcześniej wyszedł Barnabas. Minąłeś mocno zmasakrowane ciało kultysty.
Ziemia zatrzęsła się, ułamek sekundy później usłyszeliście głośny grzmot. Fala uderzeniowa odrzuciła was, bądź sami odruchowo padliście. Pył był wszędzie, nikomu nic się nie stało. Co najwyżej lekkie obtłuczenia.
Legio: Wszystkie butelki były puste, na stole były tylko ogórki. Wziąłeś kolejnego, po czym podszedłeś do uchylonej kraty. Pierwsze wrażenie "składzik". Wszedłeś do środka. Zamknięta beczka, kilka glewi, stojak z zardzewiałymi mieczami. W kacie dostrzegłeś swój drewniany kostur, obok leżał łuk Wardasza i kołczan. Rozglądałeś się dalej, cały wasz ekwipunek z którym was schwytano. Obok znajdowały się cudze rzeczy, głównie torby. W poszukiwaniu żarcia otworzyłeś pierwszą z nich. Znajdujesz skręt z liści chimaginy, wszędzie rozpoznałbyś ten zapach. Trochę stary, ale powinien zachować przynajmniej część właściwości.