No skoro mają być roleplaye to robię drugie podejście (aczkolwiek Borderlands technicznie rzecz biorąc kwalifikuje się jako rpg)
Dogmeat z Fallouta. Damn that monster. Zguba mutantów, radskorpionów i deathclawów, power armor to dla niego gryzaczek. Jedyne czego się boi to pola energetyczne w Mariposa Military Base, po za tym największy madafaka na całych pustkowiach. Zarówno bawi, jak i uczy: dzięki niemu zrozumiesz czym jest miłość do zwierząt.
Szczucie nim dzieci w The Hub included.
Sulik z Fallout 2. Jego specjalizacją jest walka wręcz, ale uwielbia też krótką broń palną. Jak mu dasz broń z burst fire to zostaje przyczyną wielu dziesiątek głupich zgonów Twojej postaci. Jak się nudzisz to powróży Ci ze swojej kości w nosie, po prostu człowiek-orkiestra.
ZOSTAW TEN PISTOLET MASZYNOWY TY WIOSKOWY BRUDASIE
Pariah Dog. Taki trochę negatywny odpowiednik Dogmeata: sprawia, że szanse krytycznej porażki WSZYSTKICH dookoła znacząco rosną. Innymi słowy, walka zamienia się w hilarious pokaz samobójczych postrzałów, eksplodujących w rękach karabinów i pistoletowych zamków wbijających się w czoła. Będziesz ginął A LOT.
Ponadto nie można się go pozbyć - na początku każdej walki ucieka (przed Tobą też), ma dużą inicjatywę i sporo punktów ruchu. Ubicie Pariah Doga to satysfakcja porównywalna jedynie z wbiciem kodami Wrzodowi 50 lvlu i ubraniem go w pancerz z magicznej rudy, żeby okładał przeciwników pięściami.