Miałam nadzieję na grę równie dobrą jak Deus Ex: HR, a wyszło coś na poziomie nowego Hitmana: z jednej strony nie mogę powiedzieć, że jest to gra zła i niegrywalna, z drugiej - gameplayowi brakuje trochę iskry, a monotonia dopada szybko. Tu i ówdzie zalatuje zmarnowanym potencjałem, bo:
- Garrett potrafi skakać tylko w miejscach oznaczonych przez twórców. Niepojęta dla mnie decyzja designerska w momencie, gdy gramy super zwinnym złodziejem, starannie eksplorującym otoczenie i próbującym wykorzystać jego elementy na swoją korzyść. Moment wnerwu totalnego przypadł na QTE w willi architekta, gdzie ścigający strażnicy dopadli mnie po raz n-ty, bo nie byłam w stanie przeskoczyć niskiego stołu - dopiero potem połapałam się, że podchodzę do stołu pod innym kątem, niż życzyli sobie tego twórcy i dlatego przycisk skoku nie działał. No żesz...
- Lokacje są na ogół nieduże i korytarzowate, a miasto pocięte na wiele małych, wczytujących się co chwila części. Nawet jeśli włamiemy się komuś przez okno do mieszkania, na ogół czeka tam na nas tylko kilka monet i pustka. Przeciwnicy też nie byli jakoś specjalnie zróżnicowani: gość z mieczem, gość z kuszą i pieski. Mało zróżnicowanego podłoża - pamiętam, jak w trzecim Thiefie specjalnie kombinowałam trasy, by tu przebiec po dywanie, tam po trawie i za wszelką cenę unikać głośnej metalowej kraty. Oprawa graficzna wydała mi się trochę monotonna: wszystko przyciemnione, zdesaturowane, z partiklami pyłu zmniejszającego widoczność i takim se designem. Tylko podziemne opuszczone miasto zrobiło na mnie wrażenie.
- Nie za bardzo mogłam kupić klimat i fabułę gry. Poprzednie Thiefy miały swoje własne, unikalne i ciekawe uniwersum, które w najnowszej odsłonie próbowano chyba na siłę dopasować do Dishonored, ze słabym skutkiem. Epidemia, trupy na ulicach, jakiś konflikty polityczny - za mało immersyjnie było to podane, by mnie obchodziło. Garrett stał się trochę emo, a Erin zapamiętałam jako jedną z najgorszych kreacji żeńskich w grach - potrafi zniechęcić do gry już na poziomie tutoriala, bitchując w każdym checkpointcie i jak powyżej, jej los był mi obojętny.
W nowego Thief grałam 9h, dochodząc do ~3/4 gry. Wtedy dostałam od mojego lubego grę Styx: Master of Shadows i tu czekało na mnie pozytywne zaskoczenie: ogromne level, klimatyczne lokacje, ciekawe umiejętności i wrogowie oraz badassowy protagonista-goblin (ta gra zasługuje na osobny temat). Do Thiefa raczej wracać nie zamierzam