Ta gra oficjalnie nie figuruje jako cRPG, tylko survival horror, ale skoro "Deus Ex" jest w tym dziale, to "Dying Light" też może. Łączy bowiem otwarty świat, zadania poboczne, system rozwoju postaci (drzewko umiejętności i mechanizm rozwoju siły i zwinności podobny do tego z serii TES), system doświadczenia, crafting i kilka innych rpgowych elementów. Poza tym wygląda jak połączenie "Mirror's Edge" i "Dead Island", zresztą to gra twórców tej drugiej produkcji. Stworzyli ją Polacy z Techlandu, niejako rzucając rękawicę CD Projekt Red i ich "Wiedźminowi".
Fabuła skupia się wokół fikcyjnego miasta Harran, które ogarnęła epidemia nieznanego wirusa. Zarażeni po pewnym czasie przemieniają się w zombie, ale takie na kształt "Resident Evil", czyli w różnych odmianach zależnie od stadium choroby. Najbardziej zmutowani osobnicy pojawiają się dopiero po zmroku. Miasto zostało objęte kwarantanną, wokół niego wzniesiono mur, by zapobiec rozprzestrzenianiu się zarazy. Wszystkie łodzie wypływające z portu są posyłane na dno. GRE (
Global Relief Effort, pol. Globalny Resort Epidemiologiczny) regularnie przeprowadza zrzuty żywności, zapasów i antyzyny, substancji spowalniającej rozwój choroby. Nietrudno się domyślić, że antyzyna jest w Harran zdecydowanie najcenniejszym towarem.
Sterujemy w widoku FPP agentem GRE, który nazywa się Kyle Crane. Jak nietrudno się domyślić, mamy uratować świat. Tak się bowiem złożyło, że lokalny polityk obwinił GRE za śmierć swojego brata i wszedł w posiadanie pliku, który może pomóc znaleźć lek przeciw wirusowi, ale w obecnej, niedokończonej postaci może zostać użyty jako narzędzie masowej zagłady. Crane zostaje więc zrzucony w sam środek Harranu, gdzie zostaje ugryziony przez zombie, a potem uratowany przez dwójkę "biegaczy" z pobliskiej grupy ocalałych skupionych w budynku zwanym Wieżą. Gdy zostaje opatrzony, rozpoczyna śledztwo, nie zdradzając nikomu swoich prawdziwych zamiarów.
Graliście? Planujecie zagrać? Jak wrażenia lub oczekiwania?