No dobra, Saitama Run był w miarę mało ciekawy i nie dotrwałem do końca, ale w pewnym momencie robi się interesująco, gdy Lobos znów wyciąga Cheat Engine, by sprawdzić, czy da się zabić Seatha Bezłuskiego, spotykając go po raz pierwszy w Książęcych Archiwach. (Nie da się. Nawet gdy uderzy się go za 999999999999 punktów obrażeń, on nie umrze i po prostu szybko się zregeneruje.)
Dosłownie nie mogę przestać robić facetów o kobiecych twarzach.
A zbroja rozbójnika wygląda po prostu świetnie, chociaż nie na grubych kałdunach.
Więc, co zrobiłem? To jest mój kleryk na poziomie startowym (soul level 2 dla kleryka). Chciałem powtórzyć mój poprzedni wyczyn i móc sobie biegać jaszczurką na niskich poziomach, czyli zdobyć 30 łusek i udać się do Wielkiego Wydrążonego Pnia. Poprzednią postać trochę zepsułem, dając jej bardzo dużo punktów siły na starcie. Plan był taki, by tym razem w ogóle nie rozwijać statystyk.
Jednocześnie nie chciałem znów spędzać ośmiu godzin na farmieniu łusek, więc powiem wam, co zrobiłem i dlaczego. Myślałem sobie, by po prostu użyć Cheat Engine i dać sobie te łuski, ale znalazłem lepszą metodę. W skrócie: Złoty Pierścień Chciwego Węża. Miałem nadzieję, że droga nadłożona by go zdobyć zwróci mi się w skróconym czasie farmienia. Powiem tak: poprzednia próba zajęła mi dziesięć godzin, z czego dwie spędziłem na dostanie się do Andre i zdobycie Pierścienia Wilka. Natomiast moja nowa zajęła tylko sześć, chociaż musiałem odwiedzić o wiele więcej miejsc. Jest to więc o wiele przyjemniejsza i ciekawsza droga.
Nabijana Kolcami Pałka to doskonała broń dla niskopoziomowych postaci, bo zadaje dużo obrażeń do równowagi przeciwnika (wymaga mniej ciosów, by przeciwnika zachwiać i chwilowo ogłuszyć), wywołuje krwawienie i ma bardzo niskie początkowe wymagania. Początek wyglądał identycznie: jak najszybciej kupić tę broń i ulepszyć ją u Andre, biegnąc do niego przez wieżę Havela i obok Tytanitowego Demona mieszkającego w piwnicy kowala. Jeśli chodzi o dusze i materiały potrzebne do ulepszenia, chyba zdobyłem je, idąc do dankroot i biorąc Wolf Ring, a potem Tarczę z Wzorem Trawy. (Nie wiem, czy jest mi potrzebna, ale jest po drodze do smoków, no i kto nie lubi dodatkowej regeneracji wytrzymałości?) Olbrzymi rycerze w kamiennych, omszałych zbrojach dają chyba dużo dusz, a mają tylko 200 HP. Chociaż posiadają doskonały pancerz, jest on słaby przeciwko broniom zadającym obrażenia od uderzenia (strike damage, coś w stylu miażdżenia przeciwnika), a więc przeciwko mojej maczudze. W jakiś sposób powalałem ich jednym ciosem. Grass Crest Shield strzeże czarny rycerz z halabardą, on też dał mi trochę dusz. I swoją halabardę, która jest chyba najlepszą bronią w grze, ale wymaga 34 punktów siły i dużo zręczności.
Zamiast od razu iść na smoki, jak poprzednio, w następnej kolejności udałem się do kowala Vamosa, by zmienić broń w ognistą. To usuwa z niej jakiekolwiek skalowanie ze statystykami, ale nabijana kolcami maczuga i tak bardzo słabo się skaluje, i jedynie z siłą, a my nie planujemy zwiększać naszych statystyk. Katakumby były chyba najtrudniejszym elementem podróży. Nie byłem zainteresowany pierścieniem Havela, a mój maksymalny udźwig wynosił 49.0, więc by móc szybko się turlać, musiałem być prawie nagi, by utrzymać obciążenie poniżej ~12.2. Szkielety mogą łatwo cię wykrwawić gdy nie nosisz pancerza i zadają sporo obrażeń, na dodatek są ożywiane po 10 sekundach przez nekromantów. Jakoś przy okazji zahaczyłem o Dolinę Smoków, by podebrać Prosty Miecz Astory spod nieumarłego smoka (nie obudziłem go, chodząc powoli!). Astora's Straight Sword zadaje dodatkowe boskie (divine) obrażenia, co sprawia, że szkielety nie mogą być ożywione, ale nie przewidziałem, że nie spełniam wymagań dot. zręczności i moje cięcia zadawały im może 50 pkt. obrażeń. Zdecydowanie za mało, miecz okazał się bezużyteczny. Na szczęście dla mnie, z jakiegoś powodu nekromanci nie uciekali i nie chowali się tak bardzo, jak to zwykle robią (może to wina grania na 60 FPS?). Chociaż wielokrotnie umarłem, ostatecznie udało mi się rozbić moją pałką ich głupie plugawe łby i przedrzeć na sam dół doliny.
Do ulepszenia broni na ognistą potrzebny jest zielony tytanit. Tak się składa, że jeden jego fragment znajduje się tuż obok wejścia do Vamosa, a to na początek wystarczy. Wyszedłem z ognistą pałką +1, zadającą dodatkowe 110 punktów obrażeń od ognia. Szkielety-koła umierały od jednego silnego ciosu. Jeden z nich wyrzucił dla mnie tarczę z jego koła - bardzo rzadki przedmiot, który podobno jest dobrą bronią ofensywną, jeśli zaklnie się ją błyskawicami. Umarłem jeszcze parę razy, starając się zabić czarnego rycerza z toporem, skurczybyk jednym silnym ciosem rozłupywał moją tarczę w sensie całą wytrzymałość, i moją czaszkę w sensie całego HP (nie wyrzucił mi swojej broni, aż tak dużo szczęścia nie mam). Przy okazji ubiłem Pinwheela, bo pomyślałem, że Rytuał Rozpalania i możliwość dania sobie 20 ładunków estusa przyda mi się w starciu z wiwernami w Dolinie Smoków. (Dostałem Maskę Ojca, ale założenie jej dawało mi zbyt mało udźwigu, by móc z nią na twarzy nadal szybko się turlać, dlatego musiałem ją zdjąć.)
Chyba jakoś wtedy ruszyłem na Gargulce, by zabić w pierwszy z Dzwonów Przebudzenia. Nie miały żadnych szans przeciwko mojej broni, chyba otrzymywały też zwiększone obrażenia od ognia. Zostały zmiażdżone w piętnaście sekund.
Zaatakowałem je, bo miałem w planie zdobyć Pierścień Mgły i postanowiłem połączyć obie rzeczy, skoro już znajdują się blisko siebie. Nie wiedziałem, gdzie go dostać, słyszałem tylko, że jest związany z Leśnymi Łowcami. Z Katakumb wróciłem obłowiony duszami, więc kupienie Klejnotu Rodowego Artoriasa za 20000 soul-dolanów nie było dla mnie problemem. Okazało się, że przymierze z Alviną daje tylko Pierścień Przymierza Kotów. Aby zdobyć Pierścień Mgły, należy nosić Cat Covenant Ring i dawać się przywołać do obrony lasu, a następnie zabić trzech intruzów. Poddałem się po pierwszej obronie, gdzie jakiś twardziel rozwalił mnie i inną niebieską zjawę. Prawdopodobnie miał o wiele, wiele większy poziom, niż mój SL2.
Następnym przystankiem było Blighttown. Wszedłem, naturalnie, tylnym wejściem. Bagienne pijawki mają małą szansę na wyrzucenie pięciu odłamków zielonego tytanitu. Miałem na sobie 10 punktów człowieczeństwa, by zmaksymalizować moje szanse. (Używam triku z duplikacją przedmiotów, by dać sobie nieograniczone człowieczeństwo, ale to tylko lekkie oszukiwanie.) Wystarczyły dwie wyprawy, by zdobyć 2x5 odłamków. Zaopatrzyłem się wcześniej w zestawy kowalskie od Andre do napraw oraz ulepszania broni i zbroi. Kowale są potrzebni jedynie do tego, by wznosić (ascend) broń do nowego typu, np. zwykłą +5 do zwykłej +6, zwykłą +10 do zwykłej + 11, zwykłą +5 do ognistej +1 itp. Resztą ulepszania do następnego poziomu podzielnego przez 5 może zająć się gracz przy ognisku, dlatego dokończyłem ulepszanie do fire +5 na miejscu. Nadchodził czas ruszyć na Wiedźmę Chaosu, więc przy okazji zaczepiłem Great Hollow, skąd wziąłem Pierścień z Klorancją (efekty Grass Crest Shield i Cloranthy Ring nakładają się na siebie, co daje naprawdę duuuuużo szybszą regenerację wytrzymałości), a przy okazji Grudkę Czerwonego Tytanitu i chyba z 7-8 kryształowych jaszczurek znajdujących się na miejscu. Jedna z nich dała mi kolejnego red titsa, za co podziękowałem. Quelaag sprawiła mi sporo trudności i kosztowała mnie kilka śmierci, ponieważ oczywiście jest niewrażliwa na ogień. Moje ciosy zadawały może 70 punktów obrażeń.
Siłą rozpędu udałem się do Nieustannego Wyładowania. Umarł mnie kilka razy, gdy nieskutecznie starałem się pokonać go tajną metodą wymagającą od niego wyrwania jego ogromnej ręki wrośniętej w jego własny tors. Wiem, że zawsze zaczyna od wyciągnięcia łapy, gdy zabierze się ubrania jego siostry, ale wtedy ma się jedną szansę, by wykonać resztę sekwencji, inaczej zaczyna walkę już agresywny. Na szczęście udało mi się wykorzystać tę szansę.
Cała ta sekcja być może nie była mi potrzebna. Gdybym nie był nią zainteresowany, nie musiałbym myśleć o Fog Ringu i czerwonym tytanicie. W niższej części Demonicznych Ruin znajdziemy dwa żary: duży ognia i chaosu. W sumie chaos byłby dla mnie prawdopodobnie lepszy, gdybym chciał zawsze mieć na sobie 10 pkt. człowieczeństwa, ale postanowiłem wziąć ten pierwszy. Wyminąłem wszystkie demony po drodze i zostałem zgnieciony jak robak, a żar zachowałem za sobą, misja była wykonana. Wróciłem do Vamosa i za pomocą żaru i moich dwóch grudek czerwonych titsów ulepszyłem nabijaną kolcami pałkę do +7. Wzrost w obrażeniach nie jest tak duży, być może była to strata czasu.
W końcu brama do Fortecy Sena stanęła otworem. Bardzo szybko przebiegłem do miejsca z moim pierścieniem i wróciłem. Powiem wam, że nie miałem pojęcia, jak dokładnie pomoże mi w farmieniu łusek. Nie wiedziałem, ile daje punktów odkrywania przedmiotów. Okazuje się, że +200, podczas gdy 10 człowieczeństwa daje zaledwie +110, a więc jest to naprawdę spory przyrost.
Następnie zaczęło się zabijanie jaszczurek. Przypominam, że ostatnim razem zabiłem ich ok. 250. Nie wziąłem też pod uwagę tego, że kilka łusek da się znaleźć w Popielnym Jeziorze, więc otrzymywałem w przybliżeniu chyba jedną łuskę na 7-8 wiwern. Wyposażony w doświadczenie, zabrałem się do roboty. Ulepszona pałka bardzo łatwo eliminowała przerośnięte gady i wcale nie potrzebowałem tych 20 ładunków estusa, bo stałem się po prostu tak dobry w unikaniu ich ataków. Tym razem obliczyłem dokładnie moje potrzeby, wystarczało mi 26 łusek, resztę mogłem znaleźć gdzie indziej. Dragonslaying zajął mi najwyżej trzy godziny? Szło to stosunkowo szybko. Miałem dwukrotnie więcej odkrywania przedmiotów, niż ostatnim razem, więc ma sens, że zabiłem tylko jakieś 125 smoków. (Zachowałem większość ze zdobycznych dusz, a każda wiwerna daje ich 1000, stąd te ~110 tysięcy na zrzucie ekranu.) Straciłem dwie łuski - chodzi o to, że jednym z ataków wiwern jest takie wzbicie się w powietrze i zrobienie jednego okrążenia w kształcie cyfry 0, takiego podłużnego okręgu, zionąc błyskawicą. Wykonujac ten atak, wiwerna prawie zawsze ląduje w niekorzystnym dla niej miejscu i w efekcie spierdala się w dół przepaści i umiera. Dwa razy w ten sposób moja łuska znalazła się na dole i nie mogłem jej sięgnąć. Wychodzi jakaś jedna łuska na 5 gadów.
Więc to oczywiście jeszcze nie koniec. Muszę nadal udać się na dno Wielkiego Pustego Konaru i przeprawić przez Popielne Jezioro, więc całkowity czas może się zwiększyć do, powiedzmy, siedmiu godzin. Ale i tak jest to całkiem niezły wynik. Najbardziej cieszy mnie to, że udało mi się znacznie skrócić czas farmienia łusek.
Następnym krokiem jest udanie się do Książęcego Archiwum, wciąż na startowym poziomie postaci, i zdobycie dwóch cudów pozwalających na leczenie innych. Wtedy będę mógł być sobie smoczkiem leczącym moich sprzymierzeńców. :3c Będę musiał w jakiś sposób rozprawić się z O&S, może nie być łatwo ze startowym HP. Ale dam radę.