Tylko u nas na start nie masz minimalnej, a 3300 brutto. Od nowego roku finansowego (kwiecień), pewnie będzie ze 3400-3500. To nie takie straszne pieniądze, zwłaszcza, że można też dorabiać, a praca nie jest w jakichś strasznych warunkach. Nawet wręcz przeciwnie.
Z tą minimalną rzuciłem tak przykładowo, ale sama zasada dotyczy również innych stanowisk. Tak jak to było u mnie z tym konkursem na informatyka, 3,200 brutto to niby nie są złe pieniądze, ale jak wymagano przy tym znajomości dwóch języków programowania, dyspozycyjności dla pracowników oraz 2 lat doświadczenia to ostatecznie CVki wysłało raptem 8 osób i żadnej nie przyjęto.
Na takie stanowisko i przy takim zakresie obowiązków trzeba po prostu albo oferować 4,5 tys brutto by podkupić pracownika od konkurencji, albo niestety pogodzić się z tym, że trzeba go sobie będzie najpierw przyuczyć do zawodu. I to tu jest problem, bo jak firma ma przyjąć kogoś bez doświadczenia albo mającego jedynie ogólne pojęcie o tym co się w niej robi, to już woli nie zatrudniać nikogo i dwa lata czekać aż ten ich "kandydat idealny" sam się objawi.
Nie wiem jak to dokladnie wygląda u was ani kogo też szukacie, ale uwierz mi, co do zasady wielu ludzi chętnie by się przeniosło z biedronek czy innych takich do lepszej pracy, tylko często nie daje im się na to szansy, bo każdy chce mieć od razu eksperta z wieloletnim stażem.
Myślę, że coś by się znalazło, ale na pewno nie ma tego tyle, co kiedyś. Przede wszystkim technologia się zmieniła, postęp zdefiniował nowe trendy i nie można patrzeć na to wszystko przez pryzmat dawnych zakładów. Na co innego jest teraz popyt i w tym kierunku powinno się rozwijać takie szkoły.
Przede wszystkim wtedy to też było trochę inaczej, bo te przyzakładowe szkoły uczyły swoich przyszłych pracowników, więc był to pewien układ zamknięty. Dzisiaj zaś wiele fabryk przeniesiono do chin, tych państwowych jest jeszcze mniej, a do tego sam rynek co 5 lat staje na głowie - weź tu teraz dopasuj do tego program kształcenia, znajdź firmy które byłyby gotowe wpuścić do swoich zakładów osoby bez żadnego doświadczenia, zdyscyplinuj samą młodzież by nie było żadnych wypadków, bo żadna firma nie chce mieć czarnego PR...
Niestety to jest taka polska mentalność - każdy by chciał mieć ten milion kształconych informatyków by w końcu podaż przekroczyła popyt, tylko nikt nie w to choćby minimum inwestować.
Najlepszy przykład na podsumowanie tej patologicznej sytuacji to sposób zatrudniania absolwentów z poznańskiego uniwerka ekonomicznego, notabene jednego z najlepszych w kraju - pracodawcy wolą zatrudniać leserów, którzy kiblowali po dwa lata i ledwo te studia kończyli, ale w międzyczasie załapali się na jedną czy dwie praktyki, niż tych którzy ciężko się uczyli, zdali z wyróżnieniem i na te dłuższe praktyki zwyczajnie zabrakło im czasu, a dla absolwentów żadnej oferty stażowej już nie mają, bo nie można im płacić połowy stawki jak ciągle uczącym się studentom.
Oczywiście zgadzam się z Tobą. Własny biznes to też sól w oku, jeszcze większa od normalnej pracy etatowej. Ale za większą ilością odpowiedzialności i poświęcenia, idzie potencjalnie dużo większa satysfakcja przede wszystkim, ale i pewne przywileje, a zwłaszcza profity. To ważne.
Jestem świadomy ryzyka, jakie musiałbym podjąć, dlatego zanim bym się tego podjął, muszę poważnie zastanowić się, co to miałoby być. I przede wszystkim dokształcić się w tym temacie.
a to spoko, bo ostatnio z tego co widziałem wiele osób chciało mieć firmę dla samego faktu jej posiadania. Do tego trza mieć jednak pewną pasję i się w tym dobrze czuć.
Dlatego osobiście wolę jednak etat, bo przynajmniej po 15:30 mogę zostawić ten cały syf za sobą