Sorry, że nie czytałem najpierw waszych odpowiedzi, ale akurat wróciłem i najpierw chcę się podzielić wrażeniami
tl;dr film jest strasznie... nierówny. Średni, może nawet dobry jakby go oderwać od SW (zarówno filmów jak i książek), ale dupy nie urywa.
Szczerze to już na etapie napisów miałem małe wtf - imperium ot tak zniknęło, zastąpił je nowy porządek ponieważ... why? Nie dowiadujemy się tego przez cały film. Mamy za to kolejną rebelię która... no własnie, why? Czy Imperium jest państwem obok Republiki z którym mają traktat o nieagresji, które republika próbuje podpalić? Partyzantką? A skoro partyzantką, to czmu rebelią, skoro to tak naprawdę siły drugiego państwa które żyje i ma się dobrze?
Następnie wydaje się, że będzie ciut lepiej, ale wszystko szybko opada - imperium nauczyło się wprawdzie robić statki transportowe które nie gwałcą po raz milionowy Lambdy, ale niestety jako szturmowców zatrudnia coraz większych ćwoków. Serio nikt nie zauważył że z tym czarnym jest coś nie tak? Bo ja to widziałem już po 20 sekundach filmu. Nit też nie wyjasnił czemu to ten wannabe Ben kenobi miał mapę do luke'a, ale Plot convenience to drugie imię tego filmu.
Następnie była fala szybkich faili - słabe żarty na siłę nabijające się z konwencji SW (jak ten o masce), ciotowaty wygląd oficerów imperium, pokazy wyjątkowo sztucznego rage'u u minivadera i minipadme, wysadzanie turbolaserów przez tie-fightera który zrobił się nagle dwuosobowy, minivader z kaskiem revana, etc... to był moment gdy byłem już zniesmaczony, a to było pierwsze 15 minut filmu.
O dziwo jednak następne pół godziny było znacznie lepsze - żarty oraz nawiązania przestały być takie na siłę i faktycznie zaczęły śmieszyć/chwytać za serce, Ford dawał radę i nawet zgrabnie wyjaśnili czemu minivader ubiera się jak minivader, przestało to być nawiązanie dla nawiązania jak w wielu innych starwarsowych tytułach. Wprawdzie znowu zaatakowano nas pedałkowatymi łowcami nagród ze sztucxnym akcentem, ale nie oglądaliśmy ich długo.
Potem jednak znowu zaczęły się tąpnięcia, a i m dalej tym większe - "leśne mos eisley" było znowu strasznie tanim nawiązaniem bez własnego charakteru, pomarańczowa yoda która wszystko wie to plot convenience nad plotconvenience'ami, który pobiło tylko wręczenie niebieskiego miecza Luke'a (wiecie, tego, który zginął w chmurach bespine'u, takiego Jowisza - dziwne, że nie znalezli przy okazji jego ręki, mogliby mu ją oddać by se przyszył). Następnie okazało się, że nowym imperium kieruje plastikowy lord voldemort który jakimś cudem przeżył spotkanie z Harrym, a samo imperium przez te lata zajęło się budową trzeciej gwiazdy śmierci, ponieważ dwie poprzednie tak super działały. Oczywiście nikt nigdy nie tłumaczy jak to ma prawo działać ( przy strzale zżera gwiazdę i co... magicznie teleportuje się następnej? nie wypada z orbity? I jakim cudem cała galaktyka widzi wystrzał, jak ten promień się rozczepia na kilka by zniszczyć kilka planet, czemu galaktyka widzi wybuch tych planet miliardy lat świetlnych dalej?) ani czemu wszystkie statki republiki były w tym jednym miejscu, że do walki można było później rzucić tylko kilka myśliwców. Przynajmniej wiadomo czemu imperium powstrzymało je kilkoma swoimi, kasa na niszczyciele została przepierdolona tworząc trzecią gwiazdę :F
Anyway, wracając do fabuły - mimo tych głupot w miarę się kleiła. Może to zasługa tego, że zerżnięto ją z kilku książek, bo motyw syna Hana który przeszedł na ciemną stronę już tam przerabiano, łącznie z uratowaniem go przez brata (w filmach będzie to siostra, sorry za oczywisty spoiler z następnej części). W każdym razie przez większą część nawet działa.. póki minivader nie zdejmuje kasku. Japierdolę, czemu nowym największym badassem jest człowiek-żaba, który ani nie przypomina Lei, ani Hana, ani nawet swojej siostry? Szkoda tylko, ze wszystko co ważne dzieje się poza ekranem - wiemy że luke założył akademię, którą zniszczył minivader gdy podczas treningu przeszedł na ciemną stronę, ale jak i dlaczego, tego nikt nie mówi (podobnie nigdy nie jest yjaśnione czemu minipadme została ukryta przez rodziców niczym luke by wrogowie jej nie porwali - przecież Żaba miał wtedy 8 lat, jak mógł wszystkich zabić czy stanowić zagrożenie). Szkoda że przy okazji nie zerżnięto motywu z rządzącą imperium radą Moffów, bo było to zdecydowanie bardziej sensowne niż plastikowy lord voldemort jako nowy imperator czy tam inny CEO (sorry, nie zapamiętałem tego głupiego tytułu jakim się posługuje... supervisor? jakoś tak). Przy okazji, Voldemort ma wyjątkowo głupie imię, smark? Smth like that, tylko z "g" na końcu.
W każdym razie dochodzimy do słabego finału, gdzie wszystko imho siada - znowu mamy kiepskie i niepotrzebne nawiązania (baza rebelii w dżungli oraz wspomniane niszczenie gwiazdy grupka myśliwców), znowu wyłączanie tarcz których nikt nie pilnuje (skoro klony istnieją, bo są wspomniane, to czemu one nie pilnowały?), miecze świetlne którymi nagle umieją się posługiwac osoby pierwszy raz trzymające je w ręce (co nie jest łatwe i wielokrotnie podkreślane w filmach), rany mieczem które ograniczają się do kilku zadrapań i osmaleń, a przede wszystkim śmierć HANA SOLO. Japierdole. Niech abrams zajmie się reżyerowaniem gry o tron skoro jego jedynym pomysłem na nadanie scenie dramatyzmu jest zabicie lubianej przez wszystkich postaci. Sram na kontekst że ratował syna, takich rzeczy się w kinie przygodowym po prostu nie robi. To tak jakby zrobili nową trylogię piratów z karaibów i pod koniec pierwszej częsci uśmiercili Deppa, by nie przyćmiewał nowych bohaterów którzy nie umieją błyszczeć na własną rękę. Nope, just nope. Nawet zakończyć tego filmu nie umieli w odpowiednim momencie by udanie nawiązać do "Imperium" - trzeba było zaciemnić ekran gdy razem z chewiem odlatują, nie dodawac zbedną scenę gapienia się na luke'a. Czemu gwiazda śmierci po wybuchu zamienia się w słońce już litościwie pomijam.
podsumowując - to nie jest zły film. Tak ogólnie jest dobry, gdy nie stara sę na siłę nawiązywac do SW lub na siłę z niego nabijać. Mozna obejrzeć bez bólu, na pewno jest lepiej wykonany od nowej trylogii lucasa. Skłamałbym jeśli bym powiedział, że nie było momentów chwytających mnie za serce czy wywołujących śmiech. Słusznie zrobiono sięgając po kanon, mimo jego głupotek. Problem polega tylko na tym, że w kluczowych kwestiach zaczerpnięto z niego głównie owe głupoty, a do tego dodano sporo dziur fabularnych od siebie. We wrażeniach głównie jęczę, ale tak naprawdę tylko dlatego, że te dziury są ewidentne i zauważyłby je nawet ośmiolatek. O tym jak mimo wszystko był bezjajowy (czyli ani dobry ani zły), "bezpieczny" (bo kręcący się wokół oklepanych motywów jak gwiazdy śmierci) był to film świadczy to, że po seansie zacząłem się zastanawiać jaką historię chciał pokazać lucas, bo była inna niż ta disneya. Oczywiście, że film jego autorstwa byłby do dupy pod względem wykonania, ale jego pomysły na pchanie wszystkiego do przodu być może były odważniejsze i świeższe. Załuję tylko zmarnowanej szansy, bo tych aktorów w takim składzie i z takim budżetem już się nie zbierze by nakręcić to jeszcze raz i z większym sensem.
W skali rpgc dałbym mu z 6/10, niestety lub stety.