mówić o pakowaniu i zapomnieć o mogu, skandal
Miałem go wymienić, ale stwierdziłem, że skoro chyba już nie pakuje to dam mu spokój.
PS. z klasyków zapomniałeś o Tetriandochu
No ale on to MMA.
no ale na zrzucenie oponek i jako-taką rzeźbę chyba starczy nie? "Koledze" damiana też nie chodzi niby o bycie kulturystą
no ok, zapomniałem, że to gruby drań, ale jakby jadł jak normalny człowiek trzy posiłki dziennie, czasem czekoladę, ciastko czy kebaba, to chyba obejdzie się bez mordowania się by zrzucić oponę, nie?
Poniekąd dlatego też pytam, czy jakbym kiedyś z nudów się za siebie wziął, to czy coś by mi to dało jakbym olał część z dietą.
To mniej więcej to, o co chodzi. Mojemu koledze oczywiście.
Nieno, dobra, chodzi o mnie. Zaskoczyłem Was, co nie? :)
To wszystko ma być "dorywczo". Na trening czas się znajdzie, ale o trzymaniu określanej diety nie ma mowy z powodów czasowych, jak i smakowych. Więcej o jedzeniu napiszę poniżej.
Główny cel to klata do przodu i brzuch do tyłu przy zachowaniu zwyczajów żywieniowych. To wszystko, nic więcej nie wymagam. Choć gdyby przy okazji udałoby mi się uzyskać taką sylwetkę jak na zdjęciu, to bym się nie pogniewał. Ale zaznaczam - nie ona jest celem.

Niekoniecznie. Problem polega na tym, że jeśli będzie spożywał tyle samo kalorii co do tej pory (a skoro jest "grubym draniem", to zakładam, że je ich bardzo dużo), to może zdarzyć się tak, że jeszcze więcej masy nabierze. Generalnie ramiona, klata i reszta nabrałyby lepszych kształtów od ćwiczeń, ale sadło nie zniknie.
Dużo to raczej nie... Chodzi o rodzaj produktów, a nie ilość.
Kiedyś udało mi się całkowicie wyeliminować słodkie napoje. Wróciłem do tego, ale znów jestem na dobrej drodze do zrezygnowania. Gorzej jest ze słodyczami - to jak narkotyk. Na plus można zaliczyć to, że sam ich nie kupuję i mnie też nikt nie kupuje. Ale jak już są w domu, to nie mogę się powstrzymać. Z placków nie zrezygnuję. Cukru do słodzenia np. herbaty nie używam w ogóle. Ale jak już robię sobie jakieś owoce ze śmietaną, to owszem - sypnę nim. W fast foodach nie jadam, a chipsy z częstotliwością paczki na kwartał, choć tu warto zaznaczyć, że kupuję je głównie przez to, że... jestem głody, a akurat robię zakupy.
Co do regularności posiłków, to najgorzej jest latem, kiedy często jest coś do zrobienia, a dzień długi i człowiek wraca głody o dwudziestej pierwszej, więc ciężko nie jeść po osiemnastej, czy tam dziewiętnastej. Jeśli chodzi o podjadanie, to tylko coś słodkiego.
No i teraz kwestia główna, moim zdaniem - "zwykłe" jedzenie. Jem sporo (przynajmniej tak mi się wydaje) warzyw, głównie z własnego ogródka. Dużo zup, w tym także z makaronem i jego nie chciałbym eliminować. Mięs ociekających tłuszczem wprawdzie nie jadam na co dzień, ale nie chciałbym również rezygnować tego. No bo jak można nie jeść pieczystego?! Nie wyeliminuję również białego pieczywa, które jem codziennie.
Czy przy takim żywieniu uda mi się zrealizować mój cel, który przedstawiłem wyżej?
Oh, jak ciężko...
3 posilki to zdecydowanie za mało. Więcej mniejszych, to szybszy metabolizm, a co za tym idzie szybsze spalanie tłuszczu, to tak w dużym uproszczeniu.
Raz czytam, że więcej małych posiłków to kurczenie żołądka. Drugi raz, że mniej dużych posiłków to przyczajanie do rzadszego konsumowania jedzenia.