Ok, miało być trochę szybciej, ale cóż. Jak ostatnio pisałem, w gundama ciężko wejść. Problemem jest nie tylko to, że ma kilkanaście serii, podserii i alternatywnych uniwersów, ale przede wszystkim te pierwsze są koszmarnie nudne i przereklamowane. Ich znajomośc nie jest może niezbędna, ale wszystkie późniejsze serie odwołują się do ich fabuły, tak więc traci się nieco kontekstu oraz smaczków. Jeśli ktoś więc ma opory i czuje wewnętrzny przymus by jednak obejrzeć wszystko po kolei od początku, do Gundama może się zwyczajnie zrazić. Wiem, że ja po ZZ i Charze miałem ochotę dać sobie spokój, gdyż jedna znośna Zeta to było jednak trochę za mało by zmusić się do oglądania kolejnych potencjalnie nudnych serii. I wtedy dotarłem do War in the Pocket oraz reszty OAVek z początku lat 90.
War in the Pocket to krótka, sześcioodcinkowa seria, której akcja toczy się pod koniec One Year War znanej z pierwszego Gundama. Choć zaczyna się ona mocnym uderzeniem w postaci ataku zeońskich komandosów na arktyczną placówkę federacji, dośc szybko przeniesieni zostajemy do oddalonej od głównego konfliktu kolonii, gdzie śledzimy losy naszego głównego bohatera, ośmioletniego Alfreda. Szczerze mówiąc był to moment, gdy głośno westchnąłem gdyż nie znoszę dziecięcych bohaterów, ale trzeba oddać twórcom jak idealnie uchwycili oni jego psychikę. Wojna jest dla niego czymś cool, razem z kolegami żywo interesują się sprzetem wojskowym, od nauki wolą gry z dużą ilością strzelania i rozpierduchy, a największym skarbem oraz wyznacznikiem statusu w grupie jest dla nich "prawdziwa" żołnierska naszywka z insygniami. Nie mają oni pojęcia o polityce, ich ulubioną stroną konfliktu jest ta, która ma fajniejsze mechy. Jego nudne, codzienne zycie zmienia się jednak, gdy jeden z zeońskich oddziałów zapędza się do kolonii w poszukiwaniu tajemniczego sprzętu, który federacja wywiozła w ostatniej chwili z arktycznej bazy. Zaprzyjaźnia się on bowiem z zestrzelonym pilotem jednego z atakujących mechów, który z kolei stara się trzymać go na oku, by nie wydał nikomu jego prawdziwej tożsamości.
Ciężko powiedzieć mi o tym anime coś więcej by nie zdradzić całej jego fabuły, ale mogę powiedzieć jedno - mało które jest tak depresyjne, jak War in the Pocket. Jasne, Gundam znany jest z tego, że stara pokazywać ile cierpienia przynoszą wojny oraz jak prący do nieograniczonej władzy politycy obu stron napuszczają na siebie uczciwych ludzi zmuszając ich do zabijania się nawzajem nakręcając spiralę nienawiści, ale to właśnie War in the Pocket nadaje temu wszystkiemu wyjątkowego dramatyzmu, gdyż pokazuje wydarzenia z perspektywy szarych mieszkańców kolonii. Depresyjny wydźwięk fabuły podkreśla również fakt, iż akcja toczy się w ostatnich dniach wojny, gdy jej losy są już właściwie przesądzone i nic nie musiało się potoczyć tak, jak się potoczyło, zaś niektórzy bohaterowie do samego końca żyją w niewiedzy co do konsekwencji swoich czynów.
next on, Stardust Memory - seria zdecydowanie lżejsza, niemniej nadal interesująca. Jej akcja toczy się między oryginalnym Gundamem a Zetą, stanowiąc niejako wyjaśnienie czemu Federacja zdecydowała się na bardziej opresyjną politykę opartą na tytanach. OAVka zaczyna się naprawdę mocnym uderzeniem - niewielka grupka oficerów zeonu, która nigdy nie złożyła broni po oficjalnym zakończeniu One Year War, wykrada z australijskiej bazy federacji tajny prototyp nowego Gundama uzbrojonego w głowicę nuklearną. Niemal natychmiast ogłaszają swój sukces w ogólnoświatowej transmisji, zarzucając federacji dwulicowość oraz chęć narzucenia koloniom swej woli za pomocą siły (broń nuklearna zostala bowiem przed laty zakazana i miała pozostac zamknięta), wzywając przy tym do dołączenia do prowadzonej przez nich antyfederacyjnej operacji Stardust. W odpowiedzi grupka ocalałych z ataku pilotów federacji wraz z naszym głównym bohaterem Kou Urakim rusza więc w pościg za oficerami Zeonu oraz wykradzioną przez nich głowicą.
Choć anime traci niestety z czasem wigor oraz popada w aż nazbyt wyświechtane w tym uniwersum schematy, nadal jest całkiem udaną miniserią. Designy są ciekawe, bohaterowie w większości dobrze zarysowani, jest kilka niezłych cameo, a do tego coraz śmielej zaczyna pokazywać jak brudna jest w tym uniwersum polityka, szczególnie ze strony Federacji oraz dostarczającego uzbrojenia Anaheimu. Nie jest to jeszcze poziom późniejszego, przeginającego w zupełnie drugą stronę retconnu (obecnie wygląda to jakby federacja w sumie od zawsze była antypatyczna, i że to wręcz z jej winy równie zły klan Zabich doszedł do władzy w Zeonie), ale całkiem ciekawy twist na temat znanych motywów.
ostatnią OAVką, o której chciałbym dzisiaj opowiedziec, jest 08 MS Team - serię tę okresliłbym jako "ZZ zrobiona dobrze". Z początku lekka, z czasem zdecydowanie cięższa, ale nigdy do poziomu, by przytłaczała negatywnymi emocjami (w przeciwieństwie do późniejszej mangowej adaptacji, która posuwała się nawet do scen grupowych gwałtów i, w efekcie, samobójstw). Teoretycznie jest to gundamowa wersja wojny w Wietnamie, jednak mało oryginalna fabuła pt. "zeon buduje superbroń, musimy zająć ich bazę" oraz położenie nacisku na miłosny trójkąt bohaterów strasznie ten wątek rozmydla, sprowadzając cały ten wietnam do umiejscowienia akcji w dżungli. Mimo to akcję śledzi się jednak przyjemnie, głównie dzięki bohaterom, którzy nie w przeciwieństwie do ZZ nie zachowują się jak grupka rozpieszczonych gówniarzy. Ponieważ akcja toczy się w trakcie One Year War, raz jeszcze mamy tutaj liczne odwołania do wydarzeń z oryginalnego gundama, nadając im zdecydowanie więcej głębi. Raz jeszcze też anime eksploruje wątki "przeciętni zeończycy to tak naprawdę sympatyczni rewolucjoniści, Zabich staramy się ignorowac bo nie pasują do tezy o sympatycznych przeciętnych zeończykach, zaś dowódcy federacji, w przeciwieństwie do swych żołnierzy, to dranie i śmiecie". Miłe jest jednak, iż podobnie jak w War in the Pocket oraz Starduście, praktycznie wszyscy bohaterowie są zwykłymi dorosłymi ludźmi i nie muszą polegać na kosmicznej magii newtype'ów, by osiągać swoje cele.
Summa summarum, OAVki nie tylko mi się podobały, ale wręcz zmieniły moje postrzeganie wcześniejszych serii. Wprawdzie oryginalnego gundama, ZZ oraz Chara nadal uważam za niezbyt udane, jednak dzięki OAVkom przedstawione w nich wydarzenia nabierają znacznie większej głębi. Gdy człowiek widzi, że bitwa pod odessą z oryginalnego gundama nie była tylko kolejną bitwą tygodnia, ale faktycznie odbiła się na wydarzeniach z 08 MS cz IGLOO (o tym innym razem), to nagle nabiera się do tego uniwersum większego szacunku. Nawet nie dlatego że te wszystkie anime są jakieś super, tylko ze względu na skalę i rozmach tego wszystkiego. Z tego powodu nie mogę niestety zalecić ominięcia pierwszych serii i przeskoczenia od razu do OAVek (mimo ze teoretycznie można je obejrzeć bez znajomości czegokolwiek), ale mogę powiedzieć, że MIMO WSZYSTKO warto się przez nie przemęczyć by jeszcze bardziej docenić o ile lepsze są te późniejsze.
Na dziś to tyle, w następnym odcinku moich gundamowych przygód raz jeszcze przekonamy się, że regułą jest iż gundamowe filmy ssą, zaś OAVki ciągną serię do góry za uszy. F91, IGLOO i Unicornie, nadchodzimy!