Przeprawiłem się chyba przez jakieś dwie trzecie Welcome to the N.H.K. Dotarłem do odcinka o MMO, z którego pochodzi linkowany przeze mnie wcześniej filmik "End of the line for MMORPG players". Mocna scena, nie powiem. Bardzo mocna. I, co ciekawe, jeden z komentarzy zwraca uwagę na coś, co wcześniej zauważyłem: wspomniałem o Log Horizon, które tak, jak Sword Art Online (i chyba także No Game No Life), nieironicznie opowiada o przygodach osób dosłownie wessanych do jakiegoś Final Fantasy XI/XVV czy innego WoWa... A kto nadaje Log Horizon? Nihon Hosoun Kyokai, N.H.K.! Konspiracja się potwierdza, ta stacja telewizyjna naprawdę chce zmieniać Japońców w otaku i hikikomori!
A tak w ogóle, to gdzieś wyczytałem, że autor opowieści, na której bazowane są manga i anime, Tatsuhiko Takimoto, wzorował postać Satou i pozostałych bohaterów na swoich przeżyciach, a więc sam jest hikikomori. W wyniku sukcesu swojej opowieści stał się jeszcze bardziej zamknięty w sobie niż kiedykolwiek i nie napisał do tej pory żadnej innej. Heh
"Welcome to N.H.K." jest genialne. Zwłaszcza pod względem sposobu, w jaki porusza bardzo poważne i przykre tematy. Oglądając, jest Ci wesoło i śmiejesz się z tego wszystkiego, ale gdzieś z tyłu głowy włącza się analiza sytuacji i solidne "oż fak...". A do tego jeszcze gamedevowe nawiązania - luv luv <3
Jak dotąd rzeczywiście tak jest, potwierdzam. Szczególnie dla osób, którym łatwo postawić się w sytuacji Satou.
Nie wyłapuję nawiązań do przemysłu tworzenia gier komputerowych. Było o tworzeniu doujina eroge i sprzedawaniu wersji demo za prawie 30 dolarów na NatsuComi (letnim Comikecie), oczekując, że ktoś to kupi. Czuję ten klimat japońskich indyków. Sam proces tworzenia gry też jest ukazany w pewnym stopniu. Szukanie inspiracji w cudzych dziełach, wycieczka do jakiejś mekki otaku... zgaduję, że tej słynnej tokijskiej dzielnicy Akihabara... super. Ale jestem zbyt dużym laikiem, by zrozumieć, o jakie nawiązania ci chodzi.
Szanuję Yamazakiego jak zły, tak przy okazji. On ma wizję, chce ją zrealizować i ma umiejętności i zacięcie, by to zrobić. Wprawdzie powiadają, że VNy to chyba najprostszy typ gry do napisania (przypomina się mierny VN takiej jednej kurwy ze sceny indie, forsowany przez jej kolesi posiadających fuchy w growych serwisach: Depression Quest. Od strony mechanicznej DQ był dosłownie serią stron HTML połączonych hiperłączami), ale ogarnięcie silnika, zaprojektowanie postaci, napisanie muzyki, wszystko przez jedną osobę... Robi wrażenie, że mu się chciało.
Obejrzałem znowu Di Gi Charat w całości.
Gema-gema.
Całość to... ile właściwie było? Dziesięć odcinków po cztery minuty każdy? Miła seria, nic z niej nie wyciągnąłem poza założeniem, że ma być parodią stylu moe, którego nadal dobrze nie poznałem.
Nie mogę się zamknąć na temat N.H.K., ale jest w nim takie anime oglądane przez jedną z postaci, którego opening trochę kojarzy mi się z Di Gi Charat.
Nie wiem tylko, czy to nadal przerysowywanie moe, czy traktowanie go na serio. W każdym razie podoba mi się, że anime wewnątrz anime ma własny OP, chociaż do tej pory w serialu widziałem może pięć jego sekund.
Piosenka też spoko. Zapada w pamięci. Wrzucałbym dla szpasu do tematu "Co leci u twojego sąsiada w głośnikach?", gdybyśmy takowy mieli.
No i gdybym rzeczywiście posiadał takiego typu sąsiada-otaku. Fajnie by było jednak kogoś mieć w prawdziwym życiu.
purupuru pururin, pururin...