Po kilku godzinach nieprzerwanego marszu przez polne drogi, które obficie lejący się deszcz zamienił w bagno, żołnierze zaczęli tracić siły. Postawienie nogi przed nogą wymagało coraz większego wysiłku, a nie zanosiło się na szybką zmianę pogody. W końcu Sir Thomas ostro zahamował i rozejrzał się dając do zrozumienia, że szuka miejsca, w którym można by rozbić obóz. Niespecjalnie przejął się faktem, że jego gwałtowne zatrzymanie się spowodowało kilka stłuczek w szeregu za jego plecami wśród szeregowców, których za bardzo wciągnęło maszerowanie. Po chwili Crage zdołał zsunąć się ze swojego konia i podszedł do Thomasa. Dopiero po minucie czy dwóch, z trudem próbując dostrzec cokolwiek zza tysięcy spadających kropli deszczu, zauważyli w pobliskim wzniesieniu coś przypominającego jaskinię.
- Dobra, gamonie. Widzicie tamtą jaskinię? Nie? To lepiej ruszcie swoje leniwe tyłki w tamtą stronę i nie przestawajcie biec, aż ją zobaczycie! - huknął Sir Thomas.
- A jak ją zobaczymy, sir? - nieśmiało odezwał się jeden z szeregowców.
- To wtedy masz zacząć biec jeszcze szybciej, bo będę zaraz za Tobą i kopnę cię w zadek jeśli spróbujesz się zatrzymać bez rozkazu! Zrozumieliście, szeregowy Marius?
Ale żołnierz, zamiast trudzić się odpowiadaniem na pytanie, wziął przykład ze swoich kolegów i zmobilizował nieznane dotąd pokłady siły, które pozwoliły mu biegiem ruszyć w kierunku wskazanym przez oficera. Po kilku chwilach szaleńczego pędu dotarli do wspomnianej jaskini. Wkrótce dołączyli do nich Thomas, który zwyczajnie nie czuł potrzeby spieszenia się oraz Crage, który poruszał się wyjątkowo ostrożnie, by w błotnistym gruncie nie zaczepić o zagubioną gałąź lub kamień i nie wylądować w kałuży.
- Sir, w takich jaskiniach chyba mogą być niedźwiedzie - zauważył szeregowy Lucas.
- Doskonała uwaga, szeregowy! - Sir Thomas spojrzał na dowódcę - Sir, ktoś powinien sprawdzić pozostałą część pieczary.
- No tak, ale... dlaczego patrzycie na mnie? - spytał Gabriel.
- Tak sobie myślę, sir, że powinien pan dać drużynie przykład. Na pewno pańska niezmierzona odwaga i męstwo przywrócą im ducha walki.
W oczach Crage'a przez chwilę pojawił się strach, który szybko stłumił na rzecz niepewności. Tą z kolei po chwili zastąpił uśmiech właściwy dla ludzi, którzy wmawiają sobie w myślach "będzie dobrze, będzie dobrze". Następnie spróbował wypiąć pierś, ale po pierwsze niespecjalnie miał co wypinać, a po drugie zbyt duża zbroja i tak skutecznie maskowała jakiekolwiek drgnięcia klatki piersiowej.
- Tak. Eee... tak. No więc, no, idę. - mruknął Gabriel. Drżącą ręką wyciągnął swój miecz i powoli ruszył w ciemność. Gdyby ktoś spojrzał wtedy na Sir Thomasa zauważyłby, jak stary wojak uśmiecha się pod nosem widząc kolejnego chłopaczka, który mieni się "dowódcą". Po kilku minutach, spędzonych w akompaniamencie uderzeń metalu o kamienie, kilku przekleństw i dwóch czy trzech cięć mieczem w powietrzu, oddział usłyszał "Mhmhmhm", które wszyscy uznali za sygnał do wkroczenia dalej.
- Dobra, leniwe bałwany! Zapalcie jakieś pochodnie, bo ciemno tutaj jak w... ciemno jak diabli! Broń zostawcie pod ścianą, znajdźcie sobie jakieś wygodne kamienie i spróbujcie odpocząć! Wyruszamy, jak tylko skończy się ulewa!
- Ekhm... - wtrącił nieśmiało Crage - Nie uważa pan, że to ja powinienem wydawać takie rozkazy?
- Naturalnie, sir. Wiedziałem jednak, że jako inteligentny człowiek dojdzie pan do tych samych wniosków, co ja, więc postanowiłem wykonać pańskie rozkazy prewencyjnie.
- To znaczy... jeszcze zanim je wydałem?
- Tak jest, sir.
- Hmm... no dobrze, dziękuję za zdecydowane działania, sir Thomasie - mruknął Gabriel po czym ostrożnie usadowił się na jednym z kamieni, oparł o ścianę i zamknął oczy. Pozostali wkrótce poszli w jego ślady. Tylko Thomas usiadł na skraju jaskini i wsłuchując się w odgłos padającego deszczu, zaczął chrupać suchary wydobyty z otchłani torby.
=============================================
Następnego dnia oddział dotarł do obozu wojsk Imperium rozstawionego kilka mil od twierdzy Erhog Mrocznej. Młodzi szeregowcy byli pod dużym wrażeniem sił tam zebranych - tylu paladynów, magów i kleryków na raz nie widzieli jeszcze nigdy. Podczas, gdy oni zajmowali się podziwianiem tego wszystkiego, dowódcy udali się do namiotu sztabowego. Wrócili po kilkunastu minutach z rozkazami.
- Słuchajcie no, panienki. - zadudnił Thomas, by zwrócić uwagę żołnierzy zastanawiających się, kiedy oni dostaną takie lśniące zbroje jak ten wojownik przejeżdżający obok trzy minuty temu - Generał von Kalserberg przekazał nam dokładne rozkazy. Mamy niezwłocznie udać się razem z trzema innymi kompaniami w kierunku twierdzy wroga. Główne siły ruszą wkrótce po nas, a my mamy nie wdawać się w żadną większą bijatykę. Dlatego mówię wam zawczasu, że jeśli spotkacie na podwórku tej zdradzieckiej suki jakiegoś trzy razy od was wyższego i szerszego kolegę, to macie spieprzać ile sił w nogach i drzeć się wniebogłosy. Nie zgrywajcie bohaterów.
- Z całym szacunkiem, sir, ale chyba nas pan nie docenia - odezwał się Lothor - Myślę, że poradzimy sobie z byle demonicznym chowańcem.
- A ja myślę, że każdy "byle demoniczny chowaniec" zrobi z Ciebie kotlety, jeśli będziesz taki hop do przodu. - odparł Sir Thomas. - Powtarzam, jeśli się na jakiegoś natkniecie macie czekać na wsparcie. A jeśli wsparcie będzie liczyło mniej niż trzech ludzi to i tak spieprzajcie. Z wszelkimi koleżkami mniej więcej waszych gabarytów możecie próbować szczęścia, ale jak Fortuna postanowi na was naszczać to wiecie, co macie zrobić?
- Spieprzać, ile sił w nogach, sir! - odpowiedzieli chórem żołnierze.
- Dobrze. A teraz zbierać się, ruszamy natychmiast!
- I oby Wszechojciec miał nas w opiece - mruknął pod nosem Lucas.
======================================
Najwyraźniej Wszechojciec zrobił sobie akurat małą przerwę w pracy, gdyż cztery kompanie nie zaszły dalej, niż dwie mile od obozu, gdy tych co bardziej spostrzegawczych ogarnęło dziwne uczucie. To była jedna z tych chwil, kiedy ma się nieodparte wrażenie bycia obserwowanym. W tym samym momencie, w którym ci najbystrzejsi zaczęli się uważnie rozglądać po okolicznych zaroślach, rozległ się głośny bulgot, krzyk i szczęk wyciąganych miecz. Na ziemię osunął się jeden z żołnierzy, a z gardła wystawała mu strzała. Zanim ktokolwiek się zorientował, w miejscu zarośli pojawiło się wielu niemilców. Zombie nie należały bynajmniej do tych najgorszych.
- Mamy przesrane - pomyśleli zgodnie Crage i jego ludzie.