I see what you did here
Już bardziej się postarałem z wyszukaniem polskiego tłumaczenia cytatu z Monty Pythona. :<
AFAIK zwierzęta od początku miały być dla dorosłych - prawdopodobnie dlatego, że chyba tylko oni pamiętają jeszcze o tej serii i są skłonni rzucić kasą (bo dzieciaki nie czytają już książek i tylko siedzą w tych swoich telefonach). I niestety, trafia przez to na ten sam problem, co dwie ostatnie ksiązki - dla dorosłej publiki pisze się inaczej niż do dzieci, zaczyna zbyt poważnie traktować samą siebie i łączyć się z prawdziwym światem.
Co chwile wrzuca się "millenialsom", że są gówniarzami mentalnie i w ogóle weź się ogarnij. A właśnie millenialsi chodzą na filmy z HP.
Druga sprawa, że można zrobić film, który pokazuje wartości uniwersalne. Takie też były książki i filmy HP. Przyjaźń i miłość to silne emocje, zło jest złem itd. Skoro Stephen King może przyklasnąć motywom przewodnim Pottera, to reszta świata też. Nie trzeba do tego na siłę "udoroślania" produkcji.
Jak dla mnie, to znowu jakieś upolitycznianie filmów. Pewnie Grindewald to low-key Trump.
Problem polega na tym, że świat Harrego działa tylko wtedy, jak nie myślisz za bardzo o tym "mugolskim", bo inaczej zaczynasz dostrzegać jakie to wszystko jest bez sensu. Magia, która jednocześnie potrafi z dupy rozwiązać każdy problem, a jednocześnie jest bezsilna wobec trywialnych spraw - wszystko w zależności od tego, czego wymaga akurat fabuła. Czarodzieje dla których wynalazek windy czy kibla stanowi niezrozumiały fenomen, a z drugiej ignorowanie że mugole mają karabiny, czołgi i inne rzeczy które mogłyby sobie poradzić z magią. I tak dalej i tak dalej. To działało w pierwszych książkach, jak akcja byla albo TYLKO w prawdziwym świecie albo TYLKO w fantastycznym hogwarcie (plus mocno przygodowa fabuła), ale nie jak zaczynały się przenikać.
Ta, zawsze mnie zastanawiała i bawiła myśl, że Voldi mógł być ściągnięty strzałem z glocka.
Zwłaszcza, że Premier UK był w książkach kanonicznie poinformowany o tym, co się dzieje. Dajcie mi fan fick, gdzie
Tony Blair John Major wzywa SAS do zamordowania Voldemorta.
I to samo jest z tą nieszczęsną trylogią filmową - temat pisania ksiązki przez Nweta zamknęła w większości jeszcze przed akcją pierwszego filmu, skupiała się na jakiś pierdołach odnośnie polityki stanów zjednoczonych, niby odwoływała się do książek, ale nieudolnie starała się w to wszystko wplątać nazizm, rasizm i co tam jeszcze jest modne w hollywood. Już nie mówię o tej nieszczęsnej nagini, bo na siłę trzeba zrobić nostalgia baita i nawiązanie do real current world issues... nawet magia i tytułowe zwierzęta pojawiają się jakby po to, by je odhaczyć że były.
To samo jest i to w większym stopniu, w "Tajemnicach...". Angry Joe powiedział (lub ktoś z jego ekipy), czemu nie mogli po prostu wykorzystywać umiejętności Newta jako zoologa w ich problemach? Coś jak Pokemon/Harry Potter.
Na marginesie tego wątku z dumbledorem z ksiązki nie lubiłem, właśnie kojarzyło mi się z takim edgy na siłę, że nawet dobrzy muszą mieć mroczne sekrety. W przypadku dumbledore'a ostatecznie działało, bo ten mroczny sekret był in-lore nieco przerysowany.
Trochę to psuło ymydż Albusa, fakt. Siódmą część czytało się trochę jak całkowicie oderwaną od reszty. "It's like bad fanfick".
Na marginesie te wybory brzmią właśnie jak taka typowa głupota gdzie fikcja niepotrzebnie próbuje się na siłę urealniać, przez co zaczynasz dostrzegać jakie to wszystko jest bez sensu :p
Dokładnie. Zwłaszcza, że gubią się w swoim lore. Bo oczywiście każdy kumał, że raczej każde państwo ma swojego premiera magicznego czy coś. Ale tutaj mamy przewodniczącego wszystkich czarodziejów na całym świecie? I mam zrozumieć, że skoro Niemiecki premier stwierdził, że uniewinniają Grindewalda (nie ma wytłumaczone dlaczego), to USA by stwierdziło "cool I guess"?
Jak się chce zbudować jakiś system polityczny w fikcyjnym świecie, to niech to ma ręce i nogi. Albo niech się za to nie zabierają. Nie oglądali Gwiezdnych Wojen i nie widzieli, że to głupota?
A co do sonica - z tymi aktorami to podejrzewam, że są tylko dlatego, że są tańsi niż CGI. Więc na siłę trzeba znaleźć im coś do roboty.
Hmm. Ale Jim Carrey'a mają. Myślę, że to kwestia, że w pierwszej części miało to wywołać efekt "isekai", czyli komuś trzeba tłumaczyć lore. W drugiej części już jest tego mniej. Może w trzeciej zredukują ich role do jeszcze mniejszej. Jim podobno w jednym wywiadzie rozważał zakończenie kariery po Sonicu 2.
Szalony świat Louisa WainaJasna cholera, miała być komedia! Na plakacie Bennedict Cumberbatch z kotkiem na głowie! Skąd ci ninja krojący cebule?!
W każdym razie, film typu "biopic" opowiadający o życiu Louisa Waina - ilustratora w wiktoriańskim Londynie, który urzekł cały świat swoimi rysunkami z kotami zachowującymi się jak ludzie. W filmie pokazany, jakoby dzięki jego twórczości koty są najpopularniejszymi zwierzakami domowymi na świecie. Nie wiem, ciężko powiedzieć czy tak było naprawdę. W każdym razie facet lekkiego życia nie miał - utrzymywał swoje siostry i matkę, ożenił się z guwernantką swoich młodszych sióstr przez co popełnił mezalians. Jego żona umiera niedługo po ślubie na raka piersi. Mnie najbardziej dotknęła śmierć jego pierwszego kota, bo był bardzo podobny do mojej kotki, który zmarła parę lat temu. Do tego historia chorób psychicznych w rodzinie, u niego też. Cumberbatch lubi chyba takie role dziwnego, niezrozumiałego na swoje czasy geniusza. Jak w "Sherlocku" czy też "Grze Tajemnic".
Jak lubicie kotki, to polecam. Jest sporo. Szkoda tylko, że materiał jest dosyć ciężki.