Fajny film wczoraj widziałem.
No dobra, nie było to wczoraj, ale był naprawdę fajny i tak w sumie to chciałem zagadać.
1917.
Przed pójściem do kina widziałem krótkie zajawki, making of z planu, no - wyglądało bardzo obiecująco, ale nie na tyle, żeby mnie odpowiednio do filmu nastawić.
I dobrze, bo od początku siedziałem sobie bez wielkich oczekiwań, na luzie, a po kilku minutach pomyślałem, że dawno nie widziałem tak fantastycznego, oryginalnego filmu.
Te ujęcia, ta praca kamery, ten skoordynowany ruch chłopa w tle! Do tego oszczędne CGI, dużo praktycznych efektów, spora dawka uniesienia, ale pozytywnego, męskiego. Bawiłem się jak prosię.
To był realizatorski majstersztyk, lekcja dla innych, jak w nieszablonowy sposób stworzyć hollywoodzkie kino. Oskar dla Deakinsa był oczywistą oczywistością, bo nie dać nagrody za zdjęcia za taką pracę to jak splunięcie w twarz.
Co tam słychać? : )