Dobra Maniek, byłeś już na Tolkienie? Props za to, że używali dobrej wymowy.
Poza tym, trochę się rozczarowałem. Liczyłem na ciekawą biografię, a dostałem przeplatanie się wątków z dzieciństwa (najlepsza część filmu), wojny i studiów. Za dużo "dosłownych metafor", że się tak wyrażę. Majaki na wojnie ze smokami, Sauronem i czarnymi jeźdźcami były zbyt oczywiste. Tak samo jak młody podoficer, który ma na imię Sam i prowadzi Tolkiena przez okopy. Wiem, że sama postać Samwise'a z Władcy Pierścieni jest wzorowana na takiej funkcji podczas IWŚ, ale mogliby już tego tak bezczelnie nie wciskać w ryj z ekranu. Z drugiej strony mojej żonie się podobało, bo o Tolkienie nie wiedziała nic (albo bardzo mało), natomiast ja zaczytywałem się za młodu na jego temat.
Dużym minusem dla mnie, było pokazanie historii tylko do początków jego pisarstwa. Fakt, łezka się zakręciła w oku, jak ekranowy pisarz zaczął kreślić słowa "In a hole in the ground there lived a hobbit.", ale nie było w ogóle pokazanego procesu twórczego naszych kochanych opowieści.
Ogólnie - byłem w ramach Cinema City Unlimited, więc nie zbiedniałem. Ale jeżeli nie jesteście fanatykami, to obejrzyjcie kiedyś do kotleta.