Właśnie wróciłam z ogrywania
Star Wars: Rebellion u znajomych - 10/10, imo gra roku! Pierwszy raz od czasu Battlestar: Galactica natrafiłam na planszówkę, która tak dobrze oddaje klimat adaptowanego uniwersum, dla fanów SW pozycja wręcz obowiązkowa.
Gra ma asynchroniczny gameplay: jedna osoba przejmuje kontrolę nad Imperium, druga nad Rebelią. Imperium chce odszukać i zniszczyć bazę Rebelii. Dominuje na mapie, ma od groma potężnych jednostek, z pomocą których sieje terror w galaktyce, ale jest bardzo powolna (biurokracja). Rebelia zaś gra na czas, jednocześnie gryząc Imperium po kostkach - jest jak stado much, od których nie można się odpędzić. Słabych, ale potrafiących wyskoczyć w różnych miejscach na mapie - tu sabotować, tam wzniecić bunt, dyplomacją przeciągnąć na swoją stronę kolejne planety, zniszczyć imperialne statki w trakcie budowy czy wykraść plany Gwiazdy Śmierci.
Gra sprawia wrażenie dobrze zbalansowanej, oferującej wiele sposobów osiągnięcia celu, a jednocześnie nie przytłaczającej nimi (kto grał w Twilight Empire, ten zna ów ból).
Bardzo fajną opcją jest gra w 4 osoby: obydwie strony konfliktu mają wówczas podział ról na generała i admirała, którzy mają inne uprawnienia w zarządzaniu flotą i zasobami, wzajemnie się uzupełniając. Razem z mężem graliśmy Imperium i trochę wdupiliśmy, ale było blisko. Dużo frajdy z tego było.
Jedyne wady, jakie widzę: cena (~400 zł, bo elementów jest sporo) i wkurw, gdy po raz kolejny z rzędu na kościach wypadają puste ścianki
Poza tym gra jest świetna!