Kasa, misiu, kasa.
A wracając do filmów. W czasach PRL reżyserzy mieli ogromną chęć pokazania wrogiego im systemu, jednocześnie omijając, nieraz szczelną, cenzurę. Praktycznie każdy znamienny film porusza poważne tematy i wydaje mi się, że te "weselsze" przechodziły bez echa. Ale! Nawet jeśli nieliczne z tych filmów rzekomo były komediami, to i tak w pewien sposób dotykały komuny - na przykład Seksmisja. Więc dało się bawić widza, ale i gdzieś przemycić coś poważniejszego.
Ostatnio widziałem "Wojna światów - nastepne stulecie" Piotra Szulkina. I napiszę tak: mimo tego, że Marsjan grają dzieci w puchowych kurtkach, pomalowane spray'em na srebrno, to klimatycznie i fabularnie ten film jest świetny. Więc nie potrzeba było wielkich efektów specjalnych, by zrobić, w tym przypadku, sci-fi.
Niby komuny już nie ma, ale Polacy wciąż mają z czym walczyć! Więc czemu powstają same gówna, a tylko nieliczne filmy trzymaja poziom - na przykład Pokłosie? Dość powiedzieć, że Pasikowski zbierał wiele lat kasę na ten film, przy czym jakieś tvnowska produkcja z Karolakiem w roli głównej, finansowana jest "ot tak". Smutne to.