Oczywiście, chociaż z tego co słyszałem (piąte, przez dziesiąte) akurat Italia do pewnego momentu zwykła się bawić w wojnę, niż ją toczyć. Dużo było gadania o honorze i takich pierdołach, gdzie reszta Europy rżnęła się bez żadnych zasad.
Machiavelli to przedstawia trochę inaczej. Cała Italia przez pół średniowiecza próbowała się zjednoczyć, zabrakło tylko wystarczającego madafaki żeby pokonał wszystkich rywali. No i używano powszechnie nielojalnych wojsk najemnych, którym zdarzało się zmieniać strony podczas bitwy.
Zgodzę się w kwestii, że w Japonii walka była znacznie silniej obwałowana symboliką, jak i z tym, że zachowało się więcej materiałów. Tyle że to nie znaczy, że w Europie nie tworzono szkół szermierki i bito się jak kijami - bo tak nie było. Szkół walki było sporo.
I - wbrew powszechnym mitom - w Europie nie bito się "bez zasad". Zasady były. Jak i krótkowzroczne umysły. Gdyby nie to, jak wąsko postrzegano taktykę bitewną, mongołom nigdy nie udałoby się narobić tak wielkiego hałasu, po prostu ich odmienny sposób walki był trudny do pojęcia dla Europejczyków. Francuzi też nie powtarzaliby tak zawzięcie błędu puszczania szarży na nierozpoznany i niekorzystny teren.
Nawet uwzględniając fakt, że wszystkie katany kuto z magicznej rudy wzbogacanej mithrilem.
Nie wiem po co strzelasz do mnie przy tym temacie zawsze jakimś sarkazmem, nigdy nigdzie nie twierdziłem że katana jest SUPER, ba, już nawet raz powiedziałem że dobrej damasceńskiej szabli mogła co najwyżej buty lizać.
O ile mi wiadomo, to MoG ma racje - materiały, którymi dysponujemy dotyczą głównie treningu rekreacyjnego i pojedynków, które różnią się od walki na polu bitwy
O ile mi wiadomo, obaj się mylicie. Z tego co wiem to technika pojedynkowa i bojowa nie różniły się zanadto, a nawet jeśli, to na niekorzyść pojedynkowej, jako pozbawionej wszystkich "nieczystych" zagrań. W Japonii też nie, gdzie przynajmniej do pewnego momentu (XIV wiek jeśli dobrze pamiętam) walne bitwy wyglądały jak mieszanina samurajów szukających sobie w tłumie godnego przeciwnika do pojedynku. W Europie wcale bardzo inaczej nie było.
Oczywiście, że nie, ale indianie w dżungli amazońskiej uczą się od dzieciństwa jak podchodzić zwierzynę, a to nie czyni z nich wykształconych ludzi.
Oczywiście nie wszyscy rycerze byli kretynami, ale procent analfabetyzmu na pewno był duży.
Padasz tu ofiarą stereotypów.
Otóż, proszę państwa, chciałbym ogłosić wszech i wobec:
- W średniowiecznym społeczeństwie analfabetyzm dotyczył GŁÓWNIE CHŁOPSTWA, które stanowiło OGROMNĄ WIĘKSZOŚĆ (80%+) społeczeństwa.
- przeciętny czeladnik - czyli klasa mniej więcej średnia, a to i tak bliżej dna tej klasy niż szczytu - znał 4-5 języków, więc był lepiej wykształcony (w granicach znanej w jego epoce wiedzy) niż duża większość współczesnego społeczeństwa.
- od 853 roku zgodnie z zaleceniem Leona IV przy KAŻDEJ parafii funkcjonowała szkoła parafialna, gdzie uczyć mógł się KAŻDY. Czasem nawet za darmo. Uczono w nich (m.in.) czytania i pisania, retoryki, arytmetyki i muzyki (śpiewu). Dla mieszczan edukacja w szkole parafialnej była gdzieniegdzie nawet obowiązkowa. Po ukończeniu takiej szkoły żak mógł kontynuować naukę w szkole kolegialnej, a na najlepszych czekały uniwersytety, ba, na niektóre wpuszczano nawet kobiety.
- stan rycerski stanowił NIELICZNĄ elitę i warstwę rządzącą. W takiej sytuacji przypuszczenie, że rycerstwo mogłoby być gorzej wykształcone niż mieszczaństwo to blamaż. Jeśli analfabetyzm w tej warstwie W OGÓLE występował, to był to bardzo, bardzo niewielki odsetek.
Prosiłbym na przyszłość nie siać mitów.
Tu przykładzik:
Całkiem niezły artykuł, wcale celny. Polecam panom fanatykom "Jak to w Europie nie było sztuki walki mieczem".
Generalnie zgadzam się, że walka jakimkolwiek mieczem wymaga nauki, ale znowu - materiały wspomniane w artykule i filmikach dotyczą głównie "cywilnych" zagadnień, jak samoobrona.
Generalnie mylisz się. Chłopstwo nie miało w ogóle praw i dla nich bronią do samoobrony były co najwyżej pięści, kij albo narzędzie rolnicze, takie jak cep czy widły. Mieszczaństwo nosiło się ze wszelakiego rodzaju sztyletami i sztukę żgania się po zaułkach doprowadziło do perfekcji.
Natomiast miecz mógł nosić tylko szlachcic i walka nim miała charakter uroczysty, wcale nie tak daleki od japońskich ideałów. O ile dźwignie to faktyczny przesadyzm - to wygranie w turniejowym pojedynku, gdzie każdy występuje w pełnej płycie i z tarczą - wymagało siły, precyzji i faktycznych umiejętności. Takowe na polu bitwy były równie użyteczne - średniowieczne turnieje były świadomie inscenizowane tak, aby dawały szansę popisania się autentycznymi zdolnościami bitewnymi. To nie była zabawa w całkowitym oderwaniu od realiów.