Strasznie słaba dla widza, więcej klinczu niż uderzeń. Bodajże trzecia runda przeszła nawet właściwie bez ciosów. Po Kliczce widać było, że jest nieprzyzwyczajony do walk z większymi od siebie (wcześniej walczył z takim rywalem tylko raz, ale to był Mariusz Wach, więc było siłą rzeczy dużo prościej), miał spore problemy z dosięgnięciem Fury'ego, co ten prowokacyjnie wykorzystywał, opuszczając ręce i zaplatając je za plecami. Zawsze wiedziałem, że Władimir jest słabszy psychicznie od swojego brata (odporność na ciosy też ma mniejszą, bo na deskach leżał 11 razy, a Witalij nigdy), ale nie spodziewałem się, że się go przestraszy, a dokładnie tak to wyglądało. Prawie w ogóle nie uderzał prawą ręką, uderzał tylko pojedynczo, serie ciosów można było policzyć na palcach jednej ręki. Miał jeszcze bardziej defensywny styl niż zazwyczaj, mimo że od samego początku to on bardziej potrzebował punktów niż Fury. Komentatorzy w 8. rundzie trafnie zauważyli - na tym etapie walki poprzedni rywale Władimira walczyli już o przetrwanie (o ile w ogóle do tego etapu doczekali), a Anglik o zwycięstwo. Po walce wyglądał właściwie tak samo jak przed nią, a Kliczko dość wcześnie miał już jakieś rozcięcie.
Fury punktował zauważalnie częściej i zasłużenie wygrał, okazując się pierwszym pajacem od dawna, który jest mocny nie tylko w gębie. Kliczko ma klauzulę rewanżu i zamierza ją wykorzystać, ale lepiej dla niego, żeby do drugiej walki się lepiej przygotował, zwłaszcza mentalnie.