- O co tu chodzi?
Twoje pytanie wywołało spore zdziwienie u nieznajomej.
- Czy Ty przespałaś ostatnie kilka dni? - Kobieta naprawdę nie dowierzała, że słyszy to pytanie.
- Znaczy... - Chciałaś jakoś wyjaśnić, ale w tym momencie znów zabolał Cię tył głowy. Odruchowo znów skierowałaś rękę w stronę źródła bólu.
W tym momencie kobieta, bez żadnego słowa zbliżyła się do Ciebie, po czym nie pytając o zgodę spojrzała na tył Twojej głowy.
- To nieco wyjaśnia. - Zaczęła nieznajoma. Wyczułaś, że jej to był już nieco bardziej przyjazny. - Dobra, możemy zacząć od nowa. Możesz mówić mi May, a teraz chodźmy do spiżarni. Tam pogadamy.
Choć poznałaś imię nieznajomej, a ona sama zaczęła mówić nieco milszym tonem, to ostatnie słowa zabrzmiały, jak rozkaz, któremu wolałaś się nie sprzeciwiać, samemu nie wiedząc, co tu się dzieje.
Kobieta nie patrząc za siebie podniosła swój plecak, który wcześniej schowała za jednym ze zniszczonych stołów, a następnie skierowała swe kroki w kierunku w stronę szynkwasu, a następnie skręciła za drzwi, które prowadziły do kuchni. Poszłaś za nią, ponieważ ciekawość przewyższyła strach. W kuchni również panował mrok i totalny bałagan. Zdecydowanie tutaj też się coś działo, choć o ile w głównym pomieszczeniu karczmy wyglądało to na walkę, tak tutaj po prostu na jakąś paniczną ucieczkę.
- Już prawie jesteśmy. - Powiedziała May, pokazując palcem na klapę w podłodze. - Tam jest spiżarnia. Pójdziesz tam ze mną, ja poszukam zapasów i wtedy możemy chwilę pogadać.
Miałaś mieszane uczucia co do tego pomysłu, ale kobieta chyba nie zamierzała słuchać Twoich skarg. Wyciągnęła jedynie pochodnię i ruszyła w stronę klapy. W tym momencie znalazłaś w sobie odwagę, aby ponowić pytania.
- Możesz mi powiedzieć, o co tu chodzi?
- Widzę, że Ty faktycznie nic nie wiesz, a może tylko nie pamiętasz. - Zaczęła May. - Na Twoje nieszczęście przeżyłaś to uderzenie, które sprawiło, że masz tego paskudnego guza.
- To źle, że przeżyłam? Nie rozumiem, chciałabyś mojej śmierci?
- Źle mnie zrozumiałaś młoda. Obecnie wielu wolałby umrzeć, niż żyć kolejny dzień w tym miejscu. Dobra to może zaczniemy od czegoś prostego. Co ostatnie pamiętasz?
- No Błękitny Pudel występował wczoraj na rynku, a potem przyszliśmy do tej karczmy.
- Jakie wczoraj?! - May po raz kolejny się zdziwiła. - Nie chcę Cię martwić Gemmo, ale to było kilka dni temu. Nie wiem, jak przeżyłaś, ale widocznie masz więcej szczęścia, niż byś chciała. Choć ciężko nazwać szczęściem, życie w takim miejscu.
- A co jest złego w tym miejscu? I może i powiesz, co się w końcu stało?
- Dobrze. Choć może to być dla Ciebie niewiarygodne. - May przez chwilę zastanawiała się, co dokładnie ma Ci powiedzieć. - Faktycznie kilka dni temu Błękitny Pudel dał w tym miejscu swój pierwszy i ostatni występ. Wszyscy byli zadowoleni i poszli normalnie spać. Niestety nie była to normalna noc. Wielu śmierć zastała w łóżkach, gdyż z nieznanych przyczyn w mieście pojawiła się masa zombie!
- Zombie? - Byłaś zaskoczona, gdy kobieta wspomniała o nieumarłych. - Jak, co?
- Nie wiem, nikt tego nie wie. - Odparła May. - Ci co przeżyli tamtą noc, gadali różnie. Jedni stwierdzili, że to trupa coś ze sobą przyniosła. Kapłani zaczęli gadać coś o grzechu i ogólnie karze bogów. Zaś inkwizycja, no ci to postanowili po prostu pozbyć się tej plagi, poprzez wybijanie samych zombi i zabijanie każdego, kto mógł zostać zarażony.
- Zarażony?
- No właśnie i tu dochodzimy do tego, czemu pytałam, czy zostałaś ugryziona. Osoby, które zombie ugryzły lub jakoś poważnie zraniły, po prostu same zamieniały się w kolejne zombie. Dlatego wielu nazywa to chorobą lub po prostu zarazą.
- May? A co Ty tu robisz?
- Przyszłam po zapasy, a napotkałam Ciebie, w momencie, gdy o mały włos nie ściągnęłaś tutaj właśnie zombie.
- Zatem tamte dziwne dźwięki, to...
- Tak, to były Gderacze.
- Gderacze?
- No tak, ludzie... To znaczy, ci co przeżyli, tak nazywają ten rodzaj zombie, zwykle są powolne i głośne, więc łatwo ich unikać.
- Rodzaj? To jest ich więcej?
- Niestety tak. O ile na początku były same Gderacze, tak potem zaczęły się pojawiać następne. Nie wiem, z czego to wynika, ale o tym lepiej Ci opowie Henry.
- Henry?
- Powinnaś go znać, to właściciel tej karczmy. Mieszkam teraz z nim, ale to dłuższa historia.
- A zatem wszyscy nie żyją?
- Cóż, ciężko powiedzieć. Są ocalali, ale każdy obecnie raczej troszczy się o siebie, niż o innych. Miałaś szczęście, że trafiłaś na mnie, ponieważ kapłani nie byliby tak mili, inkwizycja by Cię po prostu zabiła, zaś Henry... No cóż, to dobry gość, ale trochę narwany.
- To co teraz?
- Powiem tak, mam dla Ciebie propozycję. Pomożesz mi nieść te zapasy do naszej kryjówki, a ja w zamian za to, wkręcę Cię do naszej ekipy? To niewiele, ale chociaż dam Ci jakiś start, bo sama w tym mieście nie pożyjesz za długo, a o wydostaniu też możesz zapomnieć.