Autor Wątek: Świat poza Światem  (Przeczytany 4068 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Arim

  • Wiadomości: 1175
  • Mortal Wombat
Świat poza Światem
« dnia: Wrzesień 12, 2013, 18:36:04 pm »
Rozdział I


Siedziała sama w domu, był to zwykły jednorodzinny budynek, jakich wiele można zobaczyć na przedmieściach. Za oknem było już ciemno, niebo zasnuwały ciemne, deszczowe chmury, a więc nawet księżyc nie rozświetlał mroków nocy. Co prawda miała już dziewiętnaście lat, ale nie lubiła zostawać sama w domu. Bała się ciemności. Nie potrafiła sprecyzować, co wywoływało te lęki, coś jej mówiło, że nie jest sama, że ktoś lub coś ciągle ją obserwuje. Zdawała sobie sprawę, że jest to mocno irracjonalne, ale nie mogła nic na to poradzić. Zwykle udawało się jej stłumić strach, ale tym razem było inaczej.
   Rodzice dziewczyny zginęli w wypadku jak miała dziesięć lat, wychowywała ją babcia, która obecnie leżała w szpitalu czekając na planowaną od dłuższego czasu operację biodra. Przez dwa tygodnie cały dom będzie na jej głowie, nie martwiła się tym, lubiła prace domowe, w tym roku skończyła szkołę, a dzięki wpływom płynącym z firmy jej zmarłego ojca nie musiała iść do pracy i miała cała masę wolnego czasu. Teraz siedziała w ciemnym pokoju, rozświetlanym tylko przez nocną lampkę, czując narastający lęk, aby z nim walczyć postanowiła z kimś porozmawiać. Weszła na chat, który dobrał jej losowego rozmówcę. Gość miał nick shade_of_death, pomyślała, że to kolejny dzieciak zafascynowany „metalem” czy czymś równie dziwnym, ale cóż skoro los tak chciał to może warto zaryzykować, a nie oceniać ludzi po internetowej ksywce.

- Cześć, jestem Natalia, widzę, że też nie możesz spać w nocy, może trochę porozmawiamy i zabijemy czas? – Przedstawiła się, chcą jakoś rozpocząć rozmowę
- Witaj Natalio,  ale ty nie masz już za wiele czasu – kolejny świr – pomyślała dziewczyna
- Nie rozumiem, o co ci chodzi – w tym momencie poczuła mrowienie na karku jakby ktoś się w nią wpatrywał z ciemnego kąta pokoju, szybko się odwróciła, ale niczego nie dostrzegła
- Jak to nie rozumiesz? Nie mów mi, że tego nie dostrzegasz, od dziecka czujesz czyjąś obecność, prawda? – teraz była już naprawdę przerażona, skąd do cholery on to wie, może sobie tylko jaja robi i jest to jego standardowa taktyka zabawy na chatach
- Nie wiem o czym mówisz – szybko odpisała
- Kłamiesz, ale nie czas na to,  jak już pisałem masz malutko czasu i jeżeli się nie pośpieszysz dopadną cie
- Przestań się ze mnie nabijać, nie masz nic ciekawszego do roboty, tylko straszysz dziewczyny na chacie? – była wściekła, już chciała się wylogować, gdy usłyszała cichutki szelest dochodzący z korytarza, jakby tkanina ocierająca się o podłogę. Co jeżeli on ma rację – ta myśl ją zmroziła
-Haha, to nie żarty, a tobie pozostało pięć minut, a więc słuchaj uważnie i zrób wszystko to co powiem. Za chwilkę zabraknie prądu, a co za tym idzie nasza rozmowa się urwie, weźmiesz komórkę i wyjdziesz z domu, teraz nie mogą ci nic zrobić, ale ten stan nie będzie trwał wiecznie musisz jak najszybciej uciekać.
- Kim ty do cholery jesteś i dlaczego mi to piszesz i w ogóle kto ma mnie „dopaść”?
- Nie teraz. 3,2,1 – zgasło światło
   
Była przerażona, po omacku wymacała telefon, włączyła go, aby przyświecić i nie połamać sobie nóg w tych ciemnościach. Chwyciła kurtkę z szafy i już miała wyjść na korytarz kiedy w bladym światełku jakie wydawała z siebie latareczka wbudowana w komórkę dostrzegła przy oknie ciemną postać ze szponiastymi kończynami. Nogi się pod nią ugięły, nie wiedziała co ma robić, co prawda jest rozmówca powiedział, że ma jeszcze czas, że jest bezpieczna, ale ile jej tego czasu jeszcze pozostało? Stwór stał nieporuszony, poczuła się pewniej i szybko wybiegła z pokoju w tym momencie zadzwonił telefon. Numer nieznany, uznała, że to pewnie człowiek z chata, odebrała.

- A więc zauważyłaś go? Milutki prawda? Nie bój się jeszcze jesteś bezpieczna, ale się śpiesz i za wszelką cenę nie patrz w lustra -  głos miał zimny niczym lód, ale mówił spokojnie i bez pospiechu.
- Co to było i dlaczego mnie ściga – zdołała tylko tyle z siebie wydusić, schodząc po schodach
- Demon, a właściwie tylko pomniejszy zwiadowca, ale teraz biegnij, kończy ci się czas – rozłączył się
Wybiegła z domu, na ulicy pomimo mroku  zauważyła sylwetki jeszcze 3 monstr. Nie wiedziała co ma dalej robić. Na szczęście znowu rozległ się dzwonek w telefonie.
- Widzisz park po drugiej strony ulicy? – zapytał
- Tak, ale ich tu jest więcej, nie wiem co mam robić – powiedziała prawie płacząc
- Spokojnie, jak się rozłączę twój czas dobiegnie końca, musisz wtedy jak najszybciej pobiec do parku, skręcisz w alejkę po prawo, dotrzesz do rzeczki, jest wąska bez problemu ją przeskoczysz, za nią park przechodzi w las, podążaj cały czas przed siebie, aż dotrzesz do opuszczonego domu, tam się spotkamy. Oni są dosyć powolni, ich główna broń to zaskoczenie, którą im swoja ucieczką wytrąciłaś z ręki, a teraz się przygotuj. 3,2,1 – rozłączył, a stwory jakby tylko an to czekając ruszyły w stronę Natalii, unosiły się jakby nad ziemią i sunęły w jej stronę.
   
Dziewczyna ruszyła biegiem w kierunku widocznych po drugiej stronnie ulicy drzew, stwory skierowały się za nią, ale tak jak powiedział nieznajomy były dosyć powolne i z każdą minutą dystans między nimi się zwiększał. Dotarła do potoku, jednym susem go pokonała, weszła w las, sprawiał dosyć ponure wrażenie i jak na złość właśnie zaczęło padać. Zatrzymała się i rozejrzała, demonów nie było nigdzie widać, pomyślała, że dały sobie spokój. Nie oznaczało to, że była już bezpieczna, ale mogła przynajmniej trochę zwolnić, bieg przez las w ciemności, kiedy nie widać co znajduje się na naszej drodze, nie jest dobrym pomysłem. Zaczęła zagłębiać w gąszcz drzew, gałęzie były tak gęste, że nie docierał tam prawie deszcz. Otaczały ją stare omszałe pnie, powykręcane konary zwieszały się tuż nad jej głową. Najdziwniejsze było to, że znała bardzo dobrze ten las, całe dzieciństwo spędziła bawiąc się z przyjaciółmi w chowanego czy podchody, kiedy była starsza lubiła spacerować  długimi godzinami rozmyślając nad różnymi sprawami. Teraz wszystko było inne, drzewa wydawały dużo starsze, ich szerokie pnie i potężne, powykręcane gałęzie świadczyły, że liczyły sobie setki lat, nie widziała znanych sobie ścieżek, w ogóle wszystko sprawiało wrażenie jakby nie tknęła ich ręka człowieka, niczym pradawna, dziewicza puszcza. Co prawda było ciemno, pole widzenie było ograniczone, ale nie na tyle, aby zmienić znany lasek aż tak bardzo. Zdecydowanie było coś nie tak, ale co mogła zrobić, w jej domy czaiły się te dziwne stwory, musiała iść na przód. Okolica robiła się coraz bardziej dzika, zarośla gęstniały, każdy krok trzeba było okupić coraz większym wysiłkiem, mimo to szła ciągle naprzód, aż wyszła na polanę. Stało się to tak nagle, jakby ktoś olbrzymim nożem odkroił fragment lasu. Jej oczom ukazał się wielki, drewniany dom, sprawiał dosyć ponure wrażenie. Powoli podeszła do dwuskrzydłowych drzwi, wydawały sie bardzo ciężkich, ale kiedy je lekko popchnęła otworzyły się same. Weszła do środka, wnętrze oświetlone było jedynie świecami umieszczonymi na ciężkich, żelaznych świecznikach. Ciepłe światło sączące się od malutkich płomyczków uwidaczniało dziwaczne symbole wyryte na ścianach, jakieś stare, ale wyglądające an bardzo cenne, drewniane meble zajmowały większość pomieszczenia. Podeszła bliżej, w gablotach umieszczone były bogato zdobione i wykonane jakby z kryształu miecze, które świeciły lekką poświatą. Nie takie jakie znała z lekcji historii, których używało średniowieczne rycerstwo, bardziej przypominały japońskie katany. Na półkach ustawione były książki spisane nieznanym jej alfabetem. Na podłodze leżały skóry zwierząt, których nie potrafiła rozpoznać. Patrzyła na to wszystko z coraz większym zdumieniem, co to wszystko znaczy, jakim cudem nigdy wcześniej nie natknęła się na to miejsce. Weszła po schodach na wyższe piętro, szła ciemnym korytarzem, który był oświetlany jedynie bladą poświata bijącą od kryształów stojących po obu jego stronach, na końcu weszła do sporego pokoju. Tak  jak w pomieszczeniu niżej, tak i tu stały świece, ale dochodził do tego blask ognia na kominku i światło sączące się z kryształów unoszących się nad sufitem, było zatem dosyć jasno. Przy oknie stał młody chłopak, może cztery pięć lat starszy od niej, był wysoki, miał ciemne, dosyć krotko przystrzyżone włosy, wydały się dobrze zbudowany, sprawiałby miłe wrażenie gdyby nie zimne, niebieskie oczy, w których odbijało się  doświadczenie całych tysiącleci. Ubrany był w szeroką koszulę, z długimi, rozciętymi rękawami, na nogach miał  równie szerokie spodnie, a na stopach wysokie, skórzane buty. Cały jego strój był czarny ze złotymi zdobieniami, na szyi miał medalion z oprawionym w szlachetny metal kryształem. W ręku trzymał długi miecz, podobnie jak te w gablotach wykonany z tego dziwnego materiału, cały czarny z ostrzem inkrustowanym w  krwiście czerwone wzory.

- Witaj Natalio, widzę, że udało ci się do mnie dotrzeć, a więc nie myliłem się co do ciebie – powiedział nieznajomy spoglądając na dziewczynę
Pytania cisnęły się jej na usta, ale nie mogła wykrztusić z siebie słowa, wszystko stało tak nagle. W jednej chwili jest w swoim pokoju, a już godzinę później w jakimś domu pełnym świecących kryształów, dziwnej broni i tym podobnych rzeczy.
- Gdzie my jesteśmy i co to wszystko znaczy? – zapytała w końcu
- Spokojnie, nie tak szybko, to nie jest takie proste, zaraz ci wszystko wytłumaczę, tylko najpierw usiądź – mówiąc to wskazał na stojące przed kominkiem fotele i sam ruszył w ich stronę
Cóż miała robić, zajęła wskazane miejsce. Tyle się wydarzyło, że nie zauważyła nawet jaka jest zmęczona. Miło by było siedzieć na fotelu i wypoczywać, gdyby miało to miejsce w innych okolicznościach, ale teraz najważniejsze było poznanie odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
- Zrobiłam wszystko o co mnie prosiłeś, a teraz może łaskawie wyjaśnisz mi co tu dzieje. Najlepiej zacznij od tego kim ty w ogóle  jesteś. – rzuciła zdenerwowana
Chłopak chwilę patrzył w tańczące płomienie jakby zastanawiał się co ma odpowiedzieć.
- Dobrze zacznijmy od tego, że jestem ostatnim z Mrocznego Legionu. Naszym zadaniem było pilnowanie równowagi pomiędzy rodami Władców. Teraz to już nieistotne, działo się to tysiące lat temu, światy miały swój początek, rozwijały się i umierały, a ja trwam dalej. Przez wieki różne ludy nadawały mi coraz to nowe miana, byłem Cieniem Śmierci, Czarny Rycerzem, Destarionem Księciem Północy. Nie jest to już ważne, żadne z nich nie było prawdziwe. Ty możesz mnie zwać Aeneas. – w jego głosie nie można było wyczuć żadnych emocji, był zimny i twardy. Chłopak mówił powoli rozmyślając nad każdym wypowiedzianym słowem
- To nie jest las, który rośnie nieopodal mojego domu, prawda? Gdzie my jesteśmy? – zapytała niepewnie
- W świecie równoległym, nie jest to dokładne określenie, które pasuje do definicji tego miejsca, ale jak na razie musi ci wystarczyć. W odróżnieniu od twojego, ten się nie kończy, trwa wiecznie.
Tyle pytań kłębiło się w jej głowie. Była to kompletna abstrakcja, nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Jakim cudem się tu znalazłam i jak to wszystko jest możliwe? – odezwała się wreszcie
Aeneas się uśmiechnął i wstał z fotela.
- To bardzo proste. Mamy wiele sąsiadujących ze sobą wszechświatów. Żeby było ci łatwiej zrozumieć uprośćmy model do dwóch. Wyobraź sobie pogięte kartki papieru wiszące obok siebie, nie dotykają, ale w miejscach, w których zgięcia się nakładają, powstają punkty styku, to są właśnie portale, którymi możemy się tu dostać. Oczywiście, żeby je otworzyć potrzebne są odpowiednie zdolności, ale nawet jeżeli ktoś otworzy portal, a nie masz wrodzonego daru, nie przejdziesz.
- Jakiego daru? – rzuciła zaskoczona
- Krwi. Twoim odległym przodkiem był jeden z Rasy Władców. Minęły tysiące lat, ale nawet teraz trafia się jeszcze ktoś, u którego się objawia – mówiąc to podszedł do biblioteczki i wyciągną wielką księgę, chwilę ją przeglądał, a następnie odstawił na półkę
- Ilu nas jest
- Nie nas tylko was. Niewielu, ale to nie ma znaczenie bo żyjecie wiecznie
- To znaczy, że nigdy nie umrę? - wyszeptała
-Tego nie wiem, ale na pewno nie umrzesz ze starości. Można cię zabić, czy otruć, ale nie jest to takie proste
Długo siedziała bez słowa, zastanawiając się nad słowami chłopaka. Nie wiedziała co o tym myśleć. Wszystko co uważała za fundament swojego światopoglądu runęło jak domek z kart. Znalazła się w zupełnie obcej rzeczywistości, w której będzie musiała żyć. Jeszcze jedno pytania nie dawało jej spokoju.
- Czym są demony i czego ode mnie chciały?  - zapytała wreszcie
- Mieszkańcami tego świata. Czerpią moc wysysając ludzką energię. Większość to niższe byty i te drobinki mocy im wystarczą, ale najpotężniejsze z nich potrzebują większych dawek, a najlepszym ich źródłem jesteś ty. Pradawna, która nie wie jeszcze jak się bronić. Próbowały cię schwytać i oddać swoim panom – odparł ze spokojem
- Czy one by mnie zabiły? – powiedziała drżącym głosem
- O nie, nie od razu, byłabyś ich żywicielką, karmiłyby się tobą latami, aż wypiłyby energię do cna
Była to straszna wizja. Przeszedł ją dreszcz kiedy uświadomiła sobie, że była tak blisko tak żałosnego losu.
- Można się jakoś przed nimi bronić?
- Oczywiście, za pomocą swojego umysłu możesz tworzyć wokół siebie bariery, których przekroczyć nie będą w stanie. Potężniejsi potrafią nawet je zabijać, ale wymaga to lat treningu.  Nikt z was jest nie jest Pradawnym czystej krwi, dlatego potrzebujecie kryształu, który zogniskuje waszą moc.
- Nauczysz mnie tego? – zapytała z nadzieją w glosie
- Nie, moja moc jest innego rodzaju, pomogą ci tylko tobie podobni, ale nie martw się, Zakon już wyczuł twoje przybycie. Jadą po ciebie.
Chciała go jeszcze o coś zapytać, ale przerwał jej stanowczym ruchem dłoni.
- Nie ma już na to czasu. Słuchaj mnie uważnie, nie ufaj nikomu, każdy poważniejszy gracz z  tego świata będzie chciał cię wykorzystać do swoich celów, oczywiście możesz pomóc jednemu z nich,  ale wplącze cię to w cała masę intryg i konfliktów. Zrobisz jak uznasz za stosowne. Pamiętaj tylko o jednym, żaden z Pradawnych nie jest taki jakim widzi go świat, każdy przebiera maski stosownie do okoliczności, może być honorowy, sprawiedliwy, podstępny, chciwy, zły i dobry, ale tak naprawdę wszystkim chodzi o władze i przejęcie kontroli nad kryształami mocy.
- A tobie mogę zaufać? Dlaczego mi pomagasz – spytała zdezorientowana
- Powiedziałem ci już, nie możesz nikomu ufać. Pomagam ci bo ma ku temu swoje powody, nie interesuje mnie władza, jestem potężniejszy od każdego z Pradawnych, ale mam swoje cele, znam przepowiednie i wiem, że jesteś kimś bardzo ważnym i jeszcze mi się przydasz – odparł lodowatym głosem – Teraz uważaj, aby nie zostać zwykłym pionkiem musisz zabezpieczyć swój umysł przed dostępem z zewnątrz, obecnie nawet średnio wprawny telepata może się włamać do twojej świadomości i wyczytać co tylko chce, a ci bardziej doświadczeni przejąć nad nią kontrolę. Nie jest to trudne, musisz wykorzystać tylko swoje wrodzone zdolności. Za chwilę spróbuję wejść do twojej głowy, a ty się skup i odepchnij mnie swoją wolą. Będę ostrożny, żeby nie zrobić ci krzywdy, chcę tylko żebyś poznała zasady.

Poczuła jak giętka macka myśli wciska się w głąb umysłu, nie było to przyjemne uczucie, jakby ktoś wydzierał to wszystko czego nikt prócz niej nie miała prawa wiedzieć. Przed jej oczami zaczęły wirować obrazy, siedzi sama w pokoju i płacze po śmierci rodziców, nagle jest w lesie i patrzy jak jej ukochany pies ginie rozszarpany przez wilki, by po chwili trafić do szkoły i słuchać jak koleżanki wyśmiewają jej tanią bluzkę. Z oddali usłyszała głos. – Skup się, odepchnij mnie -  Powoli zaczynała odzyskiwać nad sobą panowanie, przejmowała kontrolą, odcinała dostęp do kolejnych partii swojej pamięci. Napór ustępował, aż w końcu była wolna. Wyczerpana osunęła się na kolana.
- Dobrze, ale tracisz masę sił opanowanie całej swojej świadomości. Musisz mnie wyczuć i zaatakować tylko i wyłącznie miejsce, w którym w danym momencie jestem. Jeszcze raz.
Znów to dziwne uczucie, ale tym razem była przygotowana, uderzyła tylko w jeden punkt, nie traciła czasu na stawianie barier i szybko odparła zagrożenie. Uśmiechnęła się triumfalnie.
- O to chodzi, ale to był tylko słabiutki atak. Musisz ćwiczyć, poznać swój umysł, zyskać nad nim całkowitą władze, tylko to pozwoli wykorzystać ci pełnie sił. Więcej nie mogę powiedzieć. Teraz żegnaj, ale przyjmij ode mnie prezent – mówiąc to zdjął z szyi wisiorek z krwiście czerwonym kryształem i podał go Natalii – Pilnuj go i pod żadnym pozorem nikomu tego nie pokazuj. To potężny artefakt, ochroni cię w potrzebie, a kiedy nauczysz się już korzystać ze swojej mocy, okaże się bardzo przydatny.
- Nie wiem co mam powiedzieć, wbrew temu co mówisz, bardzo mi pomogłeś. Uratowałeś mi życie, gdyby nie ty byłabym w mocy demonów, będą pilnowała kryształu i nikomu nie pozwolę go odebrać – mówiąc to włożyła łańcuszek an szyję, a zawieszkę schowała pod bluzką – Zobaczymy się jeszcze?
- Być może – odparł Aeneas i ruszył w stronę okna, jednocześnie zmieniając się w kłąb czarnego dymu, który po chwili rozpłynął się w powietrzu.

W tym momencie usłyszała jakieś głosy dochodzące z dołu. Zbiegła po schodach i wyszła an zewnątrz. Przed domem stał mężczyzna w długim czarnym płaszczu, wyglądał na jakieś 40 lat, wiedziała, że pewnie jest dużo starszy, ale nie dało się wywnioskować jego prawdziwego wieku. Twarz miał nieprzyjemną, ze śladami po przebytej niedawno ospie, tłuste włosy opadały mu w nieładzie an ramiona, przez plecy miał przewieszony łuk, a z pod płaszcza wystawał mu kryształowy sztylet. Obok niego stała młoda, ładna kobieta. Ubrana była w długą, niebieską suknię obitą futrem, dla ochrony przed chłodem, długie, blond włosy miała zaplecione w długi warkocz. Z jej władczego spojrzenia i zachowania widać była od razu kto z tej dwójki jest ważniejszy. Tuż za nimi stał powóz zaprzęgnięty w stworzenia przypominające konie, tylko zamiast kopyt miały pazurzaste łapy, a z potężnych szczęk wystawały długie kły.
- Witaj, długo tu jesteś? Wyruszyliśmy do razu jak dotarły do nas wieści, że przybyła nowa Pradawna. Dobrze, że udało nam się tu dotrzeć przed Aedenami. Ja jestem Lena, a mój towarzysz nazywa się Derek – powiedziała kobieta wskazując na siebie i czarnowłosego mężczyznę.  – Jak się tu dostałaś, bo sama przecież nie mogłaś otworzyć portalu
- Ja nazywam się Natalia, a pomógł mi Aeneas – odparła
- Co?! – dowódczyni wydawała się naprawdę przerażona – To niemożliwe, to jest potwór. Nie wiem co od ciebie chciał, ale nigdy więcej się do niego nie zbliżaj.
- Dlaczego tak go nazywasz, on uratował mi życie
- Nie wiem co nim kierowało, ale na pewno nie było to twoje dobro. Podczas wielkiej wojny, jednym skinieniem, jedną myślą zabił dziesięć tysięcy ludzi i Pradawnych. Nie ma skrupułów, zrobi wszystko by osiągnąć tylko sobie znane cele. Koniec tego gadania, musimy ruszać – mówiąc to wskazała na powóz i sama poszła w jego stronę.
Dziewczyna była zdezorientowana, nie wiedziała co ma myśleć. W końcu doszła do wniosku, że pojedzie z nimi i zobaczy co się stanie. Tutaj zostać nie może. Nagle poczuła ucisk w głowie, ktoś próbował wedrzeć się do jej umysłu w jednej chwili wyszukała napastnika i odepchnęła go. Był słaby, a więc nie poprzestała na tym,  skupiła się i przystąpiła do kontrataku, złamała jego bariery, chciała zadać jak najwięcej bólu, nie wiedziała jak, ale sama myśl wystarczyła. Derek zaczął wrzeszczeć i zwijał się na ziemi.
- Natalio przestań, dostał nauczkę – spokojnie rzekła dowódczyni
Uspokoiła się i wycofała moc. Mężczyzna wstał powoli, na jego twarzy malowało się cierpienie.
- No, no imponujące – wyszeptała z aprobatą jasnowłosa – Musisz być bardzo ważna, że Cień Śmierci poświęcał swój czas, aby cię nauczyć takich sztuczek. Masz bardzo duże możliwości, a my pomożemy ci je odkryć. A ty idioto wsiadaj, nie mamy czasu. – krzyknęła do swojego towarzysza
Derek, usiadł an koźle, chwycił za lejce, a kobiety zajęły miejsca powozie. Ruszyli traktem wśród drzew. 
- Możesz iść spać, jazda trochę potrwa, a widzę, że jesteś zmęczona – dowódczyni zwróciła się do Natalii
- Trochę, ostatnio mało spałam, dzięki – odparła

Rzeczywiście była wyczerpana, nie tyle brakiem snu, ale przede wszystkim tym wszystkim co się wydarzyło. Do tej pory nie mogła uwierzyć, że dzieje się to naprawdę. Ułożyła się wygodnie, położyła głowę przy szybie i usnęła. Powóz sunął przez las, mijała godzina za godziną, noc zmieniła się w krótki dzień, który znów, powoli przechodził w zmrok. Nagle wśród drzew rozległ się odległy, straszliwy ryk, zew drapieżnika łaknącego krwi. Natalia poderwała się z miejsca.
- Co to było? – zapytała przerażona
- Nie wiem, to często uczęszczany trakt, zwierzyny nie ma tu prawie wcale – odparła jej towarzyszka i wyjrzała przez okno – O, Boże - krzyknęła
Natalia również wystawiła głowę za drzwi, to co zobaczyła zmroziło jej krew w żyłach. Na niewielkim wzgórzu, po prawej stronie stało zwierzę. W promieniach zachodzącego słońca dobrze było widać jego wyprostowaną i masywną sylwetkę, wilczą głowę i długie przednie kończyny. Patrzyło w ich stronę, a po chwili znikło wśród drzew. Dziewczyna wystraszona opadła na swoje miejsce.
- Co to za stwór? – wyszeptała
- To Bestia Cienia, nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wcześniej podchodziły tak blisko, zazwyczaj trzymają się lasów porastających góry północy i strzegą wejścia do Jaskini Azgrorat. – odparła wystraszona Lena – Musimy uciekać, to okrutni drapieżcy
- Przecież masz moce, nie możesz jej przegonić?
Jasnowłosa uśmiechnęła się ponuro.
- Mało kto jest w stanie je odpędzić, magia umysłu na nie działa – powiedziała szybko – Postaram się postawić barierę i nas ukryć, jesteśmy już naprawdę blisko zamku, może się nam udać. Wysłałam obraz Derekowi, za chwilę się zatrzymamy i musimy schować się w lesie. Nasz środek transportu jest za duży nie dam rady go zabezpieczyć. Trzymaj się bardzo blisko mnie, inaczej cię dopadnie.
W tym momencie stanęli, Lena wysiadła i skoczyła do rowu pomiędzy lasem i drogą, Natalia podążyła jej śladem, a woźnica za nimi. Znaleźli się wśród suchych liści w niewielkim zagłębieniu. Mieli sporo szczęścia,  gdyż po chwili z pomiędzy drzew wyłonił się potwór. Szedł spokojnie, na dwóch nogach, był lekko pochylony, jego ciało pokryte było gęstym, ciemnym futrem. Przednie łapy zakończone szponami, zwisały mu po bokach, w długim pysku można było dostrzec spore kły. Konie przerażone wyrwały do przodu, stwór jednym skokiem znalazł się obok nich, szybkie uderzenie pazurzastej łapy i martwe ciała, padły na ziemię. Bestia nawet na nie spojrzała, ewidentnie nie chodziło jej o mięso, powolutku wróciła na poprzednie miejsca. Rozejrzała się, z jej czerwonych ślepi biła żądza mordu, ale nie to było najstraszniejsze w oczach dojrzeć można było iskry inteligencji. Wiedziała, że jej ofiary muszą gdzieś tu być, nie widzi ich, ale one tu są, jest tego pewna. Podniosła łeb, jej nozdrza chwytały zapach ludzi, ale nie mogła zlokalizować miejsca ich pobytu. Po chwili odwróciła się i wycofała w gęstwinę.
- Odeszła? – wyszeptała Natalia
- Nie wiem, one są bardzo inteligentne, może to być pułapka – odparła jej towarzyszka
Mijały minuty, a oni leżeli bez ruchu, resztki promieni słonecznych znikały za horyzontem, robiło się naprawdę ciemno. Minęła godzina, stwora nie było widać.
- Nie wiem jak wy, ale ja mam dość, wychodzę – rzucił zdenerwowany Derek
Dowódczyni próbowała go zatrzymać, ale było już za późno, przekroczył otaczającą ich niewidzialna barierę i wyszedł na trakt. To był błąd, Bestia tylko na to czekała, uniosła mężczyznę niczym szmaciną lalkę. Spojrzała mu w oczy, nie to nie ten, którego szuka. Próbował się wyrywać, ale nie miał żadnych szans, potwór czekał, upajał się jego strachem, aż nagle jednym szarpnięciem oderwał głowę mężczyzny od tułowia. Ciszę nocy przeszył trzask łamanego kręgosłupa i dźwięk kości miażdżonych w potężnych szczękach.
Natalia była przerażona, chciała płakać. Drżała ze strachu, nie wiedziała jak długo wytrzyma bariera ochronna, a nawet nie chciała myśleć co się stanie jak padnie.
- Tylko nie krzycz, tylko nie krzycz – szeptała jej do uch wystraszona towarzyszka – Teraz mamy szansę, Bestia jest upojona krwią, to zmniejszy jej czujności. Musimy powolutku wczołgać się pomiędzy drzewa i ruszyć na wschód, to nasza jedyna nadzieja
Centymetr za centymetrem przesuwały się w stronę lasu, potwór zajęty pożeraniem Dereka nie zwracał na nic innego uwagi. Już prawie były na miejscu, gdy tylko znalazły się wśród zarośli, wstały i ruszyły biegiem. Gałązki smagały je po twarzach,  kilka razy upadły zaczepiając o wystające korzenie, ale nie zwracały na to uwagi gnane strachem. Dziewczyna opadała powoli z sił
- Już jesteśmy blisko, las się zaraz skończy, wytrzymaj jeszcze trochę – rzuciła w biegu dowódczyni
W tym samym momencie usłyszały ryk, Bestia chyba zauważyła ich zniknięcie. Lasy to jej naturalne środowiska, nic nie mogło jej zatrzymać, pędziła w straszliwym tempie i z każdą chwila zbliżała się do uciekinierek. Słyszały za swoimi plecami chrapliwy oddech, trzask łamanych gałęzi i dźwięk szponów kruszących kamienie. Naraz las się skończył, wypadły na trawista równinę w oddali majaczyły wieże zamku. Szybko pokonywały kolejne metry. Tuż za nimi wypadło z lasu monstrum. Pysk pokryty miało świeżą krwią, w oczach błyskała żądza mordu. Strażnicy na murach zauważywszy co się dzieje załadowali balisty kryształowymi strzałami. Potwór zatrzymał się tuż przed granicą rażenia, przegrał, ostatni raz uniósł łeb, ryknął w bezsilnej złości i powoli wrócił do lasu.
Kobiety były już bezpieczne, powoli podeszły do murów. Zamek wznosił się na wzgórzu, był olbrzymi, opasany trzema pierścieniami umocnień zbudowanych na planie ośmiokąta, na każdym rogu wznosiły się strzeliste wieżyczki obronne. Otaczały go zabudowania, tworzące dosyć spore miasto. Brama się otwarła, za nią stał wysoki, brodaty mężczyzna. Ubrany był w szeroki, granatowy płaszcz, u jego boku przypasany był kryształowy miecz. Ponurą twarz przecinały dwie równolegle biegnące blizny.
- Bestia Cienia, co ona tu robiła? Miałyście dużo szczęścia, rzadko kiedy pozwalają umknąć swojej ofierze – rzucił na powitanie
- Miło nas witasz – odparła Lena
- Wybaczcie moje zachowanie, ale takie potwory niemal pod samymi murami, to niecodzienny widok. Widzę, że przyprowadziłaś naszego gościa, ale gdzie jest Derek? – rzekł kręcąc smutno głową
- Zabity – odparła krótko – A to jest Natalia – powiedziawszy to wskazała na swoją towarzyszkę
- Witaj na Zamku Radensberg Natalio, to stolica naszego kraju, ja nazywam się Otto i jestem dowódcą Pierwszego Kręgu.
- Dobra skończmy już te uprzejmości, jesteśmy zmęczone, a jeszcze czeka nas spotkanie z Radą – rzuciła dowódczyni
- Oczywiście pani, wchodźcie – mówiąc to przesunął się, aby przepuścić kobiety

Ruszyły brukowaną ulicą, po obu jej stronach wznosiły się kramy, na których sprzedawano płody ziemi, mięso, sery i wszelkie rzeczy niezbędne w codziennym życiu. Trochę dalej wznosiły się dosyć skromne, kamienne domy pokryte strzechą. Pomiędzy zabudowaniami kręcili się ludzie goniący za codziennymi sprawami. Chudy człowiek naprawiał kolo od wozu, staruszek po prawo karmił konie, dzieci uganiały się za piłka, zapewne bawiąc się w jakąś odmianę gry zespołowej. Nic nie wskazywało na to, że posiadali jakieś nadprzyrodzone zdolności.
- Dlaczego oni wszyscy nie ułatwią sobie pracy, przecież nie są zwykłymi ludźmi? – w końcu zapytała się towarzyski
- Widzisz to nie jest takie proste. Większość z nas urodziła się już w tym świecie, nie każdy odziedziczył dar po rodzicach, część posiada bardzo słabiutką moc, a jeszcze inni w ogóle są jej pozbawieni. Możemy ich wysyłać do waszego świata, ale prawie każdy woli zostać tutaj, zajmują się uprawą ziemi, handlem, pracami rzemieślniczymi, mają swojego przedstawiciela w radzie, który dba o ich sprawy. Dzięki pobytowi tutaj i cząstce daru ich życie jest bardzo długie.
Ruszyli dalej, Natalia zauważyła, że wszyscy strażnicy mają takie same granatowe płaszcze jak Otto. Droga powoli wznosiła się, po obu jej stronach wycięte były rynsztoki prowadzące do studzienek odpływowych.
- Macie tutaj kanalizację? – zapytała zaskoczona
- O tak, sieć tuneli rozciąga się pod całym miastem, powstawała przez całe tysiąclecia i jest tak rozległa, że tak naprawdę nikt nie zna całego jej planu.
W końcu doszli do drugie pierścienia, stanęli przed ciężką metalową bramą. Lena wyciągnęła przezroczystą kulę wielkości jabłka, mocno ścisnęła ją w dłoniach, aż zaczęła jarzyć się bladym, czerwonym światłem, następnie wypuściła ją z dłoni, a ta poszybowała nad murem. W tym momencie usłyszeli obracające się tryby jakiejś machiny i ciężkie odrzwia się otworzyły. Za nimi już stał gruby, potężny człowiek opatulony zielonym płaszczem.
- Witaj Kadri, musimy dostać się do twierdzy
- Tak, rozumiem pani, Otto już przesłał mi obraz, możecie iść – rzucił pośpiesznie, grubym glosem
Tutaj domostwa były bogatsze, pokryte dachówką, większe i wykonane z większym kunsztem. Przy drodze stały sklepy, za szybami, na wystawach umieszczone były przedmioty ze złota, jakaś broń, zbroje i drogie stroje. Bogato ubrani przechodnie, witali ich skiniemy głowy, pośród nich można było dostrzec zielone płaszcze straży.
- To dzielnica kupiecka, dalej mamy warsztaty płatnerzy, złotników i krawców. – rzekła dowódczyni
- A za tymi murami co się znajduje – spytała Natalia, wskazując na koliste umocnienia
- Tam swoją siedzibę maja Kryształowi Kowale. To bardzo cenieni rzemieślnicy, prawdziwi mistrzowie w swoim fachu. Odgradzają się od reszty miasta, aby nikt nie poznał ich tajemnic. Nauka zawodu trwa trzysta lat i bardzo niewielu ją kończy – objaśniła Lena
Szli dalej pod górę. Nagle oczom dziewczyny ukazał się niesamowity widok, doszli do ostatniego pierścienia murów, a jedyna droga dalej prowadziła przez olbrzymia kryształową bramę. Była piękna, świeciła leciutko na niebiesko i otaczała ją aura mocy. Dowódczyni znów użyła swojej kuli i droga stanęła otworem. Na ich powitanie wyszedł młodo wyglądający, blond włosy chłopak. Ubrany był w srebrny płaszcz, na piersi wisiał mu złoty łańcuch zwieńczony niebieską gwiazdą. Długie włosy opadały mu w nieładzie an ramiona. Przez plecy przewieszony miał ciężki topór. Podszedł do Leny, objął ją i pocałował w usta. Następnie uśmiechnął się do Natalii i rzekł.
- Jestem Lord Dante, dowódca Centralnego Pierścienia, a Lena jest moją żoną, dobrze, że dotarłaś tutaj cała – rzekł miłym głosem
- No cóż, nie było łatwo, ale jakoś się udało – odparła dziewczyna uśmiechając się
- Dobrze chodźcie Rada już czeka na was, poprowadzę was
Przeszli prze bramę i wyszli na szeroki plac, po obu jego stronach znajdowały się murowane, bogato wyglądające budynki, z okien biła blada, różnokolorowa poświata.
- Co się znajduje w tych domach – spytała Natalia rozglądając się z zaciekawieniem
- Tutaj swoje pracownie mają Mistrzowie Kryształów, jako jedynie potrafią tworzyć Kamienie Ogniskujące, potrzebna nam do panowania nad mocą. To bardzo ważne osobistości, trzeba dysponować naprawdę wielką wiedzą, aby obrabiać kryształy  - odpowiedział Lord
Dalej wzdłuż uliczek odchodzących od głównego placu znajdowały się domy najbogatszych mieszkańców, pięknie zdobione, z własnymi ogrodami i dziedzińcami, otoczone murami. Na ulicach kręciło się mnóstwo strażników w srebrnych płaszczach, trzymali się w grupkach trzyosobowych, uzbrojeni byli w połyskujące na zielono topory.
-  Co to za środki ostrożności, nigdy nie widziałam tylu żołnierzy na ulicach? – spytała się Lena męża, jednocześnie rozglądając się w zadumie
- Nieciekawa historia, dokonano trzech mordów i to u nas w najlepiej strzeżonej części miasta – pokręcił ze smutkiem głową – co gorsza wśród zabitych była córka księcia Dagona. W ogóle dziwna sprawa, każda ofiara miała wycięte serce i wyłupione oczy, jakby byli częścią jakiegoś rytuału.
- Kim byli pozostali zamordowani?
- Strażnik i dozorca, więc dla morderców nie ma znaczenie status i moc, dobrze, ale to nie pora na to bo właściwie jesteśmy już na miejscu. – odparł Dante

Przed nimi wznosiła się potężna twierdza. Zbudowana na wzniesieniu, zajmowała całe jego północne zbocze, schodząc stopniowo w dół, aż do samej linii umocnień Centralnego Pierścienia. Jej kamienne mury wznosiły się na kilka pięter w górę, a każdy narożnik był zwieńczony strzelistymi wieżami. Natalii przypominała gotycką katedrę, ale była nieporównanie większa. Wejścia broniła potężna kryształowa brama, podobnie jak ta niżej, też była wykonana z niebieskiego kamienia. Gdy tylko podeszli, odrzwia się otwarły. Znaleźli się w sali wejściowej, miała kształt prostokąta, na wprost znajdowały się szerokie schody prowadzące na wyższe poziomy, a po obu jej stronach, drzwi. Wszędzie kręcili się służący w kolorowych uniformach. Lord poprowadził ich do drzwi po prawej, weszli do długiego korytarza, po obu jego stronach znajdowały się wejścia do kolejnych przejść, jedne były zamknięte inne nie, na samym końcu znajdowały się wielkie wrota strzeżone przez dwóch ludzi w srebrnych płaszczach, trzymających w ręku długie halabardy.  Na ich widok rozstąpili się i wpuścili do środka. Znaleźli się w ogromnej komnacie, była wysoko sklepiona, oświetlały ją kryształy unoszące się pod sufitem, po prawej stronie wisiała mapa całej krainy wyszyta na gobelinie, a na wprost ich, na środku stał ośmiokątny stół, sześć jego boków było zajęte. Na ich widok wysoki mężczyzna wstał z miejsca, ubrany był w złoty płaszcz, siwa broda spływała mu na piersi, włosy miał krótko przystrzyżone, a ręku trzymał czerwony kamień.
- Witajcie, Lordzie, Leno proszę zajmijcie swoje miejsca  – Dante i jego żona podeszli do stołu i usiedli na ostatnich wolnych krzesłach – Natalio miło cię widzieć wśród nas, rzadko zdarza się, aby trafiali do nas ludzie ze starego świata. Ja nazywam się Kader i stoję an czele rady, jeżeli pozwolisz przedstawię ci pozostałych
- Będą zaszczycona – wyszeptała lekko się kłaniając
- To jest Lentoras, rektor naszej akademii – wskazał na niskiego, starszego mężczyznę siedzącego po jego prawicy. Staruszek wstał i lekko się ukłonił.
- Tutaj mamy generała Karla, głównodowodzącego naszych wojsk – potężnie zbudowany człowiek po jego lewej stronie skinął głową
- Dalej siedzi Andrea, Mistrzyni Kryształów – starsza kobieta uśmiechnęła się do dziewczyny
- Następnie książę Dagon – to wskazał na ubranego an czarno  mężczyznę wpatrującego się nieobecnym wzrokiem w przestrzeń.
- Przedstawiciel pozbawionych daru, Kryształowy Kowal Tomasz – kontynuował Kader - A Lene i Dantego już poznałaś. Część formalną mamy za sobą, teraz może nam opowiesz jak się dostałaś do naszego świata. Zwykle wysyłamy kogoś, aby pomógł przejść nowicjuszowi przez portal, z Toba było inaczej, wyczuliśmy twoje przybycie jak już byłaś na miejscu.
- Sama nie wiem, byłam w domu, kiedy pojawiły się demony, Aeneas powiedział mi co mam robić i w ten sposób znalazłem się w tym dziwnym miejscu – odpowiedziała niepewnie Natalia
- Cień Śmierci ci pomógł? Ciekawe, naprawdę ciekawe – zamyślił się przewodniczący rady – Czego od ciebie chciał? Bo chyba z nim rozmawiałaś, prawda?
- Tak, rozmawiałam, wyjaśnił mi gdzie jestem i dlaczego demony mnie zaatakowały, bardzo mi pomógł – odparła
- Dziewczyno, to nie jest człowiek, on nie robi niczego co w przyszłości nie przyniesie mu korzyści. Bez wahania by cię zabił gdybyś nie figurowała w jego planach. Tylko do czego jest mu potrzebna dziewczyna, która nawet nie potrafi korzystać ze swoich umiejętności. – dodał jakby do siebie
- Nie wiem, mówił coś o jakiś przepowiedniach – powiedziała cicho
- Lentoras, wiesz coś na temat? – zwrócił się do starszego po jego prawej stronie
- Tak, tak przypominam sobie – zapytany odrzekł drżącym, ściszonym głosem – jest jedna mówiąca o dziewczynie ze starego świata.
- Mógłbyś nam ją przytoczyć?
- Gdy księżyca błyśnie promień, gdy świat zginąć ma, Księżniczka z ludzi zrodzona, Czarnego Księcia pokona. Jej los już napisany, lecz Śmierci Pani, swego generała chronić chcąc, może zniszczyć ją. Śmierć żniwo zbierze swe i tylko Najstarszy, Księżniczko, obronić może  cię. A więc strzeż się człeku prosty, bo wojny czas nadchodzi i twój los marny nikogo już nie obchodzi.  – wyrecytował rektor cichutko
- No dobrze, ale o co to oznacza?
- Do końca nie wiem, czeka nas wojna z demonami i tylko Księżniczka może nas poprowadzić, ona – mówiąc to wskazał na Natalię
- Ale ja nie jestem, żadną księżniczką, moi rodzice prowadzili niewielką firmę, byliśmy zwykłymi ludźmi – odparła zdziwiona
- Widzisz to nie jest takie proste, przepowiednie nigdy nic nie podają wprost, wszystko jest metaforą, ale jedno jest pewne, tylko ty w ciągu najbliższych kilku tysiącleci będziesz pasowała do opisu.
- Dlaczego?
- To akurat bardzo proste,  ty jako pierwsza od trzystu lat Pradawna nie jesteś stąd , czyli jesteś zrodzona z ludzi, a co najważniejsze, twój świat umiera – wytłumaczył rektor
- Co to znaczy, że mój świat umiera? – spytała wystraszona
- To normalna kolei rzeczy. Ta rzeczywistość jest wieczna, ale już po drugiej stronie portalu podlega ciągłym zmianom. Są pewne punkty graniczne, po przekroczeniu których wszystko wraca do punktu wyjścia, ale już w nowym otoczeniu i według innych zasad. Dlatego tysiące lat temu, aby się przed tym uchronić nasi przodkowie przenieśli się tutaj.
- Jak wygląda taki koniec? – dopytywała się dalej
- Niestety tego nie wiemy. Niebezpiecznie jest tam przebywać w tym czasie, a ostatni raz był tak dawno temu, że tylko kilka osób go pamięta - zakończył Lentoras
- A kim są pozostałem osoby, o których mówi przepowiednia? – zapytała Lena
- Możemy się tylko domyślać, Pani Śmierci to najprawdopodobniej królowa demonów. Oczywiście są pewne wątpliwości, władczyni od tysięcy lat nie mieszała się w nasze sprawy i nie sprawia wrażenia, aby chciała to zmienić – rzucił rektor
- To bardzo dziwne, z tego co wiemy losy jej poddanych niewiele ją obchodzą i podczas dawnych wojen rzucała ich setkami na zniszczenie – zdziwił się Karl
- Właśnie, nie wiemy też kim jest jej generał, może to wyższy demon, albo Pradawny, który oddał się pod jej władanie – dodał staruszek
- A Najstarszy – spytała Natalia – to on ma mnie przecież obronić, czyli jest najważniejszą postacią?
- Cień Śmierci. Tak wiem, że to dziwne, ale sam wspominał, że ma plany wobec i już raz cię uratował. Oczywiście jest to dosyć niepewny sojusznik i na twoim miejscu nie pokładał bym w nim zbyt wielkiej nadziei. To tylko sugestia nic z tego może się nie zdarzyć lub tylko część.
- Chyba już starczy na dziś, nasz gość jest zmęczony – przerwała Lena – czas zaprowadzić Natalię do jej komnaty, jutro czeka ją pierwszy dzień w akademii – mówiąc to wyciągnęła swoją kulę i mocno ścisnęła ja w dłoniach ta zapłonęła bladą poświatą. Po kilku minutach drzwi się otworzyły i wyszła z nich ładna blondynka w zielonej sukni. Lekko ukłoniła się radzie.
- To jest Livia ona pokaże ci twoje pokoje i wszystko wyjaśni
Natalia skinęła głową wyszła z dziewczyną z sali.
- Cześć mama już przekazała mi jak się nazywasz i skąd jesteś, to niesamowite. Wiesz jesteśmy w podobnym wieku i razem rozpoczniemy naukę, nawet nie zdajesz sobie sprawy, że wśród pradawnych jest tylko kilkoro młodszych od nas. W naszej klasie będą tylko cztery osoby – powiedziała podekscytowana dziewczyna
- Mi też miło cie poznać, fajnie, że będziemy się razem uczyć, tylko pewnie ja będę najgorsza, nic nie umiem, a tym mieszkasz tu całe życie – odparła smutno
Przeszły korytarzem i skręciły w lewo i wspięły się po schodach schody na wyższy poziom.
- Nie martw się, ja też niewiele potrafię, dar objawia się dopiero po osiemnastych urodzinach, a czasem nawet później, do tego momentu nawet nie wiemy czy go posiadamy, startujemy z tego samego poziomu – odpowiedziała wesoło Livia – Jesteśmy już na miejscu, tutaj będziesz mieszkała, ja mam swój pokój obok, a więc jeżeli będziesz czegoś potrzebowała to zapraszam. Trzymaj klucz, do jutra.

Natalia, otworzyła ciężkie drzwi i jej oczom ukazała się spora komnata, weszła i rozejrzała się. Po prawo, przy ścianie stało wielkie łoże z baldachimem, jakie widziała tylko w  filmach, po lewo duża szafa i biblioteczka, na środku niewielki stolik i dwa krzesła. Obok łóżka było wejście do łazienki, a tam stała najprawdziwsza wanna. Odkręciła kurki i z kranu popłynęła ciepła woda, postanowiła z tego skorzystać i zażyć kąpieli, ostatni raz miała ku temu sposobności jak była u siebie w domu. Po myciu opatulona w puszysty ręcznik podeszła do okna, z którego rozpościerał się widok na miasto, spojrzała i dopiero uświadomiła sobie, że zaczyna zupełnie nowe życie. Podeszła do łóżka położyła się i szybko usnęła
Następnego dnia zbudziło ją pukanie do drzwi, wstała, zarzuciła szybko szlafrok na siebie i otworzyła. W wejściu stała Livia z tacą ze śniadaniem.
- Dzień dobry. Jak tam się spało. Przyniosłam ci śniadanie, zwykle jemy na dole, ale muszę ci wszystko wyjaśnić, mogę wejść? – zagadnęła wesoło
- Tak, oczywiście – mówiąc to odsunęła się i zrobiła miejsce koleżance. Ta wpadła i postawiła jedzenie na stoliku i rozsiadła się wygodnie an łóżku
- Masz godzinę an przygotowanie się i idziemy do wieży, na stoliku jest kryształ, każda godzina ma przypisany inny kolor. Spójrz, teraz świeci na niebiesko czyli jest siódma, ósma oznaczona jest kolorem żółtym, dziewiąta zielonym itd., w biblioteczce masz pełną rozpiskę. Co prawda nie jest to tak dokładny pomiar, jak w starym świecie, ale nam w pełni wystarcza.  Możesz go nosić w sakiewce czy powiesić na szyi. W szafie masz kilka sukienek, przebierz się – uśmiechnęła się i wskazała jednocześnie jeansy powieszone an krześle - bez urazy, ale twój strój nie bardzo tu pasuje. Zjedz i zajdę po ciebie.
Natalia spożyła śniadanie, całkiem niezłe, świeży chleb, wędlina i jakiś napar przypominający herbatę. Następni umyła się i założyła czarną suknię, długie rude włosy rozpuściła i wyszczotkowała. Na szyi powiesiła sobie naszyjnik od Aeneasa z pięknym czerwonym kamieniem. W tym momencie do pokoju wpadła Livia.
- Wow, pięknie wyglądasz, chodź zaraz zaczynają się zajęcia – powiedziała
Dziewczyny wyszły z twierdzy i ruszyły drogą prowadzącą do bramy, po chwili skręciły w lewo na trakt, który wiódł na kamienny most spinający brzegi przepaści, a w oddali majaczyła sylwetka majestatycznej i bardzo wysokiej budowli.
- To jest właśnie akademia – Livia wskazała na wieżę – zbudowali ją nasi przodkowie, gdy tylko tu przybyli, to była pierwsza konstrukcja, jaka powstała w tym świecie. Żyli wtedy potężni magowie, którzy wznieśli ją bez użycia narzędzi i ludzi, tylko za pomocą swojej mocy.

« Ostatnia zmiana: Wrzesień 12, 2013, 18:38:47 pm wysłana przez Arim »

"Ta część lenna, utrzymuje się z garbarstwa. Jest to po prostu centrum całego garbarstwa, na którym można dość sporo zarobić. Co prawda, ludzie w prowincji utrzymują się jeszcze z innych wyrobów, ale garbarstwo jest najbardziej rozpowszechnione."

Podziemie

Arim

  • Wiadomości: 1175
  • Mortal Wombat
Odp: Świat poza Światem
« Odpowiedź #1 dnia: Wrzesień 12, 2013, 18:36:47 pm »
Natalia patrzyła ze zdumieniem na budowlę, która liczyła sobie dobre pięćset metrów wysokości i przytłaczała swoim ogromem. Podeszły do drzwi, przywitały je posągi dwóch smoków, stojące po obu ich stronach. Weszły do środka, ich oczom ukazała się spora, okrągła komnata z wieloma przejściami.
- Uważaj i trzymaj się mnie, bo bardzo łatwo się tu zgubić, na każdym poziomie jest mnóstwo sal, bibliotek i schodów prowadzących w różne części wieży. Sama budowla, prócz tego co widzisz, ciągnie się jeszcze wiele metrów w głąb góry, przez tysiące lat była przebudowywana, jest to pełno ślepych korytarzy, dróg prowadzących donikąd, czy pułapek strzegących jej tajemnic. My będziemy korzystały tylko z trzech pierwszych pięter, wyżej wchodzą potężniejsi pradawni, który opanowali sztukę teleportacji i tam szkolą się w bardziej wyspecjalizowanych dziedzinach. Niżej swoją siedzibę mają adepci czarnej sztuki nekromancji i tam raczej się nigdy nie zapuszczaj – pouczyła towarzyszkę Livia
- Ożywiają ludzi? Wasza rada pozwala na takie rzeczy? – spytała zaskoczona
- A co w tym złego? Dopóki nie łamią prawa, mogą się zajmować swoją praktyką. W ogóle większość traktuje to czysto teoretycznie, przywrócenie kogoś do życia jest bardzo trudne i wymaga wiele mocy. Im bardziej skomplikowany organizm ty staje się to trudniejsze, a w przypadku Pradawnych wręcz niemożliwe. Tylko dwie osoby doszły do poziomu ludzi, a i tak potrzebowały an to setek lat – odparła koleżanka
Weszły na drugi poziom, minęły kilka pustych sal i wreszcie znalazły się w komnacie gdzie czekał na nich, niski, brodaty, mężczyzna
- Witam drogie panie, zajmujcie miejsca, poczekamy na resztę i zaraz zaczynamy – zagadnął do nich
Usiadły, a po chwili weszła kolejna dziewczyna, ciemnowłosa i ubrana w niebieską, skromną sukienkę. Rozejrzała się niepewnie. Livia skinęła jej ręką, aby dosiadła się do nich. Nieznajoma skorzystała z zaproszenia
- Cześć, ja jestem Livia, a to jest Natalia, a ty jak się nazywasz? – zapytała
- Ja jestem Nadia, moi rodzice są zwykłymi ludźmi, nie wiem co ja tutaj robię – odparła zawstydzona
- Ty nie wiesz? A co ma powiedzieć nasza koleżanka Natalia, ona jeszcze kilka dni temu żyła w starym świecie – odparła wesoło
- Naprawdę? To niesamowite. Jak tam jest? – zapytała z ekscytacją
- Czy ja wiem, całkiem inaczej, nie ma magii, ale jest technika, samoloty, samochody, komputery. Wiem, że nie wiesz co to znaczy, ale to nie ma znaczenie bo podobno stary świat umiera po raz kolejny – odparła poirytowana
Ich dyskusję przerwało pojawienie się czwartej osoby, było to wysoki, chudy chłopak, który od razu zajął miejsce pod oknem.
- Widzę, że wszyscy już są, czyli możemy zaczynać. Nazywam się Garian i moim zadaniem jest przekazanie wam podstaw wiedzy na temat daru, kiedy już je opanujecie, każdy z was będzie mógł zając się wybraną przez siebie specjalizacją. Jak dobrze wiecie do materializacji naszej mocy potrzebne są kamienie ogniskujące, różnią się one między sobą siłą i częstością występowania. Wasze możliwości zależą od kombinacji wrodzonego daru i kryształu, którego używacie. Spójrzcie tu macie przykłady poszczególnych okazów – mówiąc to pokazał im ułożone na podwyższeniu klejnoty.
Natalia wstała, aby lepiej widzieć, ułożone były w rzędzie i każdy miał inny kolor poczynając od żółtego, a kończąc na zielonym. Łącznie było ich pięć, wszystkie posiadały szlif diamentowy i lekko świeciły.
- Kamienie zostały ustawione według mocy. Najsłabsze są żółte, później jak widzicie, pomarańczowe, fioletowe, niebieski i zielone. To jest zestaw, który jest dostępny dla każdego Pradawnego w miarę postępów dostaniecie te obdarzone coraz większą siłą. Prócz nich są jeszcze czerwone i czarne, to niezwykle rzadkie i potężne artefakty.
- Ojciec mi mówił, że te pierwsze zwane są Smoczymi Sercami, a drugie Kryształami Dusz, czy to prawda? – zapytała Livia
- Tak, tak, wiąże się to z legendą na temat ich powstania. Według kronik, które znaleźliśmy w zdobytych twierdzach, długo przed naszym przybyciem do tego świata, toczyła się wojna pomiędzy smokami, a demonami. Walki były bardzo brutalne, żadna ze stron nie liczyła się ze stratami, aż wreszcie naprzeciwko siebie stanął najstarszy z jaszczurów i sama królowa. Zwarli się w morderczym starciu, mroczna magia przeciw ognistemu oddechowi, nikt nie mógł przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść, aż wreszcie pękła bariera ochronna smoka i potwór spadł na ziemię martwy. Resztki jego podwładnych rozpierzchły się w nieładzie, a triumfujące demony wycięły zmienione w kamień serce gada, które w tym momencie rozpadło się na kilka części, każdy czerwony klejnot jest jednym z tych kawałków – zakończył staruszek
Natalia pomyślała o swoim naszyjniku, czyżby to był jeden z tych legendarnych klejnotów? To by wyjaśniało powód dla którego nie mogła nikomu go pokazywać, wielu zrobiłoby wszystko, aby go zdobyć, ale dlaczego Aeneas jej go dał, skoro jest tak cenny? Jej rozmyślania przerwał głos Nadii.
- A te czarne kamienie? – zapytała nieśmiało
- To jeszcze potężniejsze artefakty, są tylko dwa, jeden ma Cień Śmierci, a drugi królowa demonów. Dusze wszystkich zabitych przez nich stworzeń są więzione w tych kryształach, dzięki temu zyskują niesamowitą moc. Jest to broń ostateczna, zdolna zniszczyć ten świat i oni sobie z tego świetnie zdają sprawę, dlatego nigdy nie zostaną użyte jednocześnie. Korzystają tylko z niewielkiej części ich potęgi – odpowiedział nauczyciel
- Czyli jeżeli ktoś wszedłby w posiadanie tego kamienia byłby niezwyciężony, prawda? – odezwał się chłopak spod okna
- Nie. Jak tylko byś go dotknął, klejnot by cię pochłoną, aby nim władać trzeba być naprawdę potężnym magiem. Tak naprawdę obecni ich posiadacze nie muszą nawet korzystać z mocy Kryształu Dusz i tak są wystarczający silni, aby nikt nie był w stanie im zagrozić, to jest tylko element, który trzyma w szachu druga stronę  – wyjaśnił staruszek
- A jak one powstały? – zaciekawiła się Natalia
- W przeciwieństwie do Smoczych Serc w tym przypadku nie wiemy nic pewnego, mamy do dyspozycji tylko legendy i to dosyć mało wiarygodne, nie będziemy się nimi zajmować.
- Mógłby nam ją pan opowiedzieć, to dopiero nasza pierwsza lekcja – powiedziała przymilnie Livia
- No dobrze, ale nie przykładajcie do tego żadnej wagi, to tylko bajka – upomniał ich – Dawno temu, na długo przed wojną ze smokami, kiedy po świecie chodzili jeszcze Bogowie, jeden z nich spojrzał na stary świat. Mieszkała tam piękna dziewczyna, w której się zakochał, porwał ją i poślubił. Żyli szczęśliwie długie lata, Śmierć patrząc na to, nie mogła ścierpieć ich miłości, zabrała dziewczynę i uniosła ją do krainy cieni. Bóg szukał jej długi czas, aż zdesperowany zwrócił się o wsparcie do swojego brata, ten obiecał pomóc, ale pod warunkiem jednym warunkiem. Zażądał jego życia w zamian, ten bez wahania się zgodził. Zeszli razem do świata umarłych i uwolnili kobietę, gdy tylko wyszli na powierzchnię, jej ukochany padł martwy. Dziewczyna była zrozpaczona, całe dnie płakała nad strumieniem, a jej łzy zmieniły się w dwa kryształy. W końcu zrozpaczona odebrała sobie życie i tak plan Śmierci wypełnił się. Klejnoty wędrowały z rąk do rąk z każdą pochłoniętą duszą coraz bardziej ciemniały, toczyły się o nie wojny, były ukrywane i znajdowane, aż wreszcie trafiły w ręce swoich obecnych właścicieli i tak trwają tam już tysiące lat. Dobrze to tyle na dzisiaj, jak będziecie wychodzić, zabierzcie po jednym żółtym kamieniu, jutro poćwiczymy panowanie nad nimi, do widzenia – zakończył nauczyciel

Powoli opuścili salę, rozmyślali nad słowami staruszka. Wyszli na miasto, Nadia skręciła w stronę bramy, a chłopak ruszył swoją drogą
- Co o tym myślisz – zagadnęła Livia koleżankę – jak dla mnie to bajka.
- Wiesz, jeszcze kilka dni temu ten cały świat był dla mnie tylko legendą, a więc teraz mogę uwierzyć we wszystko – uśmiechnęła się Natalia – patrz co to za zbiegowisko?
Obok jednego z domów stało kilkanaście osób, otaczali trzech strażników, którzy pochylali się na czymś. Dziewczyny podbiegły i przepchały się przez tłum.
- O Boże – szepnęła Natalia
Na ziemi leżał mężczyzna w kałuży krwi, miał rozciętą klatkę piersiową i wyłupione oczy. Połamane kończyny były powyginanie w dziwnych miejscach, makabryczny widok.
- Rozejść się, nie robić zbiegowiska – krzyczeli strażnicy torując sobie przejście, między nimi szedł mocno zatroskany Lord Dante. W tym momencie zobaczył dziewczyny przyglądające się zwłokom.
- Idźcie do domu, to nie jest widok dla was i pod żadnym pozorem nie opuszczajcie twierdzy po zmroku, na ulicach nie jest bezpiecznie – rzekł poważnie do swojej córki i jej koleżanki
- Ale, tato… - próbowała negocjować Livia
- Bez dyskusji – przerwał jej ojciec
Przyjaciółki niechętnie ruszyły w stronę zamku. Po drodze mijały kolejnych zbrojnych, podążających na miejsce zbrodni. Wieść powoli rozchodziła się pomiędzy wszystkimi mieszkańcami wewnętrznego pierścienia, coraz to większe grupki ludzi zdążały na plac. Strażnicy pospiesznie odgradzali ciało, aby nikt nie zatarł śladów sprawcy. Dziewczyny nie zdążyły nic więcej zobaczyć bo znalazły się wśród murów twierdzy.
- Tu już cała seria, cztery trupy, każdy z wyciętym sercem i wyłupionymi oczami, wygląda to na psychopatę lub jakiś kultystów – zastanawiała się Livia
- Czy zdarzały się tu wcześniej jakieś morderstwa? Twój ojciec wyglądał na dosyć zaskoczonego, tymi wydarzeniami, kiedy pierwszy raz o tym wspominał – zauważyła jej koleżanka
- Za mojego życia nie było żadnego, moja babka opowiadała mi, że za czasów jej młodości miały miejsce  jakieś zabójstwa, ale to było bardzo dawno temu.
- Wcale nie tak dawno, nie minęło więcej niż sto lat – zdziwiła się Natalia
- Zapominasz, że tu obowiązują zupełnie inne zasady, babcia umarła w zeszłym roku mając ponad trzy tysiące lat, znam tylko kilka osób, które żyją dłużej  – odparła jej przyjaciółka
- Ah, ciągle się gubię, przepraszam. Z tego co mówisz wynika, że to była bardzo wyjątkowa sytuacja, czyli być może wspominają o tym jakieś kroniki. Jest tu gdzieś biblioteka? 
- Tak mamy kilka w zamku, jak chcesz to mogę cię tam zabrać, mamy sporo czasu do kolacji – powiedziała z entuzjazmem Livia

Dziewczyny weszły do twierdzy i po schodach zeszły na trzeci poziom, znalazły się w długim korytarzu, łukowe sklepieni podtrzymywały rzędy kolumn, podłoga wyłożona była kamiennymi płytami, a w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach, tuszu i starego papieru. Po obu jego stronach mieściły się wejścia do komnat.  Nad drzwiami każdej z nich umieszczona była plakietka z nazwą dziedziny jaką obejmują dane zbiory. Po korytarzu kręcili się ludzie to zabierając, to odkładając jakiś tom, nie bardzo zwracali na siebie uwagę, pogrążeni we własnych studiach. Przyjaciółki skierowały się do pokoju opatrzonego hasłem „Historia Centralnego Pierścienia”. Było to niewielkie pomieszczeni bez okien, jedynym źródłem światła były kryształy pod sufitem, ale mimo to było na tyle jasno, że można było spokojnie czytać. Przy każdej z bocznych ścian stały półki z poustawianymi na nich, opasłymi księgami. Na środku znajdowało się kilka stolików, a przy ostatnim siedział starszy człowiek, obłożony stosem dokumentów, tak zajęty pisanie, że nawet nie spojrzał na nowych gości.
- Jak mierzycie tutaj czas? Musimy wybrać odpowiedni przedział, a nie mam pojęcia jak się do tego zabrać – zapytała się Natalia
- Już ci w tłumaczę, ta planeta obiega swoją gwiazdę w ciągu trzysta siedemdziesięciu dwóch dni, to stanowi nasz pełen cykl. Rachubę rozpoczęliśmy wraz z umowną datą powstania akademii, czyli dokładnie dwadzieścia dwa tysiące pięćset trzydzieści lat temu i taki też mamy teraz rok, zatem musimy szukać czegoś z lat 19500 - 20000 – wytłumaczyła koleżanka – księgi są poukładane chronologiczne, a więc nie powinno to być trudne
Szybko uporały się z zadaniem i po kilku minutach na stoliku leżały dwa sporych rozmiarów tomy, oprawione były w czarną skórę, rogi wzmocniono metalowymi okuciami, opatrzone były także  złotymi cyframi, które mówiły o przedziale czasu jaki obejmuje dzieło. Czekało je mnóstwo pracy, ale ciekawość wzięła górę i dziewczyny rozpoczęły czytanie. Natalia otworzyła swój wolumin i zauważyła, że zapiski są prowadzone w formie dziennika, każda data była opisana, jednym zdaniem, czasem dłuższym tekstem. Autor pisał ręcznie, miał ładnym charakterem pisma, który był identyczny na początku jak i na końcu książki, oznaczało to, że cała była spisana prze tę samą osobę. Najczęściej były tam wpisy typu: „Dzień minął spokojnie, nie wydarzyło się nic wartego uwagi”.  Mijały godziny, przyjaciółki już powoli traciły nadzieję, aż w pewnym momencie Livia podsunęła koleżance książkę.
- Patrz, to chyba jest to – powiedział triumfalnie
Natalia z zaciekawieniem spojrzała na tekst i przeczytała cicho.

Rok 19721, 12 dzień miesiąca traw. Strażnicy odnaleźli zwłoki młodej kobiety nieopodal murów obronnych. Sprawa wygląda dosyć dziwnie, ciało pozbawione jest oczu i serca.

- Tak jak u nas
- Czytaj dalej – ponagliła ją przyjaciółka

Rok 19721, 14 dzień miesiąca traw. Kolejny trup. Tym razem był to Andreas, Mistrz Kryształów. Podobnie jak w poprzednim przypadku, usunięto oczy i serce ofiary.

Rok 19721, 17 dzień miesiąca traw. To już prawdziwa seria, kolejne dwa ciała. Zginął jeden ze służących i córka generała Gottarda. Zebrała się rada, postanowiono wprowadzić godzinę policyjną. Rozpoczęto przeszukiwania kanałów, które póki co nie dają rezultatów.

Rok 19721, 21 dzień miesiąca traw. Myśleliśmy, że środki, które przedsięwzięliśmy okazały się skuteczne. Niestety kolejne morderstwo, zginął jeden z uczniów akademii. Mieszkańcy są przerażeni, a strażnicy bezradni, zabójca nie pozostawia po sobie żadnych śladów. Zagrożeni są wszyscy.

Rok 19721, 23 dzień miesiąca traw. Piąta ofiara, nie wiemy co robić, strażnicy obstawili wszystkie ulice, ludzie nie wychodzą z domów. Każdy jest podejrzany, nie wiemy komu można ufać.

Rok 19721, 23 dzień miesiąca traw. Następna ofiara, ale mamy przełom. Strażnikom udało się schwytać mordercę. Młody chłopak, stał nad ciałem kobiety, ręce miał we krwi. Twierdzi, że jest niewinny i chciał tylko pomóc. Rada zdecydowała o uwięzieniu oskarżonego, jeżeli morderstwa ustaną, to potwierdzi to jego winę..
Dziewczyna przekartkowała kolejnych kilka stron, aż doszła do następnej wzmianki o interesującej ich sprawie.

Rok 19721, 14 dzień miesiąca żniw. Brak kolejnych zbrodni, rada podjęła decyzję o uznaniu Karla, ucznia Mistrza Dantona, winnym sześciu morderstw i skazała go na karę śmierci poprzez powieszenie.

Rok 19721, 15 dzień miesiąca żniw. Dziś stracono Karla, pomimo, że do ostatniej chwili utrzymywał, że jest niewinny, ale wszelkie dowody świadczyły przeciwko niemu, a co więcej nie odnotowano kolejnych ofiar. Nie wyjawił tez dlaczego tak brutalnie okaleczał ofiary.


Przejrzała pobieżnie, jeszcze kilkadziesiąt kartek, ale nie było już nic więcej, widocznie sytuacja wróciła do normy.
- I co o tym sądzisz? Dla mnie to trochę dziwne, jaki niby on miał motyw? – zapytała zdziwiona Natalia
- Może to jakiś psychol był, nie ma więcej wpisów na temat morderstw, a to ewidentnie świadczy o jego winie – odparła Livia
- Niby masz rację, ale nie sądzisz, że to trochę dziwne, pięciokrotnie sprawca nie zostawia kompletnie żadnych śladów, a za szóstym razem, znajdują go zakrwawionego nad ciałem – dociekała dalej – i jak wytłumaczyć obecne wydarzenia, przecież domniemanego sprawce stracono.
- Może ktoś próbuje naśladować mordercę?
- Nie sądzę, moim zdaniem kluczem są rany zadawane ofiarom. Jeżeli dowiemy się do czego potrzebne są narządy wycięte z ciał, to będziemy bliżej znalezienia tożsamości mordercy – drążyła temat dalej – Być może jest jakiś rytuał, czy mikstura, nie wiem. Dobrze by było też porozmawiać z kimś kto żył w tamtym czasie, wspominałaś, że znasz kilka takich osób.
- Tak, tak, ale nie wiem czy będą chcieli z nami rozmawiać
- Może będę mógł wam pomóc – głos dobiegał zza sterty papierów, leżących na stoliku, przy którym siedział staruszek zajęty pisaniem
- Naprawdę? – spytała zaciekawiona Livia
Dziewczyny podeszły do miejsca zajmowanego przez nieznajomego, był to bardzo stary mężczyzna, długa biała broda spływała mu na piersi, włosów nie miał już prawie wcale. Ubrany był w długi, granatowy płaszcz z kryształową, zieloną broszą w kształcie słońca.
- Tak, tak – odparł drżącym głosem starzec – podczas zbrodni opisywanych w tej kronice, miałem dopiero czterdzieści dwa lata i doskonale pamiętam tamte wydarzenia. To co właśnie przeczytałyście, jest tylko oficjalną wersją, tak na dobrą sprawę, praktycznie nikt z rady nie wierzył w winę Karla, a już na pewno, że działał sam.
- To dlaczego go stracono? – odezwała się, nerwowo chodząca po sali Natalia
- Eh, moje dziecko, mieszkańcy żądali ofiary, rządcą pragnęli jakoś zakończyć tę całą sprawę i w tedy trafił im się ten chłopak – kontynuował mężczyzna
Koleżanki usiadły naprzeciwko swojego rozmówcy.
- No dobrze, ale po jego śmierci nie było więcej morderstw, a co najważniejsze, złapali go na miejscu zbrodni, to chyba świadczy o jego winie, prawda? – dopytywała się dalej Livia
- Wcale nie twierdzę, że on tego nie zrobił, ale kompletnie nie pasował do profilu sprawcy. Tamci byli sprytni, działali cicho i bez śladów, a on zachował się jak zwykły amator.
- To kto według pana był prawdziwym zbrodniarzem?
- W tamtym czasie, bardzo wypływowa była sekta Czarnej Róży, mieli rozległe kontakty i nie stanowiło by dla nich problemu wycieszenie całej sprawy. Być może strażnicy byli już bardzo blisko ich i wykorzystali chłopaka, aby odwrócić od siebie podejrzenia   – wyjaśnił zamyślonym głosem staruszek
- Ale dlaczego to właśnie oni mieliby zabijać?
Staruszek długo nie odpowiadał jakby zastanawiał się ile może powiedzieć.
- Celem kultystów było przywrócenie życia ich mistrzowi Medardowi, który poległ w wielkiej wojnie w 5381 roku. Nie posiadali takiej mocy, aby dokonać tego za pomocą zwykłej nekromancji, a więc jedyną szansą był jakiś demoniczny rytuał, nie pytajcie mnie, bo nie wiem jaki. Nie mam pewności, że tak było, ale niedługo później ugrupowanie rozwiązano, a imiona wszystkich jego członków wymazano z kronik. Obawiam się, że teraz ktoś powołał je na nowo – powiedział zmęczonym głosem – to tyle co wiem na ten temat, a teraz pozwólcie, że wrócę do pracy
- Dziękujemy, bardzo nam pan pomógł, my też już pójdziemy bo zaraz czeka nas kolacja, do widzenia -  pożegnała się Natalia
Kiedy przyjaciółki były już przy drzwiach, mężczyzna odezwał się po raz ostatni.
- Pod żadnym pozorem ich nie szukajcie, ci ludzi są zdolni do wszystkiego, żegnajcie

Po kolacji Natalia wróciła do swojego pokoju, umyła się i położyła do łóżka. Rozmyślania o dzisiejszym dniu nie dawały jej spokoju i nie mogła zasnąć. Postanowiła dokładnie przyjrzeć się swojemu kryształowi, czy to jest te cenne Smocze Serce? Kamień był oprawiony w złoto i wisiał na długim, łańcuszku. Był krwiście czerwony, wielkości dużej śliwki i miał kształt wygładzonego owalu, wewnątrz odcienie się zmieniały, jakby płonął w nim ogień. Ścisnęła go dłonią, gdy tylko to zrobiła, poczuła ciepło bijące z jego środka, a jednocześnie jej ciało przeniknęła, dziwna siła. Tak to na pewno jest ten klejnot, pomyślała, po czym powiesiła go an szyi i od razu zasnęła.

Następnego dnia po śniadaniu, poszła razem z Livią na zajęcia. Powitał ich ten sam nauczyciel co wczoraj, reszta klasy już była na miejscach, a więc dziewczyny zajęły miejsce obok Nadii. Na każdej ławce leżała przeźroczysta, kulka o średnicy nie większej niż jeden centymetr.
Witajcie moi drodzy, dzisiaj pokażę wam jak wykorzystać kamienie ogniskujące do skupienia naszej mocy – rozpoczął Garian – na ostatniej lekcji otrzymaliście podstawowe, żółte kryształy, proszę wyjmijcie je na ławki. Teraz uważajcie, chwyćcie je mocno w dłonie i skupcie wasze myśli na kuli, która leży przed każdym z was. Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie jak unosi się do góry, niech wasza energia uniesie ją.
Natalia skoncentrowała się i poczuła jak klejnot na jej piersi leciutko nagrzewa się, zdziwiło ją to, bo miała zamiar użyć tego otrzymanego wczoraj, ale ewidentnie zadziałało Smocze Serce. W głowie zaczęła materializować sobie drogę jaką przedmiot musi pokonać, aby wzbić się w powietrze, otworzyła oczy i zobaczyła jak kula wiruje na wysokości jej twarzy. Spojrzała na koleżanki, Nadii w ogóle się nie udało, a Livia swoją uniosła tylko na jakieś trzy centymetry nad blatem, chłopak pod oknem również wykonał zadanie, ale po chwili usłyszeli głośny huk, i szkło rozpadło się na tysiące drobinek.
- Markusie uważaj, włożyłeś w to za dużo siły, podejdź do mojego biurka i weź z szuflady kolejną – skarcił go nauczyciel – widzę, że Natalia wykonała zadanie bardzo dobrze, Livio musisz użyć  więcej mocy, a ty Nadia skoncentruj się, bo nie połączyłaś się ze swoim kryształem. Jeszcze raz.
Tym razem wszystkim udało się wysłać swoją kulkę do góry, profesor ich pochwalił po czym kontynuował lekcję.
- Jak zauważyliście, zajmuje wam to sporo czasu, musicie ćwiczyć, aby działanie było szybkie niczym myśl. Póki co, aby kamień zadziała potrzebny jest wam kontakt fizyczny, ale po pewnym czasie dojdzie do wprawy i będziecie mogli sobie go zawiesić np. na szyi, lub trzymać w kieszeni. Dobrze, teraz pora na coś trudniejszego, podejdźcie i weźcie sobie z szafki po drewnianym klocku.
Kiedy już wszyscy wykonali polecenia, kontynuował.
- Teraz nauczę was jak podpalać przedmioty. Są dwa sposoby, łatwiejszy, kiedy siłą woli podniesie temperaturę danej rzeczy co w rezultacie spowoduje jej zapłon i trudniejszy, ale za to dużo szybszy, polegający na materializacji myśli w postaci czystej energii, która przybierze w tym wypadku formę ognia i posłanie jej w kierunku klocka. Postawiłem wokół każdego z was barierę ochronną dzięki czemu nie zrobicie sobie krzywdy. Do dzieła.
Natalia skoncentrowała się wyobraziła sobie, jak jej moc się płynie przez kryształ zawieszony na szyi i przemienia się w płomień. Znowu poczuła jak klejnot się rozgrzewa, a wokół jej palców pojawiły się czarno – czerwone języki ognia. Nie czuła ciepła na dłoni, chwilę przyglądała się urzeczona, a następnie wykonała gest jakby chciała rzucić piłką i drewno zapaliło się bardzo gwałtowne i po chwili klocek przemienił się w kupkę popiołu.
Nauczyciel patrzył na to mocno zdziwiony.
- Niesamowite, Smoczy Ogień, jak to zrobiłaś?
- Sama nie wiem, wyobraziłam sobie płomienie i jakoś tak wyszło – odpowiedziała skonfundowana
Garian przechadzał się chwilę zamyślony po Sali, jakby zastanawiał się nad tym co ma powiedzieć, aż wreszcie rzekł.
- To niezwykle potężne zaklęcie, dostępne tylko dla Smoczych Kapłanów. Naprawdę nie wiem jak ci się to udało i to ze słabym żółtym kamieniem. Chyba, że… nie, raczej nie, dobrze widzę, że i reszcie się udało.
Nadia i Livia wykorzystały pierwszy sposób i ich drewienka po pewnym czasie zapaliły, a Markus użył ognia, ale zwykłego, czerwono żółtego i nie tak gwałtownego.
- Panie profesorze, a jak zabijać za pomocą naszych mocy? – zapytał chłopak spod okna
Nauczyciel odwrócił się gwałtownie w jego stronę.
- Co to za pytanie, ale skoro już je zadałeś to ci odpowiem. Bardzo łatwo, choćby za pomocą ognia, ale tylko zwykłych ludzi, każdy Pradawny chroni się niewidzialną tarczą i żeby zrobić mu krzywdę musisz ją wpierw przebić. Najpotężniejsi walczą bez żadnych fajerwerków, tylko samym umysłem, ale do tego potrzebna jest olbrzymia moc i niesamowita koncentracja. Jeżeli ktoś to potrafi, nie macie z nim żadnych szans. Dziadek, zanim umarł, opowiadał mi jak podczas wielkiej wojny, Cień Śmierci wyszedł na równiny Nezeritu, stanął pomiędzy obiema armiami, wyciągnął rękę i fala zniszczenia pochłonęła wszystkich wojowników. Przełamał bariery każdego maga i w jednej chwili byli martwi, ludzie, demony, każdy kto znalazł się byli zbyt blisko – powiedział spokojnie Garian
- Dlaczego to zrobił – próbowała dowiedzieć się więcej Livia
- Nie wiem tego, dziadek był wtedy jeszcze dzieckiem, cała ówczesna rada zginęła, a Aeneas odszedł do swoich włości na północy. Panował niesamowity chaos, byliśmy zdziesiątkowani, tysiące lat zajęło odbudowanie populacji. Chyba na dziś wystarczy  możecie iść,  jutro porozmawiamy o obronie i stawianiu tarczy. Za dwa tygodnie wyrusza ekspedycja na równiny Nezeritu i w ramach waszych zajęć weźmiecie w niej udział.

Kolejne dni mijały bez większych zmian, uczniowie poznawali kolejne tajniki magii, Natalia i Livia próbowały rozwikłać bezskutecznie tajemnice morderstw. Wszyscy czekali na nadchodzą wyprawę, czas oddzielający ich od tego wydarzenia miął bardzo szybko. Rano zebrali się na placu przed główną bramą, czekał tam na nich powóz w obstawie czterech zbrojnych, ubranych w srebrne płaszcze i z toporami przewieszonymi przez plecy. Obok stała Lena, która powitała ich.
- Jak już wiecie wybieramy się na równiny Nezeritu, gdzie miała miejsce masakra kończąca Wielką Wojnę. Było to bardzo ważne wydarzenie w naszej historii, dlatego jest to obowiązkowy punkt w waszej edukacji. W związku z tym, że jest to jednocześnie zbiorowa mogiła naszych żołnierzy, zachowujcie się z godnością, niczego nie ruszajcie, chyba, że na moje wyraźne polecenie. Będziemy towarzyszyć Mistrzom Kryształów, wyruszającym w celu zbadania anomalii energetycznej, która niedawno pojawiła się na tym terenie. To chyba tyle, jeżeli chodzi o sprawy organizacyjne, reszty dowiecie się na miejscu, a  teraz wsiadajcie, zaraz wyruszamy – zakończyła
Powóz powoli sunął szlakiem pośrodku lasu, korony drzew łączy się nad drogą, tworząc swoisty tunel. Z przodu i z tyłu parami jechali zbrojni eskortujący ekspedycję, a jeszcze dalej powozy kolejnych członków wyprawy, również w otoczeniu żołnierzy. Zielony szpaler wydawał się nie mieć końca, dzień się chylił ku zachodowi, Natalia postanowiła się trochę przespać. Rankiem trakt wreszcie opuścił las i wyszedł na rozległe, trawiaste pustkowie, gdzieniegdzie poprzecinane strumyczkami i usiane niewielkimi jeziorkami. Jechali jeszcze dobre kilka godzin, teren powoli się wznosił, było coraz mniej wilgoci, a koła wzbijały tumany kurzu. Wreszcie Lena dała znak i strażnicy zatrzymali się, a po nich cała reszta ekspedycji. Uczniowie wyszli na zewnątrz i patrzyli ze zdumieniem, po obu stronach drogi ziemia, aż po horyzont, ziemia usiana była tysiącami kości. Ciężko było rozpoznać poszczególne szkielety, wszystko było przemieszane i częściowo pogrzebane w ziemi.
- To są właśnie równiny Nezeritu, teraz przejdziemy do pomnika poświęconego pamięci poległych – powiedziała Lena
Ruszyli powoli przemierzając to ponure pustkowie, słońca nie było prawie wcale widać, całe niebo spowite było ciężkimi chmurami. Szli kilkanaście minut, aż wreszcie ich oczom ukazał się czarny obelisk, wysoki na dwa metry, szerszy u podstawy i zwężający się ku górze.
- Dokładnie w tym miejscu stał Cień Śmierci, gdy jego moc unicestwiła obydwie armie – mówiąc to wskazała na postument – na prawo stali Aegdeni, czyli Pradawni sprzymierzeni z Królową oraz Demony, a po lewo nasi wojownicy. Wszyscy w jednej chwili zginęli.

W tym momencie podbiegł do nich jeden ze zbrojnych.
- Pani, Mistrzowie coś odnaleźli – powiedział ciężko dysząc ze zmęczenie – chodźcie za mną
Szybko poszli za żołnierzem, który zaprowadził ich do kamiennej budowli. Przypominała trochę gotycki kościół, zbudowana była na planie krzyża miała około czterystu metrów kwadratowych powierzchni i liczyła sobie ponad dziesięć metrów wysokości. W dużych oknach znajdowały się witraże przedstawiające brodatego człowieka trzymającego w obydwu rękach miecz. Przed otwartymi wrotami stało trzech Mistrzów i grupka strażników.
- Grobowiec Medarda, ktoś złamał pieczęć i włamał się do środka – stwierdziła Lena
Trójka mężczyzn odwróciła się do niej, a ten stojący pośrodku odpowiedział.
- Tak, ktoś sprofanował go, Królowa nie będzie zadowolona
- Wchodziliście do środka?
- Nie, czekaliśmy na was, tu właśnie jest źródło anomalii
Lena popatrzyła chwile w ciemność po czym rzekła.
- Dobrze chodźmy, sprawdzimy co się tam wydarzyło
Powoli przekroczyli próg mauzoleum, przed nimi znajdowały się dwa rzędy kolumn, podtrzymujących sklepienie. Mdłe światło, rozproszone przez witraże, tylko w  niewielkim stopniu przenikało mrok pomieszczenia. Największe wrażenie robiły rzeźby ludzi i demonów, stojące czwórkami w dziesięciu rzędach po obu stronach komnaty. Na wprost nich ustawiony był olbrzymi pomnik, jak Natalia domyślała się, Medarda. Mężczyzna trzymał w rękach, długi miecz, włosy opadały mu na ramiona, wszystko o wykonane było z czarnego kamienia i wypolerowane niczym lustro. Pośrodku znajdowały się schody prowadzące na niższy poziom gdzie znajdowała się komnata grobowa. Powoli zeszli po nich, pomieszczenie było oświetlone jadowicie zieloną poświatą bijącą od wielkiego bloku kryształu, leżącego na kamiennej posadce. Podeszli bliżej, Natalia dostrzegła, że wewnątrz niego znajduje się doskonale zachowane ciało, wyglądało jakby człowiek tylko spał, a nie był martwy od kilkunastu tysięcy lat. Owinięty był w długi płaszcz, koloru nie można było odróżnić, na piersi ułożony miał łańcuch z klejnotem.
- Zabrali miecz – wyszeptał jeden z Mistrzów
Rzeczywiście na wierzchu sarkofagu był odciśnięty jakby kształt głowni i ostrza.
- Tak, tylko pytanie kto. To potężny artefakt chroniony wieloma barierami, trzeba zadać sobie wiele trudu, aby je złamać, a chyba zdajecie sobie sprawę do czego potrzebny jest ten oręż – odpowiedziała również szeptem Lena – chodźmy stąd, musze jak najszybciej powiadomić resztę rady
Po kolei weszli na górę i zaczęli opuszczać mauzoleum, pierwsza do drzwi podeszła Nadia, gdy tylko znalazła się na tyle blisko, ze widziała co się dzieje na zewnątrz, głośno krzyknęła. Cała reszta ekspedycji w jednej chwili była przy niej. To co zobaczyli, zmroziło im krew w żyłach, wszędzie porozrzucane były szczątki strażników, jakby jakaś siła rozerwała ich an strzępy. Duże kałuże krwi powoli wsiąkały w suchą ziemię w powietrzu unosił się mdły zapach śmierci. Wszyscy byli przerażenie, tylko dowódczyni zachowała zimną krew.
- Nie wychodźcie stąd, nie mam pojęcia co tu się stało, pójdę na zwiady – oznajmiła

Gdy tylko przekroczyła próg, zaczął się materializować potwór spowity kłębami czarnego dymu. Wysoki na trzy metry szkielet pokryty napiętą skóra, długie kończyny zakończone olbrzymimi szponami, lekko pochylony pod ciężarem wielkiej gołej czaszki, którą miał na miejscu głowy. Z pleców wyrastały mu dwa długi kolce, skierowane ku górze, a wzdłuż kręgosłupa biegł rząd mniejszych, aż do końca  wężowatego ogona. Puste oczodoły świeciły czerwienią.
- Azeartes, demoniczny generał – wyszeptał jeden z mistrzów
Stwór powolutku ruszył w stronę mauzoleum, zatrzymał się po chwili, jakby zawahał się w ich głowach rozległ się głos.
- Weszliście na nasze terytorium i zbezcześciliście grobowiec wodza, karą za to jest śmierć, jedno z was stanie do walki ze mną, jeżeli wygra, odejdziecie wolno, ale przegrana oznacza, że wasze dusze pochłonie klejnot mojej pani
- Wybacz panie, to nie był nasz cel, ktoś ukradł miecz Medarda, przyszliśmy to zbadać. Obiecuję, że zadbam, aby sprawca został ukarany – powiedziała głośno Lena
Demon uderzył ogonem w ziemię wzbijając tumany kurzu.
- Nie interesuje mnie to, złamaliście traktat, wyznaczcie swojego reprezentanta, albo gińcie wszyscy – odparł telepatycznie
Mistrzowie popatrzyli na dowódczynie, jakby to ona była naturalnym kandydatem do walki, a jeden z nich powiedział
- Chyba nie mamy wyjścia, musisz pani z nim walczyć, jesteś z nas najpotężniejsza
- Dlaczego nie zaatakujemy go razem, to zawsze zwiększy nasze szanse – powiedział Markus
- On nie jest sam, mógł nas po prostu zabić, ale jest an tyle pewny siebie, że się z nami bawi, pokonanie go to nasza jedyna szansa – wyjaśniła Lena – przyjmuje twoje wyzwanie – krzyknęła w stronę demona
Powoli opuściła grobowiec i stanęła naprzeciwko Azeartesa, ten bez ostrzeżenia uderzył fala ognia, rozszalałe płomienie sunęły w stronę kobiety, ale ta w ostatniej chwili postawiła tarcze, cios odbił się i rykoszetem uderzyła w pobliskie wzgórze wypalając w jego zboczu sporych rozmiarów lej. Lena wykonała szybki kontratak i fala powietrza zbiła stwora z nóg, ale nie wyrządziła mu większej szkody w jednej chwili podniósł się i z głośnym rykiem skoczył w stronę swojej przeciwniczki. Kobieta z trudem utrzymywała barierę pod gradem ciosów pazurzastych kończyn. Co chwila cofała się pod naporem furii demona, kiedy wydawało się, że lada moment jej bariera pęknie, potwór się potknął, a ona wykorzystała to i uderzyła w niego falą zimna. Azeartes zesztywniał, powoli zaczęły pokrywać go rozrastające się kryształy, które po chwili przekształciły się w jednolity blok lodu. Lena upadła wyczerpana na kolana, jej towarzysze krzyknęli radośnie i wybiegli jej pomóc. W połowie oddzielającego ich dystansu zatrzymali się słysząc głośny trzask, więzienie demona pękało, nagły ruch potężnych łap i sarkofag rozsypał się na tysiące drobnych kawałków. Stwór otrząsnął się i głośno rykną, a następnie uderzył mocą swojego umysłu, kobieta nie miała już sil i jej tarcza rozpadła się, powoli do niej podszedł, a następnie jednym uderzeniem wyrzucił ją w górę. Spadła kilka metrów dalej, nogi i ręce były rozrzucone pod dziwnymi kątami, wokół niej zbierała się coraz większa kałuża krwi.  Livia z krzykiem pobiegła w stronę matki, rzuciła się z płaczem na jej martwe ciało. Azeartes spojrzał w ich stronę, Natalia chcą ratować przyjaciółkę ruszała w jej stronę i szybko postawiła tarczę. Bestia rzuciła się na nie, bariera dziewczyny wytrzymywała ataki, ale z każdym ciosem ona sama coraz bardziej słabła, jeszcze chwila i się wszystko skończy, pomyślała. Nagle demon stanął jak wryty, a po chwili zawisł w powietrzu z rozciągniętymi kończynami. Natalia odwróciła się i zobaczyła, że za nimi stoi wysoki człowiek w czarny płaszczu, z kapturem an głowie.
- Dlaczego się mieszasz, to nie twoja sprawa – powiedział telepatycznie demon
Nieznajomy zimno się zaśmiał
- Robię co mi się podoba
Stwór warknął i próbował się uwolnić, ale bez skutku
- Królowa nie będzie zadowolona jak mnie zabijesz
Przybysz machnął ręką, a stwór ryknął z bólu
- Zadowolenie twojej pani mnie nie obchodzi, ale nie unicestwię cię,  nie interesują mnie twoje porachunki z Pradawnymi, możesz odejść – odparł bez żadnych uczuć w głosie
Potwór spadł na ziemię, był wolny. Z trudem wstał i z furia w gorejących oczach, rzucił ostanie spojrzenie na ludzi, poczym zniknął w kłębach dymu. W tym czasie Mistrzowie podeszli do ciała Leny, Livia dalej cicho płakała wtulona w nie, a Natalia próbowała ją objąć i pocieszyć, ale bez skutku. Jeden z mężczyzn zwrócił do nieznajomego.
- Dziękujemy panie, za pomoc, ale czy mogły powiedzieć kim jesteś?
Przybysz powoli ściągną kaptur.
- Cień Śmierci, ale dlaczego? – zapytał wystraszony
W tym momencie Livia poderwała się i    podeszła do niego.
- Możesz ożywić moją matkę, prawda? – wyłkała
- Nie, nie jestem nekromantą, potrafię tylko zabijać. Nie płacz, twoja matka była sama sobie winna, zachowała się jak dziecko i wpadła w pułapkę. Dała powód do wybicia was wszystkich, złamała traktat i jakby Azeartes nie był podobny idiotą to już byście byli martwi – odparł zimno
 Dziewczyna na te słowa wpadła w szał, ciskał w mężczyznę wszystkimi czarami, jakie znała, ale te spływały po jego tarczy, w końcu bez sił opadła na ziemię.
- Jak już się uspokoiła to posłuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzał, teraz otworzę wam portal, który zaprowadzi was do bram Radensbergu, tutaj nie jesteście bezpieczni, tyczy się to szczególnie ciebie Natalio, ty jesteś ich celem.
Dziewczyna podniosła z ziemi swoja przyjaciółkę, która teraz już tylko cichutko łkała, spojrzała na chłopaka i zapytała
- Naprawdę nie znasz sposobu na przywrócenie do życia jej mamy, proszę, jeżeli co wiesz to powiedz
Spojrzał na nią smutno i chwile milczał jakby się zastanawiał nad czymś
- O tak, są dwie możliwości, albo znajdziesz kilku nekromantów i oddasz w zamian  inne dusze, albo zejdziesz do krainy śmierci i spróbujesz uwolnić jej bezcielesną duszę, ale to jest niewykonalne
- Dlaczego niewykonalne w legendzie o Kamieniach Dusz, udało się im – powiedziała z nadzieją w głosie
- Dziewczyno to tylko bajka, sam w to kiedyś wierzyłem i zszedłem do świata umarłych, ale nikogo stamtąd nie wyrwiesz – odparł chłodno
Podniósł dłoń i przed nią zmaterializował się granatowo-srebrny wir.
- Żegnaj Natalio i uważaj an siebie, Królowa pewnie wyśle Łowców, aby cię zabili, ale wierzę, że uda ci się przeżyć – głos rozległ się w jej głowie – tylko ty słysz moje słowa, pamiętaj, jak będziesz potrzebowała pomocy, ściśnij mocno swój kryształ i pomyśl moje imię – mówiąc to ruszył do przodu i po kilku krokach rozpłynął się w powietrzu
Dziewczyna rozejrzała się wokół siebie, Livia dalej płakała, Nadia próbowała ja pocieszyć, a reszta stała na uboczu przyglądając się ze strachem całej scenie. Wreszcie jeden z Mistrzów wyszedł i za pomocą magii uniósł zwłoki kobiety.
- Nie ma czasu za chwile pojawią się tu demony – rzucił i powoli przeszedł przez portal, za nim poszli pozostali i już po chwili znaleźli się przed Regensbergiem

"Ta część lenna, utrzymuje się z garbarstwa. Jest to po prostu centrum całego garbarstwa, na którym można dość sporo zarobić. Co prawda, ludzie w prowincji utrzymują się jeszcze z innych wyrobów, ale garbarstwo jest najbardziej rozpowszechnione."

Podziemie

Arim

  • Wiadomości: 1175
  • Mortal Wombat
Odp: Świat poza Światem
« Odpowiedź #2 dnia: Wrzesień 12, 2013, 18:37:37 pm »
Rozdział II
[/size]

Samochód sunął wolno po pustej drodze, Daniel był zmęczony po całym dniu pracy, oczy zamykały mu się same. Nie lubił tej trasy, było ciemno jak w dupie, po obu stronach las, który od szosy oddzielony był głęboki rowem. Minuty mijały z radia płynęła usypiająca muzyka, nagle na granicy wzroku mignął jakiś cień, ciemniejszy od pasa drzew. Szybko się odwrócił, ale nic nie dostrzegł, zrzucił to na karb przemęczenia. Jechał dalej, powoli przysypiał z odrętwienie wyrwało go przeciągłe wycie, które dobiegało z lasu. Wystraszony rozejrzał się, w tym momencie na jezdnie wyszło jakieś zwierze, gwałtownie zahamował. Gdy znalazło się w świetle reflektorów, mógł się lepiej przyjrzeć, przypominało psa, tyle że było sporo większe, niemal wzrostem dorównywało średniej wielkości krowie, czarne niczym noc, z długiego pyska kapały mu krople krwi. Spojrzało w stronę samochodu i zniknęło w gęstwinie. Przerażony chłopak wcisnął gaz do dechy i ruszył do przodu w tylnym lusterku zobaczył rozżarzone ślepie, które zbliżały się do niego, przyśpieszył, światełka oddaliły. Odetchnął z ulgą. Mógł się teraz spokojnie zastanowić nad tym co zobaczył, nie mógł to być pies, był za wielki, pomyślał, ale w takim wypadku co to było. Był zmęczony, mógł to być jakiś łoś lub jeleń, próbował sobie tłumaczyć, ale to wycie, czy w tych lasach żyją wilki? W końcu postanowił nie roztrząsać tego dalej i skupić się na drodze. Kolejne minuty jazdy przybliżały go do domu, już prawie opuścił ten posępny szpaler drzew, gdy jego uwagę przykuła jakaś postać stojąca na poboczu. Zwolnił i podjechał bliżej, przy samym lesie zobaczył  młodą dziewczynę, ubrana była w czerwoną suknię, a długie ciemne włosy spływały jej na ramiona. Dziwne, co ona robi tu sama, może ktoś ją napadł, pomyślał.
- Ej, koleżanko, nie potrzebujesz pomocy, może chcesz żebym cię gdzieś zabrał – krzyknął przez uchylona szybę 
Nie odpowiedziała  mu, ale powoli podeszła do auta, otworzyła drzwi i usiadła obok niego.
- Co robisz sama w takim miejscu i gdzie chcesz jechać – zapytał
Znów brak reakcji. Siedziała z opuszczoną głową i patrzyła się w podłogę.
- Powiedz coś inaczej nie będę mógł ci pomóc – nalegał dalej
- Zabierz mnie do najbliższego miasta – w końcu powiedziała
Chłopak nie nagabywał jej dłużej tylko ruszył w dalszą drogą. Dobre kilkanaście minut nic nie przerywało ciszy, opuścili już las i tylko kilka kilometrów dzieliło ich od celu podróży. W pewnym momencie dziewczyna odezwała się.
- Boisz się śmierci?
Daniel spojrzał na nią zaskoczony.
- Dlaczego się pytasz?
Podniosła głowę, a jej oczy zapłonęły czerwienią.
- Dlaczego? Bo za chwile umrzesz – uśmiechnęła się do niego
- Kim ty jesteś? – wydusił z siebie przerażony
- Ja? – spojrzała na niego zimno  -  Jestem Panią Śmierci, twoim końcem, a jednocześnie nowym początkiem – mówiąc to dotknęła jego czoła, a chłopak osunął się martwy na kierownicę. Kobieta w tej samej chwili zniknęła. Auto zjechało na pobocze, uderzyło w drzewo i stanęło w płomieniach.

***
Obudził się, próbował wstać, nie mógł, nie czuł swojego ciała, był wszędzie i nigdzie. Otaczało go ze wszech stron wyblakłe, opalizujące światło, unosił się jakby w powietrzu. Upływ czasu nie miał znaczenia, mogły minąć minuty lub lata., nic tu się nie liczyło. Nagle wewnątrz siebie usłyszał głos, który go wzywał, nie chciał opuszczać tego miejsca, było mu dobrze, ale jakaś niepojęta siła ciągnęło go ku sobie. Poczuł straszliwy ból, jakby wypalał go jakiś nienasycony ogień, wszystkie wspomnienia, marzenia zniknęły, pozostała tylko czysta wola. Nagle spadł w ciemną pustkę.
- Otwórz oczy – rozkazał zimny głos
Powoli podniósł ciężkie powieki, rozejrzał się, znajdował się w dziwnej komnacie skąpanej w czerwonym blasku, bijącym od kryształu unoszącego się nad podłogą. Przed nim stała piękna, czarnowłosa dziewczyna. Próbował wstać, ale od razu upadł, to nie było jego ciało, wiedział to, chociaż nie pamiętał kim był. Spojrzał na siebie, nie był już człowiekiem, chyba nawet nie był żywy, czarna zbroja, otaczająca energię, o to czym się stał.
- Spójrz na mnie – rozkazała kobieta – jestem Królową Demonów, twoja władczynią. Pewnie zastanawiasz się co tu robisz? Sprowadziłam, cie bo masz dar, tak i to bardzo potężny. Poprowadzisz moje legiony nieumarłych, wypaliłam wszystko to co czyniło cię człowiekiem, a jednocześnie obudziłam twój dar. Teraz masz jeszcze przebłyski dawnego życia, pozostałości uczuć, ale to minie – zaśmiała się zimno i odeszła, pozostawiając go samego
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 12, 2013, 18:39:21 pm wysłana przez Arim »

"Ta część lenna, utrzymuje się z garbarstwa. Jest to po prostu centrum całego garbarstwa, na którym można dość sporo zarobić. Co prawda, ludzie w prowincji utrzymują się jeszcze z innych wyrobów, ale garbarstwo jest najbardziej rozpowszechnione."

Podziemie

Arim

  • Wiadomości: 1175
  • Mortal Wombat
Odp: Świat poza Światem
« Odpowiedź #3 dnia: Październik 10, 2013, 17:02:25 pm »
Natalia obudziła się zlana potem, to tylko sen, pomyślała z ulgą. Spojrzała na zegar, była już szósta rano, nie warto było się kłaść z powrotem. Od pogrzebu Leny minął już miesiąc, pochowano ją w katakumbach pod twierdzą w pięknym kryształowym sarkofagu. Dziś był wielki dzień, dziewczyna po raz pierwszy miała stanąć przed Wielkim Ołtarzem i wziąć udział w rytuale przyzwania ducha, a tym samym stać się Smoczą Kapłanką. Tydzień temu zakończyła wstępny etap swojej edukacji i przyszedł czas na kolejny krok. Ceremonia powinna rozpocząć się o ósmej, a więc miała jeszcze dwie godziny na przygotowania.

Po śniadaniu Natalia wyszła przed twierdze, gdzie czekali na nią kapłani odziani w długie, czarne płaszcze. Stali w dwóch szeregach tworząc swego rodzaju szpaler, kiedy tylko zobaczyli dziewczynę ruszyli w milczącej procesji. Okrążyli fortecę od południa i zaczęli schodzić w dół zbocza po gigantycznych schodach. W końcu doszli do świątyni wykutej w skale, portyk wsparty był na sześciu potężnych kolumnach, wielkie, drewniane wrota otworzyły się na lekkie skinie dłoni przewodnika. Weszli do środka, oczom Natalii ukazała olbrzymi, okrągła sala. Wyglądała jakby cała była wykonana ze szkła, jedynym źródłem światła była czara o średnicy ponad dwóch metrów, w której płoną wieczny ogień. W drżącej poświacie, dziewczyna ujrzała kryształowy posąg. Przedstawiał on Smoka, potwór stał na dwóch nogach, nietoperze skrzydła miał rozłożone jakby za chwilę miał wzlecieć w powietrze, długi, wężowaty ogon wił się w splotach na ziemi, szeroka paszcza była otwarta jakby w niemym ryku, światło odbijało się w długich, zakrzywionych do tyłu zębach. Wzdłuż grzbietu biegł rząd kolców, kończący się w połowie ogona. Cały był czarny, tylko oczy świeciły rubinowym blaskiem. Kapłani ustawili się w półkolu na przeciwko monumentu, jeden z nich poprowadził dziewczynę na środek, zabrzmiała cicha melodia, która powoli zaczęła się nasilać w końcu nie było już nic innego tylko te smutne tony. Natalia zaczęła zapadać w cos w rodzaju transu, posąg zaczął się poruszać, a właściwie nie on sam tylko jego mgliste widmo, które okrążyło salę i wylądowało przed dziewczyną.
- Witaj, jestem Ardewest, Czarny Płomień, zapewne przybyłaś tu po moje błogosławieństwo – usłyszała cichy głos w swojej głowie, dobiegający jakby zza grubej zasłony głos
- Tak – odparła głośno
Nagle otoczyły ją czarne płomienie, nie czuła ciepła, tylko moc przepływającą prze jej ciało, upadła na kolana. W tym momencie podeszła do niej kobieta i podniosła ją.
- Przeszłaś ostateczny test, na mocy udzielonej mi władzy, włączam cie w szeregi Smoczych Kapłanów – powiedziała podniosłym głosem, jednocześnie zakładając na jej ramiona czarny płaszcz. Dwoje innych osób podało jej rytualny, kryształowy sztylet wraz z pasem i złote bransolety.
- Nazywam się Baldomera i będę twoją mentorką – kontynuowała – chodź zaprowadzę cię do wyjścia

***
Po powrocie do zamku, Natalia wróciła do swojej komnaty i zgłębiła się w księgi mówiące o historii tego świata. Wieczorem postanowiła odetchnąć świeżym powietrzem na korytarzu zobaczyła swoją przyjaciółkę, ubrana była zielono-czarne szaty, które oznaczały przynależność do jej nowej profesji.
- Witaj Livio, a więc to prawda wybrałaś drogę nekromancji? – zagadnęła koleżankę
- Tak, od dawna wahałam się nad tą dziedzina magii, a po śmierci matki podjęła ostateczną decyzję – odparła
Dziewczyna spojrzała na nią smutno. Dalej marzy o wróceniu życia Lenie, pomyślała.
- Chodź przejdziemy się
Wyszły razem an dziedziniec, a następnie przeszły uliczkami aż do zewnętrznego kręgu miasta. Ulice były już prawie pusty, zapadał powoli zmierzch. Szły w milczeniu obserwując jak życie zasypia. Nagle Natalia poczuła jakby czyjąś obecność, jakiś cień mignął w bocznej uliczce, a jednocześnie odczuła lekki uderzenie magii.
- Zauważyłaś to? – spytała szeptem przyjaciółki – ktoś próbuje zatrzeć ślady swojej obecności, chodź
Skręciły między targ, a domy mieszkalne, przeszły kawałeczek i ich oczom ukazał się makabryczny widok. Młody chłopak leżał w kałuży krwi, tak jak w poprzednich przypadkach  ciało było pozbawiony serca i oczu. Livia krzyknęła. Natalia położyła jej dłoń na ustach
- Cicho, tym razem pozostawił po sobie ślady, ciągle widzę ścieżkę magii
Ruszyły biegiem, mijały kolejne budynki, aż wreszcie znalazły się u wejścia do kanałów.
- Przeszedł przez te drzwi – wskazała na wejście
Otworzyła wrota siłą woli, wewnątrz panowała nieprzenikniona ciemność, Livia wyciągnęła mały, okrągły kryształ, który rozżarzył się bladoniebieskim światłem. Znajdowały się  w niewielkim pomieszczeniu, jakby przedsionku, w powietrzu było czuć wilgoć. Jedyna droga prowadziła schodami na dół, zbiegły do okrągłej komnaty, z której wychodził szereg sklepionych, ceglanych korytarzy.
- Pierwszy z lewej – rzuciła szybko Natalia i ruszyła w stronę wejścia
Livia złapała ją za rękę.
- Czekaj, musimy jakoś oznaczyć drogę, kanały tworzą olbrzymi labirynt i bardzo łatwo można się tam zgubić – mówiąc to dotknęła ściany, na której pojawiła się fosforyzująca strzałka – jak będziemy wracać to je usunę

"Ta część lenna, utrzymuje się z garbarstwa. Jest to po prostu centrum całego garbarstwa, na którym można dość sporo zarobić. Co prawda, ludzie w prowincji utrzymują się jeszcze z innych wyrobów, ale garbarstwo jest najbardziej rozpowszechnione."

Podziemie

xilk

  • Wiadomości: 848
  • Deszczowy Sługa Chaosu
Odp: Świat poza Światem
« Odpowiedź #4 dnia: Październik 16, 2013, 11:54:15 am »
Ok, przeczytałem całość. Jednak najpierw zacznę od ogólnych przemyśleń, a potem wypiszę konkretnie błędy, jakie zauważyłem.

Jest do kawałek dobrej roboty. Na początku podchodziłem dość sceptycznie do tego opowiadania, gdyż naprawdę trudno połączyć świat współczesny ze światem magicznym, w którym jak widać w ogóle nie ma jakoś rozwiniętej techniki, a od średniowiecza różni się tylko magią kryształów, która i tak nie jest zbyt zaawansowana. Tobie jednak udało się przejść z jednych realiów, do drugich. Kolejnym plusem jest na pewno długość rozdziałów, a w sumie pierwszego rozdziału, bo drugi jeszcze nie został skończony ;) Jak widać podchodzisz do tej pracy naprawdę poważnie. Wiele osób myśli, że jak napisze 3 strony Worda, to już jest to rozdział, bo opowiada całą historię, którą sobie wymyślił. Jednak tyle, to może mieć jeden wątek w prawdziwym opowiadaniu. A Ty starasz się, by rozdział jednak zawierał więcej fabuły. Przynajmniej takie jest moje zdanie. Jednak są też rzeczy, które nie do końca mi się podobają. Przede wszystkim zacznijmy od Natalii. Jest ona główną bohaterką, a jakoś mało o niej wiemy. Poza początkowym zarysem w naszym świecie, potem jakby już ona nie była ważna. Fakt, jest uczestniczką istotnych wydarzeń, ale jednak brak jej przemyśleń, jakiś decyzji opisujących jej charakter. Wiem, że czasem trudno przedstawić postać, o której jako autor wie się wszystko, a czytelnik musi ją dopiero poznać. Dlatego nie krytykuję Cię, tylko mówię, że może warto by było na to zwrócić uwagę. Większy problem masz z czymś innym. Jak wiadomo, ze wszystkim trzeba mieć umiar. Dlatego nie można pisać zdań zbyt prostych, ani też zbyt mocno rozbudowanych i złożonych. W niektórych fragmentach swojego opowiadania właśnie z tym drugim masz problem. Jaka jest wada zbyt rozbudowanych zdań? Z jednej strony czytelnik się nudzi, bo czyta ciągle jedno zdanie. Jednak gorzej, a zauważyłem to w Twoim opowiadaniu, jak przez zbyt rozbudowane zdania, kolejne nabierają dziwnego znaczenia. Przykład postaram się opisać niżej.

Do tyle na temat ogólnych przemyśleń. Zacznijmy teraz nieco bardziej szczegółowo.

- Cześć, jestem Natalia, widzę, że też nie możesz spać w nocy, może trochę porozmawiamy i zabijemy czas? – Przedstawiła się, chcą jakoś rozpocząć rozmowę
Tutaj będzie mi chodzić o dwie rzeczy. Może najpierw mniej ważna, ale która powtarza się w niemal całym dalszym opowiadaniu. Jak spojrzę w każdą książkę, to jednak dialogi pisze się inaczej. Każda wypowiedź kończy się znakiem interpunkcyjnym: kropką, znakiem zapytania lub wykrzyknikiem. Tutaj zabrakło tylko kropki po słowie "rozmowę", ale już w następnym brak go już w samej wypowiedzi bohatera. Powiesz, że to chat, ok. Jednak problemy ze znakami interpunkcyjnymi na końcu zdania to bolączka 95-99% dialogów w Twoim opowiadaniu.
Ano właśnie, chat. Z tym związana jest druga sprawa. Nie wiem, może ja nie jestem zbyt współczesny, ale jakoś nie spotkałem się z taką konwersacją. Zwykle, jeśli rozpoczyna się rozmowę z kimś nieznanym, to pisze się zwykłe "Cześć, też nie możesz spać?", a nie, że od razu piszemy złożone zdania, wyjaśniając wszystkie przyczyny, dlaczego zagadaliśmy do kogoś obcego. Szczerze powiedziawszy, gdyby bohaterka do mnie tak napisała, stwierdziłbym jedno, że to musi być jakaś wariatka ;)

- Kłamiesz, ale nie czas na to,  jak już pisałem masz malutko czasu i jeżeli się nie pośpieszysz dopadną cie
- Przestań się ze mnie nabijać, nie masz nic ciekawszego do roboty, tylko straszysz dziewczyny na chacie? – była wściekła, już chciała się wylogować, gdy usłyszała cichutki szelest dochodzący z korytarza, jakby tkanina ocierająca się o podłogę. Co jeżeli on ma rację – ta myśl ją zmroziła
-Haha, to nie żarty, a tobie pozostało pięć minut, a więc słuchaj uważnie i zrób wszystko to co powiem. Za chwilkę zabraknie prądu, a co za tym idzie nasza rozmowa się urwie, weźmiesz komórkę i wyjdziesz z domu, teraz nie mogą ci nic zrobić, ale ten stan nie będzie trwał wiecznie musisz jak najszybciej uciekać.
- Kim ty do cholery jesteś i dlaczego mi to piszesz i w ogóle kto ma mnie „dopaść”?
- Nie teraz. 3,2,1 – zgasło światło
Błędy w cytatach będę zaznaczał kolorem czerwonym. I tak tutaj powinno być w pierwszym przypadku "cię", do tego potem w reszcie miejsc zapominasz o spacji, zarówno przed "Haha", jak też za przecinkami w "3,2,1". W ogóle w dalszych etapach znalazłem podobne momenty, że w jednych miejscach brakuje przecinka, a w innych się dublują. Pozwolisz, że nie będę ich wszystkich wypisywał, bo to już by była korekta, a nie ocena/recenzja.

Była przerażona, po omacku wymacała telefon, włączyła go, aby przyświecić
Raczej "poświecić".

głos miał zimny niczym lód, ale mówił spokojnie i bez pospiechu.
Cóż, jeśli mówi się, że ktoś ma "głos zimny niczym lód", to raczej oznacza, że mówi spokojnie i bez pośpiechu. Lód jest czymś stałym, więc spokój i brak pośpiechu pasują do tego określenia, a nie są jego zaprzeczeniem, co wynika z tego zdania.

   Oni są dosyć powolni, ich główna broń to zaskoczenie, którą im swoja ucieczką wytrąciłaś z ręki, a teraz się przygotuj. 3,2,1 – rozłączył,
"swoją", a za "rozłączył" powinno być jeszcze "się".

   Ciepłe światło sączące się od malutkich płomyczków uwidaczniało dziwaczne symbole wyryte na ścianach, jakieś stare, ale wyglądające an bardzo cenne, drewniane meble zajmowały większość pomieszczenia.
I tu masz przykład zadania dwuznacznego. Jest ono mocno rozbudowane. Ja osobiście w miejscu zaznaczonego przecinka, dałbym kropkę i rozpoczął nowe zdanie.

Przy oknie stał młody chłopak, może cztery pięć lat starszy od niej, był wysoki, miał ciemne, dosyć krotko
"krótko"

Nikt z was jest nie jest Pradawnym czystej krwi, dlatego potrzebujecie kryształu
Tutaj trochę się zamotałeś z "nie". "Nikt z was nie jest Pradawnym czystej krwi".

Pomagam ci bo ma ku temu swoje powody
"mam"

Ubrana była w długą, niebieską suknię obitą futrem
O ile wiem, to ubrania się obszywa, a nie obija futrem ;)

- Mało kto jest w stanie je odpędzić, magia umysłu na nie działa
Z tego zdania wynika, że magia jednak działa na te stwory, co nie było Twoim zamierzeniem. Zatem napisz tak: "magia umysłu nie działa na nie".

Bestia nawet na nie spojrzała,
Raczej "Bestia nawet nie spojrzała na nie".

Lasy to jej naturalne środowiska,
"środowisko"

- Jestem Lord Dante, dowódca Centralnego Pierścienia, a Lena jest moją żoną, dobrze, że dotarłaś tutaj cała – rzekł miłym głosem
Ogólnie to zdanie chciałbym dać jako przykład. Trochę chyba nie do końca potrafisz opisywać relacje i zależności łączące bohaterów. Wcześniej dowódca bram do Leny, która w końcu jest żoną Lorda, odnosił się jakby była obcą kobietą, a przynajmniej jakby mieszkała w zewnętrznym pierścieniu. Tutaj za to sam Dante w dziwny sposób przedstawia swoją żonę. Bardziej realistycznie by brzmiało, gdyby powiedział: "Widzę, że poznałaś już moją żonę".

- Dobrze chodźcie Rada już czeka na was, poprowadzę was
To też dziwnie brzmi, jak na Lorda, który ma przy sobie swoją żonę i Natalię. Prędzej by powiedział: "Dobrze, chodźmy już. Rada czeka już tylko na was. Chodźcie za mną."

- Tutaj swoje pracownie mają Mistrzowie Kryształów, jako jedynie potrafią tworzyć Kamienie Ogniskujące, potrzebna nam
"jako jedyni" i "potrzebne"

Lord poprowadził ich do drzwi po prawej, weszli do długiego korytarza, po obu jego stronach znajdowały się wejścia do kolejnych przejść, jedne były zamknięte inne nie, na samym końcu znajdowały się wielkie wrota strzeżone przez dwóch ludzi w srebrnych płaszczach, trzymających w ręku długie halabardy.  Na ich widok rozstąpili się i wpuścili do środka.
Brzmi to tak, jakby strażnicy rozstąpili się na swój własny widok.

Oczywiście jest to dosyć niepewny sojusznik i na twoim miejscu nie pokładał bym w nim
Piszemy to razem.

- Mi też miło cie poznać, fajnie, że będziemy się razem uczyć, tylko pewnie ja będę najgorsza, nic nie umiem, a tym mieszkasz tu całe życie – odparła smutno
Przeszły korytarzem i skręciły w lewo i wspięły się po schodach schody na wyższy poziom.
- Nie martw się, ja też niewiele potrafię, dar objawia się dopiero po osiemnastych urodzinach, a czasem nawet później, do tego momentu nawet nie wiemy czy go posiadamy, startujemy z tego samego poziomu – odpowiedziała wesoło Livia – Jesteśmy już na miejscu, tutaj będziesz mieszkała, ja mam swój pokój obok, a więc jeżeli będziesz czegoś potrzebowała to zapraszam. Trzymaj klucz, do jutra.
Tutaj trochę więcej: "cię" i "ty". Do tego "schody" to jakiś dubel, a zakończenie jakieś takie urwane. Mógłbyś dodać, że Natalia przypatrywała się kluczowi, że był zimny w dotyku, a może by akurat ciepły? Trzymaj ciągłość, skoro w następnym akapicie opisujesz, jak główna bohaterka wchodzi do pokoju.

Następni umyła się
"Następnie"

To tyle, jeśli chodzi o pierwszy post. Poprawki do pozostałych napiszę później, bo teraz już nie mam czasu. A właśnie czas. Zegar zmieniający kolory był ciekawym pomysłem, ale wykonanie jego opisu trochę kuleje. Wystarczyło podać, jaki jest aktualnie kolor i na jaki Natalia ma czekać. To "itp." było zbędne, skoro kawałek dalej piszesz, gdzie bohaterka znajdzie rozpiskę godzin.
Deszczowy samotnik ŚP
Anioł Śmierci Podziemia


Arim

  • Wiadomości: 1175
  • Mortal Wombat
Odp: Świat poza Światem
« Odpowiedź #5 dnia: Październik 16, 2013, 13:36:12 pm »
Wielkie dzięki za recenzję i częściową korektę pierwszej części. Teraz spróbuje się odnieść do kilku uwag.

Cytuj
Tutaj będzie mi chodzić o dwie rzeczy. Może najpierw mniej ważna, ale która powtarza się w niemal całym dalszym opowiadaniu. Jak spojrzę w każdą książkę, to jednak dialogi pisze się inaczej. Każda wypowiedź kończy się znakiem interpunkcyjnym: kropką, znakiem zapytania lub wykrzyknikiem. Tutaj zabrakło tylko kropki po słowie "rozmowę", ale już w następnym brak go już w samej wypowiedzi bohatera. Powiesz, że to chat, ok. Jednak problemy ze znakami interpunkcyjnymi na końcu zdania to bolączka 95-99% dialogów w Twoim opowiadaniu.

Tutaj masz 100% rację, o ile znaki zapytania i wykrzykniki stawiałem, to nagminnie pomijałem kropki, zauważyła to już moja dziewczyna podczas czytań, a mi się nie chciało tego poprawić.

Cytuj
Ano właśnie, chat. Z tym związana jest druga sprawa. Nie wiem, może ja nie jestem zbyt współczesny, ale jakoś nie spotkałem się z taką konwersacją. Zwykle, jeśli rozpoczyna się rozmowę z kimś nieznanym, to pisze się zwykłe "Cześć, też nie możesz spać?", a nie, że od razu piszemy złożone zdania, wyjaśniając wszystkie przyczyny, dlaczego zagadaliśmy do kogoś obcego

Czy ja  wiem, jak dla mnie zdanie wydawało się naturalne. Przeczytam sobie jeszcze raz ten dialog i zobaczę jak to wygląda.

Cytuj
I tak tutaj powinno być w pierwszym przypadku "cię", do tego potem w reszcie miejsc zapominasz o spacji, zarówno przed "Haha", jak też za przecinkami w "3,2,1". W ogóle w dalszych etapach znalazłem podobne momenty, że w jednych miejscach brakuje przecinka, a w innych się dublują.

Masz rację są to głupie błędy wynikające z szybkiego pisania, tu za słabo wcisnę alt, tam zapomnę spacji, a potem podczas ponownego czytania ciężko mi to jest wychwycić.

Cytuj
Raczej "poświecić".

Tu bym polemizował, za słownikiem j. polskiego "przyświecić - niewielkim źródłem światła oświetlić coś, żeby było przez chwilę widoczne"

Cytuj
Cóż, jeśli mówi się, że ktoś ma "głos zimny niczym lód", to raczej oznacza, że mówi spokojnie i bez pośpiechu. Lód jest czymś stałym, więc spokój i brak pośpiechu pasują do tego określenia, a nie są jego zaprzeczeniem, co wynika z tego zdania.

W sumie słuszna interpretacja i mój błąd, ale pisząc to chciałem podkreślić, że mówi bez emocji i masz rację druga część jest niepotrzebna.

Cytuj
Tutaj trochę się zamotałeś z "nie". "Nikt z was nie jest Pradawnym czystej krwi".

Raczej z "jest" :D

Cytuj
Z tego zdania wynika, że magia jednak działa na te stwory, co nie było Twoim zamierzeniem. Zatem napisz tak: "magia umysłu nie działa na nie".

To juz wina autokorekty, która wywala dwa takie same słowa występujące koło siebie i stąd tylko raz pada "nie"

Odniosłem się do punktów, z którymi się nie zgadzam lub wymagają mojego wyjaśnienia w całej reszcie przyznaję cie rację i czekam na dalsza część.

"Ta część lenna, utrzymuje się z garbarstwa. Jest to po prostu centrum całego garbarstwa, na którym można dość sporo zarobić. Co prawda, ludzie w prowincji utrzymują się jeszcze z innych wyrobów, ale garbarstwo jest najbardziej rozpowszechnione."

Podziemie

xilk

  • Wiadomości: 848
  • Deszczowy Sługa Chaosu
Odp: Świat poza Światem
« Odpowiedź #6 dnia: Październik 16, 2013, 19:24:41 pm »
Czy ja  wiem, jak dla mnie zdanie wydawało się naturalne. Przeczytam sobie jeszcze raz ten dialog i zobaczę jak to wygląda.
No nie wiem, takie zwroty pisze się do osoby, którą się zna. Jednak jak mówiłem, jest to moje odczucie. Według mnie lepiej by to brzmiało tak:
- Cześć. Ty też nie możesz spać?
- Ja nie muszę spać.
- O, to musisz mieć zawsze dużo czasu na wszystko :D
- Ja mam czas. Szkoda tylko, że ty go nie masz Natalio.
Reszta mniej więcej podobnie się toczy, z uwzględnieniem zdziwienia bohaterki, że ktoś z chatu zna jej imię.

Dobra, to teraz poprawki i uwagi do reszty opowiadania.

Sama budowla, prócz tego co widzisz, ciągnie się jeszcze wiele metrów w głąb góry, przez tysiące lat była przebudowywana, jest to pełno
"tu"

Im bardziej skomplikowany organizm ty staje się to trudniejsze
"tym"

Weszły na drugi poziom, minęły kilka pustych sal i wreszcie znalazły się w komnacie gdzie czekał na nich, niski, brodaty, mężczyzna
Niepotrzebny przecinek.

- Witam drogie panie, zajmujcie miejsca,
Według mnie bardziej pasuje tu "zajmijcie".

Powoli opuścili salę, rozmyślali nad słowami staruszka. Wyszli na miasto, Nadia skręciła w stronę bramy, a chłopak ruszył swoją drogą
Kto opuścił salę? Wiem, że chodzi w domyśle o uczniów. Jednak pierwsze zdanie akapitu nie powinno zaczynać się od domyślnego podmiotu.

- Tu już cała seria,
"To"

- Ah, ciągle się gubię, przepraszam. Z tego co mówisz wynika, że to była bardzo wyjątkowa sytuacja, czyli być może wspominają o tym jakieś kroniki. Jest tu gdzieś biblioteka? 
- Tak mamy kilka w zamku, jak chcesz to mogę cię tam zabrać, mamy sporo czasu do kolacji – powiedziała z entuzjazmem Livia
No i tutaj rozumiem sens, ale źle zostało opisane. Bo z tych zdań wynika, że Natalia wysnuła wniosek, iż babcia słyszała właśnie o takich morderstwach, podczas gdy Livia wspomina tylko, że jakieś zabójstwa miały miejsce, co już było ewenementem w tamtych czasach, w tamtym świecie. Dlatego przydałoby się dodać jakąś nutę niepewności u Natalii. Może niech lepiej powie, że wypadałoby sprawdzić, czy i wtedy ofiary zabójstw były tak samo okaleczane, jak poprzednio.

obłożony stosem dokumentów, tak zajęty pisanie
"pisaniem"

że cała była spisana prze tę samą osobę.
"przez"

Najczęściej były tam wpisy typu: „Dzień minął spokojnie, nie wydarzyło się nic wartego uwagi”.
Że co proszę? W oficjalnych kronikach ktoś zapisuje taki tekst? Według mnie, jeśli nic się nie działo, to kronikarz pomijałby dany dzień lub też pisał o innych rzeczach, jak chociażby wydobycie danych złóż, czy ilość zapasów, jakie udało się dotąd zgromadzić na czas nadchodzącej wojny/zimy.

Rok 19721, 23 dzień miesiąca traw. Piąta ofiara
Kiepsko u Ciebie z liczeniem? 12 dnia zginęła kobieta, 14 mistrz kryształów, 17 znaleźli dwa ciała, 21 uczeń akademii. Łącznie 5 osób, zatem skoro 23 znaleziono kolejne ciało, to jest to "szósta" ofiara.

Rok 19721, 23 dzień miesiąca traw. Następna ofiara, ale mamy przełom.
Właśnie nie wiem, czy ten wpis, jak też poprzedni miały mieć tę samą datę? Skoro to kronika, to raczej dopisałby coś do już istniejącego wpisu. Jednak nie zmienia to postaci rzeczy, że jest to siódma ofiara.

Rok 19721, 14 dzień miesiąca żniw. Brak kolejnych zbrodni, rada podjęła decyzję o uznaniu Karla, ucznia Mistrza Dantona, winnym sześciu morderstw
"siedmiu"

- Niby masz rację, ale nie sądzisz, że to trochę dziwne, pięciokrotnie sprawca nie zostawia kompletnie żadnych śladów, a za szóstym razem
"sześciokrotnie" i "siódmym"

- Eh, moje dziecko, mieszkańcy żądali ofiary, rządcą pragnęli jakoś zakończyć tę całą sprawę i w tedy
"wtedy"

Rozmyślania o dzisiejszym dniu nie dawały jej spokoju i nie mogła zasnąć.
Co nie dawało jej spokoju? Jak już, to: "Rozmyślała o dzisiejszym dniu, o tych dziwnych morderstwach. To wszystko nie dawało jej spokoju, przez co nie mogła zasnąć."

Kamień był oprawiony w złoto i wisiał na długim, łańcuszku.
Niepotrzebny przecinek.

Na każdej ławce leżała przeźroczysta, kulka o średnicy
Niepotrzebny przecinek.

Garian przechadzał się chwilę zamyślony po Sali,
A nie przypadkiem z małej litery?


Dziadek, zanim umarł, opowiadał mi jak podczas wielkiej wojny, Cień Śmierci wyszedł na równiny Nezeritu, stanął pomiędzy obiema armiami, wyciągnął rękę i fala zniszczenia pochłonęła wszystkich wojowników. Przełamał bariery każdego maga i w jednej chwili byli martwi, ludzie, demony, każdy kto znalazł się byli zbyt blisko – powiedział spokojnie Garian
Niepotrzebny przecinek. No i to "byli" do usunięcia.

od tego wydarzenia miął bardzo szybko.
"minął"

Uczniowie wyszli na zewnątrz i patrzyli ze zdumieniem, po obu stronach drogi ziemia, aż po horyzont, ziemia usiana była tysiącami kości.
Za konstrukcja. "Uczniowie wyszli na zewnątrz i patrzyli ze zdumieniem, po obu stronach drogi ziemia, aż po horyzont usiana była tysiącami kości."

Ruszyli powoli przemierzając to ponure pustkowie, słońca nie było prawie wcale widać, całe niebo spowite było ciężkimi chmurami.
Moja propozycja: "Ruszyli powoli przemierzając to ponure pustkowie, całe niebo spowite było ciężkimi chmurami, słońca nie było prawie w ogóle widać."

- Pani, Mistrzowie coś odnaleźli – powiedział ciężko dysząc ze zmęczenie – chodźcie za mną
Żołnierz w taki sposób mówi do żony lorda? To już prędzej Ona wyda mu rozkaz "Prowadź!"

Mężczyzna trzymał w rękach, długi miecz, włosy opadały mu na ramiona, wszystko o
"wszystko to"

chodźmy stąd, musze jak najszybciej powiadomić resztę rady
"muszę"

Powoli opuściła grobowiec i stanęła naprzeciwko Azeartesa, ten bez ostrzeżenia uderzył fala ognia,
"falą"

Stwór otrząsnął się i głośno rykną
"ryknął"

Azeartes nie był podobny idiotą to już byście byli martwi
"podobnym"

proszę, jeżeli co wiesz to powiedz
"coś"

Nie lubił tej trasy, było ciemno jak w dupie, po
Po co nagle taki język? Jeszcze rozumiem, jakby to miały być przemyślenia lub słowa danego bohatera, ale nawet. Jeśli piszesz opowiadanie z "normalnym językiem", to się tego trzymaj, chyba że jakaś postać ma mieć "koloryt", poprzez inny sposób wysławiania się. Jednak tutaj jest to niepotrzebne.

Wystraszony rozejrzał się, w tym momencie na jezdnie wyszło jakieś zwierze
"zwierzę"

niego, przyśpieszył, światełka oddaliły.
"światełka oddaliły się."

Sprowadziłam, cie bo masz dar
"cię"

Po śniadaniu Natalia wyszła przed twierdze
"twierdzę", chyba że ma to być liczba mnoga ;)

oczom Natalii ukazała olbrzymi, okrągła sala.
"ukazała się olbrzymia, okrągła sala."

Natalia zaczęła zapadać w cos w rodzaju transu
"coś"

Nagle otoczyły ją czarne płomienie, nie czuła ciepła, tylko moc przepływającą prze jej ciało, upadła na kolana. W tym momencie podeszła do niej kobieta i podniosła ją.
- Przeszłaś ostateczny test, na mocy udzielonej mi władzy, włączam cie w szeregi Smoczych Kapłanów
"przez" i "cię"

Po powrocie do zamku, Natalia wróciła do swojej komnaty i zgłębiła się
"zagłębiła się" lub "zgłębiała arkana wiedzy"

były już prawie pusty
"puste"

- Zauważyłaś to? – spytała szeptem przyjaciółki
"przyjaciółkę"

To wszystko, co znalazłem. Oczywiście w wielu miejscach masz "an" zamiast słowa "na", ale to już Ci mówiłem. Wątku "porwania" tego drugiego "ziemianina" przez Królową Demonów nie będę oceniał bo na razie za mało jest rozwinięty. Na razie podchodzę do tego z pewną rezerwą, bo tym razem ktoś z darem nie stal się jednak pokarmem demonów, a narzędziem ich królowej.

Czekam na dalsze części drugiego rozdziału.
Deszczowy samotnik ŚP
Anioł Śmierci Podziemia