Dollanie, muszę Cię zmartwić - nie napisałeś niczego nowego, czego by już nie napisało tysiące innych osób w internetach.
Ale podoba mi się Twoje podejście.
A czy nie istnieje taka zależność, że fakt, dostęp do nielegalnej broni, zwłaszcza gdy za naszą wschodnia granicą toczy się wojna domowa, jest dość łatwy, ale nie ma strzelanin, czy napadów z bronią palną w ręku, tylko dlatego, że gangusy raczej średnio spodziewają się, że sklepikarz będzie miał gnata, więc dwa bejsbole im wystarczą? Że raczej gangusy dostosowują używaną broń do okoliczności, wiedząc, że ofiara nie ma broni palnej, bezpieczniej dla nich też jej nie używać, bo bron palna podnosi wagę czynu w chuj?
Nie jestem kryminologiem. Ale pamiętaj - przestępcy zawsze mają dostęp do broni, a praworządny obywatel już nie. Dlatego jeśli oni będą chcieli jej użyć, to to zrobią, a ofiara już nie. No chyba, że sama złamie prawo.
Ale taka hipotetyczna sytuacja, jesteś tym sklepikarzem, wbija Ci kilku gangusów z gnatami, to co będziesz się strzelał, czy grzecznie zapłacisz?
Po co mam strzelać? Po co mam zabijać ludzi, skoro oni najpierw nie chcą zabić mnie? Broń ma służyć do tego, że wpada Ci kilku wyrośniętych młokosów na sklep i na spokojnie mówią Ci o tym, że masz płacić. Wtedy Ty na spokojnie wyjmujesz pompkę spod lady i kulturalnie mówisz im, aby wyp... I tutaj broń służy jako środek doraźny - jest tu i teraz.
Czy broń odstraszy? Może tak, może nie. Jeśli te młokosy pójdą do szefa i zaczną się pogróżki "na odległość", to wtedy zgłaszasz sprawę do kryminalnych, bo w końcu za to im płacą. Ale w momencie, gdy pierwszy raz naszli Twój sklep, po odmowie nie miałeś demolowania ani nic w tym stylu.
I oczywiście pojedynczy przypadek absolutnie nic nie da. Ale jeśli wśród przestępców będzie ta świadomość, że w dajmy na to 75% potencjalnych miejsc do wymuszeń, mogą się natknąć na broń, to już będzie co innego.
Co masz namyśli przez jednostkę? I dlaczego do Poznania?
Podlegam pod WPA Poznań.
Jednostka to sztuka broni. Przy czym jeśli masz jakąś broń i chcesz do niej dokupić samą lufę w innym kalibrze, to ta lufa liczy się jako kolejna jednostka. Ale możesz też zrobić tak, że "sprzedajesz" rusznikarzowi broń z wymienną lufą, on z racji uprawnień scala to w papierach jako jedną jednostkę i "odsprzedaje" Ci jako jedną.
I to jest dobry moment do skierowania tematu na inne tory, bo nazwa to "Dostęp do broni", a nie "Powszechny dostęp do broni". Owszem - kwestie bezpieczeństwa są najbardziej emocjonujące i wywołują skrajne reakcje. Przecież my nawet nie posługujemy się "ognistym ramieniem", a "bronią", co już pokazuje nasze uwarunkowania kulturowe i mentalne.
Aleee... co z ludźmi, który broni używają do czegoś innego niż obrona?
Jest masa idiotycznych przepisów (jak chociażby to, co wspomniałem wyżej) i ogromny opór policji. Wysłałem do WPA bardzo szczegółową rozpiskę, dlaczego potrzebne mi dziesięć jednostek. Argumentacja odmowy była bardzo prosta: "bo nie". Dwóch znajomych (dla siebie są kuzynami, mają te same nazwiska) wysłało do WPA wnioski o takiej samej treści na pięć jednostek. Jeden dostał od ręki, drugi tylko na cztery. Powód jest prozaiczny - inne osoby zajmowały się tymi wnioskami. W takim razie mamy tu wyraźną samowolkę policji, która powinna postępować wedle prawa, a sami ustalają sobie jakieś górne limity. Ustawa nie reguluje ilości broni, jaką myśliwy może posiadać. Ale u mnie w jednym z pism powołali się na zapis, że policja ma dbać o to, aby w rękach obywateli znajdowała się tylko potrzebna ilość jednostek. W takim razie skoro napisałem im argumentację, że potrzebuję dziesięć, to dlaczego obniżyli mi do pięciu? Bo takie mieli widzimisię?
Jakbym z tym poszedł do sądu, to musiałbym dostać na dziesięć, bo WPA musiałoby działać zgodnie z prawem. Ale uwierzcie - to przerzucanie się pismami potrafi dobić. Tym bardziej, że ja miałem siedem dni na odpowiedź, a oni czternaście. I zawsze przysyłali pod koniec terminu.
Byłem w niedzielę na zawodach Benchrest 100 (strzelanie precyzyjne na sto metrów), udziału w nich nie brałem. Równolegle były przeprowadzane zawody na trapie (rzutki). W obu zawodach udział brali głównie strzelcy sportowi. I teraz tak - aby utrzymać pozwolenie na broń sportową posiadacz musi brać udział w zawodach. Nie może sobie rekreacyjnie postrzelać we własnych zakresie. Musi na piśmie wykazać, że broń sportowa jest mu potrzebna do startu w zawodach. Więcej czasu spędziłem przy osi, ale czasem zajrzałem na trapa i odniosłem wrażenie, że wyglądało to tak - przyjechali, postrzelali, pojechali. Wpis jest? Jest. Benchrest pomijam, bo to były pierwsze, "próbne" zawody.
Sporo jeżdżę na zawody (w innych celach niż start w nich), zazwyczaj biorą w nich udział ludzie, którzy dużo strzelają. Na początku lipca byłem na niewielkich zawodach dla... może nie tyle amatorów, co dla ludzi, którzy broń mają, ale nie strzelają za wiele. I ta impreza utwierdziła mnie w przekonaniu (bo już wcześniej miałem takie zdanie), że nie można nagle dać obywatelom broni, tylko musi być to poprzedzone długim okresem oswajania się z nią. I tu nie chodzi o to, że zawodnicy wariowali z nią. Po prostu ci mniej ostrzelani popełniali nieświadomie błędy w kwestiach bezpieczeństwa. Podkreślam - nieświadomie. Coś na zasadzie takiej, że masz broń, strzelasz, jesteś ostrożny i skupiony na tym, ale mimo wszystko i tak czasem zrobisz coś, co jest wątpliwe. Zawodnicy, którzy dużo strzelają nie popełniają takich błędów, bo mają już wyrobione zachowania.
Tu nasuwa się pytanie - jak obywatel ma się oswoić z bronią, skoro prawo i policja rzucają kłody pod nogi nawet w przypadku jednostek nie służących do obrony?