Zza krzaków raz po raz dobiegał krótki krzyk, to Murtag przesłuchiwał złapanego bandytę. Endaron koło ogniska przeklinał bogów i matki dopiero, co napotkanych zbójców, gdy Cadrin zajmował się jego raną przy pomocy jednego ze swoich zwojów leczniczych. Rodrikowi przypadła zaszczytna rola siedzenia na straży razem z wciąż roztrzęsionym Rickiem.
''Utrata towarzysza i prawdziwa walka to jak widać dla niego za dużo''- pomyślał gnom.
Po paru chwilach, podczas, których kotołak zdążył uzdrowić krasnoluda zza krzaków z triumfem na twarzy wyszedł Murtag.
-Na koń! - rozkazał – Jest tak jak myślałem. Zostawili za sobą tylną straż mając nadzieje, że nas zatrzyma lub spowolni, a sami udali się na zachód – odpowiedział na pytające miny towarzyszy.
-Co z nim? - zapytał Endaron wskazując na Ricka.
-Niech jedzie – odpowiedział zwiadowca po chwili zastanowienia – Bardziej nie zaszkodzi.
Po paru chwilach cała drużyna była już w siodłach i galopowała w kierunku wskazanym przez Adepta Mrocznego Ostrza. Zwalniali, co jakiś czas, aby Murtag mógł przyjrzeć się śladom, po czym z powrotem przyspieszali.
-Kawałek drogi stąd jest kotlinka! - krzyknął dowódca, wciąż będąc w galopie – Najpewniej tam będą! Objedziemy ją i rozejrzymy się z góry!
Zaraz przed dotarciem na miejsce kompania zsiadła z wierzchowców. Murtag obejrzał ślady, które potwierdziły jego przypuszczenia i dał rozkaz do wymarszu.
Ukryci w zaroślach poruszali się bardzo ostrożnie idąc wzdłuż urwiska prowadzącego w dół kotlinki, co chwilę zatrzymując się, by wypatrzeć swój cel. Endaron marudził coś o krzakach, komarach, bólu pleców od chodzenia przygarbionym i honorowej walce, Zwiadowca uciszał go i spoglądał w głąb doliny, Rodrik sprawdzał wyposażenie, Rick modlił się pod nosem, a Cadrin wydawał się interesować wyłącznie otaczającą go florą, lecz jego uszy nagle zadrgały.
-Znalazłem ich – szepnął kotołak – Siedzą ukryci między tamtymi drzewami, jest ich około piętnastu.
-Wychodzi na to, że większość zostawili w tyle – powiedział Murtag, po czym rozejrzał się – Tamto zbocze – wskazał – Idealnie nadaje się, aby po nim szybko zejść i powinno być ich stamtąd widać jak na dłoni. Ja tu zostanę i będę ich ostrzeliwał. Ty Rodrik przejdziesz na drugą stronę doliny, zejdziesz na dół, zakradniesz się do nich i spróbujesz im zaszkodzić w miarę możliwości. Jeżeli będą w zwartej grupie to siedzisz cicho, aż ja zacznę strzelać. Reszta uda się po konie i podejdziecie do nich od frontu, gdy zacznę strzelać zaszarżujecie. Zacznę strzelać za około pół godziny, ale postaram się mieć na uwadze waszą gotowość. Jakieś pytania?
***
Rodrik szedł ostrożnie przez bujną roślinność szukając wzrokiem, co wyższej trawy czy krzaków, aby nie zostać wykrytym przez bandytów na dole. Z racji jego wzrostu nie było to trudne, co nie zmieniało faktu, że gnom za bujną roślinnością nie przepadał, ba nie przepadał w ogóle za roślinnością. Klnąc i marudząc w myślach doszedł do krawędzi zbocza, które wskazał mu Murtag.
„Dobra, teraz tylko po cichu zejść” – pomyślał.
Wypatrując zdradliwych i podejrzanych liści i szyszek, które mogły sprowadzić go na sam dół z wielkim hukiem, zauważył coś jeszcze bardziej zdradliwego i podejrzanego. Małą, ledwie widoczną żyłkę rozciągniętą w poprzek zbocza, która była połączona z wiszącym na drzewie obiektem, który to z kolei miał zapewne spowodować wielki raban, gdy tylko jakiś nieszczęśnik się o linkę potknie.
„Cholera, chyba spodziewali się, że ktoś może tędy zejść”
Poszukiwacz obszedł pułapkę i zszedł na dół wciąż mając w pamięci szyszki i liście. Gdy już schował się za najbliższym drzewem i rozejrzał się z zaskoczeniem stwierdził, że nikt nie pilnuje przejścia, więc przekradł się bliżej obozu.
Zauważył dwóch bandytów oddalonych od reszty. Jeden szukał czegoś w zaroślach, a drugi siedział na przewróconym pniu w niewielkiej odległości od pierwszego i wpatrywał się w stronę obozu. Rodrik przygotował kusze i sztylet.
Podkradł się do siedzącego, poderżnął mu gardło i chwycił za kuszę i strzelił drugiemu z bandytów prosto w gardło, gdy ten odwrócił się zaalarmowany hałasem.
„Dwóch z głowy, jeszcze tylko trzynastu”
Gnom postanowił przejść na tył obozowiska i sprawdzić czy nie będzie miał okazji do ściągnięcia kogoś jeszcze. Natknął się na trzech ludzi idących między drzewa.
- No i gdzie to źródło? – spytał jeden z nich.
- Tu, niedaleko
- Musimy się spieszyć, chyba wciąż nas gonią
- Spokojnie. Bez wody daleko nie ujedziemy.
- O, jesteśmy. Było, o co marudzić?
- Na razie to tylko ty marudzisz. Nabieraj wody!
- Eh, muszę się wyszczać.
- To nie tutaj do jasnej cholery! To jest nasza woda pitna!
- Dobrze, już dobrze.
Gdy jeden z bandytów odszedł, Rodrik oczywiście wykorzystał okazję i zabił go wbijając mu sztylet w gardło. Z pozostałą dwójką poradził sobie równie łatwo, co z poprzednią.
Wiedząc, że zostało mało czasu gnom podkradł się pod sam obóz i ukrył się czekając na Murtaga.
Nie musiał długo czekać. Pierwszy bandyta padł od strzały po kilku minutach, Rodrik z przygotowaną kuszą strzelił w drugiego, a w między czasie Zwiadowca ustrzelił następnego. Po sekundzie lub dwóch dało się słyszeć tętent kopyt i dziki krzyk krasnoluda. Trzech jeźdźców wpadło niespodziewanie w resztę wrogów, którzy zbili się w grupę po ostrzale. Wywołało to kompletną panikę, większość zginęła przy pierwszym uderzeniu, ale kilku się rozpierzchło.
Jednego dorwał Rodrik, na którego natknął się uciekinier, drugiemu Endaron przepołowił czaszkę silnym uderzeniem topora z grzbietu wierzchowca, a trzeciego dosięgła strzała.
***
Murtag obejrzał ciała i zidentyfikował herszta bandytów.
- No panowie. Udało się. Należy się nam rundka w Tawernie.