Autor Wątek: Szczęśliwego Nowego Roku  (Przeczytany 2984 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Master of Gorzała

  • Wiadomości: 3100
  • Lewacki głos na Twoim forum
Szczęśliwego Nowego Roku
« dnia: Sierpień 19, 2013, 21:27:34 pm »
A jednak znalazłem. Nie wzorowałem się na Assassins Creed, jak niektórzy twierdzą.

Z morza, powitanie Nowego Roku w Stolicy wyglądają dosyć efektownie, na niebie można było zobaczyć różnobarwne fajerwerki, dzieła podejrzanej alchemii, oraz proste zaklęcia specjalnie na tą okazje tworzone przez mizernych magików którzy albo nie dostali się do zakonu Ognia z powodu swej głupoty, albo z powodu swego braku zdolności finansowych. O tak, te cholerne przypały żądały gór złota chociażby za zostanie Nowicjuszem w służbie najgłupszego. Nic dziwnego, ze przegrywają z nami, pomyślał Corkus i zaciągnął się bagiennym zielem, na tylko tyle mógł sobie pozwolić w tym momencie, mimo, że pijani marynarze z którym płynął do Stolicy dawali mu butelki Grogu i Rumu pod nos, on jednak grzecznie odmawiał wykręcając się ślubami. Niech się bawią póki mogą, bo będzie to ich ostatni Szczęśliwy Nowy Rok, po tym, co zdarzy się dzisiejszej nocy Beliar zatriumfuje nad swym głupszym bratem i tym samym Podziemie zatriumfuje. Statek lekko kołysał się na przybrzeżnych falach co skutkowało w kilku marynarzach wychylających się za burtę i pozbywający się zawartości żołądkowej w nieco inny sposób niż zwykle. Skrzywił się na ten widok i znowu się zaciągnął. Jego głowę wypełniły myśli o Tawernie w Podziemiu gdzie przodowe moczymordy chleją teraz Gorzałę wraz z Jej twórcą oraz wytwornej sali bankietowej w Siedzibie, gdzie Kaseven tańczyła zapewne z jakimś Panem Smoków. Grymas twarzy znowu przyozdobił Jego twarz.
- Taaak... Kaseven, nasza eks Wielka Mistrzyni, ma prawdziwy talent do władania magią - wyszeptał pod nosem i uśmiechnął się - i te ciało - dodał i rozglądnął się nerwowo, jakby ktoś miał o tym Jej donieśc i był na tym statku.
Zbliżali się do portu gdy przytoczył się do Niego kapitan łajby. Spojrzał na Niego pijackim wzrokiem i uśmiechnął się.
- Jak tam podróż? Mam nadzieje, ze nie jest pan zmęczony, panie, yy... Cały czas zapominam, ma pan te dziwne nazwisko... - marynarz podrapał się z frasunkiem po głowie co oznaczało u Niego wysoki stopień aktywności mózgowej, innymi słowy, myślał.
- Merhar - powiedział rozmówca - Corkus Merhar, a jeśli pan o podróż pyta, to będę rad gdy postawie moje stopy na stałym lądzie. Bez urazy kapitanie, ten statek to jeden z czystszych i ładniejszych jakie widziałem, ale - przerwał na chwile widząc następnego moczymordę który wychylił się za burtę - wolę jednak grunt pod nogami. Kapitan zarechotał i pociągnął z butelki. Musiał nie płukać ust od tygodni, pomyślał Corkus i obrócił twarz w stronę portu od którego dzieliło ich tylko ćwierć mili.
- Tak, moja stara "Królowa Bawełny" to całkiem niezły stateczek, wiedział pan, ze potrafi nawet mierzyć się nawet z okrętami wojennymi Królestwa? Solidna konstrukcja - kapitan poklepał barierkę ręką jak niekiedy okazuje się psu, że dobrze zrobił przynosząc patyk lub odgryzając nogę namolnemu delikwentowi. Nagle twarz marynarza przybrała poważny wygląd.
- Jest jeszcze jedna sprawa, nie, nie. Nie chodzi o opłaty - dodał wilk morski widząc, ze Corkus sięga po sakiewkę - bardziej martwi mnie to - powiedział i wyłożył na burtę zwiniątko wyglądające jak złożony w "kostkę" skórzany materiał który nie wyróżniał się niczym spośród tej, która można kupić na zwykłym targu w południe kiedy smród ryb w miastach portowych jest nie do zniesienia, a zapach niemytych niewolników powoli zabija twój zmysł powonienia z finezją młota kowalskiego w rekach laika. Corkus popatrzył najpierw na kamienną twarz kapitana i zdumiał się, jak ktoś może zachowywać tak pozory trzeźwości. Potem przeniósł wzrok na zwiniątko i przełknął ślinę. Jabłko Adama dało o sobie znać wżynając się w napuchnięte od morskiego powietrza gardło niczym pług w ziemie, Beliarowiec, bo nie ukrywajmy, Corkus nim był, zawsze miał problemy z morzem. Pewnie dlatego postanowił zostać skrytobójca na usługach boga śmierci, a nie życia, wszak w Podziemiu wody nie uświadczy, chyba, ze pitnej (choć i z Tą byłby problem bo Beliarowcy preferowali mocniejsze trunki argumentując tym, ze wodę pozostawiają zwierzętom i przypałom). Tak, zgadza się do cholery. Pomyślał Corkus, jestem cholernym zabójcą, a zwiniatko które przyniósł ze sobą kapitan to nic innego jak narzędzia jego pracy. Było źle, oczywiście nie az tak, żeby skończyć ze sobą zanim zrobi to wysłany przez Kasena Alchorius bądź inny Anioł Śmierci, ale tak, by zacząć zastanawiać się nad pewnymi drogami ucieczki. Oczywiście mógł po prostu wyrżnąć cały statek, ale nie byłoby to ani finezyjne, ani mądre. Raz, że rozwaliłby się o port razem z Tą przeklętą łajbą, a dwa, zę nawet jeśliby zdołał przeżyć, zrobiłby za duże zamieszanie i nawet pijani niczym biesiadnicy w dzień wesela Strażnicy Miejscy, wnet odzyskali by trzeźwość umysłów i narobiliby niepotrzebnego szumu, a to było w Jego pracy najgorszym, co może być. Skrytobójca otaksował pokład, zobaczył, ze dwóch marynarzy stało za nim z popularnymi "tulipanami" w owłosionych łapskach i dwóch następnych trzymało linę.
- Pierwszy błąd - zaczął Corkus - nie sprawdziliście mnie gdy wchodziłem na Ta zafajdaną łajbę, drugi, że jesteście pijani i trzeci, ze nie zabiliście mnie od razu z zaskoczenia i trzeci, najważniejszy... Myślicie, ze jak macie to zwiniątko, to jestem bezbronny? Wprost przeciwnie. Zginiecie tutaj, na waszej zawszonym statku. .
- Niedoceniasz krzepy marynarzy - wycedził kapitan - BRAĆ TEGO SKUNDLONEGO BELIAROWCA CHŁO... – nie dokończył ponieważ skrytobójca wbił mu jeden ze swych noży w gardło. Marynarz wydał z siebie chrapiący odgłos, a z Jego krtani wydobyło się parę krwawych bąbli. Ciało spadło na pokład.
- KAPITANIE - wrzasnął największy osiłek - Ty psie, zapłacisz za to! - z furią w oczach rzucił się na skrytobójcą próbując mu wbić "tulipan" w bliżej nieokreślone miejsce, może miałby jakieś szanse, gdyby ni to, że upojenie alkoholowe dało o sobie znać. Zabójca zrobił szybki unik, zagarnął zwiniątko i opierając się o burtę wyskoczył do wody. Normalnie Corkus wolał omijać każdy zbiornik wodny szerokim łukiem, ale teraz nie miał innego wyjścia. Walka z tymi kmiotami nie byłaby wyczerpującą, ale jeśli rzuciłaby się na Niego cała załoga mógłby ucierpieć, a wraz z Nim, cel misji na którą został wysłany. Od brzegu dzieliło go już tylko kilka minut intensywnego pływania, więc zanurzywszy się znów w czarną toń zniknął z oczu pijanym marynarzom którzy w amoku próbowali szukać jakichkolwiek harpunów by cisnąć je, zapewne nieskutecznie, w wodę. Po kilku chwilach Skrytobójca wydostał się z na brzeg dysząc ciężko. Wybrał odosobnioną dziką plaże gdzie akurat w tej chwili nikt nie zaglądał. Gdy sprawdził czy ma wszystko spojrzał na dopływający do brzegu statek.
- Pieprzyć przykrywkę, mamy Nowy Rok, większego niż teraz zamieszania być nie może - stwierdził i składając dłonie w co raz to różne znaki, syknął - Kai! - łajba która przed chwilą stała się miejscem morderstwa, teraz wybuchła malowniczo wyrzucając w gore kawałki ciał, desek i Beliar wie czego jeszcze - magiczny środek zapalający, byłoby lepiej panowie, gdybyście nie szmuglowali prochu w beczkach, zamiast śledzi - powiedział sam do siebie i uśmiechnął się - czas ruszać, bezczynność mi nie służy, zaczynam nawet gadać do siebie - dodał i wstał otrzepując się z piasku. Mimo, że mieliśmy sam początek nowego roku, styczeń w stolicy nie wyglądał jak ten, na północy, południowe wiatry były ciepłe, nie to co hulające w górach masy powietrza od których na samą myśl może zrobić się zimno, tak więc Zima w Królestwie była niczym lato na ziemiach Adanosa, bardzo łagodna i ciepła. Zabójca spojrzał w kierunku portu, zbieranina pijanych Strażników próbowała opanować motłoch, bezskutecznie, Corkus tylko wzruszył ramionami i idąc plażą podążył do miasta.
Gdy wszedł wreszcie na brukowane ulice niosąc pod pachą zwiniątko, zabawa nadal trwała w najlepsze, co chwile zaczepiał go jakiś pijaczek życząc mu "sześliwego nofego rok..." i prostytutki które nawet w ten jeden dzień nie zapomniały do czego zostały stworzone. Corkus skierował oczy na wielką wieżę mniej więcej na środku miasta. Milenijna Wieża Wiecznego Płomienia. Ktokolwiek wymyślał tą nazwę musiał mieć mało wyobraźni, albo być w tej chwili pijanym, natomiast architekt, tutaj skrytobójca miał ochotę chylić czoło, wykonał konstrukcje znakomicie. Oto ona, wysoka na ponad czterysta metrów górowała nad Stolicą królestwa niczym olbrzym opiekujący się miastem, mimo ciemności budynek był oświetlony pochodniami oraz paleniskami które znajdowały się na wielu balkonach tejże struktury. Ściany ozdabiały freski przedstawiające Ognistego Boga oraz święte płomienie które go otaczały. Rzeczywiście wyglądało to imponująco, ale każdy rozumny człowiek zadałby sobie pytanie, na jaką cholerę to tutaj stoi? Otóż Mag Cypek zdecydował o wybudowaniu Tej świątyni rok temu ku czci Innosa, miała ona być magicznym ogniskiem, swoistą baterią dla pozostałych wież rozsianych po całym Królestwie które tworzyły barierę, podobną do tej która znajdowała się niegdyś w Górniczej Dolinie, tyle, że działającą w trochę inny sposób. W każdym razie, nie zagłębiając się w techniczno-magiczne arkana tej sztuki, miała to być najsilniejsza tarcza magiczna w historii ludzkości, a napędzać Ją miała wola Mistrza Ognia, Kranzzo. Dlatego też, misja Corkusa była tak ważna dla kapituły Beliara, świadomość, że zajmujący najwyższe stołki w Podziemiu obgryzają paznokcie i trzęsą się z nerwów na myśl o pomyśle Cypka napełniła skrytobójcę dziwną satysfakcją, jednak oddalił od siebie tę myśl i ruszył dalej, skręcając w mało uczęszczaną uliczkę. Idąc ciemnymi zakamarkami Stolicy, Corkus przypomniał sobie pytanie Które zadał Kasenowi, gdy ten wysyłał go na misje, dlaczego akurat ten dzień? Wszędzie pełno mieszkańców i strażników, a zapewne sam Kranzzo będzie akurat w ten dzień balował na corocznym bankiecie z okazji powitania Nowego Roku. Odpowiedź nie satysfakcjonowała go, ale musiała wystarczyć:
- Cóż i tu jest właśnie haczyk – mówił Wielki Czarny Mistrz - by tarcza zadziałała, trzeba Ją aktywować, w noc która jest końcem i jednocześnie początkiem, czyli krótko mówiąc, dniem Nowego Roku, poza tym, Kranzzo musi być na szczycie sam by to się dokonało, a wszystkie górne pietra, gdzie znajdują się ogromne ilości magicznej rudy napędzajacy ta machinerię, puste. Reasumując, jedyne co może Ci przeszkodzić w dotarciu na szczyt to twój własny strach przed grą cieni którą oczywiście sam będziesz tworzył - dodał i uśmiechnął się - oczywiście, jeśli wcześniej przedrzesz się przez dolne piętra, ale jesteś przecież najlepszy, czyż nie?
- A co z ludźmi pod Wieżą?
- Plac wokół wieży będzie pusty, no, nie licząc Paladynów broniących wejścia do ostatniej kropli krwi, ulice wokół placu są zamknięte mniejszą "wersją" bariery, która ma powstać.
- Świetnie, jak mam się przedostać?
- Widzisz, są ludzie którzy są gotowi nawet na więcej niż zdradę Innosa, to powinno wystarczyć - Czarny Mistrz wręczył mu jeszcze mniejsze zwiniątko, niż te które teraz Corkus trzymał kurczowo pod pachą - poczekaj, nie rozpakowuj, jeśli to zrobisz wcześniej, nie zadziała.
- Ale co to jest? - spytał zabójca? Czarny Mistrz uśmiechnął się znowu.
- Zobaczysz, to niespodzianka!
"Niespodzianka, dobre sobie" pomyślał Corkus i zamacał małe zwiniatko które trzymał za pasem "Mam nadzieje, że to nie jest jakiś idiotyczny żart kapituły" stwierdził zabójca, jednak waga Jego misji szybko rozwiała wątpliwości który toczyły jego umysł. Przyspieszył kroku gdy z daleko spostrzegł dwóch Paladynów zagradzających przejście do następnej uliczki oraz barierę nałożona na ten teren, wyglądała niczym wielka bańka której brzegi chwiały się niczym alkoholik na wietrze, całe zaklęcie wyglądało na dosyć niestabilne. Skrytobójca rozejrzał się i zobaczył uchylone drzwi na podwórze, bez wahania wszedł tam i rozłożył swe zwiniątko trzymane pod pachą. Mimo, iż tyle razy patrzył na swe narzędzia zbrodni, zawsze gdy rozpakowywał je, zachwycał się dwoma długimi, zakrzywionymi i niezwykle pięknymi nożami które wyglądały niczym czarne jak smoła kły tygrysów, małą lecz celna i śmiercionośną kuszą z grawerowaną kolbą, małym nożykiem przypominającym skalpel jednak zamiast ratować, odbierał życie ponieważ był nasączony trucizną która zwaliła by z nóg nawet Rezydenta. Ponadto lina, cienka ale wytrzymała oraz parę zwojów które niestety nie były przydatne ponieważ jako jedyne nie mogły zostać zaklęte przeciw skutkom ubocznym wody, jako przedmioty magiczne. Corkus z rozżaleniem spojrzał na rozpadający się zwój Tchnienia Śmierci który zapewne przydałby mu się dzisiejszej nocy. Po umiejscowieniu kuszy na plecach, długich noży w pochwach na biodrach oraz "skalpela" w pochwie na udzie, zabójca pozbył się reszty rzeczy wyrzucając je na stojący nieopodal śmietnik. Podniósł z ziemi linę i rozejrzawszy się, wypatrzył dogodne miejsce na wspięcie się na dach - rura ściekowa, lekko niestabilna, ale wytrzymała. Z gracją kota, Corkus wspiął się i spojrzał na wieżę. Teraz dopiero mógł spokojnie podziwiać ten architektoniczny cud. Z nostalgicznych przemyśleń wyrwała skrytobójcę lekka bryza która owiała mu delikatnie twarz, delikatnie, tak jak robił to jego ukochana gdy wkradał się do Jej domu co noc. Wspomnienie Jej pięknych oczu i delikatnych dłoni wywołało burze emocji w umyśle zabójcy oraz bolesny skurcz żołądka który przypomniał mu, ze jest na misji. Szybko oczyszczając swój umysł ze zbędnych wspomnień, Corkus ruszył po lekko pochyłych dachach skacząc z gracją i cichym stukotem z jednej dachówki, na drugą, szybko zbliżając się do bariery rozglądał się za przeciwnikami, jednak żaden, wbrew jego oczekiwaniom, nie pojawił się na horyzoncie, czy nawet nie zdzielił go po łbie od tyłu. Gdy dotarł do "bańki", nie mogąc powstrzymać ciekawości, dotknął jej delikatnie, jego ciało przeszył ból który można było porównać ze stosem płomieni liżących bezczelnie każdy zakamarek ciała człowieka
- Jednak nadal brakuje im finezji - stwierdził pod nosem i zamacał zwiniatko które dał mu Kasen. Z drżeniem rąk rozwinął "prezent", cóż, spodziewał się czegoś bardziej finezyjnego, niż czerwony oszlifowany kamień z wygrawerowanym płomieniem. Bez zwyczajowego wahania "wepchnął" klejnot w barierę która utworzyła owalną dziurę, wystarczającą, by dorosły człowiek mógł spokojnie przejść przez nią. Corkus mruknął pod nosem cos o "braku finezji" i przeszedł nie zatrzymując się nawet na chwilę. Otaksował dachy spojrzeniem i gdy odwrócił się, by sprawdzić, czy nikt go nie śledzi, zobaczył, że przejście znika. Serce zabójcy zabiło żywiej jednak szybko opanował zdenerwowanie spowodowane brakiem wyjścia i obrócił się znowu gotowy do wędrówki po "górnych częściach miasta" gdy zobaczył postać stojącą na jednym z dachów. Była ubrana w ciemny strój z płomiennymi akcentami - ulubionym strojem zabójców płomienia, twarz również była okryta tego typu szatą, tak by można było zobaczyć tylko oczy. Bez wahania, skrytobójca Innosa ruszył do ataku, gracja z jaką poruszał się agresor lekko zdumiała Corkusa, jednak tylko na chwilę, ponieważ on sam też zaczął biec w stronę przeciwnika. Jeśliby porównać zręczność obojga, to zabójca Beliara wypadał niczym kot dachowiec przy pięknęj i zapewne zabójczej pumie. W biegu oboje wyciągnęli swe bronie, on tygrysie kły, natomiast Innowierca, dwa krótkie noże spiczasto zakończone. Gdy byli blisko siebie, wyskoczyli nad przepaścią która dzieliła ich dachy i zaatakowali jednocześnie parując ciosy przeciwnika. Mimo, ze kontakt trwał tyko chwilę, Corkus wyczuł woń perfum co było dosyć dziwne, zważając na dyskrecję zawodu który parał się jego oponnet.
- Kobieta? To wyjaśnia twą grację przy jednoczesnym braku siły włożonej w cios - powiedział zabójca Beliara, lecz w tym samym momencie poczuł lekkie ukłucie w boku, złapał się tam kurczowo by zobaczyć rozcięcie w materiale i lekka raną z której na szczęście nie sączyła się krew - zwracam honor - ciagnął dalej - jednak siła to nie wszystko, jednak ona często wszystko rozstrzyga.
Zadowolony z własnej "przemowy" której sklecił na poczekaniu, Corkus powoli zbliżał się do przeciwniczki która co chwile udawała zachwianie równowagi bądź też niezbyt dokładne manewry ostrzem w dłoni. Skrytobójca Beliara ze stoickim spokojem przyjął próby zachęcenia go do samobójczego ataku i przybrał postawę obronną co widocznie zirytowało oponnetkę która przystąpiła do ataku. On tylko na to czekał, zmarkował atak z lewej na bok zabójczyni gdy tymczasem prawym nożem lekko sparował ostrze przeciwniczki i skierował ostrze w okolice gardła. Zaledwie grubość małego palca dzieliła sztych od krtani gdy wyznawczyni Innosa odchyliła sie lekko. Na ten właśnie moment czekał Corkus, zamiast wycofać bezpiecznie ostrza ciał z góry, wzdłuż nosa prawym nożem, natomiast lewym zaatakował znowu bok, mając do wyboru obronę twarzy i żeber, skrytobójczyni wybrała to drugie parując dwoma nożykami jeden z "kłów", natomiast by uniknac ciosu prawej reki, odchyliła się zgrabnie do tyłu. Szybko łapiąc równowagę póki Corkus był niepewny jak zadziałać dalej, odbiła lewy nóż swoimi i wyciągając ręce do góry szybko zrobiła tzw. "gwiazdę do tyłu" kopiąc w twarz zabójcę Beliara który poczuł smak krwi na ustach. Ta walka nie szła po jego myśli, mimo ataków ktore zabiłyby zwykłego sługę Innosa, to on był ranny, a nie ona. Skrytobójczyni skończyła swe akrobacje zgrabnym saltem w tył i gdy podnosiła głowę, oczom Corkusa ukazał się widok iście niebiański. Okazało się, że podczas Jego ataku z góry, zdążył przeciąć szatą okrywającą twarz, przez co teraz nie trzymając się odkryła twarz przeciwniczki. Płomienno rude loki które odznaczały się barwą nawet teraz, piękna twarz, wykuta niczym przez najwspanialszych z rzeźbiarzy oraz mały nosek, lekko zadarty w górę by podkreślić, ze ta kobieta prędzej zginie, niż da się zniewolić mężczyźnie. Corkus skrzywił się na myśl, że musi zabić te piękność.
- Od ostatniego razu, kiedy tam byłem, Stowarzyszenie Zabójców Płomienia przyjęło całkiem zgrabne rekrutki - powiedział z uśmiechem na ustach, to widocznie zbiło z tropu przeciwniczkę.
- Skąd o nas wiesz? To jeden z największych sekretów Królestwa! – krzyknęła, a niesforne loczki opadły na jej twarz, bardzo przypominała jego ukochaną, gdy się denerwowała.
- Spokojnie, nerwy nie pomagają naszej pracy, prawda? Powiedzmy, że nie zawsze byłem "tym złym".
- Byłeś jednym z nas? Niemożliwe, wszyscy jesteśmy oddani Innosowi, dlaczego nas zdradziłeś? Widzę jak walczysz, czemu nie przyłączyć się znowu do nas? Nie jest jeszcze za późno, czy będzie Cię satysfakcjonować beznadziejne życie które będziesz wiódł przy swym panie?
- Niestety, nie mogę wrócić, do długa historia...
- Nie możesz, czy nie chcesz? - spytała i opuściła sztylety - nigdy nie jest za późno, wystarczy, ze wyrzekniesz się zła i znowu złożysz śluby Innosowi, to naprawdę proste.
- To nie jest takie proste, ja... - Corkus, chwilowo zająknał się - ja jestem związany z Beliarem, nie rozumiesz co oni mi zrobią gdy się dowiedzą, ze ich zdradziłem, śmierć w tym wypadku, byłaby ukojeniem...
- Nie bój się - powiedziała spokojnym tonem - nie ty pierwszy i nie ostatni odwrócisz się od Beliara, chodź ze mną, to naprawdę proste - wyciągnęła dłoń w geście, który zachęciłby każdego mężczyznę, oczywiście, gdyby chodziło o sprawy łóżkowe.
- Ja, ja, nie mogę, nie... - skrytobójca Beliara opadł na kolana i wypuścił z rąk noże które opadły mu na uda, ciągnął dalej łamiącym sie głosem - nie mogę, o Innosie, wybacz, że zbłądziłem...
Wyznawczyni Innosa podeszła do Niego, pochyliła się i położyła mu dłoń na ramię, mówiąc:
- Nie bój się, Magowie Ognia potrafią ukoić rany twej duszy, chodź ze mną - wzięła Jego rękę i podciągnęła do góry - jesteś ranny, ale mam nadzieje, że możesz wstać, jesteś strasznie ciężki. Weź proszę także swoje noże.
Otępiały, skrytobójca Beliara podniósł niezgrabnie swe "kły" i wstał podpierając się na Niej, przeszli parę kroków, po czym zatrzymał się i powiedział:
- Przepraszam...
- Za c...? - spytała, jednak nie dokończyła, ponieważ Corkus wbił Jej jeden z noży w bok.
- Przepraszam, że wykorzystałem twoja naiwność - odpowiedział Jej cicho - przepraszam, naprawdę żałuje, że odniosłem się do tak haniebnej techniki, ale, jesteś dla mnie zbyt groźna przeciwniczka, a ja nie mam czasu, poza tym - ciągnął nabierając powietrza w płuca - nie mógłbym zabić Cię patrząc Ci w oczy, za bardzo Ja przypominasz.
Ona w odpowiedzi objęła Jego szyję, wtedy ich spojrzenia spotkały się, Jej źrenice zdawały się pytać "dlaczego?", jednak nigdy nie miały się tego dowiedzieć. Po chwili zgasły niczym dwa płomienie świec zgaszone opuszkami palców. Corkus powoli wstał i wsadził do pochew swe noże. Popatrzył przez chwile na kobietę, która uśmiercił i skierował się do wieży na szczycie której znajdował się Jego cel.

***

Gdy dotarł do dachu który graniczył z placem na którym środku stała wieża, dostrzegł najpierw dziesięciu Paladynów, a potem wejście, które zasłaniali. Skrytobójca powoli zsunął się z dachu i rozejrzał się. Jak na tak ważną budowlę, było tu za mało strażników i żadnego Maga Ognia który mógłby pokrzyżować mu plany. Z jednej strony czuł ulgę, z drugiej, napięcie ponieważ cos tu nie grało w jego mniemaniu. Obszedł plac dookoła, tak, by zniknąć z oczu Paladynom którzy stali przy wejściu, o dziwo nikt nie pilnował tyłów. Coś tu wyraźnie było nie tak, wiec z wrodzoną ostrożnością, zabójca podszedł do wieży rozglądając się bacznie. Gdy dotarł do ściany budynku, spojrzał w górę i znalazł to, czego szukał, wysuniętego balkonu. Bez większego namysłu sklecił linkę i bełt w całość i wymierzył kuszą w poręcz. Trafił bezbłędnie przebijając magicznym bełtem marmurowa ozdobę która zaklinowała się teraz, dzięki zadziorom automatycznie otwierającym się po trzech sekundach. Skrytobójca napinając mięśnie zaczął wdrapywać się po śliskiej wieży, nadal czując niepokój. Gdy dotarł na balkon Jego twarz, porośnięta czarna szczeciną rozjaśniała pod wpływem palącego się ognia. Chcąc zniknąć z tak oczywistego i dobrze widocznego punktu na wieży, Corkus szybko wszedł do komnaty. Jego oczom ukazały się ściany pokryte magiczną ruda, pulsujące niczym krew w tętnicach. Gra cieni o której mówił mu Kasen teraz nabrała nowego znaczenia, za każdym krokiem wydawało się, że nie on sam jest w tej komnacie, ale także i dziesiątki, albo i może setki postaci poruszających się bezgłośnie po marmurowej posadzce. Poskramiając euforie która wezbrała w umyśle zabójcy, ruszył on na do łukowatego portalu który prowadził do okrągłego holu. Na środku zbudowane były schody które wiły się do gory niczym łaknący wąż szukający ofiary. Corkus począł się wspinać na samą górę by spotkać wreszcie na samym szczycie kres swej podróży. Podczas niekończącej się wędrówki na górę, głowę skrytobójcy wypełniały myśli o tym, jak zdradzał własnych współbraci - skrytobójców Płomienia, o tym, jak Jego ukochana szeptała mu te dwa magiczne słowa do ucha, a on z błogim uśmiechem całował Ją w usta za to, o tym, jak postanowił opuścić Królestwo oraz wiele innych przytłaczających wspomnień. W pewnym momencie poczuł się niezmiernie stary i zmęczony, usiadł na schodach i skrył głowę w kolanach niczym zapłakane dziecko, które wiedziało, ze zrobiło źle ale nie żałowało tego. Jego oczy zaszkliły się, rozmazując otoczenie które teraz wyglądało groteskowo. Corkus zacisnął mocno powieki by na powrót odzyskać ostrość wzroku, po czym wstał i żywszym krokiem zaczął mijać kolejne piętra, wolnym od wyrzutów sumienia i wątpliwości.

***

Gdy dotarł na szczyt, początkowo nie zauważył nikogo, jedynie stolice Królestwa która z góry wyglądała majestatycznie, smukłe kościoły Innosa, Klasztor Magów Ognia czy Garnizon Paladynów sprawiały wrażenie jakby były podkreślone przez malarza, na tym żywym, pięknym i jednocześnie okrutnym pejzażu przedstawiającym sens życia. Dopiero, gdy zza jednego z filarów wyszła postać, Corkus skupił się na swej misji. Widząc, że Mag nie zauważył go, zaczął poruszać się najciszej jak mógł, jedynie bicie jego serca stanowiło słyszalny odgłos w tej niezwykle nienaturalnej ciszy. Postać zatrzymała się by popatrzeć właśnie na wypuszczane w górę zaklęcia oraz fajerwerki witające Nowy Rok. Mężczyzna westchnął i obrócił się mówiąc:
- Nie musisz się skradać skrytobójco, wyczuwam każdą żywą istotę w tej barierze, tego z pewnością nie powiedzieli Ci twoi przełożeni? To oczywiste, nikt o tym nie wie oprócz mnie i Cypka - powiedział i ciągnął dalej - więc przybyłeś daleką drogę, by mnie zabić, uśmierciłeś po drodze rybaków którzy wtrącili nos nie w swoje sprawy, oraz jedną z najlepszych skrytobójczyni płomienia, choć musze przyznać, że zrobiłeś to w haniebny sposób, ale czegoż można się spodziewać od sługi Beliara?
Zabójca stał jak otumaniony, gdy dotarły do Niego słowa maga, więc wszystkie Jego wysiłki poszły na marne, był obserwowany od początku, całe to skradanie się było farsą, było tylko jedno ale, jedno pytanie które musiał zadać:
- Więc czemu jeszcze żyje? Czemu nie leżę teraz na bruku poszatkowany przez Paladynów?
- Odpowiedź jest prosta, bo pozwoliłem Ci żyć - stwierdził Kranzzo - uprzedzając twoje następne słowa, żyjesz bo jesteś mi potrzebny, widzisz ta bariera nie powstanie tylko dzięki magicznej rudzie, co to, to nie, jak mawiają Czarni Magowie "Każda potęga, wymaga poświęcenia" - dokończył wojownik - nie przedłużając, ty jesteś tym "poświęceniem", swoistą ofiarą na rzecz Innosa, mimo, ze nasz bóg nie lubi ofiar z ludzi, to jednak myślę, ze zadowoli go martwy skrytobójca Beliara u progu nowej ery, ery pokoju, dobra i sprawiedliwości. - dodał z triumfem i sięgnął po miecz - A teraz, szczeźniesz, jak niedługo wszyscy wyznawcy boga śmierci, opór jest bezcelowy, jesteś tylko marnym zabójcą który potrafi zabijać tylko z cienia, niczym więcej.
Po tych słowach Mistrz Ognia miarowym, szybkim krokiem podszedł do sparaliżowanego Corkusa, gdy już miał go zdekapitować, zabójca w ostatniej chwili odzyskał panowanie nad swym ciałem i przeturlał się za jedną z kolumn i zaczął biec. Dysząc szybko, ściągnął z pleców kuszę i nałożył na nią bełt. Wychylił się by oddać strzał, jednak nie zauważył celu. Po plecach przeszedł mu dreszcz, a gdy usłyszał za sobą odgłos ciężkich, podkutych butów zbroi Paladyna oblał go na plecach zimny pot. Szybko obrócił się i wystrzelił. Bełt odbił się od stalowego napierśnika, a magiczny miecz znowu rozpoczął swą wędrówkę do szyji zabójcy który musiał uchylić się przed ciosem. Ostrzem trafiło w kolumnę z której odprysnęły kawałki marmuru raniąc twarz Corkusa i uderzając o zbroję Mistrza Ognia.
- Opór jest bezsensowny, musiałeś się wiele namęczyć, by pokonać skrytobójczynię w równej walce, a porywasz się na drugiego w tym królestwie wojownika Innosa, głupota! - krzyknął Kranzzo i uderzył pięścią w kolumnę która spadłaby na skrytobójcę, gdyby w ostatniej chwili nie odturlał się z miejsca. Gdy marmur rozbił się o posadzkę, Corkus wstał i w biegu zaczął szukać osłony w postaci kolumn szybko nakładając bełt na kuszę. Gdy odwrócił się by wystrzelić trafiło go jasne światło które obaliło go na ziemię. Trzymając dalej kuszę, próbował wstać, bezskutecznie. Paladyn podszedł do niego i kopnął go w klatkę piersiową, skrytobójca poczuł chrupnięcie łamanych żeber, zapewne trzech. Następny kopniak był wymierzony w brzuch. Corkus zwinął się w kłębek by przyjąć ostateczne kopnięcie na plecy które o mały włos nie połamało mu kręgosłupa. Z triumfalnym uśmiechem na twarzy Kranzzo podniósł miecz by zadać ostateczny cios.
- Mówiłem, ze opór jest bezsensowny, zginiesz, śmieciu - powiedział
- Ale nie za twojego życia, przypale - wykrztusił zabójca i szybkim ruchem wystrzelił kuszę trafiając w złączenie zbroji w kolanie. Usłyszał tylko miarowy śmiech Mistrza Ognia oraz lekko opuszczany miecz.
(raz)
- Myślisz, że to coś da? - spytał z grymasem na twarzy, maskując ból
(dwa)
Paladyn znów podniósł miecz.
(TRZY!)
W tej samej chwili, kolano wojownika dosłownie eskplodowało od wysuwających się zadziorów co dało chwile, by skrytobójca wstał z ziemi. Trzymając się za udo, wyciągnął z małej pochwy "skalpel" i spoglądając z góry na klęczącego Kranzza, powiedział:
- Vae Victis - po czym wbił mu nożyk w gardło. Jego ręce zalała ciepła posoka tryskajacą z przebitej tętnicy, trzymając się kurczowo za bok, Corkus padł wraz z ciałem Mistrza Ognia na posadzkę.
- No i tyle, misja wykonana... - powiedział, a Jego oczy zaszły mgłą, obrócił się jeszcze na plecy by spojrzeć w rozświetlone przez kończące się juz fajerwerki Innosowców, świętujących, w ich mniemaniu, nową, szczęśliwą erę pod władzą Innosa.
Front Zniewolenia Elfiego Ścierwa
Podziemie - Demo Paladyn
Sent ver 0.73 official beta