Autor Wątek: "Inicjacja nowicjusza"  (Przeczytany 2879 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

xeroloth

  • Wiadomości: 1297
  • Mistrz
"Inicjacja nowicjusza"
« dnia: Wrzesień 12, 2013, 17:19:15 pm »
Krótkie opowiadanko, które wygrało kiedyś jakiś podziemny konkurs. Miłego czytania.

Była piękna noc. Tylko szmery leśnych ostępów zagłuszały panującą ciszę. Księżyc miejscami ukazywał swe oblicze oświetlając gąszcze swym blaskiem. Zdawać by się mogło, że tego spokoju nic nie może zburzyć. Na skraju lasu stała mała chatynka, w której mieszkał znany wszystkim Mag Rezydent – Umbold. Był to poczciwy starzec, który w zamierzchłych czasach służył w Klasztorze Magów Ognia, daleko na śnieżnym Nordmarze. Dziś, gdy zrzekł się swych przywilejów Maga Ognia, aby doczekać w spokoju swoich dni, służył jedynie radą dla młodszych magów, oraz pomagał mieszkańcom Tyrusu – małej miejscowości gdzieś w Krainach Centralnych. Wielu mówiło, że jest dziwakiem, inni oceniali go jako niezastąpionego nauczyciela. Mieli wiele racji, gdyż Umbold z racji podeszłego wieku i przeogromnej wiedzy niejako zachowywał się czasami irracjonalnie, lecz gdy tylko nagliła potrzeba pilnej pomocy, gdy ktoś zatruł się jadem węży, bądź został zaatakowany przez tajemnicze rośliny – mag zawsze zachowywał czystość umysłu i nie było lepszego źródła pomocy od niego. Dzisiejszej nocy jednak Rezydent nie siedział sam w swym fotelu i nie palił fajki nabitej miodowym zielem, jak to miał w zwyczaju robić wieczorami. Przed domostwem płonęło ognisko. Piękne, to czerwone to pomarańczowe iskry buchały wesoło w powietrze. Przechodzień mógł zauważyć rysy czterech postaci, których cienie odbijały się na ścianie chaty. Przy ognisku siedział dorosły mężczyzna krępej budowy, obok niego młodzian o włosach czarnych jak heban oraz dwóch starców, z których to wyróżniał się Umbold odziany w długą szatę z fajką w ustach.
- No i tak to się wszystko zakończyło – powiedział mag, przy czym mocno westchnął.
- Rany, i nie bał się pan? – odrzekł chłopiec w stronę czarodzieja
- To był tylko ranny cieniostwór, nie był dla mnie zbyt groźny – roześmiał się Umbold
- Mędrcze, a znasz może opowieść o pradawnej świątyni Beliara, która nie wiedzieć czemu zniknęła z naszego świata jakieś trzysta lat temu? – powiedział jakby niespodziewanie najstarszy z obecnych przy ognisku człowiek
- No ba, za młodu studiowałem nawet pisma na ten temat. Jest to jednak długa historia, sięgająca czasów, gdy ludzie toczyli jeszcze wojny z siłami ciemności...
- Prosimy, opowiedz nam o tym – odrzekł mężczyzna krępej budowy, który jak się okazało był miejskim kowalem.
- Ech, więc jeśli chcecie...

Moja przygoda rozpoczęła się dość niewinnie. Zawsze ciekawiły mnie starożytne budowle, toteż nieraz spędzałem tygodnie w klasztornej bibliotece czytając różne opisy świątyń czy twierdz. Pewnego dnia trafiłem na zamkniętą księgę, do której klucz posiadał mag nadzorujący bibliotekę. Gdy zaciekawiony znaleziskiem zapytałem go, czy nie otworzy księgi bym mógł przestudiować jej zawartość, usłyszałem, że znajduje się w niej opis Świątyni Boga Zła, która przepadła jak kamień w wodę. Ów mag powiedział mi również, że dostępu do księgi może udzielić mi tylko mój nauczyciel sztuk magicznych, którym był mag Onyx. Ponieważ byłem najlepszym z jego adeptów zgodził się po moich długich namowach. Gdy otrzymałem klucz i otworzyłem księgę, ogarnęło mnie dziwne uczucie lęku. Mimo to zacząłem czytać skrawki pergaminów, jakie znajdowały się w środku.
„ Widzę ją przed sobą. Wygląda tak strasznie, jak opisywał Impos. Mam tylko nadzieję, że to nie są ostatnie słowa, które piszę. Trok „
„ Przede mną świątynia. Dało się zauważyć tylko czarny marmur, z którego ją zbudowano oraz fakt, że była osadzona na kolumnach. „
„ Ze środka wydobywa się jakieś światło, słychać też ryki. Zbyt daleko dotarliśmy, aby teraz zawrócić. Choćbyśmy mieli przypłacić życiem to sprawdzimy, co jest w środku... „
W tym momencie przerwałem czytanie, gdyż ze zwitku kartek znajdującego się w drewnianej oprawie księgi wysunęła się jakby mapa. Bez zastanowienia schowałem płótno za pazuchą, aby dokładnie obejrzeć ją w nocy w swojej komnacie. Kątem oka bowiem dostrzegłem maga, który pilnie przyglądał mi się zza swojego biurka w rogu biblioteki. Zamknąłem księgę, przekręciłem klucz i grzecznie podziękowałem bibliotekarzowi za możliwość wyczytania tak ciekawych informacji. Nie mogłem doczekać się zmierzchu. Byłem niezwykle podniecony faktem, iż mogę znaleźć drogę na mapie do zapomnianej świątyni Beliara. Nadeszła wreszcie upragniona noc. Bojąc się, że któryś ze współtowarzyszy doniesie na mnie Onyxowi, nie zapaliłem nawet świeczki, tylko przyglądałem się mej zdobyczy przy świetle księżyca. W rzeczy samej, była to droga do ostatniego znanego miejsca, w którym można było odnaleźć świątynię. Nie wiedzieć czemu, coś kazało mi zrobić kopię mapy, co też uczyniłem. Następnego dnia udałem się znów do biblioteki z pytaniem, czy nie mogę jeszcze raz zerknąć na tajemniczą księgę. Ku mojemu zaskoczeniu nadzorca biblioteki zgodził się bez zbędnych oporów jakie miał w zwyczaju stroić za każdym razem, gdy o coś prosiłem. Otworzyłem księgę i podłożyłem do niej oryginał mapy, po czym szybko oddałem zabytek magowi. Od tego czasu minęły dwa miesiące... Jak to było w zwyczaju, każdy adept przed ukończeniem nauki dostawał przepustkę, aby móc spotkać się z najbliższymi w rodzinnym domu. Nie inaczej było ze mną, a jako, że byłem najlepszym uczniem, Onyx osobiście teleportował mnie do rodzimej wioski, zastrzegł jednak, abym nie zabawiał tam zbyt długo i wracał jak najprędzej, bowiem całą drogę powrotną musiałem przebyć na piechotę. Po czterech dniach spędzonych z rodzicami i dziadkami nadszedł czas powrotu. Szedłem nieustannie całe dnie, jedynie w nocy odpoczywałem w przypadkowo napotkanych domostwach, które chętnie udzielały schronienia przyszłemu magowi. Gdy pewnej nocy nie mogąc spać szukałem czegoś, co może mnie zająć do rana, natknąłem się w kieszeni na mapę, którą to przed dwoma miesiącami sporządziłem. Po chwili oglądania stwierdziłem, że miejsce zaznaczone na płótnie znajduje się jakieś czterdzieści kilometrów stąd, pośrodku pradawnego lasu, który wyróżniała jedynie posępnie wyglądająca góra rozmieszczona jakby w samym jego środku. Postanowiłem, że udam się w to miejsce, być może dam radę zdobyć cenne pisma, na widok których nasz klasztorny bibliotekarz będzie się do mnie łasił jak pies. Na myśl o tym widoku wybuchnąłem śmiechem, który mało nie pobudził domowników. Nazajutrz udałem się w miejsce, które wskazywała mapa. Szedłem to przez piękne doliny, to przez chaszcze, które swymi kolcami ze wszystkich sił próbowały mnie zatrzymać. W końcu, po ciężkim, niezwykle wyczerpującym marszu dotarłem do granic świętego lasu. Okolica wyglądała tak, jak gdyby od wielu dziesięcioleci nikt tu nie zaglądał. W oczy rzucił mi się pomnik jakiegoś paladyna walczącego z demonem, który pokryty całkowicie mchem był niemal niewidoczny w tym zielonym krajobrazie. Ruszyłem przed siebie, zapuszczając się coraz głębiej w bór. Nagle krajobraz zaczął się diametralnie zmieniać. Z lasu, w którym przez gęste korony drzew panowała niemal całkowita ciemność, wychodziłem powoli na kamienne szlaki, które nieraz przez zawalone rumowiska skalne były nie do przejścia. Musiałem je więc obchodzić naokoło. Dotarłem do góry, która znajdowała się w środku tego leśnego uroczyska. Ku mojemu zaskoczeniu nie była to zwykła góra, jakich wiele na mroźnej północy, lecz bardziej przypominająca ogniste góry, o których wiedziałem tylko tyle, że zwą się wulkanami i z ich wnętrza wydobywa się płynny ogień. W oczy rzucił mi się wąwóz, który prowadził w głąb tego skalnego piekła. Postanowiłem udać się tam w nadziei, że znajdę jakieś budowle, które mogłyby przypominać legendarną świątynię. Po drodze znalazłem jeszcze kilka pomników takich, jak ten znajdujący się przed lasem. W pobliżu jednego z nich znajdowała się mała kapliczka z posągiem w środku i tablicą, której nijak nie potrafiłem odczytać. W końcu, po wyczerpującej wędrówce, zauważyłem, że w oddali zamazuje mi się krajobraz, wszystko staje się białe. Od razu przypomniałem sobie teksty z księgi mówiące o mgle spowijającej świątynię. Byłem niezwykle podekscytowany i nieco zaniepokojony. Wolno posuwałem się naprzód. Wtem, moim oczom ukazał się zarys budowli. Gdy spojrzałem w górę zobaczyłem, że przede mną znajduje się wierzchołek góry, w której zbudowana jest świątynia Beliara. Im bliżej podchodziłem, tym wyraźniej można było dostrzec kolumnadę, o której czytałem wcześniej. Rozejrzałem się dookoła. Zorientowałem się, że budowla wyryta jest w skale. Po bokach znajdowały się mniejsze kaplice, które jednak były zapieczętowane. Nie chciałem ich ruszać, gdyż obawiałem się klątw, lub potworów, które z nich mogły wypełznąć. Cały ten monumentalny kompleks miał w sobie pewne piękno, Gdzie nie skierować wzroku, tam kolumny, posągi i inne ozdoby. Wszystko to wykonane z lśniącego w świetle słonecznym czarnego marmuru, jedynie posągi były wykonane z innego materiału, którego jednak nie mogłem rozpoznać. Postanowiłem, że udam się do wnętrza tej katedry zła. Na swej magicznej drodze poznałem już kilka podstawowych zaklęć, takich jak leczenie, czy światło, toteż rzuciłem to drugie w tym momencie. Mała kulka czystej energii magicznej pięknie rozświetlała obszar znajdujący się przede mną. Po bokach świątyni można było dostrzec wejścia do komnat, zapewne to w nich składano ofiary. Cały czas obserwując wszystko dookoła, nagle na wprost siebie dostrzegłem nikłe światło, jakby pochodzące od znicza. Przeraziłem się, że w tak opustoszałym miejscu widzę coś takiego, lecz coś pchało mnie naprzód, jakby odcinając drogę powrotu. Przed sobą ujrzałem ogromny ołtarz ofiarny, na którym stała świeca. Podszedłem bliżej. Za ołtarzem stał kufer z wyrytym napisem: „Tylko wybraniec będzie potrafił dostać się do środka”. Od razu pomyślałem, że tym wybrańcem mogę być ja i zacząłem szukać sposobu, jak dostać się do zawartości skrzyni. Nagle, jak grom z jasnego nieba przemówił do mnie głos: „Aha, więc jednak przyszedłeś. Ciekawość wzięła górę, prawda?” Zerwałem się na równe nogi w trwodze rozglądając się we wszystkich kierunkach. W głosie tym było jednak coś niezwykłego, spokojnego. Czułem w głębi, że znam ten głos. Nagle z cienia wyłonił się Arcymag Hundis wraz z asystującym mu Onyxem. Nie mogłem dać wiary, że to dzieje się naprawdę, zastanawiałem się co oni tu robią. Miałem mętlik w głowie. Dopiero po chwili Arcymag Zakonu Magów zaczął mówić. Wyjaśnił, że ta świątynia, opuszczone miejsce kultu Beliara stanowi teren ściśle utajniony przed świtem, a szansę odwiedzenia go dostają tylko nieliczni, którzy wykazali się mądrością na tyle dużą, aby zostać przyjętym do kręgu magów. Mistrz opowiadał także o historii świątyni i o tym, kiedy została odkryta. Nagle podszedł do mnie, położył mi rękę na głowie. Kazał mi zamknąć oczy, a sam pogrążył się w zadumie. Widziałem obrazy. Straszne bestie oraz mężnych paladynów. Bitwę, która zdawała się nie mieć końca. W końcu uświadomiłem sobie, że posągi, które mijałem po drodze wcale nimi nie były. Udało mi się rozpoznać jednego z paladynów, który w walce z jakimś demonem został trafiony nieznanym mi zaklęciem i zamienił się w kamień. Zdałem sobie sprawę, że budowla, w której właśnie jesteśmy była ostatnim bastionem wojsk Beliara przed tym, aż raz na zawsze zostali wypędzeni z tego świata. Miałem dość wizji, zdjąłem dłoń Arcymaga z mej głowy. Pytałem go, jaki to miało cel. Usłyszałem jedynie w odpowiedzi, że ukazał mi to, co potrzebne do otwarcia skrzyni znalezionej przeze mnie. Zacząłem się zastanawiać. W końcu przypomniałem sobie kaplicę, na którą natrafiłem po drodze i tablicę, której nie potrafiłem przetłumaczyć. Dopiero teraz przypomniałem sobie napis na samej górze, który cały czas wykrzykiwał jeden z czarnych magów widzianych w wizji. Nagle krzyknąłem: „Getres Hutirio!”. Po tych słowach skrzynia zabłysnęła niebieskim światłem, a jej wieko osunęło się na ziemię. Podszedłem bliżej. W środku znajdowały się dwa zwoje. Wziąłem pierwszy. Był to piękny kawałek płótna, na którym znajdował się rysunek całego kompleksu oraz moje imię. Drugim zwojem okazała się być przysięga, którą każdy mag przed wstąpieniem na ścieżkę dobra musiał złożyć. Zostałem zapytany, czy chcę złożyć śluby i tak oto stałem się magiem. Po dziś dzień mam ten stary kawałek płótna, na którym widnieje rysunek tejże pięknej świątyni, lecz nigdy go nikomu nie pokazywałem, nikt nie wie, gdzie jest on przechowywany. Razem z nim trzymam również moją prowizoryczną mapę, która ukazała mi drogę do kręgu magów ognia...


- To chyba wszystko, co mogę wam przekazać, moi drodzy. Resztę chciałbym zachować dla siebie
- Naprawdę, niesamowita opowieść – odparł kowal – musisz nam jeszcze kiedyś poopowiadać o tej świątyni, bardzo mnie zaciekawiłeś...
- Hehe, być może to uczynię, lecz już nie dziś. Późna pora nastała, trzeba wypocząć. Zgaście proszę ogień i idźcie się położyć – powiedział Umbold, po czym zniknął we wnętrzu swej chaty...

Najlepszy Gladiator ŚP * Mistrz Gladiatorów ŚP
Kronikarz Podziemia * Kowal Podziemia