Autor Wątek: Uczeń Mistrza  (Przeczytany 2703 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Master of Gorzała

  • Wiadomości: 3100
  • Lewacki głos na Twoim forum
Uczeń Mistrza
« dnia: Sierpień 19, 2013, 21:09:57 pm »
Wrzucam opo ze starego forum.


W upalny dzień, nawet Bezimiennemu Bohaterowi nie chciało się ratować świata. Był gdzieś pomiędzy powrotem z Górniczej Doliny, a wyruszeniem do świątyni zła, kiedy stwierdził, że musi odpocząć choćby jeden dzień. Pech chciał, że Hanna po jego ostatnim wybryku nie chciała z nim rozmawiać, a spanie wśród śmierdzących najemników nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, to też nie mając zbyt wielkiego wyboru, przeszedł próg Martwej Harpii. Dużo nie zmieniło się od jego ostatniej wizyty tutaj. Farmerzy nadal pili w kącie, Rukhar leczył kaca po konkursie, a Orlan zastanawiał się znowu, czy zawiąże koniec z końcem. Gdyby nie fakt członkostwa w Wodnym Kręgu i wykorzystywanie gospody, jako pseudo kwatery głównej, już dawno zamknąłby to i skoczył z najbliższego klifu. Bohatera zawsze zastanawiało, jak taka tajna organizacja mogła spotykać się w takim miejscu. I do tego wszyscy byli w zbrojach od Magów Wody, paradując przed farmerami. Doprawdy, żaden się nie dziwił? Podobno Rukhar kiedyś chciał o tym donieś Paladynom, ale uznali, że delirium tremens go dopadło.
 - Witaj – powiedział właściciel przybytku, wyrywając bohatera z zadumy – jak podróż?
 - Smoki nie żyją – odpowiedział przeciągając się – słuchaj, daj mi pokój na jedną, góra dwie nocki. Jestem padnięty.
 - Oczywiście, bracie pierścienia – rzekł Orlan kładąc klucz na ladę. Ilekroć Bezimienny słyszał te słowa, zawsze wydawały się dziwaczne, w stosunku do całej rozmowy z gospodarzem.
 - Dzięki. Padam z nóg, muszę tylko ściągnąć tę cholerną zbroje z siebie. Te smocze łuski faktycznie są twarde, ale po kilku dniach zaczynają strasznie śmierdzieć – powiedział i udał się do pokoju. Ściągnął miecz z pleców i postawił go w kącie, kusze położył zaraz obok, natomiast zbroja walała się po całej podłodze. Bohater ściągnął tylko z siebie koszule i rzucił się na zapluskwione łóżko. Sam nie wiedział, które z łóżek w jakich spał było najgorsze, ale to było na pewno w ścisłej czołówce. Nigdy nie zaglądał do drugiego pokoju, ale dałby sobie dłoń uciąć, że Orlan specjalnie daje mu ten gorszy pokój. Niby za darmo dla brata pierścienia, ale po kosztach. Ale darowanej owcy w zęby się nie zagląda, pomyślał i przymknął oczy, odpływając we śnie.

***

   Wieczorem, Tawerna Pod Kuternogą zawsze wrzała. Mimo, że można było dostać za darmo piwo na placu wisielczym, ludzie i tak pili tutaj. Czy to z powodu atmosfery, czy może dlatego, że w porcie nie było strażników miejskich, nie wiadomo. Faktem było to, że Kardifowi nigdy nie brakło klientów. W pewnym momencie wytoczył się ze speluny jeden z obywateli. Chwiejnym krokiem podszedł do krawędzi portu i bezceremonialnie wyciągnął przyrodzenie w celu oddania moczu. Z błogim uśmiechem na twarzy stał tak chwile, gdy za nim rozległ się wielki huk. To niestety było za wiele dla moczymorda, który wpadł do wody klnąc na wszystkie bóstwa. Kiedy wreszcie wyczołgał się na brzeg, zobaczył wielkiego, umięśnionego i nagiego mężczyznę. Z niedowierzaniem, obywatel przetarł oczy i spojrzał drugi raz.
 - Ty golas! Ładnie tak straszyć ludzi?! Zaraz Ci gębę zmaluje! – krzyknął i rzucił się z pięściami na przybysza, który jednym ruchem ręki powalił pijaka.
 - Za małe – rzekł i wszedł do przybytku. Kiedy przestąpił próg, zaległa cisza. Wszyscy stali, gapiąc się na przybysza, który mierzył każdego wzrokiem. W pewnym momencie zatrzymał się na Moe, tutejszym odźwiernym.
 - Daj mi swoje ubrania – powiedział nagi mężczyzna.
 - Nie no, widzę, że muszę Ci spuścić łomot – odparł stały bywalec lokalu i wyciągnął lagę zza pasa.
 - Dziesięć sztuk złota na Moe! – ktoś krzyknął.
 - Dwadzieścia na golasa! – odkrzyknął ktoś, podczas gdy obywatel szarżował na przybysza. Ten, jak gdyby to była najprostsza rzecz na świecie, złapał spadającą na niego broń i połamał w żelaznym uścisku. Następnie złapał odźwiernego za kołnierz i uderzył kilka razy w twarz. Moe osunął się na deski.
 - Daj mi swoje ubrania – powtórzył tym samym tonem zwycięzca jednak nie musiał, przegrany właśnie odpinał pasek.

***

   Bezimiennego bohatera obudził śpiew ptaków i zapach smażonego udźca ze ścierwojada. Otworzył oczy i ospałym wzorkiem otaksował pomieszczenie. Wyglądało gorzej niż wczoraj, albo to tylko złudzenie. Leniwie zwlókł się z łóżka i zszedł na dół, w poszukiwaniu czegoś, co zaspokoi jego buntujący się żołądek.
 - Daj mi tu szynkę, ser i kawałek chleba – powiedział do gospodarza i rzucił na ladę kilkadziesiąt sztuk złota – i piwo. Chłodne.
Orlan skinął tylko i zaczął przygotowywać rzeczy, natomiast bohater usiadł ciężko przy stole, przecierając twarz. Po chwili talerz z zamówionym jedzeniem wylądował przed nim, a zaraz obok Mroczny Paladyn. Nie namyślając się długo, bohater złapał za kufel i przychylił go wypijając połowę. Zmęczenie przeszło jak ręką odjął, a świat stał się piękniejszy. Słońce świeciło, ptaszki śpiewały i wreszcie miał porządne śniadanie. Nie namyślając się długo, zaczął pałaszować. Będąc w połowie, zauważył, że ktoś przed nim stoi. Podniósł oczy znad talerza, by zobaczyć wielkiego mężczyznę z bronią w ręku, który właśnie zamachiwał się na niego. Bezimienny nie namyślając się, odepchnął się nogami od stołu, sunąć na krześle po podłodze. Sekundę później stół leżał przepołowiony mieczem.
 - Co to do cholery ma być?! – wrzasnął Orlan – jakiś twój znajomek?
 - Nie znam go! – odkrzyknął bohater.
 - Jestem Terminator – powiedział przybysz.
 - Który z mistrzów przyjął takiego walniętego ucznia? – zapytał Bezimienny.
 - Jestem androidem, pochodzącym z przyszłości, mam cię zabić Rhobarze III – kontynuował przybysz.
 - To ty masz imię?! – krzyknął właściciel gospody.
 - Oczywiście, że tak, nazywam się… - powiedział bohater i nie dokończył ponieważ Terminator znów na niego naparł, zamachując się mieczem z góry. To było za wiele dla naszego łowcy smoków. Obrócił się na pięcie i ruszył biegiem do swojego pokoju.
 - Wyjaśnij mi jedną rzecz, eee… Androidzie – krzyknął do adwersarza – dlaczego chcesz mnie zabić? Przecież nie nazywam się Rhobar III!
 - W niedalekiej przyszłości – rzekł Terminator – zasiądziesz na tronie Myrtany i staniesz się tyranem. Moją misją jest niedopuszczenie do tego.
 - Dobra, teraz już wiem – powiedział Bezimienny – koleś jest świrem!
W pokoju złapał szybko za swój dwuręczny miecz i kuszę. Na zakładanie zbroi nie było czasu. Wybiegł szybko na zewnątrz, o dziwo przeciwnik stał nadal na środku tawerny, która opustoszała. Jedynie Orlan stał jak wryty za kontuarem, co chwile pociągając z kufla. Widocznie było to dla niego za wiele jak na ten dzień. Łowca smoków założył bełt na kusze i wycelował powyżej androida. Cięciwa wyprostowała się, a pocisk trafił idealnie w linę, podtrzymującą żyrandol. Drewniana konstrukcja spadła na wojownika nie wyrządzając mu jednak żadnej szkody.
 - Cholera… - zaklął Bezimienny i złapał za miecz. Stanął na barierce, trzymając oręż dwoma rękoma i skoczył zamachując się na Terminatora. Widząc atak z góry, android chciał go sparować, jednak nieprzyzwyczajony do broni jaką jest miecz, uniósł go pod złym kątem. Wykorzystał to bohater, tnąc w bark wojownika. Ku zdziwieniu łowcy smoków, ręka nie odpadła, a jedynie oderwany kawałek skóry odsłonił pięknie wypolerowany metal.
 - Chyba sobie jaja robisz – powiedział zrezygnowanym głosem i skoczył w bok unikając ciosu mieczem. Założył miecz na plecy i zaczął biec w kierunku wyjścia. Już na świeżym powietrzu, rozejrzał się za czymś, co mogło by mu dać przewagę w walce. Zaczął biec w prawo, w kierunku kręgu teleportacyjnego, by znowu skręcić w prawo, w kierunku mostu obok farmy Akila. Biegnąc, obejrzał się przez ramię, o dziwo, jego przeciwnik dorównywał mu szybkością. Pędząc przed siebie, bohater układał plan w głowie, w pewnym momencie, wpadł na pomysł. Skręcił w gęstwinę po lewej. Nad głową miał kamienny łuk. Podążający za nim android, również skręcił w tę stronę, jednak trafił na półkę skalną, gdzie znajdowało się pogorzelisko. Stanął na krawędzi i rozejrzał się. Zatrzymał wzrok na budzącym się mieście Khornis, jakby szukał czegoś. Chwile później, poczuł mocne kopnięcie w plecy. Zdążył obrócić się, łapiąc się krawędzi jedną ręką. Miecz poleciał w dół, roztrzaskując się o skały. Popatrzył w górę i zobaczył brodatą twarz Bezimiennego bohatera.
 - Dokładnie tak – powiedział łowca smoków trzymając dwuręczny miecz – tam spadniesz – dokończył i wbił miecz w dłoń Terminatora. Tym razem trafił na łączenie w stawie, gdyż ostrze weszło w metal jak w masło, a sam android spadł, roztrzaskując się na dole.
 - To mnie kiedyś doprowadzi do szaleństwa – rzekł do siebie bohater, zarzucił miecz na ramię i ruszył z powrotem do gospody. Orlan będzie wściekły – pomyślał na koniec i zanucił sobie melodię, którą usłyszał kiedyś w Górniczej Dolinie.
Front Zniewolenia Elfiego Ścierwa
Podziemie - Demo Paladyn
Sent ver 0.73 official beta