PS. Tokmok nigdy nie był w jednej kapitule z Fremenem ._.
my bad. Ale wiadomo o jaką sytuację chodzi.
I słowem wyjaśnienia, między mną czy Ertem nigdy nie było specjalnego konfliktu, na stopie koleżeńskiej dogadywaliśmy się, ale przy ciężkich kalibrach tak różowo nie było, bo o ile ja wolę jednak chociaż z grzeczności spytać o okejkę i przemyśleć za i przeciw, tak ert chciał wszystko rzucać na hurra, po swojemu, nie pytając nikogo. Do grajdołka gdzie często zgadać mus się sześć osób średnio taka postawa pasowała.
tl;dr - problemem nie jest brak spisanego regulaminu dlatego, że w domyśle jest on wiecznie łamany i należy temu zapobiec - tylko to, że jego brak wywołuje często zamieszanie, niepewność i obniża chęć do pisania. W jeszcze zajebistszym skrócie: storytelling też potrzebuje dobrze skomponowanego regulaminu, żeby funkcjonować właściwie.
kwestia co masz na myśli mówiąc "reguły". Tutaj
http://forum.rpg-center.pl/index.php?topic=265.0 mamy przykład reguł które jakoś chyba porządkowały wyprawy i jednocześnie nie były jakieś długie i inwazyjne w proces twórczy, a i tak mało kto się kłopotał by do nich stosować.
@lore
zacznę od końca twojej wypowiedzi, tak na podgrzanie atmosfery :-) Bo miło mi,że odpowiedziałeś moim cytatem, ale szkoda że kompletnie zignorowałeś jego kontekst o kalibrach.
Konkurs na opis zamordowania WCMa, bójka w karczmie czy nawet sesja dla kumpli - mały kaliber, bo oficjalną historią raczej nigdy nie zostanie, a przynajmniej nie z automatu. Jak się zgadza w 100% z lore to miło, jak wpisze się do nich że legion podziemia zaatakował oddziałem 500 nekromantów choć "oficjalnie" w całym zakonie nie ma nawet połowy takiej liczby albo rzucił bestią spoza oficjalnego bestariusza na potrzeby historii - nic się nie dzieje, bo żywot tego opka czy bitki zaczyna się i kończy w danym konkursie, tl;dr można przymknąć oko nawet na największą bzdurę i przeszczep charakteru, niech się piszący cieszy.
lory czy WyBy - ciężkie kalibry, bo oddziaływują na wszystko i wszystkich, nie na osobę, grupę czy zakon, ale wszystkich w ŚP, więc prędzej czy później trzeba się do czegoś i kogoś nagiąć.
Nie chcę nikogo z dłubiących przy lore obrazić, ale już był jeden taki co nie lubił jak mu się pogarszało samopoczucie i uważał, że najważniejsze jest przekonanie o byciu jego, na pochybel uwagom i pomysłom, których sobie nie przypominał i nie uważał za priorytet. Nazywał się smutas i wszyscy wiemy jak wyglądały jego prace gdzie procesu nikt nie zakłócał i jak się wpasowywały nawet w tak szczątkowe lore jakie wówczas było. Jak pięść w nos i jeszcze kupa pretensji że ma byc jak on chce, bo tak.
Ale nawet pomijając to, bo to raczej w charakterze humorystycznego przerywnika (acz takiego co miał zmusić do refleksji) - skąd ci/wam się bierze ta zerojedynkowość, że albo musi to byc "jedna osoba zamknięta na rok w celi i odcięta od świata osoba by nikt jej niczego nie zakłócał bo wtedy będzie dobre" na jednym biegunie, albo pełna demokracja, zakrzykiwanie się, zgniłe kompromisy i bałagan na drugim. Nikt nie zmusza do implementacji uwag (przynajmniej do czasu), ale na pewno warto się zapoznać z cudzym zdaniem choćby z ciekawości (tu odsyłam do dyskusji o necropolis do której tylko kapituły mają dostęp). Z moich doświadczeń, dyskusja wzbogaca, robienie "niech każdy ma swoje a potem będziemy się martwić jak to zgrac" prowadzi do tego co przerabialiśmy z armiami, wszystkie trzy z opisem "mniej liczna ale bardziej elitarna niż pozostalych zakonów" a potem długie dyskusje kto ma ustąpić bo każdy już sobie ładnie rozplanował co i jak i nie chce mieszania w proces twórczy. Albo trzymając się twojego przykładu z jaszczurkami (mało trafionego ale mniejsza, niech będzie na potrzeby przykładu) - my ich chcemy jako zjeby na jajkach, wy jako obiekt kultu, obie strony ładnie sobie rozplanowały pod siebie jak to ma wyglądać zgodnie z własnym niezakłóconym procesem twórczym - kto ma ustąpić i dlaczego, skoro obie koncepcje się wykluczają? Komu ma teraz opaść twórcza fujara bo coś mu zmieniono i narzucono, co grozi tym że jedna z tych osób już nigdy nic nie stworzy bo istnieje spora szansa że następnym razem też bedzie się musiała nagiąć?
dlatego dziwi mnie twój punkt widzenia, bo i tak do tego miejsca dojdziemy i go nie unikniemy.
Juz pomijam stopień rozgrzebania i że nikt nic nie wie o jego etapie, jakby sobie wszyscy patrzyli na ręce to może by się czuli bardziej zmotywowani.
b'sides jak tak sobie wyrywamy cytaty z kontekstu, znów przerywnik humorystyczny acz pod rozwagę "Najpierw radosna twórczość, potem ociosanie i kompromisy -
odwrotna kolejność blokuje motywację i to mocno (najpierw kompromisy, potem sobie twórz "swobodnie", jak już masz powiedziane że to to to tamto i to odpada, bo ktoś, kto tego nawet nie będzie pisał, twierdzi inaczej - no po prostu już rozgrzewam klawiaturę i nie mogę się doczekać żeby pisać, kurwa)." - ty mówisz o tym w skali makro (tzn międzyzakonnej), ale nie żeby to samo można było powiedzieć o skali mikro (jeden człowiek - reszta zakonu, który potem może się zająć dopisywaniem nieistotnych rzeczy do Opus
Dei Magnum tego jednego).
@statyczność świata - no, chyba dobrze by było najpierw mieć lore. Poza tym próba uchwycenia takich spraw, jak upływ czasu, jest niezwykle przesrana - albo wszystko (kilka zmian rządów) dzieje się w absurdalnie krótkim czasie, albo wszyscy są już niesamowicie starzy, albo retcon tego czy owego.
ogólnie się zgadzam, ale to zdanie pozwalam sobie zacytować, bo tak z miesiąc temu zastanawialiśmy się nad tym z dragiem i stwierdziliśmy, że jedną z lepszych metod wybrnięcia z tego bałaganu byłoby pisanie z perspektywy badacza z przyszłości, tak trochę na wzór świata rzeczywistego. Ponieważ powyższe zdanie zapewne brzmi jak bełkot, posłużę się przykładem. Zmontowaliśmy sobie taką roboczą listę CMów i WCMów, ofc nie muszę mówić że jakakolwiek próba przeniesienia jej na normalne daty jest pozbawiona sensu skoro taki melek miał chyba z pięciu CMów, a Alchorius przewijał się w niej ze trzy razy w skrajnych punktach. Z pozoru rzecz nie do obejścia, ale jak spojrzymy na historię starożytnego bliskiego wschodu.. to w sumie wychodzi na to, że ten bałagan nie jest problemem, a wręcz "w klimacie". Okazuje się bowiem, że dla takiego sumeru mamy trzy wersje listy królów i żadna nie zgadza się z pozostałymi. Są dziury, w jednej dopisano tych, których na innej nie ma, niektórzy panowali po sto lat i tak dalej, generalnie długa i ciekawa sprawa. Co nam to daje? Otóż łatwo możemy to zaadoptować do ŚP, np przyjmując, że listę CM/WCM też znamy tylko z jakiejś kamiennej, zniszczonej stelli którą opisujemy z perspektywy nieokreślonego badacza z niekoreślonego miejsca i niekoreślonej przyszłości. Po prostu stwierdzamy, że tu musiała być dziura, bo zakon przecież istniał dłużej, tutaj ryjący stellę również wyraźnie musiał zgadywać co się wydarzyło lub pojebał źródła i złączyłdwie osoby o tym samym imieniu w jedną, bo niemożliwe by jedna osoba żyła tak długo i rozciągnął jej panowanie, generalnie kombinować można do woli, a mamy o tyle łatwiej, że to uniwersum fantasy i jak ktoś był nekromantą to nie musiał umrzeć "na zawsze" lub dożyć najwyżej setki, nie mówiąc już o tym że projekt WB4 i te całe przenosiny dają nam dobry pretekst do tego czemu źródła sprzed WB4 są tak wybrakowane, przemieszane i w ogóle cyrk. Nawet te kalekie WB1-3 da się wyprostować, traktując to jak taką ŚPową pieśń o rola(n)dzie czy illiadę, gdzie pewne rzeczywiste wydarzenia i postacie się zgadzają, ale generalnie bliżej temu do political fiction.
No ale to tylko takie luźne przemyślenia "jak wybrnąć".