[Imię] – Morgan Le Fay
[Rasa] – człowiek
[Klasa] – Wojownik
[Ranga] – Demoniczny Paladyn
[funkcja] - komendant miasta Malorgon
[Zdolności] – niezły strateg, ale przede wszystkim doskonały administrator i dyplomata. O jego indywidualnych umiejętnościach bojowych najlepiej świadczy osiągnięta przezeń ranga, aczkolwiek ciągle daleko mu do poziomu największych mistrzów miecza. Jego styl walki charakteryzuje elegancja i subtelność ruchów, przywodząca na myśl szermierkę (charakterystyczne trzymanie wolnej ręki za plecami). Wykształcony – umie pisać, czytać oraz zna kilka języków (w tym orków), choć ze względów prestiżowych do wszystkich zwraca się zawsze po ludzku – to inni mają obowiązek znać jego mowę, a nie on ich. Oprócz tego, jak każdy dobry dyplomata, doskonale panuje nad emocjami – nie tylko nie pozwala, by brały górę nad rozsądkiem, ale także doskonale opanował technikę nie zdradzania ich swoją mimiką czy ruchami.
[Charakter] – Co nieczęsto spotykane wśród wyznawców Mrocznego Boga – prawy i honorowy, żeby nie powiedzieć: rycerski. Gorliwy (acz bez fanatycznego zacietrzewienia) wyznawca Beliara, wierny Kapitule i Zakonowi. Zwykle spokojny i opanowany, trudno go załamać czy doprowadzić do ślepej furii. Co ciekawe, intelektualista – dysponuje sporą prywatną biblioteczką pełną ksiąg i manuskryptów, lubi rozmawiać o sztuce i literaturze. Pozostaje również otwarty na nowinki techniczne i idące często za tym konieczne zmiany w taktyce walki, co generałom starszej daty przychodzi niekiedy z dużym trudem. Jako dowódca pozwala na krytykę swoich planów i zamierzeń, ale tylko w tedy, gdy prosi o opinię – w innym wypadku traktuje to jako podważanie swojego autorytetu, co dla zabierającego głos ma dość bolesne konsekwencje. Nie jest jednak typem gburowatego apodyktycznego żołdaka – nie obca jest mu dworność, etykieta czy sztuka niezobowiązującej konwersacji, co może świadczyć o arystokratycznym pochodzeniu. Ta strona charakteru ujawnia się głównie w dyplomacji, gdyż na co dzień okazuje swą grzeczną, acz poważną twarz wymagającego dowódcy – choć podwładnych „prosi” zamiast od ich „żądać”, każdy wie, iż odmowa wykonania prośby skończyłaby się dla niego na krzyżu. Potrafi również dostrzec wybitne jednostki w swoim otoczeniu, a także zrobić odpowiedni użytek z ich talentów. Troszczy się o podległych sobie ludzi, lecz wynika to nie tyle z altruistycznej natury i szacunku do życia, co z chłodnej kalkulacji: straconych fachowców i weteranów trzeba by ponownie znaleźć i przeszkolić, co mogłoby trwać latami. Choć nie raz zdarzało mu się boleśnie kąsać oraz stosować walkę podjazdową, jako dowódca najlepiej czuje się będąc stroną broniącą, spokojnie kontrującą posunięcia przeciwnika. Samą wojnę traktuje zaś jak rozrywkę intelektualną, bardziej jak popołudniową partyjkę szachów niż ludzką tragedię.
[Wady] – czuje głęboką niechęć do magów, graniczącą niekiedy z pogardą, głównie ze względu na cechującą ich arogancję - nie znaczy to jednak, iż lekce sobie waży moc, którą potrafią oni dysponować. Ponadto, dla wielu ludzi jego charakter wydaje się zbyt kryształowy. Nie chodzi tu jednak tylko o zwykłą zazdrość –niektórzy podejrzewają, iż to wszystko jest tylko maską, za którą skrywa swe prawdziwe intencje. Niektórzy do jego wad zaliczają również fakt, iż z alkoholi pija tylko wino, gardząc zwykłą, ‘chłopską’ gorzałką, a także irytują ich jego arystokratyczne maniery.
[Opis Zewnętrzny] – Na oko liczy sobie około 35 lat. Wysoki (1,8m) i dobrze zbudowany, już samą swą posturą budzi szacunek. Wrażenie to potęgują zimne, błękitne oczy patrzące przenikliwie spod ciemnych, cienkich brwi. Sama twarz raczej przystojna, nie oszpecona żadnymi widocznymi bliznami czy innymi ‘dodatkami’. Niewątpliwie najbardziej charakterystyczną cechą jego wyglądu jest jego długa, zadbana, acz nieprzesadnie gęsta kruczoczarna broda zapleciona w cztery warkocze. Przy niej nawet jego rozpuszczone, sięgające do połowy pleców proste włosy nie robią na nikim wrażenia. Leworęczny.
[Pochodzenie] – nieokreślone, choć wielu wskazuje na Malorgon
[Broń] – choć preferuje walkę w siodle i z kopią nie znaczy to, iż nie umie posługiwać się też innym rodzajem oręża. W zwarciu preferuje zwykle swój elegancki rapier (zwany żartobliwie rodzinną pamiątką), względnie miecz i tarczę. Nieobce są mu obuchy i topory, jednakże uważa te rodzaje broni za czysto siłowe i mało subtelne, a przez to dobre jedynie dla prymitywów. Jeśli już zmuszony jest walczyć na dystans, preferuje kusze – jej obsługa jest wyraźnie prostsza, siła większa, a poza tym w pełnym pancerzu korzystanie z łuku byłoby wysoce utrudnione. Zwykle jednak nie musi po nią sięgać, gdyż bitwy woli prowadzić ze wzgórza z którego ma widok na całe pole walki niż stawać osobiście w pierwszym szeregu.
[Ekwipunek] – naszyjnik z symbolem Beliara, a także nóż i fiolka z miksturą leczniczą to jedyne rzeczy z którymi się nie rozstaje, tak na wszelki wypadek. Od taszczenia całej reszty ma kogo innego.
[Opancerzenie] – ciężki pancerz płytowy Czarnej Straży, niegdyś elitarnej jednostki Podziemia. Nikt jednak nie wie jakim cudem wszedł w jego posiadanie.Zwykł nosić go na co dzień, jakoby okazując w ten sposób ciągłą gotowość do walki za Wielkiego Mistrza i Beliara. Rzadko kiedy (a to i tak tylko poza „godzinami pracy”) zdarza się go widzieć w innym stroju.
[Krąg] – brak.
[Życiorys] – Niewiele wiadomo o latach jego młodości, co do której narosło sporo sprzecznych ze sobą legend. Jedni mówią, iż był dzieckiem kharamskich zaułków, inni, że synem wysoko postawionego arystokraty z Królestwa, kolejni zaś twierdzą, iż dorastał w Malorgon. Według niepotwierdzonych plotek przed wstąpieniem do Zakonu był członkiem jednej z sekt, co tłumaczyłoby jego nie najlepsze stosunki z Inkwizycją oraz nieco przesadnie okazywaną (acz daleką od fanatyzmu) gorliwość religijną neofity. Najwcześniejszą pewną wiadomością z jego życiorysu jest wpis w zakonnych księgach informujący o ukończeniu przez nowicjusza Le Faya szkolenia w Świątyni Śmierci.
Długi czas wydawało się, iż Morgan podąży ścieżką magii – był raczej typem cichego, grzecznego gryzipiórka asystującego wyższym rangą w ich obowiązkach (czy raczej – odwalającego za nich papierkową robotę i usługującego im w trakcie wyjazdów z misjami dyplomatycznymi) niż awanturniczego zabijaki. Tym większe było więc zaskoczenie ogółu, gdy okazało się, iż równie sprawnie jak piórem potrafi operować mieczem – pewnego razu zdarzyło się, iż Morgana (który był już wówczas Akolitą) zaczepiła grupka kilku rosłych Nowicjuszy, chcących stoczyć pojedynek na Arenie. Wiedzieli, iż Le Faya nikt nigdy z mieczem w ręku nie widział, toteż liczyli na łatwe zwycięstwo oraz pokaźne plusy do awansu za pokonanie wyższego rangą. Akolita przerwał brutalnie ich marzenia odpowiadając pogardliwie, iż nie jest on jarmarczną małpą, by robić z siebie widowisko dla motłochu. Dotknięci do żywego Nowicjusze dobyli broni i rzucili się na Morgana, ale ten był szybszy – jednym ruchem dobył ukryty pod płaszczem rapier, a następnie trzema szybkimi ciosami pokonał trzech najbardziej krewkich przeciwników, dwóch zabijając, a trzeciego ciężko raniąc podcinając ścięgna. Ostatni, widząc co spotkało jego kolegów, rzucił się do panicznej ucieczki gubiąc po drodze broń. Wieść o tym incydencie lotem błyskawicy rozeszła się po całej Siedzibie, dochodząc do uszu samej Kapituły. Chociaż Morgan działał w samoobronie, nie oznaczało to iż uda mu się wyłgać z zarzutu podwójnego morderstwa oraz ciężkiego okaleczenia zakonników. Na pytanie skąd u niego wziął się taki talent do walki, skoro nikt nigdy nie słyszał by kiedykolwiek sięgnął po broń, Akolita uśmiechnął się i odparł, iż po prostu dużo ćwiczył. Odpowiedź ta ponoć tak rozbawiła Wielkiego Mistrza, iż nie tylko uwolnił Morgana z ciążących na nim zarzutów, ale także rozkazał wręczyć mu niewielki mieszek złota oraz wysłał go z pewną delikatną misją szpiegowsko-dyplomatyczną do jednego z miast we władaniu Algaroth, chcąc sprawdzić ile jest wart. Szybko okazało się, iż ma on talent nie tylko do wywijania mieczem, ale także językiem – sprawdził się jako posłaniec, a następnie jako pomocnik kwatermistrza usprawnił aprowizację i uporządkował finanse podległego Legionu. Jego kariera okazała się serią sukcesów i awansów. Gdy osiągnął rangę Czarnego Rycerza, zdarzało mu się wyruszać z poselstwami do innych Wielkich Mistrzów. Zawsze perfekcyjnie wywiązywał się z powierzonych mu zadań.
Tymczasem jego sława jako sprawnego wojownika ciągle rosła. Choć nie musiał już obawiać się zaczepek na ulicy ze strony ambitnych niskorangowców, na ich miejsce pojawili się inni, postawieni wyżej w zakonnej hierarchii. Choć nie zawsze wychodził z tych starć bez szwanku (plotki głoszą, iż brodę zapuścił tylko dlatego, by ukryć wyjątkowo szpetną bliznę), dla jego przeciwników kończyły się one w najlepszym wypadku kilkoma dniami przymusowego odpoczynku u miejscowego konowała. On sam uważał takie „spotkania” za wyjątkowo irytujące, gdyż nad głupawe bitki na arenach przedkładał organizowane co jakiś czas turnieje rycerskie, którym nadawano należytą oprawę, a które to były prawdziwymi pokazami siły, zręczności i zdolności.
Awans na Demonicznego Paladyna otrzymał wraz z nominacją na komendanta Malorgon – jego poprzednik na tym stanowisku zginął zamordowany, najprawdopodobniej przez kultystów. Wśród mieszkańców bardzo szybko rozniosły się jednak plotki jakoby w opuszczeniu tego świata wcale nie pomogła mu żadna z sekt, ale niechętna jego osobie Inkwizycja lub sam Morgan, który był jego dotychczasowym zastępcą. Wobec braku niezbitych dowodów, obu stronom nie można jednak było niczego udowodnić. Objąwszy posadę komendanta Le Fay bardzo szybko popadł konflikt z Inkwizycją, która od zawsze rościła sobie prawo do decydowania o sprawach Malorgon. W dodatku tajemniczy życiorys Morgana okazał się wodą na młyn jego przeciwników – twierdzili między innymi, iż pod brodą (nie przystającą do manier arystokraty) skrywa szpetne blizny i resztki heretyckich tatuaży, a pod rzadko zdejmowanym pancerzem można znaleźć rytualne rany zadane rękoma kapłanów kultystów. To wszystko do reszty popsuło i tak już od lat nie najlepsze stosunki między obydwiema frakcjami. Choć więc formalnie nie zerwano nigdy współpracy, w mieście panuje cicha rywalizacja, skutecznie utrudniająca walkę z niebezpiecznymi sektami.