Patrząc na działania naszych mundrych rządzących, to może się nie skończyć u nas w tym roku...
zapominasz, że to kraj panikarzy. Nie wiem jak to wygląda w Pile, ale Poznań w godzinach szczytu wygląda obecnie jak w niedzielę rano. Trzy osoby w autobusie, który normalnie jedzie cały wypełniony, główne ulice które wiecznie się korkowały przejedziesz w parę minut, zaś w pociągach, do których normalnie nie szło wejść, masz teraz jedną osobę na wagon. Tyle z moich obserwacji w drodze do, w trakcie i z pracy, a przejechać muszę przez całe miasto.
Zresztą co by o rządzących nie mówić, zamykanie wszystkiego sens generalnie miało. Problemem z ich strony jest ta propaganda sukcesu, gdy w szpitalach brakuje wszystkiego. I tylko temu brakowi zaufania do wladzy który zaowocowal totalną paniką zawdzięczamy, że tych zachorowań jest tak mało.
No i oczywiście temu, że testów jest mało, wyniki są późno a sama choroba w wielu przypadkach daje objawy przeziębieniowo-grypowe albo wręcz żadne, więc i statystyka wygląda lepiej jak choroby się nie wykrywa, ani nie zabija ona aż tak szybko i często.
Według mnie, szkoły będą w formie zawieszenia, a potem MEN powie "przepuście wszystkie biedne dzieciaczki, dość się stresowały, więc zasłużyły na promocję do następnych klas"...
tak jakby już nie puszczano niektórych dalej, byle nie musieć już się z nim użerać :p Taki mamy śmieszny system, że mniej jest problemów jak puszczasz do następnej klasy jak leci, niż gdy chcesz kogoś uwalić, bo się wtedy robi z tego inkwizycja.
Przecież kasę i tak oddają. Napisali jasno, że jeśli komuś lipcowy termin nie pasuje, to może zwrócić bilet i odzyskać kasę. Ja w sumie muszę w końcu zamówić te bilety, bo najpierw nie miałem do tego głowy, a zaraz będą święta i ceny biletów wzrosną.
Ta, ale podejmując tę decyzję samemu mogli sobie na spokojnie przygotować nowy termin i liczyć na to, że część osób jednak przyjdzie. Jakby im dzień przed pyrkonem wojewoda powiedział "sorry, ale za duze ryzyko, zamykamy" to nie mieliby jak już tego przełożyć i kasę musieliby oddawać wszystkim.
Akurat miałem jechać na koncert pod koniec kwietnia, organizator hardo chciał się trzymać terminu do samego końca. Nie przewidział jednak, że zespół spasuje, więc jak niepyszny musiał zmienić lokal i termin, a przy okazji też numerację miejsc, bo sala jest zupełnie inna. Poniewaz wiele osób, które miały miejsca w pierwszych rzędach teraz nagle znalazło się na końcu, organizator rękami i nogami wzbrania się przed oddaniem pieniędzy, zasłaniając się jakimś śmiesznym regulaminem sklepu, jakby miał on pierwszeństwo przed prawem polskim.
Może Twoja była inna, choć ciężko mi w to uwierzyć patrząc na to, że obecnie wciąż bagatelizujesz tego wirusa "bo choroba nie jest groźniejsza od grypy". Przecież to wierutna bzdura. Która grypa zbierała takie żniwo w ciągu kilku miesięcy? Inne choroby? Świetnie, nie słyszałem aby jakaś grypa zabiła człowieka chorego na alergię, a ten wirus właśnie jest dodatkowym zagrożeniem dla mnie, bo mam choroby przewlekłe.
Która grypa miała takie żniwo? Hm, może hiszpanka? Tam też długi czas udawano, że choroby nie ma, bo akurat trwała jeszcze wojna - stąd pomimo tego, że pandemia zaczęła się od ameryki, z powodów propagandowych ogłoszono, że przywędrowała z neutralnej hiszpanii, w której pierwszy chory pojawił się pół roku później niż w stanach.
Poza tym -stary, ja się leczę kardiologicznie, również mam alergię, a do tego jeszcze wychodowałem sobie astmę, zaś moja babcia lat 80 nie dość że ma płuca w tragicznym stanie, to jeszcze jest świeżo po stomii - cośtam więc wiem na temat grup ryzyka. Niemniej jednak poza nikłym procentem przypadków z licznymi schorzeniami, dla których koronawirus to już o jedno obciążenie za dużo, jest to choroba do opanowania. Największym problemem z koronawirusem jest to, że rozprzestrzenia się strasznie szybko, przez co może zabraknąć ludzi i sprzętu do leczenia (no i ofc to, że nie ma jeszcze leków typowo pod koronawirusa i trzeba się posiłkowac półśrodkami i czekać, aż po tygodniu organizm sam zwalczy infekcję). Gdyby było inaczej, to te wszystkie apele o "spłaszczenie krzywej zachorowań" byłyby bez sensu, bo nie byłoby różnicy czy masz pięćset tysięcy przypadków, czy tylko pięć, wszyscy mieliby takie same szanse umrzeć. Skądinąd wiemy jednak, że śmiertelność jest największa tam, gdzie nie udało się zapanować nad krzywą zachorowań.
Owszem, powikłania czy ostre przypadki są gorsze niż przy zwykłej grypie, ale z drugiej strony nie róbmy z tego drugiej eboli.
A co złego, że dziecko miało pokolorować w domu szlaczki i wyrobić sobie rękę, w tym precyzję?
Dla mnie zadawanie zadań domowych czterolatkom, które tak w zasadzie nawet do przedszkola chodzić nie muszą, to jednak trochę absurd. Zwłaszcza że one i tak w domu rysują i kolorują różne rzeczy same. Kojarzy mi się to z taką sztuką dla sztuki, by przedszkole mogło się wykazać papierologią w kuratorium że coś realizują, a z kolei kuratorium jest to potrzebne, by się wykazać przed ministrem.
1) Nie obrażaj akurat kadrę, ponieważ widziałem nauczycielki w wieku 40+ lat, które bez problemu opanowały nowoczesne technologie. Obecnie nie uświadczysz praktycznie nieogarniętych w technologiach nauczycielek. Oczywiście wciąż jest sporo takich, którym musisz czasem coś dwa razy wytłumaczyć, ale nie boją się komputerów, po prostu jak coś wprowadzają nowego, to trzeba czasem im coś dwa razy powiedzieć. Jednak tak wiele osób ma z nowymi programami/stronami. Sam wolę być przeszkolony, a nie samemu wszystkiego się uczyć na zasadzie prób i błędów.
Będę "obrażał", bo akurat tak się śmiesznie składa że oboje moi rodzice w wieku 50+ są nauczycielami, podobnie jak matka mojej dziewczyny która jest nauczycielką wieku 60+. I z pierwszej ręki mogę ci powiedzieć, że maila z zadaniami to może i wyślą, ale nie ma szans by któreś z nich poprowadziło streama z lekcją. Pewno, jakby były szkolenia to może i by ogarnęli, ale znowu, mając doświadczenia z tym jak wyglądało wprowadzenie e-dzienników wiem, że "szkolenia" to kilkugodzinna pogadanka, pół godziny ćwiczeń jakiś podstaw, a o resztę mają się wszyscy później martwić sami. Ja do dziś pomagam ojcu z jego e-dziennikiem, bo nie dość że to jego szkolenie było kiepskie, to jeszcze sam program jest kretyńsko zorganizowany i nawet coś tak podstawowego jak wystawienie ocen końcowych i wygenerowanie pdfa jest schowane w menu, schowanym w menu, które jest w innym menu, których nazwy w ogóle nie sugerują że to ma cokolwiek wspólnego z ocenami czy przygotowaniem pdfa.
Zresztą, mówimy o nauczycielach, a ja przecież z pierwszej ręki wiem, że mający ich w tym zakresie kontrolować wizytatorzy sami potrafią "resetować komputer" poprzez wyłączenie monitora...
2) Większym problemem jest to, że nie każdy uczeń ma dostęp do sprzętu dobrego do e-learningu na żywo, a w dodatku nauczyciele też. Pokazali ostatnio jakąś szkołę prywatną i tam e-lekcje mają sens - wszyscy kamerki, słuchawki i dobry sprzęt. U nas pewnie skończy się na tym, że ja będę gadał do mikrofonu, a na 20 osób w klasie dobrze będzie, jak połowa się zaloguje i będzie słuchać.
3) Sam czekam na poniedziałek, bo wtedy dyrekcja musi mnie poinformować, jak niby mam funkcjonować i robić te e-lekcje... Na pewno nie będę wykorzystywał swojego sprzętu domowego do tego.
nie słyszałeś dzisiaj ministra? Zgodnie z najnowszym rozporządzeniem wszystko jest cacy i gotowe, a jak coś jest nie tak, to jest to wina dyrektora szkoły, że np. uczniowie jego szkoły nie mają w domu internetu czy komputera, on ma obowiązek zorganizować wszystko tak by zajęcia się odbywały

Bo że wszystko jest totalnie nieprzygotowane od strony sprzętowej, szkoleniowej czy jakiejkolwiek innej to mi naprawdę nie musisz tłumaczyć. Mówiąc wcześniej o kadrze chodziło mi o to, że NAWET jeśli byłyby możliwości techniczne tak prowadzić lekcje, to wielu nauczycieli i tak by nie potrafiło tego zrobić, bo ledwo radzi sobie z obsługą komputera.