Tak, w sumie to to chyba ma sens, by Legion był końcem WeWa. Pomyślmy nad tym: gdzie jeszcze moglibyśmy zajść - już nie pod względem fabuły, ale jako postacie? W waniliowym byliśmy bezimiennymi żołnierzami. W Płonącej Wyprawie Krzyżowej - bezimiennymi czempionami. We Wkurwie Króla-Licza awansowaliśmy do rangi bohaterów światłości. W Kataklizmie razem z Furionem i Thrallem (największym zbawicielem wojennym) ratowaliśmy świat. Gdy wkraczaliśmy na oślep w mgły Kung-Fu Pandy, stworzyliśmy własne warownie. Walcząc w innej czasoprzestrzeni z Draenorskimi Watażkami... nie bardzo wiem, co tam się działo. Nadal dowodziliśmy warowniami? Wreszcie w Legionie staliśmy się szefami wszystkich szefów, przywódcami wszystkich $KLASA_KRESKÓWKI_(ANG._"TOON")_(INACZEJ_"POSTACI"). Na dodatek posiadamy potężny artefakt. No już większe zaszczyty spotkać nas nie mogą.
Parę WoWowych obrazków, których nigdy nie miałem okazji wrzucać. Pamiętacie, gdy Frostmourne miał być przedmiotem klasy artifact (wyższy od legendary) i miał być tylko jeden na realm, i jeszcze na dodatek czynić jego posiadacza następnym Królem-Liczem?... Sześć lat później każdy paladyn ma biegać ze swoim własnym Spopielaczem. (Nie wiem, czy tak faktycznie jest, czy może w Legionie jest sens korzystać z innych broni, niż swoich artefaktów.)
Alternatywna okładka rozszerzenia, o którym na dobrą sprawę nic nie wiem, poza olbrzymią czerwoną flagą ostrzegającą przed fatalną fabułą zawierającą podróż w czasie czy inne międzywymiarowe szenanigany (brakuje mi w tym momencie dobrego polskiego słowa).
A tutaj rozwinięcie starego obrazka z czasów Mgieł, przedstawiający to, jak zgorzkniały fan starych WoWów widzi kolejne dodatki.
Miałem jeszcze jeden bardzo fajny, taki mangowy o Lich Kingu i jego rycerzach śmierci, osobliwie o najpotężniejszym z def najtów, Bolvarze Fordragonie... ale widocznie zapomniałem go ze sobą zabrać. No cóż, innym razem.