No cóż, pograwszy trochę w DA: Inquisition chciałbym wyrazić swoją opinię. Gry jeszcze nie ukończyłem (chyba jestem dosyć wcześnie w fabule - mam nadzieję przynajmniej, robię lokacje na 100%).
Spoilers ahead, so dont read, if you dont want to know. Nie chce mi się odznaczać osobnymi tagami wszystkiego.
No cóż, od czego wypadałoby zacząć? Może od grafiki. Jest piękna. Ale gra ma spore wymagania, więc nic zaskakującego.
Więc opowiem o walce. Jest prosta. Kurewsko prosta na normalu. W ogóle nie muszę się zastanawiać nad taktyką - mój team w sumie miażdży generic oponentów. Z unikalnymi przeciwnikami pokroju smoków czy gigantów jest ofkoz gorzej - na razie nie udało mi się żadnego ubić, ale myślę, że dni Frostbacka z Hinterlands są już policzone. Co dalej? Ach, mówiłem przecież o taktyce. Jeśli liczycie na zabawę opcjami jaka była dostępna w DA: Origins (jeśli dobrze pamiętam, w DA2 wcale też nie była okrojona) to się cholernie zawiedziecie. Nie można zmienić praktycznie nic. Twój wpływ na strategię AI ogranicza się do tego, ile może wypić potków, ile ma mieć hp jak wypije potka, i której postaci ma bronić/której cel ma atakować. Nic więcej. Ale spoko, i tak wam się nie przyda, wspominałem już że walka jest ŁATWA?
Po za tym nie brakuje też niekonsekwencji w systemie - np. gram rogalem z łukiem, czyli rzekomym dmg dealerem. Ale warrior z dwuręczniakiem nie dość że zadaje dużo większy dmg, to jest też tankiem, no i do tego ma obrażenia AoE. Więc... Łuczników możecie ze swoich drużyn już wyrzucić na rzecz Iron Bulla. Zresztą gdyby nie otwieranie (bardzo rzadkie zresztą) zamków to rogal chyba w ogóle nie byłby nawet potrzebny.
Następny wątek, hm. Konie. Tak drętwej jazdy konnej nie widziałem jeszcze w żadnej grze. Jest CHUJOWA. Animacje konia są słabawe, zwierzak jest sztywny jakby nie żył od dwóch tygodni, kieruje się nim jak czołgiem (wróć. Jak ciężarówką. Czołgiem można zawrócić w miejscu). Porusza się niewiele szybciej niż biegnąca postać, a narzuca tym taki strain na system, że gra natychmiast zaczyna żabkować. Serio, Skyrim tę grę pod tym względem zagina, a o Mount&Blade nawet nie będę wspominał. Ofkoz walki w siodle nie ma i nie ogarniam jeszcze po co są jakieś bonusy chroniące Cię przed zrzuceniem z siodła, ktoś zamierza tę grę przechodzić galopując przez przeciwników? Bo Ci już raz pokonani raczej się nie respawnują, przynajmniej na otwartych przestrzeniach, bo w jaskiniach pająki są zawsze.
O właśnie, wspominałem, że przeciwnicy respią się na Twoich oczach? No to wspominam teraz. Często i gęsto to się zdarza. To jedna z cech tej gry która sprawia, że grając w nią czułem się trochę jakbym grał w stare MMO w singlu. Dodaje do tego też to, że podczas walki nie zawsze dzieje się to co widzisz. Innymi słowy, animacje sobie, a gra sobie. Mój łucznik potrafi strzelać w przeciwną stronę od wroga, a jednak strzały wylatują z jego pleców i trafiają w cel (dzieje się to czasem gdy cofam się i strzelam jednocześnie). Czasem animacje skilli się nie synchronizują i masz sekundowy zwiech, po czym wszystko dzieje się naraz. Raz Leliana mi się zwiechła podczas dialogu, a jej głos zamienił się na sekundę w okropne elektroniczne wycie które sprawiło że zacząłem gorączkowo wertować książkę telefoniczną w poszukiwaniu telefonu do egzorcysty. Na szczęście po sekundzie kontynuowała gadkę jak gdyby nigdy nic, ba, nie zgubiła nawet jednego słowa.
Otwartość lokacji. No cóż, jak w DA Origins, mamy mapę Ferelden i Orlais, i za pomocą fast travel podróżujemy sobie do różnych miejsc. Jestem dosyć wcześnie w fabule i wszystkich miejscówek jeszcze nie widziałem. Hinterlands jest wielkie i bieganie po nim napsuło mi krwi (jeszcze nie odkryłem wtedy, że można też fast-travelować pomiędzy poszczególnymi obozami Inkwizycji w lokacji). Można się wspinać po górach prawie jak w Skyrimie. Prawie. Mianowicie, jeśli stok góry pokryty jest trawką, możesz sobie po nim biegać. Jeśli natomiast jest łysy, to się ześlizgujesz na sam dół w animacji nad którą nie masz żadnej kontroli (dotarcie do ziemi kosztuje hp, ale zabić się w ten sposób mi się nie udało, zawsze zostaje resztka). Kąt nachylenia zbocza nie ma żadnego znaczenia. Jeśli dodam, że większość wzgórz pokryta jest plątaniną trawki i łysych zboczy, to myślę że już wiecie, że każda próba wlezienia na jakiś szczyt "na skróty" to mieszanina frustracji, podskakiwania jak debil, zjeżdżania w dół na dupsku i wkurwionego "pierdolę to, idę naookoło".
Jednak kolejne lokacje już tak fajnie jak Hinterlands nie wyglądają. Storm Coast jest jak połowa tej lokacji, nie ma w też za wiele questów. Podobnie bagna, których nazwy już nie pamiętam.
Najbardziej napsuło mi krwi miejsce w którym można używać znajdziek (shardów) do otwierania kolejnych drzwi za którymi są overpowered itemy. Ma rozmiary ćwiartki Hinterlandsów albo i jednej ósmej, ale jest to lokacja wielopoziomowa, poprzecinana tunelami, jaskiniami, mostami nad kanionami, chuj wie czym jeszcze. Do roboty w niej nie ma kompletnie nic, poza zbieraniem shardów, odkrywaniem znaczników terenu, stawianiem obozów, otwieraniem wyżej wymienionych drzwi i dosłownie jednym npcem. O nim też chciałbym nieco powiedzieć - daje Ci questa. Idź do jaskini i przynieś mi pierścionek zaręczynowy. Okej. Idziesz po ten pierścionek, wyrzynasz pająki (drop z nich wyskoczył mi na suficie i nie mogłem go wziąć, ale mniejsza) i wracasz do pani. I w tym momencie jest problem. Bo pani sobie łazi po mapie. Po tunelach też. A mapy tuneli żadnej nie masz. Zatem widzisz, że jest gdzieś pod ziemią i... No cóż, ja biegałem ze 40 minut szukając właściwej jaskini, aż sobie dałem spokój, a przy okazji wracając żeby otworzyć kolejne drzwi znalazłem ją na szczęście spacerującą po otwartym terenie.
Jeszcze jedna rzecz. W jaskini, do której Cię wysyła, są zamknięte drzwi i dostajesz questa, żeby je otworzyć. Jak spojrzysz na mapę, to masz objęty okręgiem obszar, gdzie szukać klucza. Obejmuje całą lokację. Biegaj, szukaj, powodzenia. Klucz dostajesz od tej pani jak jej pierścionek przyniesiesz. NIKT CIĘ O TYM NIE INFORMUJE.
Hmm. Co jeszcze chciałem napisać? Jak na razie spora część czasu, który spędzam w lokacjach, to bieganie za znajdźkami. Poza pierwszą lokacją (Hinterlands) questów jest po prostu mało. Nie brakuje też zabiegów typu "nie zamkniesz tego portalu, jesteś za cienki, co z tego że lokacja jest na dziesiąty lvl, akurat Ci przeciwnicy są na dwunastym" zmuszających do backtrackingu. A wierz mi, że jak już wyczyściłeś mapę z przeciwników i questów, to wracanie się konno przez pustą lokację 15 minut żeby zamknąć ten jeden jedyny portal na który byłeś za cienki BYWA irytujące.
Dungeony - są jakieś w tej grze? Jak na razie znalazłem jeden. Miał trzy niewielkie "piętra", obejście go w całości zajmowało 10 minut. Razem z wybiciem przeciwników. Ale loading przed wejściem musiał być. Cała reszta jaskiń w tej grze składa się z jednego - dwóch pomieszczeń, kilku przeciwników, skrzynki z lootem, jakiejś losowej czytanki (rzadko związanej z miejscem w którym jesteś)... I tyle. Przynajmniej już nie są jedną lokacją reusowaną milion razy, jak w dwójce.
Crafting. Bioware zarzeka się, że najgłębszy jaki kiedykolwiek zrobili. No cóż... W takim razie niewiele zrobili. Jest całkiem fajny i intuicyjny, ale... Nie powiedziałbym, że to coś wielkiego. Ot, masz schemat na miecz. Masz trzy sloty, w które wkładasz surowce. Każdy slot ma swój typ (offense/defense/utility/main i tyle). Każdy surowiec ma inne działanie w zależności od tego w jakim jest slocie. I to wszystko. Sklejasz przedmioty z różnych surowców i wychodzą Ci różne bonusy, główne statystyki zawsze te same (wyższe lub niższe zależnie od tieru surowca użytego w main slocie, tiery są 3), wygląd zawsze taki sam (w obrębie schematu), jedynie surowiec na głównym slocie zmienia kolor itemu. Oczywiście dodaje to do gry fascynującą głębię polegającą na obserwowaniu boleśnie powolnej animacji zbierania tych wszystkich surowców. Co jest NIEZBĘDNE, bo crafcone itemy są zawsze o kilka rzędów wielkości (!) lepsze, niż te znalezione.
Na razie tyle, jak mi się coś przypomni to dopiszę. Wiem, że głównie narzekam, ale gra jest jednak dosyć przyjemna i dobrze mi się w nią gra. Jak to Dragon Age. Ale wątpię, czy będzie mi się chciało grać drugi raz.