Kiedy cała kolumna dotarła do wejścia na plac stanowiący centrum osady, żołnierze Obrony Planetarnej trzymający tam wartę stuknęli obcasami jak jeden mąż i wypięli piersi jak gdyby właśnie byli przedstawiani do odebrania Gwiazdy Terry. Na samym środku placu, od którego z resztą odchodziły jeszcze trzy ścieżki prowadzące w dokładnie takie same aleje domów jednorodzinnych, ustawiona była specjalna scena. Na niej czekało już kilka osób, zapewne ważnych oficjeli zarządzających kolonią. Mako zaparkowało tuż obok, a szeregowy Thook wychylił się z pojazdu by zobaczyć coś więcej niż mógł przez pokładowe przyrządy. Kapitan i oficerowie weszli po schodach na przygotowaną mównicę i przywitali się z urzędnikami, podczas gdy drużyny ustawiły się w szeregu przed sceną. Orkiestra przestała grać a do tej pory wiwatujący tłum przycichł, by nie zagłuszyć spodziewanego przemówienia. Pierwszy do mikrofonu podszedł prawdopodobnie główny zarządca kolonii, niewysoki i z widoczną nadwagą, w swoim nieco obcisłym szmaragdowym uniformie ze złotymi obszyciami.
- Kiedy w 2153 roku statek kolonizacyjny SSV "Połtawa" wylądował na tej planecie, ludzkość stawiała dopiero pierwsze kroki w galaktyce. Ci odważni mężczyźni i kobiety, mimo iż nie wiedzieli, co ich tutaj czeka, postawili wszystko na jedną kartę i na przekór przeciwnościom losu, stworzyli tutaj nowy dom. Teraz, w kosmosie istnieją siły, które chciałyby nam go odebrać - dramatycznie wskazał palcem w niebo - Przestępcy, którzy za nic mają sobie prawa boskie i ludzkie. Bezwzględni barbarzyńcy gotowi zabijać dla własnego zysku. Ale nasz lud zmagał się z takimi jak oni przez dwa tysiące lat i nigdy się nie ugiął. Teraz nie będzie inaczej!
Na te słowa tłum odpowiedział entuzjastycznymi wiwatami. Przez chwilę zarządca czekał, a potem uciszył zebranych gestem dłoni.
- W tych mrocznych dniach, jestem szczęśliwy mogąc powiedzieć, że nasi sojusznicy o nas nie zapomnieli. - to mówiąc, wskazał na stojących przed sceną żołnierzy z Hastingsa. - Z nimi u boku, nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo. Niech Batarianie tu przyjdą, niech połaszą się na naszą planetę. Poczują na swoich skórach nasz sprawiedliwy gniew! Ja, Anton Maksymowicz, witam was, przyjaciele! Czujcie się jak u siebie w domu!
Nastąpił kolejny wybuch entuzjazmu, którego tym razem urzędnik nie hamował, a jedynie ukłonił się delikatnie i zszedł z mównicy. Na jego miejsce wstąpił kapitan Steiner.
- Dziękuję, gubernatorze, za te słowa i za okazane nam zaufanie. Od kiedy tylko ludzkość wstąpiła na drogę międzygalaktycznej współpracy, razem z naszymi sojusznikami wspólnie stawaliśmy do walki o lepsze jutro. Nasz oddział jest reprezentacją marzeń i aspiracji wszystkich ras Cytadeli, stworzonym by stawać w każdej słusznej sprawie tam, gdzie będziemy potrzebni. Niezależnie od tego, co stanie na naszej drodze, nie pozwolimy, by strach i nienawiść rządziły galaktyką. Na naszej warcie żaden niewinny nie zostanie osamotniony w walce z niesprawiedliwością. Macie na to słowo moje i wszystkich moich ludzi.
------------------------------------------------
Jakiś czas później, po jeszcze kilku przemowach, oficjalnym wręczeniu symbolicznego "klucza" do systemów obrony planetarnej i krótkiej sesji zdjęciowej dla lokalnych mediów, poszczególne oddziały rozeszły się do swoich zadań w asyście sporych grupek kolonistów.
Tori- Tutaj znajduje się główne stanowisko obrony planetarnej, panie kapitanie - wyjaśniał gubernator Maksymowicz, gdy cała drużyna wraz ze Steinerem i żołnierzami Obrony Planetarnej weszła do dużego, okrągłego pomieszczenia pełnego ekranów monitorujących różne aspekty działania broni i skanujących przestrzeń kosmiczną. Oprócz stanowisk po bokach, zarezerwowanych dla inżynierów, na samym środku znajdowało się centralne stanowisko bojowe z bezpośrednim dostępem do głównych dział. - Dzięki hojności Przymierza udało nam się póki co doprowadzić do zdolności bojowej trzy baterie. Ta, w której teraz się znajdujemy, stanowi główny element obrony. Ochrzciliśmy ją nazwą "Admirał Kuzniecow", na cześć bohatera wojennego z dawnych czasów.
- To doskonały przykład dla wszystkich wichrzycieli, którzy twierdzą, że ludzkość nie potrafi bronić swoich kolonii, gubernatorze - przyznał Steiner.
- To prawda - zgodził się Maksymowicz. Mężczyzna przestąpił nerwowo z nogi na nogę, po czym odezwał się niepewnie - Kapitanie, mieszkańcy bardzo chcieliby zobaczyć działanie tej baterii w akcji. Jeszcze jej nie testowaliśmy, ale jesteśmy prawie pewni, że nie będzie żadnych problemów technicznych. Czy jeden z pańskich ludzi, to znaczy... podwładnych mógłby uczynić nam ten zaszczyt i zestrzelić kilka próbnych celów?
- Naturalnie, gubernatorze. Cieszę się, że pan to zaproponował - kapitan odwrócił się, spojrzał po swoich żołnierzach i podrapał się po brodzie.
- Wspaniale! Słyszeliście, ludziska! Uruchomić mi to działo, ale migiem! - huknął Maksymowicz na swoich żołnierzy, a ci rzucili się do stanowisk.
- Te'eria, przeszłyście szkolenie w prowadzeniu myśliwców, prawda? - przypomniał sobie Steiner - Systemy strzeleckie są bardzo podobne, więc wskakujcie na fotel i pokażcie, na co was stać.
Tomasz i Ashilda- Baaaaaaczność! - ryknął żołnierz Obrony Planetarnej z pagonami kaprala, gdy do pomieszczenia weszły drużyny Delta i Bravo. Oddział milicji czekał już pod ścianą naprzeciwko wejścia na tor przeszkód. Na balkonach ponad głównym pomieszczeniem tłoczyli się cywile, chętni by zobaczyć przybyłych komandosów w akcji.
Szybki rzut oka na tor, w który mieli za chwilę wkroczyć dał nieco pojęcia o tym, co ich czekało. Najpierw standardowe strzelanie do wychylających się celów, potem pewnie czołgani się pod ostrzałem, wspinaczka, walka w pomieszczeniu... część toru znikała za zakrętem, więc były to głównie przypuszczenia, ale na pierwszy rzut oka nie zapowiadało się nic szczególnego.
- To dla nas zaszczyt, móc gościć profesjonalnych żołnierzy na rozkazach Rady Cytadeli - zaczął kapral, witając się z dowódcami obu drużyn. - Nazywam się Fiodor Aleksandrow, i w randze kaprala dowodzę drużyną Obrony Planetarnej. Moi ludzie nie mogą się doczekać by zobaczyć, jak sobie radzicie w warunkach bojowych. Mamy nadzieję wiele się od was nauczyć.
- No dobra, oby były fajne efekty na tym waszym maratonie - burknął Chag. - Ile włazi na raz?
- Eee... - zaczął niepewnie kapral - Tor jest przystosowany do biegu czwórkami, więc myśleliśmy, że może po dwie osoby z każdej...
- Jasne - przerwał mu Kroganin - Nie wiem, Kastner? Ze mną.
- Tak, tak - przytaknął Aleksandrow, zbyt zdziwiony, by wykrztusić z siebie coś więcej - A pan... eee... a dowódca drugiej drużyny? Pójdzie pan i kto jeszcze?
Pav'Tsar- ... więc mieliśmy nadzieję, że zechcą państwo zobaczyć z jaką dynamiką rozwija się nasza kolonia - tłumaczył główny inżynier Karamazov, prowadząc drużynę i porucznik T'Segos wąskim korytarzem wzdłuż rur wodociągowych.
- Naturalnie, dobrze widzieć, że ludzie się rozwijają - odparła Asari, i natychmiast na jej twarz wstąpiło przerażenie - Pod względem technicznym - dodała, zanim ktokolwiek zdążył zareagować.
- Tutaj, na przykład, zainstalowaliśmy ostatnio specjalny emiter, który kontroluje stan wody pod względem ewentualnych skażeń.
- To nie powinno być przygotowane już na samym początku? - zdziwiła się porucznik - Wydaje się być dość ważne.
- Oczywiście, już wcześniej kontrolowaliśmy zdatność wody - zapewnił inżynier - Ale wciąż nie mamy pełnej wiedzy o tym, czego może dostarczyć ten ekosystem. Możliwe, że w wodach gruntowych na niższym poziomie kryją się jakieś groźne bakterie, albo nieznane minerały szkodliwe dla naszych organizmów. Ten system jest zaprojektowany specjalnie, by monitorować wszelkie odstępstwa od pożądanego składu. WI nie będzie umiało ich sklasyfikować, ale poinformuje nas o potencjalnym niebezpieczeństwie. Wtedy będziemy wiedzieli, które próbki przebadać by dowiedzieć się czegoś więcej. Jeśli tylko...
Inżynier przerwał i zerknął na jeden z ekranów zamontowanych do systemów skanowania wody.
- Eee... - Karamazov dotknął komunikatora zamontowanego w uchu - Mamy problemy z przepływem, turbiny chyba się zacięły... jakieś spięcie w systemie. Chyba trzeba to zrobić manualnie, z tego miejsca. Zobaczcie, czy coś możecie zdziałać z centrali.
- Tonbay - szepnęła porucznik T'Segos - Spróbujcie coś zrobić, żeby mu pomóc. Znacie się na technicznych sprawach, prawda?
Lanteus-... dlatego właśnie, że jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność - skończył swoje krótkie przemówienie porucznik Parim, a zebrani w sali konferencyjnej żołnierze Obrony Planetarnej zaczęli bić brawo. Turianin uścisnął jeszcze raz dłoń porucznikowi Tagancewowi, głównemu oficerowi Obrony Planetarnej i razem zeszli z mównicy. Zarówno drużyna Orion jak i milicja wstali ze swoich krzeseł i wspólnie ruszyli do sali obok, gdzie na środku pomieszczenia znajdowała się kwadratowa mata do ćwiczeń.
- Zastanawiałem się, czy nie zechciałby pan oddelegować jednego ze swoich podkomendnych do krótkiego sparingu, poruczniku - zaproponował Tagancew, odgarniając z twarzy nieco zbyt długie blond włosy. - Moi ludzie regularnie trenują walkę w zwarciu, by zyskać dodatkową przewagę nad przeciwnikiem gdy uda im się zbliżyć wystarczająco blisko.
- To dobry pomysł - przyznał Parim. - Praktykujecie jakieś specjalne sztuki walki?
- Tak, głównie Jujutsu. To starożytna ludzka sztuka walki, dająca szerokie pole do popisu jeśli chodzi o uszkadzanie przeciwnika. Ale myślę, że na potrzeby sparingu możemy zastosować nieco inną doktrynę, bardziej klasycznej walki miejskiej.
- Zgadzam się - Parim rzucił okiem na towarzyszącą mu drużynę, a jego wzrok szybko skupił się na szeregowym Mavarrenie - Szeregowy, będziecie reprezentować drużynę. Wystąpcie.
W tym samym momencie, ludzki porucznik skinął dłonią na jednego ze swoich podwładnych. Z szeregu zielonych mundurów wyłonił się raczej średniej postury człowiek, wzrostem podobny Lanteusowi. Ze spokojnym uśmiechem na twarzy, wszedł na matę i stanął z dłońmi schowanymi za plecami, czekając na swojego przeciwnika.