Tomasz i Lanteus
- Wzięliście pod uwagę, że skoro nieprzyjaciel z pistoletem zbliżył się aż tak bardzo to może być chroniony przez tarczę kinetyczną, albo biotyczną? Wzięliście pod uwagę celność, odrzut i liczbę naboi w magazynku Mściciela? Uważacie, że jedną serią zdołacie zabić dwóch przeciwników, w dodatku nie stojących nawet obok siebie? Jak rozumiem, Katanę nosicie regulaminowo, tuż nad tyłkiem. Dobycie jej to kwestia sekundy, która nie jest dla was problemem biorąc pod uwagę, że jesteście na lepszej pozycji względem przeciwnika z pistoletem, a wróg z karabinem snajperskim nie zdąży przygotować się do strzału. Wystrzał z Katany ma większe szanse na szybkie unieruchomienie przeciwnika przy minimalnym koszcie w amunicji. Wyciągnięcie pistoletu to najwyżej pół sekundy, celny strzał z Predatora jest pewniejszy niż seria z Mściciela. - wygłosił swoją tyradę Steiner, tonem bardziej nauczyciela na wykładzie w akademii wojskowej niż szorstkim głosem oficera. Dopiero po chwili zorientował się, że powinien być chyba nieco ostrzejszy - Na Boga, niech mnie kule biją, jeśli spodziewałem się takiego "profesjonalizmu" w mojej załodze!
Kapitan zrobił kilka kroków w bok, po czym zatrzymał się przed jedną z Asari.
- Szeregowa Seleya! - dziewczyna z trudem wyprężyła się jeszcze bardziej. - Zbliża się do was dwóch przeciwników. Jeden osłonięty tarczą na dwunastej, drugi nie, an drugiej. Obaj z pistoletami, odległość 15 metrów. Jakiej mocy biotycznej użyjecie, prosz.
- Melduję, że użyłabym fali uderzeniowej, sir! Moim zdaniem powinna być wystarczająca, by powalić obu przeciwników!
- Fala uderzeniowa ma skuteczny zasięg średnio dziesięć metrów. Mogłaby poradzić sobie z nieosłoniętym przeciwnikiem, ale drugi prawdopodobnie by się jej oparł. - odparł Steiner - Najskuteczniejsza byłaby najpierw Osobliwość, a potem Odkształcenie. Wasze tarcze wytrzymają ostrzał z pistoletów do czasu, aż Osobliwość trafi obu przeciwników. Nie dość, że wyrwiecie jednemu z przeciwników tarczę, to jeszcze dokonacie implozji i powalicie obu wrogów za jednym zamachem. Wydawało mi się, że kto jak kto, ale Asari będzie coś na ten temat wiedziała!
W końcu, wzrok kapitana powędrował na Lanteusa. Podszedł do niego ze zmrużonymi oczami i przez chwilę przyglądał mu się w ciszy.
- Szeregowy Mavarren... może wy mi powiecie coś mądrego? Znajdujecie się za lekką osłoną. Do waszej pozycji nadciąga dwóch przeciwników syntetycznych, mechy bojowe. Oba wyposażone w pistolety, na dwunastej. Na dziesiątej osłonięty przeciwnik organiczny z karabinem szturmowym Windykator. Macie możliwość przemieszczania się za osłonę z prawej strony. Jakie wykonacie ruchy, prosz.
Ashilda
- Doskonale - odparła T'Segos i lekko skinęła głową. - Najwyraźniej zaszła jednak pomyłka w dokumentacji. Wysyłając was tutaj byłam przekonana, że posiadacie przeszkolenie inżynieryjne. Mimo to, skoro kapral na was nie narzeka, to znaczy, że dałyście sobie radę nawet w sytuacji wykraczającej poza wasze predyspozycje. Kontynuujcie.
Wychodząc, uśmiechnęła się jeszcze pod nosem i skinęła obu szeregowcom. Francis zasalutował energicznie i odczekał kilka chwil po tym, jak za drugą oficer zamknęły się drzwi.
- Wesoła, kurwa, Asari - burknął, zerkając tylko jeszcze od niechcenia na swój pulpit - Myśli, że jest sprytna. Myśli, że jest zabawna. Źle myśli. I niech się odpieprzy od mojego miejsca pracy. Już i tak wystarczająco mnie szlag trafia na myśl, że muszę służyć pod taką bandą ignorantów, którzy nie rozpoznaliby dalmierza nawet gdyby ktoś im przywalił nim przez łeb. I nawet nie wiedzą, kto z załogi ma przeszkolenie inżynieryjne...
Po skończonej tyradzie kapral wciąż rozglądał się gniewnie, jak gdyby szukał czegoś co mógłby kopnąć i ze smutkiem odkrył, że gdyby kopnął cokolwiek w tym pomieszczeniu to czekałoby go wiele godzin pracy nad poskładaniem tego do kupy. Dopiero wtedy przypomniał sobie, że w pokoju jest ktoś, kto słuchał tego przemówienia. Gdyby te słowa dotarły do niepowołanych uszu to on sam mógłby zostać użyty jako amunicja do artylerii pokładowej.
- Znaczy, ekhm... - zaczął, odchrząkując - Wiesz, jak jest.
Pav'Tsar
Historia dziennika roboczego była dość interesująca. Problemy z przepływem energii, nagłe skoki aktywności generatora, błędy w działaniu reaktorów awaryjnych i tego typu atrakcje. Szybki rzut oka na datę ostatniego wpisu (kilka tygodni przed oddaniem okrętu na rzecz projektu kooperacyjnego) dawał nadzieję, że większość problemów została wyeliminowana przez ten czas.
- W porządku, skok wykonany bez problemów - odezwał się po chwili Petrescu, analizując dane na swojej konsoli - Dryf tuż poniżej 1500 K.
- Doskonale - odezwał się głos pilota z komunikatora. - Spróbuję podłączyć nas do sieci, na wypadek gdyby kapitan chciał przekazać raport dla dowództwa.
- To może później - zauważył młodszy inżynier Takács - Podłączanie się zaraz po skoku może doprowadzić do skoku przepływu energii. Jeszcze poszłyby nam jakieś obwody, albo i cały reaktor.
- Słusznie - przyznał chorąży - Panie poruczniku, proszę wstrzymać się z tą siecią. Poczekamy aż spadną trochę obroty, i przy okazji poczekamy na rozkaz kapitana.
- W porządku - odparł pilot, głosem który sugerował że jego właściciel właśnie wzrusza ramionami - W każdym razie, wrzućcie jakieś automatyczne zarządzanie energią i chyba póki co macie fajrant. Według rozkładu jazdy, pierwszą kolonię odwiedzamy dopiero jutro, więc póki co gdzieś sobie zautopilotuję.
Petrescu zerknął na Parima, uważnie obserwującego wszystkich w pomieszczeniu, który tylko delikatnie skinął głową.
- No dobra, wszyscy. Odpalcie domyślne sterowanie systemów i lećcie do kajut.
Dwójka ludzkich inżynierów pośpiesznie stuknęła jeszcze kilka razy w swoje pulpity, a następnie wyszła z maszynowni szepcząc między sobą. Remma również zamknęła w końcu szafkę z kablami, odłożyła narzędzia i ruszyła w stronę drzwi. Parim z kolei podszedł do Petrescu i obaj zaczęli rozmawiać, wpatrując się jednocześnie w silnik Hastingsa.
Tori
Po krótkiej chwili, wręcz mgnieniu oka, Hastings był już w zupełnie innej części galaktyki. Przed okrętem pojawiła się bezkresna pustka kosmosu, urozmaicona tylko widocznymi w oddali dwiema planetami i gwiazdą systemu, do którego właśnie wlecieli. Jedna z planet była większa i bijąca już z daleka zielenią powierzchni, a druga bardziej przypominała z wyglądu jałowy księżyc niż planetę, choć gabaryty nie pozostawiały złudzeń.
- W porządku, skok wykonany bez problemów - odezwał się z komunikatora główny inżynier - Dryf tuż poniżej 1500 K.
- Doskonale - odparł Mazzini, wygodniej rozsiadając się na fotelu - Spróbuję podłączyć nas do sieci, na wypadek gdyby kapitan chciał przekazać raport dla dowództwa.
- To może później - zauważył inny głos z maszynowni - Podłączanie się zaraz po skoku może doprowadzić do skoku przepływu energii. Jeszcze poszłyby nam jakieś obwody, albo i cały reaktor.
- Słusznie - przyznał inżynier - Panie poruczniku, proszę wstrzymać się z tą siecią. Poczekamy aż spadną trochę obroty, i przy okazji poczekamy na rozkaz kapitana.
- W porządku - odparł pilot, wzruszając ramionami - W każdym razie, wrzućcie jakieś automatyczne zarządzanie energią i chyba póki co macie fajrant. Według rozkładu jazdy, pierwszą kolonię odwiedzamy dopiero jutro, więc póki co gdzieś sobie zautopilotuję.
- Namierzyłam kom-boję, poruczniku - odezwała się główna nawigator. - Czekamy?
- No czekamy, czekamy - Vincent założył sobie ręce za głowę i zaczął przyglądać się systemowi, w którym znalazł się statek - Kolonia na Atlas. Straszne zadupie podobno, głównie rolnicy i takie tam. Z tego, co czytałem, Przymierze dopiero niedawno zainstalowało u nich jakieś systemy obrony planetarnej. Nie dość, że liche, bo raptem dwa działa przeciwlotnicze, to jeszcze koloniści się burzą, że takie akcje tylko prowokują łowców niewolników.
- A prowokują? - spytała Rasmussen, wciąż wpatrzona w swój ekran.
- Samo istnienie kolonistów ich prowokuje - odparł Viryn. - Jedyna różnica to taka, że teraz kolonia ma z czego strzelać na wszelki wypadek.