Ekipa z wolna weszła między drzewa. Pierwszy szedł Bartok, kilka kroków za nim postępował Sójeczka, obaj mieli w rękach broń przygotowaną do strzału. Dobry kawałek za nimi szło trzech bandytów, wyraźnie znających się z dawnych czasów, tuż obok nich szedł Syriusz. Jeden z bandziorów rzucił na niego okiem, po czym wzruszył ramionami i odwrócił się do reszty. Nie wyglądało żeby przejęli się towarzystwem, zaś sam Łysy nie poznawał żadnego z nich. Zaraz za nimi postępowała gromada cywili, w którą wmieszał się strażnik miejski, na końcu zaś szedł Ivor, zamykający kolumnę.
Las nie sprawiał wrażenie szczególnie przyjaznego, choć nie można było powiedzieć że jest straszny. Drzewa stały dość blisko siebie, co w połączeniu z bardzo rozbudowanymi, poplątanymi koronami powodowało, że poniżej panował lekki półmrok, gdzieniegdzie tylko przetykany snopem światła przebijającym się przez plątaninę gałęzi i liści. Na powierzchni gęstwa paproci, widłaków, kwiatów, dzikich malin i jeżyn spowalniała marszrutę, ukrywając korzenie drzew, przez co co rusz ktoś się potykał. Relaksujący, odprężający zapach lasu, zapach porannej rosy, próchna, kwiatów i leśnych owoców nieustannie walczył z nieustannymi trzaskami, szelestami, odgłosami zwierząt, irytująco niespokojnym szumem wiatru ślizgającego się pomiędzy liśćmi. Każdy dźwięk rozbudzał zmysły, potęgował czujność, a także pobudzał lęk, coraz bardziej zakrawający na paranoję. Każde poruszenie w zaroślach, spowodowane przez drobnego zwierzaka, każdy ruch ptaka w koronach drzew przywodził na myśl orkową zasadzkę.
Bartok kluczył, przystawał, często badał ślady. W pewnym momencie stanął jak wryty, by po chwili błyskawicznie dać znać by się cofnąć, po czym obeszliście coś szerokim łukiem. Nikt nie miał, przynajmniej na tą chwilę, ochoty odezwać się i zapytać co takiego właśnie minęli. Jednak po przejściu kolejnego odcinka Bartok ponownie stanął jak wryty, nie ruszając się przez dłuższą chwilę, wpatrzony w zarośla przed sobą. Gdy po chwili Sójeczka, niecierpliwiony, trochę zaniepokojony, podszedł do niego sprawdzić co się stało, łowca był blady jak wapienna skała i tępo wpatrywał się w sobie tylko znany punkt wśród zarośli.
-Oo... ooo... oni... nie... - mamrotał.