Więc zagrałem w Skyrim cztery lata po premierze, nabyłem Edycję Ebicką (Legendary) za 40 złotych w ostatniej steamowej letniej wyprzedaży. Nie zaszedłem daleko. Z tego, co rozumiem, jedynym mającym znaczenie dla fabuły wyborem jest opowiedzenie się za Cesarskimi lub Nordami, więc ponieważ Cesarscy skazali mnie na śmierć za nie-wiem-co, ukończyłem samouczek po stronie Sztormopłaszczki (Stormcloak) i udałem się z nim do pobliskiej wioski, gdzie on zadekował się w domu szwagra, a ja, chcąc spieniężnić splądrowane przedmioty, przypadkiem natrafiłem na trop przygody, który skierował mnie w stronę pobliskiego kurhanu, zwanego Czarnygłazem. Kurhan to historia na inny dzień, ale gdy już udało mi się odzyskać poszukiwany przez kupca skradziony bibelot, nie miałem szansy opowiedzieć mu o ukrytych komnatach za pomocą bibelotu otwartych. Chyba już nigdy się nie dowie.
Gram Kadżitką-czarodziejką unikającą walki. Niestety skradanie się wychodzi jej słabo, ale udało mi się uniknąć zabicia przynajmniej jednej osoby strzegącej wejścia do Czarnygłazu. Pewnie kręci się nadal przed bramą wejściową, zastanawiając się, dokąd wszyscy poszli i kiedy wrócą.
Wróciłem do okolicznej karczmy, by się przespać, przeczytać znalezione i nabyte, magiczne jak i niemagiczne księgi. W międzyczasie pobrałem oficjalny zestaw tekstur wysokiej rozdzielczości. Nie widzę szczególnej różnicy (tak, .espy z teksturami są włączone w plikach danych), ale odnoszę wrażenie, że przynajmniej stópki mojej czarownicy są trochę bardziej kształtne. Skrada się boso i staram się grać w perspektywie trzeciej osoby, więc to ważne dla mojej ~*~IMERSJI~*~. (I tak jej nogi są zdeformowane w porównaniu z Khajiitami spotkanymi w Vvardenfell jakieś dwie ery temu. Poza tym w jej ubraniach nie ma dziury na ogon, więc nie rozumiem, czemu przenika przez kieckę.)
Nie miałem zamiaru dzisiaj grać, chciałem po prostu opuścić karczmę, by popatrzeć na wioskę i sprawdzić, czy nowe tekstury zrobią jakąś widoczną różnicę - ale nie, gra powiedziała: NIESPODZIANKA C**JU PORA NA PRZYGODĘ. Gdy tylko Ahirii przestąpiła próg taberny, czekało na nią trzech smutnych osobników w stereotypowo nordowych zbrojach, którzy poinformowali ją, że przyszli dać jej nauczkę. Mądra kadżitka (chociaż w grze nie da się już tego zmierzyć atrybutem inteligencji) natychmiast zaczęła spierdzielać od zagrożenia - jak się okazuje, słusznie, bo zbóje dysponowali jakimś zaklętym orężem wysysającym manę. Jeden z nich niestety został zabity w ramach samoobrony jako ostrzeżenie, ale pozostała dwójka kontynuowała niezrażona, krzycząc coś w stylu "WIELKI SKAJRIM CAŁY NORDOWY" i "ZROBIĘ SOBIE DYWAN Z KOTA". W końcu po całym dniu biegania po wiosce i okolicach, moja czarodziejka ich zgubiła, kryjąc się pod mostkiem, postanowiła tam poczekać aż sobie pójdą. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, pozostały duet zbójów postanowił przejść się na ten właśnie pomost, co kotka poczytała sobie za dobrą okazję, by spróbować się odwdzięczyć niegodziwcom, opróżniając ich kieszenie. Tutaj minus dla Skyrima za to, że nie pozwolił jej wepchnąć łapy przez dziury w deskach i jakoś sięgnąć do sakiewek. Rozumiem, że ta gra to nie Metal Gear, ale mimo wszystko...
Próbowałem obejść ich jakoś z innej strony. Przeszedłem na drugą stronę rzeki i nieco się oddalić, by mieć nieco więcej miejsca do manewrowania, ale choć do tej pory stali w jednym miejscu, nagle zaczęli przemieszczać się na pomoście.
(http://i.imgur.com/XitUuKd.jpg)
Przeszli wraz ze mną na jego drugi koniec. Okazało się, że najemne zbiry kierowały się w stronę mojej obecnej pozycji nawet, gdy nie wiedzieli, gdzie jestem. Gra nie dała mi szansy, musiałem ich spalić. W zwłokach jednego z nich znalazłem jakiś kontrakt podpisany przez niejakiego Bandytę. Nie wiem, jak poznali moje imię, ale nazwali mnie złodziejką, chociaż niczego nie ukradłam. Nie mam pojęcia, o co chodzi.
Co sądzę o grze?
Na razie spędzilem w niej pięć godzin i jest urzekająco prosta. Interfejs jest minimalny, elegancki i łatwy do nauczenia się. Wszystko jest bardzo przystępne i nawet osoba, która wcześniej nie grała w inne Zwoje Starszych w trymiga załapie, jak grać. Jak na razie przygody sprawiają wrażenie, jakby czekały na każdym rogu. Gra wygląda ładnie. Z tego, co rozumiem, dosłownie nie można popełnić zbyt poważnych błędów w rozwoju postaci, bo reszta świata i tak skaluje się do mojego poziomu, a jeśli w pewnym momencie unikanie walki odbije mi się czkawką i zacznę spotykać niesławnych bandytów w pełnym daedrycznym ekwipunku mających mnie na strzała, to zawsze będę mógł np. zmienić mnożniki na zadawanych i otrzymywanych przeze mnie obrażeniach na moją korzyść, schodząc na niższy poziom trudności. Płeć i rasa Smoczego Dziecięcia zdaje się nie mieć prawie żadnego wpływu na rozgrywkę.
Łatwy, przystępny i elegancki action-RPG, prawie hack'n'slash, najeżony pomniejszymi przygodami i łupami. Uproszczony i niewymagający a rozbudowany. Miła gra. Od dawna nie grałem w coś tak lekkiego.
"Jeśli uważasz, że jest łatwa, to graj od samego początku na poziomie trudności 'Legendarny' :P" - Otóż nie; uważam, że jest w sam raz. Taka już jej specyfika, że wszystko przychodzi bez większego problemu. Na dodatek sprawdzałem na wiki, i poziom trudności wpływa jedynie na otrzymywane i zadawane obrażenia. Będę się trzymał standardowego Adepta z oboma mnożnikami ustawionymi na x1.0.
"jeśli szukasz fajnego sposobu na rozgrywkę to polecam ci skradająco-iluzyjnego zabójcę-łucznika wampira" - Zabawne, że o tym wspominasz. Gdy pierwszy raz widziałem Skyrima u znajomych na wygnaniu w Wlk. Brytanii, chyba obaj grali właśnie kimś takim. Byli wampami, skradali się i mieli łuki i sztylety. Z tego dokładnie powodu nie gram kimś takim - chcę wypróbować czegoś innego.
"klimat - by było mroczniej i tak dalej poruszamy się nocą" - Nie potrzebuję mroku w moim high viking fantasy, ale ponieważ gram kotkiem, i tak staram być aktywny raczej w nocy, niż w dzień. I przy okazji: umiejętność khajiickiej nocnej wizji bardziej przeszkadza, niż pomaga.
Jeśli chodzi o interfejs Skyrima, to oczywiście ekwipunek jest listą pozbawioną poglądowych miniatur, więc faktycznie nie jest wygodniejszy, niż np. w Morrowindzie, ale po menusach magii, talentów, mapy i dziennika nawiguje się mi prosto. W menu talentów można kliknąć w interesującą nas umiejętność!
@skalowanie: Potwierdzam, że drewniane skrzynki i beczki w Morrowindzie zawierają w sobie pewną dozę kota Schroedingera, tzn. ich zawartość nie jest ustalona aż do momentu otwarcia ich, kiedy pojawia się w nich losowy łup skalujący się z poziomem. Natomiast statystyki przeciwników są stałe, ale chyba na wyższych poziomach doświadczenia postaci istnieje większa szansa, że w miejscach, w których istnieje możliwość losowej generacji (nie wiem, jak wiele ich w TESIII jest), gra będzie wsadzała mocniejszych niemilców.
Tutaj (http://www.uesp.net/wiki/Morrowind:Leveled_Lists) znajduje się lista wszystkich przedmiotów generowanych w zależności od poziomu gracza. Co ciekawe, najwyższy poziom mający wpływ na łup to 20. W oczy rzuca się seria list random_smuggler_(level), z której łup w niektórych skrzynkach wsadza lista l_n_smuggled_goods. random_smuggler_11+ to te słynne pudła ze skoomą, wielkimi klejnotami dusz, zwojami Łamacza Zamków Ekasha i złotymi górami.
Meanwhile, in Skyrim...
Ponieważ ktoś najwyraźniej zagiął na Ahirii parol, Kadżitka postanowiła nie czekać na rewanż rodziny i przyjaciół zbirów odesłanych przez nią do Eteriusa w czynie samoobrony. Spakowawszy swoje książki, opuściła wynajęty pokój w karczmie w Górskim Strumyku, czy jak się zwała wioska, do której przywiódł ją nørski towarzysz niedoli z Helgen. Zdążyła jeszcze poduczyć się absolutnych podstaw tworzenia pancerzy i broni od lokalnego kowala, po czym udała się daleko na północny wschód, do Winterhold, by dostać się do tamtejszej szkoły czarodziejstwa i pozyskać wiedzę o potężniejszych zaklęciach od znanego jej miotacza ognia, miotacza błyskawic i miotacza mrozu.
Podróż składała się z jednego dnia nieustannego biegu interwałowego. Po drodze zaczepiło mnie parę zmutowanych pająków, przed którymi uciekłem i dwa wygłodniałe wilki na tyle zdesperowane, że instynkt przezwyciężył strach przed chodzącym na zadnich nogach kotem zionącym ogniem z rąk. Psy zostały zmienione w żywe pochodnie, ponieważ okazały się zbyt szybkie i wytrzymałe, by im umknąć. Minęła mnie też para Nørdów goniąca uciekającego łosia(?) i jeden kurier Grömøpłaszczek, z nikim jednak nie zamieniłem słowa, ponieważ gdyż. Muszę powiedzieć, że Niebobrzeg wydał mi się żywy dzięki tym losowym spotkaniom. Nie zatrzymując się w drodze, przeszedłem obok jakichś czterech-pięciu lokacji, które zaznaczyłem sobie w mentalnej mapie jako miejsca do zwiedzenia. Obszedłem też Whiterun (Białą Grań, tę, z której wywodziła się jakaś słynna pani alchemik z Balmory z trzeciej ery!) łukiem, ignorując wymogi głównej linii fabularnej, by zagadać z tamtejszym earlem.
Pod koniec dnia, zbliżając się do Zimowej Twierdzy, wycieńczoną wysiłkiem fizycznym kotkę zaatakował kolejny śmiertelnie wygłodniały wilk, tym razem lodowy. Wyglądał podobnie do zwykłego, ale jego numerki były większe od numerków zwykłych przedstawicieli gatunku Canis Lupus. Zanim się stopił, prawie mnie zagryzł, ale ponieważ najwidoczniej jestem głęboko powiązany z Histem i całą energią witalną Aurbis, moje śmiertelne rany szybko się zasklepiły bez jakiejkolwiek akcji z mojej strony.
Do Winterhold dotarłem późnym zmierzchem. Twierdza okazała się skromną mieściną. Wkrótce po moim przybyciu rozpętała się burza śnieżna. Jeden ze stróżów spytał się, czy ktoś nie ukradł mi mojej słodkiej bułeczki, ale ponieważ nadal miałem jedną w ekwipunku, kupioną w karczmie w Pipidówie Małej, zjadłem ze smakiem na jego oczach i ruszyłem dalej. Zwiedzając mieścinę, dwóch "niedoświadczonych nekromantów" z jakiegoś powodu zaatakowało jakąś sprzedawczynię i zostało zaszlachtowanych. Nikt nie rościł sobie prawa do ich magicznej odzieży, skonfiskowałem ją zatem.
Na końcu wioski dotarłem do misternie wykonanego pomostu. Stojąca w przejściu Dunmerka poinformowała mnie, że w życiu nie przejdę, a dopytana dalej, przyznała, że dotarłem do mojego celu - Winterhold College. Gdy wyraziłem chęć dołączenia do szkoły jako uczennica, zostałem poddany próbie:
(http://i.imgur.com/dHoPjBx.jpg)
Nie są to trzy pytania Corristo z Gothica. Pani elfka spytała tylko o jedną rzecz i z trzech możliwych opcji tylko jedna wydawała się rozsądnym wyborem. Udzieliłem odpowiedzi podświetlonej na obrazku, zdradzającej największą ciekawość świata. Podejrzewam, że nawet gdyby inne odpowiedzi były błędne, to w przeciwieństwie do Kręgu Ognia, nadal miałbym szansę dostać się do ekskluzywnego grona studentów akademii w Zimowej Twierdzy - czy to odpowiadając po raz drugi, czy też wdzierając się do środka przemocą.
Drugą częścią testu (nie pamiętam, czy przed pytaniem, czy dopiero po nim) było powierzenie mi zaklęcia przywołania atronacha ognia i poproszenie mnie o rzucenie go. Próba sprowadziła się do prostego sprawdzenia, czy spełniam wymogi posiadania +5 do many (zaklęcie kosztowało 150 punktów magii). Miałem jedynie +3, ale wspomagając się skrzętnie zachowanym na tego typu okazje magicznym kapturem zwiększającym maksymalną pojemność na manę, udało mi się zdać prosty egzamin wstępny. Nie pamiętam już, jakie premie dawały szaty niedoświadczonych nekromantów, ale przeczuwam, że zwiększały maksymalną manę akurat o tyle, by nawet postać, która nigdy nie zwiększała swojej many mogła rzucić wymagane zaklęcie. Proste poszukiwanie przygód, proste rozwiązywanie problemów, proste życie.
Dwie minuty po powiedzeniu mi, bym spadał na drzewo, zostałem powitany z otwartymi ramionami w college'u. Z miejsca przydzielono mi przytulny pokoik w internacie i natychmiast (choć było bardzo późno w nocy) rozpoczęto zajęcia. Poza mną było dosłownie trzech innych nowych studentów, co wydało mi się niedorzecznie srogim niżem demograficznym, najpewniej spowodowanym atakami nekromantów i lodowych wilków.
Stanąłem obok jakiegoś Khajiita (pierwszego rodaka, którego spotkałem w Niebobrzegu! szczerze mówiąc, spodziewałem się, że społeczność akademicka będzie bardziej kolorowa od pospólstwa i byłem uradowany, gdy moje domysły okazały się prawdziwe) i wsłuchałem się w słowa profesora (ufam, że bretońskiego pochodzenia). Reszta studentów okazała się niecierpliwymi bucami i bezczelnie poganiała wykładowcę, by zakończył wykład i przeszedł do części praktycznej. Ja oczywiście oponowałem, z szacunku dla nauczyciela, lecz ten zamiast wyrzucić nieokrzesaną trójkę z mikroaudytorium, uległ ich żądaniom i poprosił mnie, bym wykorzystał nauczonego się z jednej z ksiąg magicznych zaklęcia odbicia, by ochronić się przed jego zaklęciem ofensywnym. Przypomniałem sobie, że faktycznie takie posiadałem, zacząłem je zatem przygotowywać w prawej ręce, w lewej dzierżąc wciąż małą kulkę ognia. Gdy tylko wzniosłem ręce do góry, stało się coś niedobrego, bo całe istnienie zamarło (gra się zawiesiła).
Chciałem przy okazji podzielić się spostrzeżeniami Super Skoku Zajęczego na temat Skyrima i Morrowinda: https://www.youtube.com/watch?v=1wujJnlsJh4 . W filmiku George wspomina przelotnie, że "każdy NPC w Skyrim wydał mu się najnudniejszym NPCem w Skyrim". Odnoszę to samo wrażenie. Nie pamiętam imienia dosłownie jakiejkolwiek postaci w grze. (W Morrowind nie było o wiele lepiej, bo poza Gajuszem Cosadesem nie potrafiłbym wymienić chyba żadnego imienia.) No ale grałem tylko pięć godzin, może później będzie lepiej.
dwa posty wyżej...
- Nie polecam ładować w perki obniżające koszty czarów, bo to marnotrawstwo punktów, to samo z lepszym skutkiem osiągniesz dzięki zaklinaniu (jeśli chcesz nim się zajmować, jeśli nie, to możesz marnować pkty dalej xd)
- Serio nie wiesz do czego są słowa mocy, czy po prostu tak napisałeś dla klimatu? By odblokować każde następne potrzebujesz smoczą duszę, a by ją zdobyć to wiadomo, trzeba ukatrupić jaszczurkę. Póki nie wykonasz misji gdzie w białej grani masz zabić smoka przy wieży strażniczej razem z Irileth to smoki nie będą latać jeszcze po całym skajrim, imho - nie odblokujesz nic nowego z krzyków
post wyżej...
Mam pytanie: graliście w Skyrima w wersji kinowej, czy z polskim dubbingiem? Ja wybrałem kinową, chociaż trochę teraz żałuję, bo każdą wypowiedź analizuję pod kątem różnic tłumaczenia w stosunku do tego, co jest mówione, a kontekst często mi umyka.
Ja tam grałem na polskim dubbingu, uważam, że jest bardzo dobry i nie zasługuje by go wyłączać.
Pozwoliłem sobie dodać taga coby Ce mógł sam zdecydować czy chce poznać szczegóły pierwszego questa fabularnego - Da Flad
czy ja wiem czy to takie szczegóły, napisałem tylko cel tego zadania :P do szczegółów tu sporo brakuje
Również polecam wersję dubbingową, chyba że ktoś ma dużą alergię na spolszczenia nazw miejscowości.
Jeśli Ahirii postanowi nieco częściej odwiedzać okolice fortu Kastav (bo, o ile mnie wzrok nie myli, on to widnieje na tym screenie)
(http://i.imgur.com/DlcabjP.jpg)
to czekam z utęsknieniem na obserwacje dotyczące spontanicznych deszczów martwych koni, z jakich słynie ten rejon :^}
No chyba, że zdarza się to jedynie mnie. Byłoby szkoda :3