Forum RPG Center

Święte Przymierze => Terytorium Neutralne => Wątek zaczęty przez: Murtag w Sierpień 24, 2013, 20:40:59 pm

Tytuł: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Murtag w Sierpień 24, 2013, 20:40:59 pm
(http://img197.imageshack.us/img197/6457/2226vp.jpg)

Gdzieś na terytorium neutralnym, obszarze dzielącym ziemie trzech zakonów, trzy grupy wojowników i magów przedzierały się przez gęsty las. W wieczornym półmroku armie zmierzały ku wyznaczonemu miejscu.. W szeregach każdej z grup podenerwowanie rosło z każdym, przybliżającym do celu krokiem. Adrenalina zwiększała swe stężenie dodając piechurom wigoru. Tak oto po trzech kwadransach przedzierania się przez gęste zarośla grupy zbrojnych i magów stanęły wreszcie na małej polance. I nastąpiła masowa konsternacja. Tawerny nie było...  Innosowcy i wyznawcy Beliara, pomiędzy nimi, w niebieskich szatach, przedstawiciele Adanosa. Stali i uwierzyć nie mogli, patrząc na małą tabliczkę z napisem: "Mam dość robaków! Magowie przeteleportowali Tawernę w okolice Miasta" - wasz karczmarz



W terenie zabudowanym, czy nie. Początki zawsze wyglądają tak samo:
Drzwi karczmy otworzyły się. Stanęła w nich potężna postać. Nikłe, padające z tyłu światło nie pozwalało dojrzeć twarzy. Odchrząknęła i odezwała się głosem sugerującym, iż kontrola jakości każdego trunku o zawartości alkoholu większej niż w mleku, dopiero co się zakończyła.

- Witajcie! Khmm… Cieszy mnie, że tak wielu zdecydowało się przybyć ponownie do tego przybytku, stanowiącego ostoję wesołości… i pijaństwa. Zanim jednak wejdziecie do środka musicie poznać obowiązujące tu zasady. Tak, tak, zasady!
- Tyle rzeczę, reszty dowiecie się wewnątrz. A teraz do środka, kamraci. Ino drzwi mi nie roznieście! Co to ja miałem... ach, no tak! Jako że miastowi biurokraci to sukinsyny ponad miarę wszelką, psia mać ich gamratka, nazwę tej tancbudy, tawerny, karczmy, zajazdu i zamtuza, a zwłaszcza zamtuza, w jednym w papiery i rejestr oficjalny wpisać mi wypadało. Z braku laku od dzisiaj chlać na umór będziecie w karczmie "Pod Zdechłym Karczmarzem". Tylko sobie tego do serca nie bierzcie, bo dupy nakopię równo!


Wersja łopatologiczna, tak żeby nie było niedomówień, albo ktoś z AjKiu równej prędkości biegu ameby aluzji nie pojął:
Kwestia wypraw, tak dla potomności:

M e n u    T r u n k ó w

(click to show/hide)





Regulamin, w celu usprawnienia działania Tawerny, może ulec zmianie wraz z pojawianiem się bieżących potrzeb. Decyzje karczmarza stają się ogólnie obowiązującą zasadą, chyba że zostaną zakwestionowane i odpowiednio zargumentowane.
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Zręczny w Sierpień 24, 2013, 21:25:37 pm
Pierwszy do karczmy zajrzał Tundris. Wolnym krokiem podszedł do lady, i poprosił karczmarza o kufel piwa. Po chwili stało przed nim wielkie naczynie pełne zimnego trunku. Przysunął je, i wziął pierwszego łyka.
- Serwujecie bardzo pyszne piwo, panie karczmarzu.
To powiedziawszy wyciągnął sakiewkę, i wyjął kilka srebrzystych monet. Położył je na stole w ramach zapłaty, a następnie dopił piwo. A że spokojność miał już w naturze, siedział cicho, i się zamyślił.
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Murtag w Sierpień 24, 2013, 23:13:03 pm
Z nosem przy ziemi zwiadowca ostrożnym ruchem dłoni rozgarnął ściółkę, starając się odczytać trop. Wokół unosił się zapach opadłych igieł sosnowych, grzybów i wilgoci. W lesie panowała cisza przerywana jedynie szumem gałęzi poruszanych przez wiatr. Można by rzecz, sielankowy krajobraz nieskalany przez człowieka, gdyby nie ślady końskich kopyt, które rozorały ściółkę na do niedawna nieuczęszczanej leśnej ścieżce.
Promienie wschodzącego słońca w większości zatrzymywane były przez drzewa, jednak ta niewielka ilość światła, która docierała do najniższych partii lasu w zupełności wystarczyła zawiadowcy. Podniósł się z ziemi, jeszcze raz spojrzał w stronę, w którą udali się jeźdźcy, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w swoją drogę.
[...]
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy zwiadowca stanął wreszcie w drzwiach przybytku o dumnej nazwie "Pod Zdechłym Karczmarzem". Rozejrzał się po wnętrzu izby. Lokal świecił pustkami, lecz pora była jeszcze dość wczesna. Jedynym gościem był siedzący przy ladzie wysoki, brązowowłosy jegomość w szarfie nowicjusza. Gdy ten odwrócił głowę, żeby spojrzeć, kto przybył do tawerny, Murtag rozpoznał w nim jednego z braci Zakonnych, niejakiego Tundrisa. Ruszył w jego kierunku, wymieniając po drodze pozdrowienia z barmanem.
- Witaj, dobrze widzieć znajomą twarz! Obawiałem się, że będę miał za towarzyszy jedynie świętoszków z Klasztoru i Kure.. tfu! Królestwa.
Po krótkiej wymianie uprzejmości zwiadowca sięgnął po sakiewkę, po czym zwrócił się ponownie do maga.
- Widzę, że piwo Ci się skończyło, pozwól mi postawić następną kolejkę. Barman! - Już na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że opiekun Tawerny nie jest w najmniejszym stopniu zadowolony, że tak wcześnie przyszło mu obsługiwać gości, toteż jego ruchy były demonstracyjnie powolne i ociężałe. Zwiadowca, korzystając z chwili jaką karczmarz potrzebował na dotarcie do lady, kontynuował rozmowę.
- Miałeś kiedyś okazję skosztować Gorzałki ™ MoG'a? - Nie czekając na odpowiedź, ponownie zwrócił się do barmana. - Daj no tu nam dwa razy Mózgotrzepa, dla mnie i dla mojego kompana! Na mój koszt!

Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Zręczny w Sierpień 25, 2013, 17:59:55 pm
Tundris uprzejmie podziękował Murtagowi. Po kilku minutach barman przyniósł dwie Gorzałki™. Nowicjusz skosztował trunku i ocenił, że jest najwspanialszą rzeczą, jaką kiedykolwiek pił. Podczas spożywania alkoholu, przeprowadził przyjazną rozmowę ze swoim kompanem, po czym zauważył, że Gorzałka™ ubyła mu z kufla, i został ostatni łyk.
- Tak już bywa zawsze, kamracie. To co dobre mija szybciej niż nam się wydaje.
To powiedziawszy, wyciągnął sakiewke, i sprawdził czy zostało mu pieniędzy na kolejny kufel Gorzałki™. Niestety, brakowało mu już pieniędzy, ponieważ ostatni majątek oddał za poprzedni kufel piwa.
- A niech to szlag! Wygląda na to, że muszę już iść. Do widzenia kolego!
Gdy tak powiedział do Murtaga, skierował się w stronę drzwi i wyszedł.
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Murtag w Sierpień 26, 2013, 14:56:44 pm
Trunek produkowany przez starego, zapijaczonego krasnoluda, jak każdy (kto miał tę wątpliwą przyjemność go kosztować) dobrze wie, nie bez powodu został potocznie nazwany "mózgotrzepem". Tak jak to bywało zazwyczaj, tak i w tym przypadku wypicie całego kufla trunku, odniosło pożądany efekt. Zwiadowca odprowadził wzrokiem Nowicjusza, opuszczającego lokal chwiejnym krokiem, uśmiechając się pod nosem. Gdy drzwi się zatrzasnęły, zwrócił się do barmana.
- Nic tylko czekać, aż to świństwo zacznie działać. Widziałeś? Duszkiem niemalże wychylił cały kufel.
- Taa. - Odburknął opiekun przybytku. - Już mu się gadki filozoficzne włączyły, a od tego niedaleka droga do polityki, tfu psia mać! - Splunął na podłogę. - A od polityki to mi się stoły i krzesła łamią. Ostatnio jak mi tu o polityce zaczęli gadać, to przez tydzień juchy z szynkwasu doszorować nie mogłem.
Zwiadowca rzucił okiem na ledwie napoczętą przez siebie Gorzałkę ™, po czym odsunął ja poza zasięg wzroku.
- Weź to świństwo ode mnie, dzisiaj chcę zachować w miarę trzeźwy umysł. - Rzekł do barmana, wyjmując i nabijając fajkę przygotowaną mieszanką ziół. -  Powiedz no mi, Smutas dalej dostarcza Wam miód? Może i burak był z niego jak mało kto, ale jego specjały... Ha! Niebo w gębie.
Gdy już zakończył proces nabijania tytoniu, spojrzał krytycznym okiem na swoje dzieło, po czym sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, wyjmując cienki patyczek. Przytrzymał go chwilę nad świecą, po czym przy jego pomocy zaczął rozpalać fajkę.
- Na Beliara, jeśli jest coś, co cenię sobie w Królestwie, to są to właśnie wyroby z pasiek tego cholernego barbarzyńcy. - Kontynuował półgębkiem, z fajką w ustach. - Już od dawna miałem ochotę napić się porządnego miodu. Nie masz tam może pod ladą jakiegoś Królewskiego? - Dodał z nadzieją w głosie.
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Endaron w Sierpień 29, 2013, 19:17:58 pm
Drzwi do tawerny uchyliły się pod naciskiem dłoni Endorna. Krasnolud wszedł i nawet nie zdejmując płaszcza usiadł przy stoliku w samym kącie Tawerny z dala od gaworzących zwiadowcy i karczmarza. Gdy zobaczyli oni nowego gościa zajazdu ten drugi od razu do niego podszedł.
- Może coś do picia szanowny panie? -  spytał na początek.
- Mhhhmmmm - odparł długim pomrukiem krasnolud.
- Dobrze, ale co dokładnie? - ponaglił go karczmarz - Może być piwo? A z innych trunków to mamy oczywiście wino i Gorzałkę TM.
- Piwo - powiedział tylko Endaron.
Po tych słowach oberżysta odszedł  po trunek zostawiając krasnala samego.  Ten zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Widać było, że tawerna od dawna nie była odwiedzana, aż cud, że jeszcze jej nie zamknęli. Tajemniczy zwiadowca to zapewne pierwszy gość od dobrych kilku tygodni. A nawet więcej. Zwiadowca ciągle przyglądał mu się z zainteresowaniem. Po krótkim czasie wrócił opiekun gospody.
- Proszę - rzekł stawiając na stół duży kufel pełen zimnego, brązowego trunku. - Oto pańskie piwo.
- Dziękuję - Endorn wyjął z kieszeni płaszcza kilka monet po czym postawił je na stole - To będzie wszystko.
Karczmarz zabrał monety i oddalił się  z powrotem do zwiadowcy.
- A, byłbym zapomniał. Gratuluję awansu! - rzucił na odchodnym.
Krasnolud kiwnął głową i podniósł kufel na znak toastu. Tajemniczy gość uczynił to samo.
"Nie spodziewałem się, że wieści rozchodzą się tak szybko" - Rozmyślał tak Endaron popijając przy tym piwo.
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Fenrir w Sierpień 29, 2013, 20:47:34 pm
Rodrik wszedł do tawerny wpuszczając za sobą podmuch wiatru i smród przejeżdżającego właśnie wozu z gnojem.
- Naprawdę muszą jeździć akurat tędy? - mruknął - Co to jakaś zmowa gildii gnojarzy?
- Ma pan rację - zgodził się karczmarz - Od przestawienia tawerny prosiłem ich mnóstwo razy, ale oni nadal swoje.
- Dobra, nie marudź tylko daj mi piwo.
- Już, już - odpowiedział zrzędliwie.
- Jak do niego naszczasz to ja naszczam ci do gardła!
 Po rozmowie z karczmarzem gnom rozejrzał się po przybytku i od razu się ucieszył widząc braci z zakonu. Postanowił przysiąść się do któregoś z nich, widząc, że Endaron najwyraźniej nie ma ochoty na towarzystwo podszedł do Murtaga.
- Można się przysiąść?
- Pewnie, że tak.
 Rodrik siadając zauważył, że zwiadowca zdążył już przechylić nie jedną flaszkę i gdy tak zauważał karczmarz podszedł do niego z zamówionym prze zeń piwem.
- Pana piwo - burknął.
- Dziękuje karczmarzu - odpowiedział grzecznie Akolita po czym wsypał czegoś do swojego napoju.
- Co tam dosypujesz? - spytał Murtag.
- Kupiłem kiedyś od jakiegoś alchemika. Wykrywa płyny uztr... ust... uz... no jak ktoś naszcza albo napluje do piwa to się dymi!
- Przydatna rzecz.
- Nie wiesz jak bardzo.
- Działa to w ogóle?
- Takie szczęście miałem, że owszem.
- I co? - spytał człowiek zaglądając do kufla Rodrika.
- Może nie jest taki głupi na jakiego wygląda - stwierdził gnom pijąc swój trunek - Postawić Ci piwo w imię nowo zawartej znajomości?
   
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: C w Sierpień 29, 2013, 23:50:53 pm
Zabrzęczał mały mosiężny dzwoneczek, gdy otwarły się drzwi do lombardu. Z wnętrza wyłonił się stary, pomarszczony mężczyzna w lnianej koszuli i prostych, mieszczańskich spodniach, i postać skryta pod przepastną szatą. W lewej dłoni trzymała miecz w czarnej, zdobionej pochwie. Starzec pożegnał się z wędrowcem, po czym począł zamykać okiennice.

Był to dobry dzień dla Cadrina. Od razu udało mu się znaleźć lombard, z którego pochodził miecz, który został mu przekazany przez jednego z braci zakonnych. Dotarł na miejsce na krótko przed zachodem słońca i zdążył wysłuchać opowieści starca prowadzącego przybytek o okolicznościach, w jakich wszedł w posiadanie broni. Był uprzejmy i rozprawiał długo i w wielkim szczególe, odpowiadając na wszystkie pytania kotołaka.

Pora obiadu minęła jednak jakiś czas temu, a Zatracony Mag od południa niczego nie jadł. Skierował więc kroki w stronę pobliskiej karczmy.

Mrucząc pod nosem, Cadrin wkroczył do wnętrza budynku osłaniając pledem głowę, osobliwie oczy, i powoli posunął prosto przez przestrzeń między wejściem a szynkwasem, kierując się węchem. W ciemności pod kocem widział idealnie proste czerwone linie, załamujące się gdzieś raz i raptem powracające do normalnego nachylenia. _____/¯¯¯¯ Próbował pod zamkniętymi powiekami śledzić ich trajektorię, ale zdawały się biec w nieskończoność, przepadając za nieokreśloną granicą pola widzenia. Dwukrotnie załamane linie pojawiały się w rytm melodii, którą kotołak zasłyszał gdzieś w mieście, a która teraz nienachalnie dźwięczała w jego uszach.

Udało się, Zatracony Mag powoli doszedł do lady, po drodze nie wpadając na nic. Uchylił rąbka pledu i rzucił przelotnym spojrzeniem na menu - od lat niezmienne. Za kontuarem stał karczmarz.
- Co waćpanowi podać? - spytał niedbale.
- Kiełbaszę z barana i dwie pajdy chleba ze szmalcem - wymamrotał. - I Madżik lit dżojnt plusz jeden - dodał półgębkiem.
Cadrin oparł miecz o szynkwas i wygrzebał z kieszeni w szacie sakwę z pieniędzmi.
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Murtag w Sierpień 30, 2013, 15:04:14 pm
Murtag nie zastanawiał się długo nad pytaniem gnoma i zrazu pospieszył z odpowiedzią.
- Grzechem byłoby odrzucić taką propozycję. Jak mawiał dziadunio: "Jak dają, to bierz, a pytań nie zadawaj!". Ehh psia jego mać, niech mu ziemia lekką będzie. - Uniósł kufel w geście toastu, po czym wychylił ostatnie krople miodu.
Barnaba niespiesznie oddalił się w kierunku beczki z piwem, niosąc dwa kufle w ręku.
- Ahh i uprzedzę twoje pytanie Rodriku. Obejdę się bez sztuczek alchemików. - Zwiadowca sięgnął do pasa, wyciągając sztylet, unosząc go na wysokość oczu gnoma. - Perspektywa dłoni przybitej do blatu zniechęca żartownisiów równie skutecznie co magiczne fanaberie.
Uczeń Miecza schował nóż za pazuchę, po czym odwrócił głowę w stronę odległego kąta Tawerny.
- Panie krasnoludzie, może do nas dołączysz? - Krzyknął, a jego głos rozległ się w całej izbie. - W kupie zawsze raźniej!
Jednak nim Poszukiwacz zdążył odpowiedzieć, drzwi do przybytku uchyliły się, ukazując stosunkowo niską postać opatuloną w barwne szaty. Jej pojawieniu towarzyszyło dziwne uczucie otępienia, jakiego doświadczyli wszyscy obecni. Gdy przybysz dotarł do lady, Barnaba zwrócił się do niego, stawiając zamówione piwa przed Murtagiem i Rodrikiem.
- Co waćpanowi podać?
- Kiełbaszę z barana i dwie pajdy chleba ze szmalcem. I Madżik lit dżojnt plusz jeden. - Odparł nieznajomy, dziwacznie wypowiadając słowa.
Zwiadowca obserwował karczmarza realizującego zamówienie, próbując się otrząsnąć z dziwnego stanu, który go ogarnął wraz z przybyciem obcego. Widząc, że jego wysiłki nie przynoszą efektu, postanowił zacząć realizować zamiary, z którymi przybył do Tawerny.
- Hej Barnaba. - zwrócił się do karczmarza smarującego chleb cienkim smalcem. - Czy w ciągu ostatnich tygodni nie zaglądały do Ciebie jakieś podejrzane typy?
- Masz na myśli bardziej podejrzanych niż Wy? Cóż, ostatnio niewiele tu się działo. - Ciągnął karczmarz, zwróciwszy wzrok na wejście do tawerny, gdzie kilku nowych gości, tęgich chłopów, weszło do przybytku. - Dawno nie było takiego ruchu. Czemu pytasz?
- Od jakiegoś czasu jestem na tropie kilku bandziorów. Napotkałem ich między Kharam a ruinami orkowej twierdzy i od tamtej pory podążałem ich śladem. - Zwiadowca upił łyk bursztynowego trunku, otarł rękawem usta z piany i kontynuował. - Dzisiaj rano, w lesie oddalonym o kilkanaście godzin marszu stąd, natrafiłem na nowy trop. Grupka, za którą podążałem, połączyła się z większym oddziałem konnym.
- Ot ci peszek. - Wtrącił karczmarz.
- A żebyś wiedział. Postanowiłem zawitać tutaj, licząc na znalezienie wsparcia. Poza tym bez koni i prowiantu nie ma szans na dorwanie drani. Kapituła z pewnością pokryje wszelkie koszty jakie poniesiesz. Nigdy nie szczędzą środków jeśli chodzi o zdrajców, bandytów i wykolejeńców.
- Ho ho! To i pewnie jaka nagroda za pomoc będzie, nie? - Włączył się do rozmowy jeden z rosłych drabów, którzy niedawno wkroczyli do przybytku. - Ja i mój znajomek zawsześmy chętni do wymierzania sprawiedliwości!
- No dobra, tylko nie drzyj mi się tu wsioku. - Właściciel tawerny zganił nadmiernie podekscytowanego osiłka, po czym zwrócił się do zwiadowcy. - Cztery konie w stajni mam, mogę ich Wam użyczyć. Pod warunkiem, że wrócą całe i zdrowe. - Rzucił krótkie spojrzenie na gnoma i krasnoluda. - A jak który z niższych waszmościów będzie chciał w wyprawie uczestniczyć, to wierzchem z panem zwiadowcą albo kim innym, bo kuców i osłów nie mam na stanie.
To mówiąc, podał dziwnemu przybyszowi zamówiony posiłek oraz skręta.
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Endaron w Sierpień 30, 2013, 19:09:22 pm
- Od dawna nie zaznałem porządnej bitki. - Oznajmił krasnolud. - Z chęcią do pana dołączę, panie.. ?
- Murtag. Wystarczy Murtag. - Sprostował go zwiadowca.
- Dobrze, mnie zwą Endaronem. - Odpowiedział, po czym podniósł się ospale, wziął pusty kufel w rękę i odniósł go do barmana. - Naprawdę dobre to piwo.
- Staram się, aby takie było. Receptura nie zmieniona od lat.
- Mmhhhm - Mruknął tylko krasnolud. Ruszył chwiejnym krokiem w kierunku drzwi mijając po drodze grupkę chłopów.
- Nie radzę. - Rzekł jeden z nich. Sądząc po mniej brudnym płaszczu, przywódca. - Księżyc w nowiu, ciemno tak, że nawet własnego palca nie zobaczysz choćbyś tuż przed oczami machał. Wieje w dodatku, panie krasnoludzie, a mrozy w nocy ciężkie.
- Szczyć muszę, bo trzyma mnie już do kiedy tu przyszedłem. Daleko nie wychodzę, to trafię z powrotem, a mrozu się nie boję. My krasnoludy bardziej odporni na niego jesteśmy. - Mówiąc to, uśmiechnął się ironicznie.
Endaron pchnął drzwi i wyszedł na powietrze. Szybko oddalił się trochę od wejścia do tawerny. Uczynił to co do niego należało i już miał wracać do środka gdy zauważył parę żółtych, wpatrujących się w niego oczu. Pomyślał, że to może zwykły kot czy jakiś inny niegroźny stwór nocny. Wszedł do karczmy nie wiedząc, że para tajemniczych oczu cały czas mu się przygląda. Dołączył do gnoma i zwiadowcy, którzy zdążyli opróżnić już kilka kufli piwa i Gorzałki TM.
- Jednak żadne atrakcje na mnie nie czekają tego dnia. Słonina! Kolejka dla mnie i moich kolegów zakonnych. - Krzyknął do karczmarza i usiadł koło nich rzucając przypadkiem spojrzenie na dziwnego przybysza czując w tym samym momencie coś jakby ogarniał go sen. Zauważył też jak ten gwałtownie rozszerza źrenice jakby zobaczył coś strasznego za szybą. Krasnolud odwrócił się w tamtym kierunku i dostrzegł tę samą parę dziwnych oczu..
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: C w Sierpień 31, 2013, 16:18:14 pm
Uregulowawszy zapłatę, kotołak odsunął się na ubocze kontuaru i wpatrując się w oręż trzymany w dłoni, starał się nie zwracać na siebie uwagi. Z morza dźwięków wyłowił hasło "Kharam", co sprawiło, że uszy bezwiednie zwróciły się w stronę mówcy. Dla swojego dobra postanowił jednak zignorować resztę rozmowy karczmarza z jednym z gości.

A jednak z czasem pojawiało się coraz więcej interesujących słów-kluczy: "dorwanie drani". "Kapituła". Cadrin nie mógł się powstrzymać. Nareszcie karczmarz podał mu talerz z zamówionym jedzeniem, a obok niej skręta. Kot umieścił miecz za pazuchą i zaniósł kupione rzeczy do pierwszego wolnego stołu blisko lady.

Gdy usiadł, ułożył broń na kolanach i odgarnął pled z głowy, by zabrać się do jedzenia, zauważył, jak mąż w długim, brązowo-zielonym płaszczu, urzędujący przy pobliskim stole przedstawia się długobrodemu krasnoludowi, który wraz z jakimś gnomem dotrzymywał człowiekowi towarzystwa:
- Murtag. Wystarczy Murtag.

"To dziwne" - pomyślał Cadrin, wgryzając się w pęto kiełbasy. Wyrazisty, sycący smak suszonego mięsa w połączeniu z mocnym zapachem przyjemnie drażnił podniebienie i wywoływał obfite ślinienie. - "W Podziemiu był kiedyś jakiś Murthag, chyba nawet spotkałem go w czasach Incydentu w Arianis. Ale tamten człowiek był ciemnoskóry i zupełnie inny..."

Kotołak skupił się na jedzeniu, które w błyskawicznym tempie znikało z talerza. Gdy skończył, podniósł wzrok i ujrzał, że tawerna była już wcale licznie obsadzona. Na dworze było zupełnie ciemno. Za oknem w ciemnościach majaczyła jedynie para ślepi. Zatracony Mag wpatrywał się w nie, wytężając wzrok. Z gęstego mroku wyłonił się specyficznie świński kształt.

"T-tam jest dzik!" - chciał powiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle. Dojrzał bowiem za parą połyskujących oczu przynajmniej dwie następne. Był jednak pewien, że niechcący przekazał tę myśl paru pobliskim osobom. Murtag i gnom również odwrócili się w tym samym kierunku.

- Dzik?... - mruknął mężczyzna w płaszczu, zanim jeszcze spojrzał w okno. Ponieważ uwaga została zwrócona, uspokojony kotołak zapalił skręta, przykładając jego koniec do świecy, po czym przeciągnął się na krześle, oparł się wygodnie, poprawił miecz na kolanach i począł się leniwie zaciągać, obserwując rozwój wydarzeń.
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Murtag w Sierpień 31, 2013, 23:34:58 pm
W umyśle zwiadowcy pojawiła się natrętna, obca myśl. Mimowolnie odwrócił głowę w kierunku okna, dobrze wiedząc co ujrzy, nim jego wzrok spoczął na rysujących się w mroku kształtach. Kilku innych gości najwidoczniej również poczuło dotyk umysłu, gdyż ich reakcja była podobna.
Murtag wytężył wzrok, starając się dostrzec szczegóły. Na zewnątrz było ciemno, jednak przez okno wydostawało się z wnętrza tawerny wystarczająco dużo światła, żeby móc ocenić sytuację. Przed gospodą faktycznie urzędował dzik i to całkiem pokaźnych rozmiarów. Waga bestii na oko przekraczała sto pięćdziesiąt kilogramów, podobną wartość można było przypisać jej długości, w kłębie natomiast sięgała metra. Jednak to, co pozwoliło zwiadowcy ocenić zamiary stworzenia, znacznie mniej rzucało się w oczy, zwłaszcza jeśli nie wiedziało się na co należy zwracać uwagę. Po pierwsze, nawet w mroku panującym na zewnątrz, wyraźny był brak fajek oraz szabli na gwiździe stworzenia. Drugą wskazówką były małe kształty poruszające się za bestią, w cieniu rzucanym przez sąsiedni budynek.
W tawernie klienci zaczynali się niepokoić, więc zwiadowca nie czekał dłużej z wyjaśnieniem.
- To locha. - Podniósł głos na tyle, żeby wszyscy mogli go usłyszeć. - Z pewnością przyszła tu, bo zwęszyła jedzenie. Nie ma powodu do obaw, dopóki jesteśmy w środku.
- Chyba że dżwi otwierać umie! - Wtrącił podekscytowany osiłek. - Słyszałem kiedyś opowieści o zmutowanym dziku, który...
- Stul pysk, klientów mi wystraszysz! - Właściciel przybytku wkroczył do akcji. - Ile razy mam Cię uciszać?
- Tak jest, nikt nie chce wiedzieć jakie bajki opowiadała Ci mamusia przed snem. - Wrzasnął ktoś, lecz zwiadowca nie zdołał rozpoznać głosu.
Sytuacja zaczynała przybierać niekorzystny obrót, a bójka wisiała w powietrzu. Rosły mężczyzna spieszył już z ripostą, gdy z zewnątrz dobiegł przeciągły i przenikliwy kwik, po którym nastąpiła seria chrumknięć i warknięć. Nikt się nie spieszył przerwać ciszy, która nastała. Pierwszy zebrał się na odwagę Endaron.
- Zwiadowco, chyba dorobiłeś się kolejnego członka wyprawy. - Nikt jednak nie odpowiedział śmiechem na żart krasnoluda.


Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Endaron w Wrzesień 03, 2013, 15:27:45 pm
- Pomogę Ci z tymi bandziorami. - zwrócił się już na poważnie do Murtaga Endaron. - Tylko widzę mały problem w związku z końmi. Już nie chodzi o to, że nie jestem w stanie sam na nich jeździć. Sam nigdy za nimi nie przepadałem, ale co dziwne, one za mną też nie. Nie wiem czy konie nie lubią krasnoludów, czy tylko mnie. Nie raz w dzieciństwie oberwałem z kopyta.
- Hhhhmmmmmm. - Zamyślił się zwiadowca. - Nie przejmujmy się tym na razie. Jutro się zobaczy. Może pojawi się jakiś mag i znajdzie rozwiązanie.
- Miejmy nadzieję. - odparł krasnolud.
- A Pan co o tym myślisz, panie Rodrik? - spytał gnoma Murtag. - Panie Rodrik?
Tymczasem mały Gnomek spał już w najlepsze. Nie zwracał uwagi nawet na silniejsze szturchnięcia. W tawernie zaś dwóch z przybyłych chłopów też spało, a pozostali dyskutowali o czymś zawzięcie, tak głośno, że Endaron pomyślał, że zaraz może dojść do bójki.
"I dobrze, chętnie zdzieliłbym obydwu, bo aż mnie ręce świerzbią."
Dzik czy locha, już dawno zniknęło to zwierzę, choć jeszcze przez krótki czas dało się słyszeć ciche pochrumkiwanie.
- No, na mnie już czas! Łóżko mnie wzywa. - oznajmił po chwili krasnolud.
- Nie napijesz się jeszcze? - spytał zdziwiony zwiadowca.
- Wolę się porządnie wyspać przed jutrzejszym "polowaniem", bo od kilku dni byłem w drodze, zanim dotarłem do karczmy i nie zaznałem zbyt dużo snu.
Po tych słowach słowach Endaron odstąpił od stołu i podszedł do barmana uzgadniając cenę pokoju. Wymienili tylko kilka słów, krasnolud rzucił Barnabie zapłatę, a ten mu klucze i ruszył na piętro.
Grupka chłopów wyszła zaraz po nim, cały czas marudząc i wyzywając się nawzajem.
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: xilk w Wrzesień 03, 2013, 21:36:45 pm
Zwiadowca myślał, że został prawie sam w sali. A był niemal pewny, że tutaj tylko on, poza karczmarzem, wciąż ma przytomny, niczym nie zmącony umysł. Nie mógł wiedzieć, że w głębi sali, przy jednym ze stolików siedzi kolejny gość Tawerny. Drzwi gospody były wciąż zamknięte, ale przybyszowi to nie przeszkadzało. Od dość dawna opanował on magię teleportacji, która w mgnieniu oka pozwalała mu z dowolnego niemal miejsca tego świata, przybyć tutaj do Tawerny. Mężczyzna był biernym obserwatorem ostatnich wydarzeń. Słuchał, jak wszyscy mówią o wyprawie, o dziku, a tak naprawdę o losze z młodymi. Był świadomy nawet umysłowego natręctwa ze strony Zatraconego Maga, ale akurat On, jako Anioł Śmierci oparł się tej wiadomości. Xilk akurat był wyczulony na telepatyczne zdolności kotołaka i jeśli mógł, wolał się trzymać od nich z daleka. Deszczownik wstał od stolika, przy którym siedział i powolnym krokiem zbliżył się do Murtaga. Dopiero teraz zwiadowca mógł się zorientować, że w Tawernie jest jeszcze jeden gość:
- Witaj. - Powiedział oficjalnie Uczeń Miecza. - Co Cię tutaj sprowadza? Chcesz dołączyć do wyprawy?
- Cóż, nie uśmiecha mi się ganianie za bandytami i zdrajcami. - Odparł Anioł Śmierci. - Ostatnio, moje działania są skierowane na dalsze badanie magii żywiołów. Jednak oszczędzę Ci wywodów, gdyż nie po to tu przyszedłem.
- Przyszedłeś? - Zdziwił się Murtag. - Nie zauważyłem, byś wchodził przez drzwi.
- No tak, magia teleportacji ma swoje zalety. I właśnie o tym chciałem porozmawiać. Ścigasz zdrajców, co mnie raczej mało pasjonuje, ale mogę Ci pomóc. Mogę przenieść Ciebie i niewielką grupę ludzi, byście trochę nadgonili dystans lub też nawet przecięli drogę tej szajce. Musisz tylko określić, gdzie chcielibyście się znaleźć, a jak postaram się Was wysłać najbliżej, jak to możliwe.
- A konie i sprzęt? - Dopytał zwiadowca.
- Cóż, na problemy Endarona nic nie poradzę. Jednak same rumaki i ekwipunek również przeniosę. A i jeszcze jedno, weź ten kamień. - Dodał Xilk, wręczając Uczniowi Miecza szary kamień, na którym narysowana była granatowa błyskawica, na tle powietrznego wiru.
- Co to jest? - Zapytał zdziwiony Murtag.
- Takie małe zabezpieczenie. Mniejsza o nazwy i samą magię. Jeśli będziecie w dużym niebezpieczeństwie, to rzuć ten kamyk o ziemię, a ja wtedy się zjawię. Tylko nie dawaj tego przedmiotu nikomu innemu, nawet towarzyszom.
- Rozumiem. - Odparł zwiadowca. - To kiedy możesz nas przesłać bliżej tej bandy?
- Jutro rano pewnie, bo dziś i tak taki Endaron poszedł już spać, a reszta grupy jest zmęczona. Dobierz ludzi do jutrzejszego ranka, jeśli ktoś Ci jeszcze jest potrzebny, a ja tutaj będę czekał. No i wcześniej powiedz, gdzie ta banda się ukrywa, według Twoich informacji.
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: C w Wrzesień 04, 2013, 03:18:44 am
Na zewnątrz nie było ani śladu dzików, gdy tawernę "Pod Zdechłym Karczmarzem" opuszczała grupa chłopów (choć niektórzy co bardziej płochliwi dostrzegali w gęstym mroku pochmurnej, bezksiężycowej nocy żółtawe, widmowe oczy połyskujące z zarośli). Wnętrze prędko pustoszało.

- Gasimy światła, gasimy światła, panowie - powtarzał Barnaba, bardziej do siebie niż do nielicznych pozostałych w środku bywalców, zbierając ze stołów kufle i talerze.
Murtag rozejrzał się po wnętrzu. Poza Xilkiem i karczmarzem, jedynymi osobami przebywającymi na sali byli wyraźnie ukontentowany kotołak kiwający się rytmicznie na boki z zamkniętymi oczyma i mruczący coś w swoim języku, i ledwie wyrastający ponad stół ze swojego siedzenia gnom Rodrik, o którym zwiadowca zdążył zapomnieć, śpiący cichutko na krześle obok.
- Niezbyt rozumiem. Kogo jeszcze mam według ciebie dobrać?
- Do jutrzejszego ranka - powtórzył Deszczownik z kamienną twarzą. Następnie przyłożył opuszki wyprostowanych palców wskazującego i środkowego prawej ręki do czoła, skupił wzrok gdzieś ponad Uczniem Miecza i zaraz zniknął z ostrym, wysokim świstem.

A może tak się Murtagowi wydawało...  Światło świec padające na ściany dziwnie się załamywało, tworząc kwieciste wzory o żywych kolorach. Łodygi wraz z liśćmi wykwitały i pięły się od podłogi aż po sklepienie. Mężczyzna przetarł oczy, ale widziadła tylko delikatnie się poruszyły, postanowił zatem zbadać dziwnego gościa.

- Rrrrramm mrrrua, orrr... - mruczał radośnie kotołak, kołysząc się naprzemiennie w lewo i prawo z rękami złożonymi na podołku i ogonem uniesionym do góry (co Murtag poprawnie zinterpretował jako oznaka szczęścia).
- Wszystko w porządku, przyjacielu? - spytał zwiadowca. Biały kot przestał się kołysać, otworzył oczy i spojrzał na swojego rozmówcę.
- Taaak - odparł bardzo powoli. - Pracujesz dla Kszilka!
- O psia mać, znasz Xilka? - Murtag nie krył zdziwienia.
- Taaak. Ale nie znam ciebie. Chociaż twoje imię brzmi znajomo.
- Panowie albo zostają na noc, albo wychodzą - oznajmił Barnaba, podchodząc do stolika, przy którym siedział kotołak i stał zwiadowca. Obaj odruchowo sięgnęli po sakiewki i wypłacili garść złotych monet za pokoje. - Dwadzieścia sztuk złota za noc. Dziękuję.
- A kim TY jesteś? - spytał Uczeń Miecza.
- Jestem Cadrin, znam Kszilka. Pójdę z tobą, jeśli nie masz ludzi.
Karczmarz wrócił i położył dwa żelazne klucze na drewnianym stole. Kotołak przez chwilę wpatrywał się w swój klucz.
- Zapomniałem o czymsz - mruknął, spoglądając z powrotem na Murtaga. - Możesz przenocować w moim pokoju twojego koleżkę - wskazał na śpiącego smacznie Rodrika. - Na mój koszt.
To powiedziawszy, dziwny kotołak zarzucił pled na głowę, powstał, upewnił się, że wszystko zabrał i powoli skierował się w stronę wyjścia.
- Szpotkamy szię jutro rano. Dobranoooc!
- Tak... Dobranoc - odparł Murtag na odchodne. - Chędożony dziwaku - dodał pod nosem i splunął na podłogę, po czym wziął gnoma na ręce i udał się do pokoi na odpoczynek.

Następnego dnia...
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Murtag w Wrzesień 04, 2013, 16:00:36 pm
Zwiadowca zbudził się tuz przed świtem, nim pierwsze promienie wschodzącego słońca zajrzały przez okno jego skromnego pokoju na piętrze tawerny. Usiadł na łóżku, podpierając się łokciami o kolona i trwając w tej pozycji jakiś czas. Przetarł oczy grzbietem dłoni, próbując przypomnieć sobie dziwaczne sny, które nawiedzały go przez całą noc. Niestety, gdy tylko wydawało mu się, że już prawie złapał ulotną myśl, to wymykała się ponownie, nieuchwytna niczym mgła zalegająca nad ziemią w ten chłodny poranek.
Dając za wygraną, zwlókł się z łóżka i zaczął się szykować. Zmiana bielizny, ubranie oraz buty, ekwipunek, sztylet, miecz, kołczan, płaszcz. Nim słońce rozjaśniło wnętrze pokoiku, był już gotowy. Jeszcze tylko trzeba ponownie sprawdzić juki. Upewnił się, że kamień otrzymany od Xilka, leży bezpiecznie w wewnętrznej kieszeni płaszcza. Zatroszczył się również o fajkę wraz z mieszanką ziół i tytoniu, trzykrotnie sprawdzając, czy są tam, gdzie być powinny. Gdy już nabrał pewności, że niczego nie zapomniał, chwycił za klamkę, gotowy do drogi. Wychodząc z pokoju, przerzucił przez ramię łuk kompozytowy, zamknął za sobą drzwi i ruszył w stronę schodów prowadzących do głównej izby.
Na dole Barnaba już krzątał się, szykując skromne śniadanie dla członków wyprawy. W półmroku jaki panował w tawernie, karczmarz nie był w stanie dostrzec zwiadowcy, dopóki ten nie wydał gardłowego chrząknięcia, ujawniając swoją obecność.
- Ahh witam, witam. Widzę ranny ptaszek z Pana. - Opiekun lokalu promieniował energią. Widać było, że wczesne pobudki to dla niego nie pierwszyzna.
- Im wcześniej wyruszymy, tym większe mamy szanse na sukces.
- Diabli zimno w tych stronach o tak wczesnej porze. - Ciągnął Barnaba nie zwracając uwagi na odpowiedź rozmówcy. - Pozwoliłem sobie przyszykować broń dla tych capów, co to się wczoraj oferowali z pomocą. W stodole, z końmi śpią. Tam też i prowiant na drogę gotowy już czeka.
- Dziękuję, pójdę ich obudzić, pomogą mi w siodłaniu koni. - Karczmarz burknął coś pod nosem. - I jeszcze jedno. Jakby w międzyczasie pojawił się tu Xilk, to proszę mu powiedzieć, że musimy się dostać do tego lasu na granicy Podziemia, na północny zachód stad. - Chwycił z lady kawałek ukruszonego podpłomyka i wpakował do ust, parząc podniebienie. Po chwili zaczął tłumaczyć dalej. - Trzeba podjąć trop, nie mam zamiaru zgadywać dokąd się udali. Gdybym się pomylił, stracilibyśmy zbyt dużo czasu.
Barnaba znowu coś mruknął. Zwiadowca licząc na to, że karczmarz przekaże jego słowa, udał się do stodoły.
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Fenrir w Wrzesień 04, 2013, 17:36:30 pm
Kiedy Rodrik otworzył oczy pierwsze promienie słońca zaczęły wpadać do pokoju przez niewielkie okno. Na początku zastanawiał się gdzie jest i jak się tu właściwie znalazł. Wyjrzał przez okno i uspokoił się gdy zobaczył okolice tawerny.
- Hmm... ostatnie co pamiętam do rozmowa z Murtagiem - mruknął do siebie po czym pacnął się w czoło - O jasna cholera, Mroczna Matko Beliara! Rozmowa z Murtagiem, mam nadzieje, ze ,nie odjechali beze mnie.
 Pozbierał w pospiechu wszystkie swoje rzeczy i wybiegł z pokoju. Rozejrzał się i skręcił w stronę schodów i tam spostrzegł się, ze nie wziął  bełtów do kuszy wiec wrócił do pokoju zebrać rozsypaną jak się okazało amunicje.
- Na co Ci kusza bez bełtów debilu - rzucił wracając do pokoju.
 Gdy upewnił się, że wszystko zabrał ruszył pędem na dól.
- Karczmarzu gdzie jest Murtag i reszta? - spytał patrząc, ze nie ma ich w sali.
- W stodole, konie siodłają, a co zaspałeś?
- Nie całą  noc modliłem się do Innosa, a jak myślisz?!
 Potem wybiegł z karczmy kierując się w stronę stodoły.
- Jesteś wreszcie! - zawołał Uczeń Miecza na widok Gnoma.
- Zaspałem trochę.
- Widzę. Osiodłaj konia! 
 Gdy Akolita wziął swoje siodło zauważył Endarona i nieznajomego kotołaka krzątających się przy koniach.
- Witaj Endaron - przywitał się z krasnoludem.
- Witaj, witaj.
- Ten drugi jedzie z nami?
- Tak, a co myślałeś?
- Jakoś nie przypominam go sobie. 
- Bo wtedy spałeś w najlepsze w jego pokoju jak mi Murtag powiedział.
- Oo.
- No.
 Po rozmowie z krasnoludem Rodrik postanowił przywitać się z kotołakiem. Podszedł do swojego konia i zaczął go przygotowywać do podroży.
- Witaj eee... kotocosiu - zagadał Rodrik podejrzewając, ze przez swoje kocie uszy towarzysz i tak słyszał jego rozmowę z Endaronem.
- Witaj i jestem kotołakiem - odpowiedział Zatracony Mag.
- No przecież mówię. Ja jestem Rodrik.
- Milo mi, nazywam się Cadrin.
- Dzięki za pokój.
- Nic takiego i tak go nie potrzebowałem, a był już opłacony.
  Rodrik skończył już poprawiać ostatnie rzemienie w jukach gdy Murtag zawołał:
- No panowie! Czas w drogę! 
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: xilk w Wrzesień 07, 2013, 20:57:29 pm
Murtag zdołał wydać rozkaz do podróży, a na miejscu zjawił się Xilk. Anioł Śmierci spojrzał tylko na grupę i rzekł do ich przywódcy:
- Czy to wszyscy?
- Tak! - Odpowiedział pewnie Uczeń Miecza.
- Zabraliście wszystko?
- Tak, jestem tego pewien.
- Dobrze, zatem mogę zaczynać. Postaram się dostarczyć was jak najbliżej tego lasu, skoro tam musicie się udać. Pojawicie się gdzieś przy wschodnim brzegu Gunmar, niedaleko Świątyni Wojowników. To najbliższe miejsce, gdzie mogę was przenieść..
Po tych słowach Anioł Śmierci wziął w rękę jakąś sakiewkę, po czym zaczął z niej sypać srebrny pył, tworząc okrąg wokół grupy. Robił to dokładnie, gdyż nawet mały błąd, a podróżni, zamiast przenieść się do planowanego miejsca, mogliby szybko trafić do królestwa Beliara. Xilk skończył usypywać okrąg, po czym przystanął, schował sakiewkę z magicznym pyłem i zaczął wymawiać słowa zaklęcia. Nikt nie rozumiał słów, jakie wymawia Deszczownik. Jedynie Cadrin znał tę magię, ale akurat w tym momencie większą wagę przywiązywał do ostrza, które ostatnio zdobył. Kiedy Xilk skończył wymawiać inkantację, drużyna z całym swoim dobytkiem zniknęła, a sam mag ruszył do karczmy. Zachowywał się, jakby był zupełnie pewny miejsca, gdzie trafi drużyna złożona z braci jego Zakonu.

W tym czasie, ochotnicy pod dowództwem Murtaga starali się zorientować, gdzie się znajdują. Byli na pustkowiu, gdzie nie było żadnej ścieżki. Za plecami słyszeli szum płynącej wody. Byli pewnie blisko rzeki Gunmar. Patrząc w kierunku wschodnim, w oddali widzieli ogromny las. To zapewne tam schronili się bandyci, których ścigał zwiadowca. Gdzieś w oddali, w kierunku południowego wschodu, rysowała się wielka budowla. Przynajmniej musiała taka być, gdyż członkowie Podziemia domyślali się, że są dość daleko od Świątyni Wojowników. Jednak ich wzrok po chwili znów padł na wschód, w kierunku wielkiego lasu. Wszyscy czekali na rozkazy Murtaga...
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Murtag w Wrzesień 09, 2013, 22:00:46 pm
Nim zwiadowca zdążył cokolwiek powiedzieć, jeden z mężczyzn zwerbowanych w tawernie, wykonując iście akrobatyczny skłon, przy akompaniamencie donośnego "Bleeee", zwrócił całe śniadanie pod nogi towarzyszy. Wśród malującego się zgorszenia na twarzach uczestników wyprawy, pierwszy zabrał głos Endaron, który jako jedyny wydawał się rozbawiony popisem osiłka.
- Ha! Komuś tu chyba teleportacja nie służy.
- A widzisz? Mówiłem, żebyś nie wpychał w siebie trzeciej porcji na siłę! - Nie omieszkał skomentować zaistniałej sytuacji kompan poszkodowanego.
- Wolałem się najeść zawczasu!
- Tak się najadłeś, że aż Ci bokiem wyszło! - Nie odpuszczał tamten. - Może byś teraz tak to wziął i...
Kolejny raz przepychanka słowna zaczynała przybierać niekorzystny obrót, więc zwiadowca postanowił przerwać ją, nim dojdzie do rękoczynów. Położył dłoń na ramieniu mężczyzny i przerwał mu, nim zdążył dokończyć zdanie.
- Może umknęło Waszej uwadze, że to my mamy być myśliwymi w tej wyprawie, a nie na odwrót, więc z łaski swojej zamknijcie się, jeśli nie potraficie porozumiewać się w cywilizowany sposób. Swoją drogą jak Wy macie na imię?
- Ja... ten no... - Speszony naganą osiłek, próbował wykrztusić z siebie zdanie, jednocześnie ocierając brodę z rzygowin. - Rumbold mnie wołają.
- A ja to Rick. - Odpowiedział drugi.
- Świetnie! Skoro sprawy oficjalne mamy już za sobą, możemy się skupić na bandytach. - Kontynuował zwiadowca. - Jak pewnie się już domyśliliście, celem naszej małej wycieczki jest tamten las. Zanim natrafimy na miejsce, w którym możemy podjąć trop, musimy jeszcze przebyć spory kawałek. Przed południem powinniśmy się wyrobić, jeśli nasi przyjaciele nie wywiną nam żadnego numeru. - Mówiąc to, spojrzał wymownie na Ricka i Rumbolda. - Las nie jest tutaj zbyt gęsty, toteż żeby skrócić drogę, pojedziemy na przełaj.
Włożył jedną nogę w strzemiono i z gracją zajął miejsce w siodle, jednak kompania nadal stała w miejscu.
- No dalej, na co czekacie. Rick, Rumbold włazić na konie. Zakładam że nasze papużki zdążyły się już zapoznać w nocy, wiec pojadą razem. A Pana Panie Killerze, zapraszam do mnie. Postaramy się wspólnie zaradzić pańskiej awersji do koni.
Zwiadowca pomógł wdrapać się Endaronowi na siodło, ignorując jego narzekania i pomruki. Karosz na którego grzbiecie się znaleźli, przyjął drugiego pasażera dość spokojnie, czemu krasnolud nie mógł się nadziwić, sądząc po jego minie.
- No to w drogę kompanio!
Tytuł: FAKE THEATER: PHANTASMAGORIA
Wiadomość wysłana przez: C w Wrzesień 14, 2013, 00:05:35 am
- Wio! Wio! - Murtag pomknął przed siebie jak strzała. Tuż za nim podążali Rumbold, Rick a na końcu kawalkady Cadrin z Rodrikiem.
Grupa jeźdźców mknęła z donośnym tupotem podkutych kopyt wśród słupów drzew, zmierzając ciągle w tym samym kierunku. Spory czas później zwiadowca zarządził:
- Jesteśmy już całkiem blisko, ale las w tym miejscu gęstnieje. Trochę na południe stąd jest leśna ścieżka i nią się teraz udamy. Za mną!
Administracja Drogowa Podziemia nie skąpiła pieniędzy na infrastrukturę, toteż po pewnym czasie drużyna natrafiła na drogę szeroką, z kamienia, którą można było stosunkowo szybko przeprawić się od Świątyni Wojowników na północ, w kierunku Twierdzy Rozpaczy. Jak okiem sięgnąć, na drodze nie było widać żadnego wozu. Konie udostępnione przez karczmarza Barnabę były bardzo wytrzymałe i nadal rześkie, poniosły więc z nieustającą werwą swoich jeźdźców na północny wschód, w samo serce lasu.

- Widzicie to, kumy? Cztery rumaki. Bądźcie w gotowości.

Nieoczekiwanie, na drogę o rzut kamieniem od podróżników wkroczyła gromada mężczyzn, każdy z nich dzierżący co najmniej jakiś zaostrzony kawałek stali. Murtag prędko powstrzymał wierzchowca, a reszta drużyny uczyniła to samo. Jeno Rick i Rumbold wysunęli się naprzód, zmieszani, późno orientując się, co robić.

- Prr! Stać, gamonie – mruknął Murtag. – Nie możemy ich stratować i narażać wypożyczonych koni na szwank.
- Przeca Kapituła może je odkupić? – bąknąl Rumbold, drapiąc się w głowę.
- Tak, ale to na mnie spadnie odpowiedzialność za nieplanowane wydatki. Dajmy im przemówić.
- A więc jesztesz bratem zakonnym!… – zawołał Cadrin.
- Taa… Ty też?... – odparł zwiadowca, ale przerwało mu głośne chrząknięcie mężczyzny stojącego na środku blokady.
Nie wyróżniał się on za bardzo od swoich pobratymców; jako i oni, nosił jedynie chłopskie łachmany i naprędce sklecone z jakichś garnków i innej niskiej jakości stali płyty pancerne chroniące nieliczne części ciała. Jedynym symbolem zwierzchnictwa była bandana na głowie. Człowiek wystąpił przed szereg i przemówił:

- Witajcie, podróżni! Jak pewnie zdążyliście się domyśleć, ustanowiliśmy zwie… zwiesz… wszedliśmy w po… jesteśmy teraz właścicielami tego płatu ziemi. Musicie zapłacić, by przejść. Myto wynosi, powiedzmy… Wszystko, co waszmości przy sobie mają. – to rzekłszy, uśmiechnął się obleśnie i wskazał na Murtaga dobytą zza pasa stalową maczugą.

- Chyba sobie kpicie! – wrzasnął przerażony Endaron zza pleców Ucznia Miecza.
Ośmiu z tyłu, siedmiu z przodu – obca myśl pojawiła się w głowach podróżników. Istotnie, za plecami stało aż ośmiu osiłków. Odwrót był niemożliwy. Murtag westchnął, zrezygnowany.

- Zejdźcie z koni – rzekł. Rick, Rumbold, Endaron i Cadrin posłuchali się od razu. Tylko Rodrik patrzył przez chwilę z niedowierzaniem na uległość towarzyszy, nim sam zgramolił się ze śniadego rumaka.

- Taaak, tak, dziękuję wam za współpracę! – mełł ozorem przywódca rozbójników, zacierając ręce. – Widzę, że przynieśliście nam kotołaka, jego też sobie weźmiemy – dodał, wskazując na biały koci pysk ledwie widoczny spod pledu. – Nie jest to wprawdzie wilkołak z wielką tężyzną i wytrzymałością mu właściwą, ale wszelkie –łaki również są rozchwytywane jako niewolnicy na czarnym rynku… Chodź no tutaj! Pokaż się, zobaczmy twoje ciałko…

Cadrin posłusznie podszedł do herszta bandy i zdjął z głowy pled.
- Rozbierz się cały! – warknął niecierpliwie cham-przywódca. – Chcę zobaczyć twoje mięśnie!
- Nie, tego nie zrobię – mruknął kotołak, patrząc tępo na swojego porywacza.
- Co?! W takim razie sami cię rozbierzemy! Kumy! – wrzasnął herszt. Jednak gdy rozejrzał się wokół siebie, wszyscy jego ludzie i towarzysze kota byli martwi. Trupy leżały wybebeszone na kamiennym bruku. Gdy odwrócił się znów w kierunku białego kota, wpiła się w niego para czerwonych ślepi rozszczepiająca otaczającą rzeczywistość na kawałki.
- Witaj w moim świecie – powiedział Cadrin.

----

- Zobaczmy twoje ciałko… – rzekł przywódca rozbójników. Moment później wszystkich w pobliżu przeszył niefizyczny dreszcz. Co poniektórzy dojrzeli kątem oka jaskrawe kształty uciekające w dal. Cadrin i herszt patrzyli sobie w oczy może przez dwie ulotne chwile. Następnie kotołak gdzieś zniknął, a mężczyzna upadł na ziemię, bezwładny, drgając gwałtownie i tocząc obficie ślinę z ust. Zapadła chwila absolutnej, wypełnionej konsternacją ciszy…
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Endaron w Wrzesień 17, 2013, 21:42:22 pm
Krasnolud, jak na przystało na krasnoluda z krwi i kości jako pierwszy otrząsnął się z pod wpływu magii Cadrina. Rozbójnicy ciągle patrzyli po sobie z niedowierzaniem, a co niektórzy leżeli nieprzytomni.
- Ej, wy! - Krzyknął Endorn do zbierających się do ucieczki Ricka i Rumbolda. - Wracać do walki albo to ode mnie dostaniecie łomot!
Ci dwaj, przestraszeni widokiem szalejącego z wściekłości krasnoluda zawrócili i próbowali podejść dwóch leżących bandytów sądząc, że są łatwym celem.
W tym czasie Murtag także włączył się do walki. Spostrzegł skulonego Rodrika. Podszedł do niego i wręczył mu sztylet do ręki.
- Masz, widzę, że swój zgubiłeś. Pokaż na co stać gnoma. - Mówiąc to wyciągnął już strzałę z kołczanu i celował do grupki zbierających się powoli rabusi.
- Widzieliście na co stać naszego maga. Przepuście nas, a zapomnimy o całej sprawie. - Przeciwnicy widocznie się wahali, jednak znalazł się jeden odważny.
- Jakoś go tu nie widać! Za mną chłopy! Kupą! - Po tych słowach rzucił się na Murtaga z pałką wrzeszcząc jakieś niezrozumiałe słowa. Reszta ruszyła za nim. W bitewnym szale bandyta nie zauważył nawet jak dwóch z jego sześcioosobowej grupki padło pod strzałami zwiadowcy. Gdy dobiegł do łucznika, nadział się na wystawiony sztylet. Pozostali odwrócili się by uciec, ale Endaron już na nich czekał. Kilkoma szybkimi ciosami pozbawił ich życia. Ostatniego uziemił Rodrik zręcznym chlaśnięciem w krocze.
- No, to, połowa z głowy. - Powiedział pijany krwią krasnolud widząc dwie ofiary Ricka i Rumbolda z czerwonymi uśmiechami od ucha do ucha. - Zostawcie mi jeszcze ze dwóch, mój topór dawno nie ciął ludzkiego mięsa.
- W takim razie musisz się śpieszyć. - Odparł lekko zaniepokojony zachowaniem Endarona gnom.  - Uciekają. Murtag , poślij za nimi kilka strzał, żeby nie wrócili z kolegami.
- Taaa. - Pociski już leciały w stronę uciekających. Jeden z nich padł ze strzałą między łopatkami.
- Wracajcie tchórze! - Wrzeszczał krasnolud. Biegł nawet chwilę za nimi.
- Zostaw, i tak byś ich nie złapał. Niestety, masz krótsze nogi. - Rzekł zwiadowca.
Endorn tylko groźnie na niego spojrzał, po czym ku zaskoczeniu wszystkich, od razu się uspokoił. Zaczął przeszukiwać ciała cicho pogwizdując. Dwaj wieśniacy zaraz do niego dołączyli licząc na najmniejszy zysk.
- Ale zaraz.. - przerwał ciszę Rodrik. - A gdzie jest Cadrin?

Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Murtag w Wrzesień 20, 2013, 02:55:53 am
Cała drużyna bez większego entuzjazmu zaczęła przeczesywać pobliskie zarośla, rozglądając się za kotołakiem. Widać było, że nie w smak im niespodziewane zniknięcie towarzysza, gdyż przeszukiwanie ciał bandytów było zdecydowanie przyjemniejszą alternatywą. Zwyciężyła jednak solidarność zakonna, jedynie krasnolud nie zważając na nic, dalej grzebał w kieszeniach niedoszłych rabusiów, pogwizdując pod nosem wesołą melodyjkę.
- Cholera, gdzie ten sierściuch się podział? - Zadał pytanie Rick, nikt mu jednak nie odpowiedział.
- Hej, co zrobimy z tymi co dali nogę? - Drugi z osiłków dość szybko stracił zainteresowanie Cadrinem i dołączył do Endarona. - Przeca mamy konie, możemy ich dogonić.
Rodrik rzucił zniesmaczone spojrzenie Rumboldowi, przeczesując kosodrzewinę sąsiadującą z leśnym traktem.
- A coś ty naglę taki bojowy się zrobił? Jeszcze przed chwilą trzeba Cię było za rękaw trzymać, żebyś nie poszedł w ich ślady.
- Nie będziemy ich ścigać. Z każdą minutą nasza zwierzyna jest coraz dalej. - Uciął dyskusję zwiadowca, badając ślady na ścieżce. - Kici kici, gdzie jesteś?
- Cip cip - podjął Rick, który zdążył już wejść między drzewa.
- Ty głąbie, koty nie reagują na "cip cip". - Krzyknął Rumbold, wyciągając sztylet z krocza jednego z bandytów.
- Kto go tam wie? Ja bym zareagował.
- Ty reagujesz na wszystko co jest związane z...
Jednak kompania nigdy nie dowiedziała się na co reaguje Rick, gdyż w tym samym momencie pojawił się Cadrin. Stał jak gdyby nigdy nic w miejscu, w którym zniknął nim jatka się rozpoczęła, przyglądając się twarzom zdziwionych członków drużyny. 
- Co się tak gapicie jakbyście ducha zobaczyli?
Pierwszy odzyskał głos gnom, którego uśmiech rozjaśnił się na widok kotołaka.
- Patrzcie go tylko, puf i jest. To co teraz robimy?
Towarzysze otrząsnęli się z szoku i zaczęli wyrażać swoje zadowolenie na widok Władcy Dusz.
- Jak tylko skończycie przeszukiwać trupy i zorientujecie się, że nie mają przy sobie nic wartościowego, wznowimy pościg. -  Odparł zwiadowca, ocierając klingę miecza o płaszcz jednego z bandytów. - Wystarczy nam postojów jak na jeden dzień. I tym razem pojedziemy lasem. - Dodał. - Przypuszczam, że na trakcie czekałaby nas jeszcze nie jedna niechciana przygoda.
Tytuł: 20% plot 80% recap
Wiadomość wysłana przez: C w Wrzesień 28, 2013, 23:00:48 pm
– Więc tak to się kończy – wybełkotał herszt bandytów, patrząc wytrzeszczonymi z grozy oczyma na wirujące po nieboskłonie gwiazdy. Jego serce przeszywał raz po raz pierwotny strach, jaki czuje zwierzę na moment przed śmiercią. Nogi pod chłopem były ugięte, lico blade jak kreda, ale jakaś bezlitosna siła nie pozwalała mu zemdleć, by oszczędzić odchodzący od zmysłów umysł.

– Nie, to wcale nie koniec! – powiedział wesoło kotołak, biorąc zamach prawą ręką, w której pojawiła się ogromna, ostro zakończona lanca z jakiegoś szarego materiału. Oprych obserwował, znieruchomiały, jak mag z nieludzką, niekotołaczą nawet prędkością wykonuje dźgnięcie.

Świat na moment zawirował, kolory zatańczyły przed oczyma, gdy koszmarna broń przebiła na wylot brzuch. Przywódca rabusiów został uniesiony w powietrze, nadziany na obsydianową lancę. Promieniujący, niesamowity ból począł wypełniać każdy skrawek jego ciała.

– To nie dzieje się naprawdę – stwierdził pobrzmiewający metalicznie głos w gasnącym umyśle mężczyzny. Zbyt zmęczony, by jakkolwiek odpowiedzieć, człowiek parsknął tylko krwią. Ciemność raptownie pochłaniała cały świat. Jedynie rubinowe tęczówki oczu połyskiwały złowieszczo w nieskończonym mroku.

Z ciemności wyłoniła się identyczna sceneria. Bandyta znów był nabity na lancę przez kotołaka. Jednak tym razem ten uniósł go w powietrze i z rozmachem cisnął nim o ziemię z taką siłą, że ten odbił się na plecach od brukowanej drogi i wzleciał na parę stóp ponad nią, by z łoskotem wylądować na wznak na zimnym podłożu.

Wyczerpany i połamany, herszt podniósł głowę. Znów zmierzył się oko w oko ze swoim oprawcą. Ślepia kotołaka wydawały się martwe, źrenice dziwnie rozszerzone, pysk wykrzywiony w pełnym rozdźwięku z sytuacją błogim uśmiechu.

– Dla… dlaczego to robisz? – jęknął konający przywódca.
– Czemu nie? I tak nie masz nic do stracenia – mruknął czerwonooki kot, a jego broń – teraz przypominająca olbrzymi tasak – jednym sprawnym ruchem cięła w szyję mężczyzny.

Ból znów przykryła gruba warstwa kolorów. Gdy mozaika się ulotniła, stanęli obaj w jakiejś zamkowej sali, tym razem uzbrojeni w długie miecze.

 – Umierasz, przyjacielu – powiedziała rozmazana sylwetka magusa, przyjmując pozycję gotowości do walki. – Wszyscy umieracie, ty i twoi kompani. Aczkolwiek możesz jeszcze starać się o swoją drugą szansę. Popełniłeś wiele bardzo złych czynów w swoim życiu, ale zostało ci jeszcze trochę czasu. Pokaż mi, że masz siłę, by się zmienić! Walcz!

– Nic nie rozumiesz! – wrzasnął wstrząśnięty herszt, patrząc znieruchomiały na szarżującego na niego kotołaka. – Nie miałem wyboru, nic innego w ży… – straszliwy pisk wypełnił jego umysł, gdy miecz przebił czaszkę.



Godziny później, Cadrin wyłonił się z niższych warstw i rozejrzał wokół siebie, nadal przebywając w eterycznej postaci. Przywódca rozbójników padł jak długi, tocząc ślinę z gęby.

„Nic mu nie będzie” – pomyślał, wzdychając ze zmęczenia. Wielogodzinna sesja, która w prawdziwym świecie trwała zaledwie parę chwil, pozostawiła pierwotnego maga zupełnie wyczerpanego. Głuchy i półślepy, patrzył apatycznie, jak jego kompani ruszyli do boju. Obrazy z wyimaginowanego świata nakładały się przy akompaniamencie gdzieś zasłyszanej spokojnej muzyki na obrazy walki. Wszystko działo się niezwykle szybko.

Gdy wreszcie kotołak w minimalnym stopniu doszedł do siebie, rozejrzał się wokół i widząc, że przy życiu pozostali głównie jego towarzysze, postanowił się ujawnić. Przywitały go zaskoczone spojrzenia.

– Co szię tak gapicie, jakbyszcie ducha zobaczyli? – warknął z pogardą, patrząc na zidiociałe gęby towarzyszów. Dokonała się bezrefleksyjna masakra. Nie na to mag liczył. „To dziwne, że wszyscy ci nieopancerzeni wariaci przeżyli.” – skonstatował. Ale jednak, w ten czy inny sposób, konflikt wydawał się być rozwiązany.

Tępe osiłki jeszcze chwilę przeszukiwały triumfalnie ciała powalonych rabusiów. Kotołak skupiał się ukradkiem na nieprzytomnym herszcie. Westchnął z ulgą, gdy zauważył, że reszta zignorowała wodza i poczęła się wdrapywać na wierzchowce. Cadrin bez słowa zajął swoje miejsce przy lejcach, a za nim usiadł gnom.



– Hej, kotołaku – dobiegł głos gdzieś zza pleców maga. Nim ten wyszedł z zamyślenia, gnomi głosik kontynuował natarczywie:
– Zatrzymaj się, głupku! Reszta już stanęła.
Kotołak zawrócił jasnobrązowego rumaka i skierował się ku Murtagowi, Endornowi, Rumboldowi i Rickowi, którzy stali gdzieś w środku lasu. Mag nie pamiętał dokładnie, jak się tutaj dostał.

– Natrafiłem na świeży trop – stwierdził z zadowoleniem zwiadowca, przyglądając się śladom kopyt na ściółce. – Jesteśmy już bardzo blisko.
– Skąd o tym wiesz? – spytał Rick.
– To bardzo proste – odparł Adept Mrocznego Ostrza. – Popatrz na samą ilość świeżych śladów! Jest ich mniej-więcej tyle, ile oczekiwałbym po naszych celach.
Rick, wraz z resztą kompanii, patrzył tępo na zwiadowcę.
– Znam doskonale te tereny, normalnie są bardzo rzadko uczęszczane – kontynuował Murtag. – Uwierzcie mi, tyle niepodkutych kopyt normalnie nie przewija się przez ten obszar w ciągu całego miesiąca.
– Aaaach – odparł osiłek, drapiąc się po głowie.
– Za mną, drużyna! – rzekł wyraźnie rozentuzjazmowany zwiadowca. – Ale bądźcie ostrożni, wkraczamy na niebezpieczne ziemie…
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Fenrir w Październik 15, 2013, 20:38:04 pm
Jechali dość powoli, gdyż chwile musieli przystawać, żeby Murtag mógł sprawdzić ślad. Po chwili natknęli się na rozwidlenie gdzie zwiadowca zsiadł z konia.
- I co? - spytał zniecierpliwiony Endaron.
- Pojechali na zachód... Tak zdecydowanie pojechali na zachód. Już prawie ich mamy! - zakrzykną entuzjastycznie zwiadowca.
- To w drogę! - ponaglił Rodrik.
 Od tej chwili jechali znacznie szybciej wzbijając tumany kurzu na drodze i łykając go przy okazji.
 - Przyspieszcie to dogonimy ich jeszcze dzisiaj! - krzyknął Adept Mrocznego Ostrza - Ślady są idealnie widoczne! - po tych słowach stanął jak wryty.
- Co jest? - spytał Rick - Dlaczego się zatrzymujemy?
 Murtag zsiadł z konia i kucnął nad jednym ze śladów potem nad następnym i następnym po czym zaklną szpetnie wniebogłosy.
- Co mu się stało? - spytał Rumbold.
- Zdaje się, ze bandyci nas wykiwali - wyjaśnił mu gnom.
- Jak wykiwali?
- To fałszywe ślady! - krzyknął Murtag z twarzą czerwona od wściekłości - Jak mogłem nabrać się na tak banalna sztuczkę! Oni pojechali na wschód!
- To zawracamy? - spytał Rick.
- To i tak nic nie da. Za nim wrócimy na tamta drogę bandyci zdążą uciec. 
- Znam jeden skrót - odezwał się Rodrik - Choć może się on wam nie spodobać.
- Dawaj! Zrobie wszystko, żeby w końcu ich złapać ! - powiedział Murtag. 
- Znam drogę na przełaj stąd do wschodniej drogi - zaczął Rodrik - Niestety prowadzi ona przez pogorzelisko.
- Ha! A co nam ono straszne! - zakrzyknął krasnolud.
- To, że dwa razy wydarzyła się tam naprawdę duża, magiczna masakra za czasów pierwszej i drugiej Wojny Bogów.
- Ale to było wieki temu. 
- To nie znaczy, ze nie jest tam niebezpiecznie - odezwał się Cadrin - Silna magiczna siła może się tam wciąż utrzymywać.
- No właśnie! - potwierdził Akolita.
- Skąd ty w ogolę wiesz o takim miejscu? - spytał zwiadowca.
- Kiedyś myślałem, że to wspaniale miejsce do zarobku. Tyle nie ruszonego złomu na sprzedaż...
- I co? - spytał głupawo Rick.
- Nie przerywaj mi! Wybrałem się tam z moim kuzynem od strony matki. Sam ledwo uszedłem z życiem, gdy potworności zaczęły się do nas dobierać. On tam prawdopodobnie został.
- Umarł? - spytał Rumbold.
- Najstraszniejsze jest to,że nie wiem.
- Jak to?
- Ano tak,że mógł tam zostać i stać się upiorem, mógł się wydostać, postradać zmysły i nigdy nie wrócić do domu, ale koniec o tym, Murtag podejmuj decyzje czy jedziemy przez to pobojowisko!
- Chyba nie mamy wyboru... W drodze opowiesz nam jak udało Ci się uciec.
  Członkowie wyprawy wsiedli na konie i ruszyli w kierunku uroczyska.
- Więc? Jak udało Ci się uciec? - dopytywał się zwiadowca.
- Częściowo dzięki szczęściu, a częściowo dzięki nie myśleniu.
- Dzięki nie myśleniu?
- Większość demonów przyciąga strach - wtrącił kotołak.
- Najlepiej jakbyśmy zasnęli - powiedział gnom.
- To jak wtedy przejdziemy? Po za tym gdy śpimy to mamy sny! - zauważył Endaron.
- Nie od razu. Dopiero po kilku godzinach, a przeprowadzi nas nasz niezawodny Cadrin. Zauważyłem, ze on i tak przez większość czasu chodzi jak w transie.
- Myślę, że dam rade - potwierdził Władca Dusz.
- Coraz bardziej mnie martwi twoja rozległa wiedza o demonach, snach i tak dalej - zaniepokoił się Endaron.
- Ten mój kuzyn był jakimś badaczem czy magiem i opowiedział mi to, gdy uciekaliśmy.
- To skoro taki mądry był to czemu umarł?
- Właśnie dlatego, że myślał o swoich formułkach, a nie o niczym. Już prawie jesteśmy, powiązać ze sobą konie! Cadrin na przedzie,a reszta niech przywiąże się do siodeł!
  Towarzysze Rodrika wykonali pospiesznie polecenia i po chwili siedzieli uwiązani w siodłach.
- Cadrin, jesteśmy na tyle daleko od pogorzeliska, że możesz bezpiecznie rzucić zaklęcie.
- Wiem. Jestem magiem nie zapomniałeś?
 Po chwili wszyscy oprócz gnoma usnęli.
- Czekaj! Przecież się tam niechybnie zgubisz! Będę musiał zostać przytomny.
- Mogę trochę ochronić twój umysł przed pobojowiskiem, ale myślę, że to nie wystarczy.
- Pewnie, że nie! Może będę grał na fujarce? To powinno wystarczająco oczyścić moje myśli.
- Ryzykowne, ale czemu nie spróbować?
 Ruszyli. Akolita na przedzie prowadząc pozostałe konie i grając skoczna melodyjkę na fujarce, Władca dusz jako drugi pilnując okolicy. Już prawie przejechali uroczysko nie natykając się na przeszkody. Czasami coś przebiegli pomiędzy wielkimi jak drzewa krzakami, czasami widzieli parę błyskających oczu, ale nic po za tym, gdy coś zaczęło iść nie tak.
  Kilka wilków o czarnym futrze z oczami przepełnionymi stłamszoną magią. Na początku tylko chodziły do okola,a le potem zaczęły warczeć i próbować podgryzać końskie nogi.
- Co jest? - zdziwił się Rodrik przerywając grę, gdy zza krzaków i kamieni wyłoniły się większe istoty.
- Coś wyczuły - odpowiedział Cadrin.
 Gnom klepnął się w czoło.
- Konie! Cholerne konie! Przecież one tez się boja!
- Musimy jak najszybciej stad zniknąć.
- Nie możesz ich obudzić bez czarowania?
- W tej chwili nie. Będziemy musieli ich za sobą ciągnąć.
- Te potwory szykują się do ataku!
- Myślę, że tylko ostry cwał nam pozostał.
- Tez się tego obawiam. Gotowy?
- Gotowy.
- Wio!
 Wiec jechali ciągnąc za sobą nieprzytomnych towarzyszy. Musieli zejść do galopu gdyż konie z tylu przestały nadążać i modlili się, żeby żaden z koni się nie potknął na wyboistym polu.
- Nie dojedziemy! - krzyknął gnom widząc, że zmutowane zwierzęta dobierają się do kopyt ostatniego konia - Prawie maja Rumbolda!
- Trzeba będzie go odciąć! - odkrzyknął mu Cadrin.
- Nie zostawię tu kolejnego człowieka!
- Albo on albo my!
 Rodrik wahał się przez chwile, ale uśmiechnął się i dobył kuszy.
- Zdecydowanie wole pierwsza opcje - powiedział po czym strzelił. Nie w linkę wiążącą konie ale w głowę Rumbolda. - Ale nie będzie tu zdychał jak pies - załadował drugi bełt i trafił w strzemię które się przedziurawiło, a po chwili pod wpływem napięcia urwało. W tym momencie jeden z czarnych wilków powalił konia z martwym jeźdźcem.
 Przyspieszyli pozbawieni odrobiny ciężaru i po chwili upiory zaczęły zwalniać, a po chwili się wycofywać.
- Chyba się nam udało! - zakrzyknął Akolita
- Tez tak myślę.
- Odjedzmy jeszcze kawałek i obudź pozostałych.
  Godzinę później podczas której Rodrik opowiedział im jak stracili Rumbolda wszyscy ponownie byli na tropie bandytów. Najbardziej przeżył to wiadomość Rick, Murtag określił to jako ''dopuszczalne straty, a Endaron w ogolę się tym nie przejął.
- Tym razem naprawdę jesteśmy blisko! - powiedział zwiadowca - Dalej brygada to może na śniadanie będziemy w domu!
Tytuł: Stakeout part 1
Wiadomość wysłana przez: C w Listopad 29, 2013, 21:32:47 pm
- Prawdę mówiąc myszlałem, że założą jakisz obóz… – mruknął Cadrin do towarzyszów, przeciągle uprzednio ziewając.
- Nic z tego – mruknął Murtag, odwzajemniając ziewnięcie. Słońce z wolna przychylało się ku zachodowi. – Widzisz, przyjacielu, ci bandyci to prawdziwie zdyscyplinowana gromada gdy przychodzi im podróżować; potrafią spać na koniach, zostawiając jedną osobę jako przewodnika…
- Czyli coś, co udało się nam – wtrącił Rodrik.
- …tak, ino bez liny i dziwnych snów – kontynuował zwiadowca, krzywiąc się na myśl o wizjach, których doświadczył, przeprawiając się przez dawne magiczne pobojowisko. – I tak przez bardzo długi czas. I to zamierzamy wykorzystać. Nie mogą się w takim stanie ruszać o wiele szybciej niż stępem. W końcu ich dogonimy.
   Następna godzina upłynęła drużynie na dosyć spokojnej podróży wschodnim traktem. Chociaż Murtag nakazał kompanom mieć oczy dookoła głowy na wypadek zasadzki, samemu z łukiem w pogotowiu spoglądając to przed siebie, to na ślady kopyt na ziemi, absolutnie nic się nie działo. Nastawał zmrok, a korony drzew rozlśniły się barwnymi plamkami światła.
- Hej, ty – Rodrik trącił łokciem plecy kotołaka, który od dłuższego czasu nie odpowiadał. – Skręć trochę w lewo, zbaczasz od reszty. Nasz koń schodzi na manowce… czy ty mnie w ogóle słyszysz?
Cadrin odpowiedział na zaczepkę, opadając miękko a bezwładnie na szyję wierzchowca. Gnomowi się to nie spodobało.
- Śpisz! – warknął, dobierając się do lejców. – Ty bezużyteczny… och!
Zanim Akolita dokończył myśl, stał się zespolony z grupą umysłów. Jego pole widzenia dramatycznie się rozszerzyło i zdeformowało, a głowa zapełniła cudzymi myślami. Bojąc się, że zwymiotuje, uczepił się mocniej nieprzytomnego kotołaka. Koń sam zawrócił na właściwy tor. Po chwili nastąpiła stabilizacja.
- To dosyć… interesujące – ozwał się jeden z pozbawionych osobowości głosów.
- W ten sposób powinniśmy móc lepiej skupić się na poszukiwaniach.
- Szum w tle to mrówki i inne robaki, nie zwracajmy na niego uwagi.
Po chwili umysł-gniazdo zaczął porozumiewać się bez słów. Grupa jeźdźców przemieszczała się w milczeniu z nadnaturalną synchronią, nawet konie poruszały kopytami w identycznym tempie. Niedługo później woal powierzchownej ciszy przebiła myśl:
- Ojejku, jeden z lewej!
- Hej, gdzie tutaj jest lewy?
- To zasadzka!
Wszyscy poczuli ostre ukłucie bólu, gdy strzała posłana z zarośli ugodziła w lewe ramię Endarona, przeszywając na wylot i przyszpilając je do boku. Moment później wszyscy byli już z powrotem w swoich ciałach, nie musząc dzielić się z nikim myślami i odczuciami. Rick zeskoczył z konia, dobywając kiepskiego miecza. Murtag przyspieszył wierzchowca, spinając go ostrogami i posłał jedną szybką strzałę w kierunku, z którego nadszedł cios. Przystanął tylko na moment, by spojrzeć na drogę.
”Tak, tu kończy się trop” – pomyślał. – ”Mamy was, nareszcie!”

(click to show/hide)
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Endaron w Grudzień 07, 2013, 22:03:04 pm
- Sukinsyny! - Krzyknął oszalały już z wściekłości Endaron. - Nic mi nie jest! Na razie... Jestem leworęczny nędzne szumowiny.
Krasnolud darł się wniebogłosy. Złamał strzałę i dobył topora. Ruszył w stronę krzaków skąd trafił go łucznik. Ostrze trzymał na wysokości twarzy, coby mieć minimalną osłonę. Nienawidził używać hełmów. Uważał, że są niepotrzebnym ciężarem utrudniającym tylko orientację. Dobiegł, choć żaden pocisk nie wyleciał w jego kierunku.
- Pokażcie się tchórze! - Wrzeszcząc wdarł się w chaszcze, równocześnie zamachnął się z całej siły toporem uderzając na oślep.
- Stój! To pułap.. - Próbował ostrzec go Murtag, który widział wymykających się wcześniej z zarośli bandytów.
Za późno. Endaron zniknął już między roślinami.
- Ha! - Usłyszeli jednak jego głos. - Nie pójdzie wam ze mną tak łatwo dranie!
Okazało się, że ciosem topora krasnolud przeciął sznur, który przeznaczony był na jego nogę.

Tymczasem u innych walka wyglądała wcale dobrze. Gnom zdążył już pochlastać pięciu przeciwników krążąc po miejscu walki pozostając niezauważonym. Rick trzymał się blisko kotołaka myśląc, że ten ochroni go przy użyciu czarów. Cadrin jednak nie zwracał na niego uwagi. Wrogowie bali się do niego podejść, widząc, że otacza go jakaś aura. Rick tego nie zauważał. Rozweselił się widząc miny przeciwników.
- Co? Nie jesteście już tacy odważni? No chodźcie się zabawić. - Wieśniak zaczął ich wyzywać.

Jeden nie wytrzymał. Rzucił się na wieśniaka z mieczem w dłoni. Lecz już po kilku metrach zniknął. Po prostu zniknął. Pozostali przerazili się i odwracali się jeden po drugim do ucieczki. Nawet Rick się zmartwił nagłym zniknięciem bandyty. Ale teraz miał na głowie inny problem. Kotołak zniknął wraz z bandytą. Biedak pobiegł szybko w stronę zwiadowcy nie czekając aż rzezimieszki zorientują się, że nic im już nie grozi.

Murtag, który zdążył wjechać między skały tratując po drodze kilku oprychów zabił na razie ich najwięcej. Był z tego powodu wyraźnie uradowany.
- Nie wiesz ile czekałem na tę chwilę! - Krzyknął do zbliżającego się Ricka. - Zabiłbym ich więcej, ale strzały mi się kończą. A ty nie stój tu tak tylko leć pomóc krasnoludowi. Widzisz, że jest ranny, a nie ma tam żadnych bandytów.
Ten posłusznie wykonał polecenie. Kiedy dotarł do Endarona ten kazał mu ścigać uciekających, tłumacząc, że sam da sobie radę, a ten bardziej by mu zaszkodził niż pomógł.

Rick w końcu nie wytrzymał. Usiadł na kamieniu i zaczął płakać. Krasnolud śmiał się z niego i sam pobiegł za grupką przeciwników, która uciekłą od Cadrina, ale już na nowo się uformowała.
- Chodź ze mną. - Zawołał zwiadowcę. - Jemu teraz nie pomożesz, zostaw go tak.
Murtag przez chwilę protestował, ale wystarczyło jedno spojrzenie na Ricka, żeby zmienił zdanie. Tylko gnom został przy wieśniaku.

Banda rabusiów była pewna wygranej z krasnoludem i zwiadowcą. Ten pierwszy gdy już się zbliżał, wydarł się i wziął zamach toporem. Murtag został z tyłu woląc nie wchodzić w bezpośrednią bójkę. Zbiry szybko otoczyły krasnoluda, czego ten się nie spodziewał. Walka była już przesądzona.
- Nie! - Krzyknął zwiadowca i pobiegł na ratunek.

Z wielkim hukiem, od którego wszyscy upadli na ziemię zjawił się Cadrin. W mgnieniu oka znowu zniknął razem z całą grupką bandziorów. Krasnolud szybko się podniósł i począł wrzeszczeć na wiatr.
- Dzięki za uratowanie życia kotołaku!
- No to ich mamy już z głowy. - Oznajmił Murtag, po czym pobiegł do Rodrika i Ricka.

Gnom widząc, że walka jest już wygrana, zostawił wieśniaka samego.
- Słyszycie to? - Spytał się towarzyszy.
- Co? - Odparł zainteresowany Endaron. Poszedł za Rodrikiem w zarośla. Tam znaleźli ocalałego opryszka. Nie uciekł, bo kamień przygniótł mu nogę, a leżąc stał się kompletnie niezauważony.
- Dlaczego było was tak mało? Gdzie są pozostali? Gdzie wasz przywódca? - posypały się pytania.
- Uwolnijcie mnie. - Wyjęczał tylko.
Endorn napluł na ręce i naparł na kamień. Przy pomocy gnoma w chwilę się go pozbyli. Krasnolud zaciągnął bandytę na środek pobojowiska. Czekali tam już na niego Rick, który zdążył się już uspokoić, i któremu o dziwo kompletnie nic się nie stało, Murtag zbierający strzały i Cadrin lewitujący nad rozpalonym ogniskiem.
- Miło, że wpadłeś. - Powiedział Rodrik.
- Murtag, możesz się nim "zająć"? - Spytał krasnolud wskazując na rzezimieszka. - A, i możecie coś zrobić z moim ramieniem? Już ochłonąłem i zaczyna boleć.

(click to show/hide)
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Murtag w Styczeń 17, 2014, 22:40:39 pm
Zamieszanie w izbie było tak duże, że przybycia Karczmarza nie zauważył żaden z gości, o ile można tak nazwać rozwrzeszczaną zbieraninę mętów wszelkiej maści, żebraków i pijaków, a także kontrastujących z tą hałastrą uczciwych obywateli, braci zakonnych, a gdzieniegdzie można nawet było dostrzec wysoko postawionych urzędników i lordów otoczonych strażą. Wojacy hardo trzymali ręce na rękojeściach mieczy jako ostrzeżenie, chociaż śmiałek, który dobyłby broni w panującym ścisku, prawdopodobnie położyłoby trupem co najmniej troje bogu ducha winnych ludzi. 
Karczmarz chwiejnym krokiem pokonał kilka metrów dzielących wejście na zaplecze od lady i oparł się ciężko o blat. Nie odrywając dłoni od oparcia, sięgnął po taboret, podsuwając go w stronę szynkwasu.
- No dobra, raz kozie śmierć. - Mruknął pod nosem, po czym postawił jedną nogę na stołku. Podtrzymując się rękoma, wyciągnął drugą nogę, szukając oparcia na krawędzi lady. Zamiast tego czubek buta zahaczył o blat i Karczmarz wywiną zgrabnego orła lądując na szynkwasie. Jak to się jednak mówi: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż kilku gości dostrzegło kaskaderski wyczyn opiekuna przybytku. Zanim Karczmarzowi udało się przybrać pozycję stojącą, co nawiasem mówiąc wcale nie było takie łatwe, oczy wszystkich gości Tawerny wpatrzone były w postać na podwyższeniu.
- No więc... jestem... ten tego... co ja to... - Tłuszcza z niecierpliwością wsłuchiwała się w każde słowo Karczmarza. - Ekhem... Mam przyjemność powrócić z degustacji, gdzie nasi szanowni sędziowie...
- Gdzie ta wóda! - Wydarł się ktoś z tłumu.
- Właśnie, mówiono nam że będzie! - Kolejni niezadowoleni klienci zaczynali dzielić się swoimi przemyśleniami, przekrzykując siebie nawzajem. Harmider się wzmagał, a sytuacja zaczynała przypominać tę sprzed kilku minut. Na całe szczęscie podchmielony opiekun lokalu podjął przerwaną przemowę, tym razem nieco donioślejszym głosem.
- Mam przyjemność powrócić z degustacji, gdzie sędziowie, po długich naradach i rozważaniach wyłonili zwycięzców MasterChefa! Niestety jurorzy nie są zbytnio w stanie ogłosić zwycięzców, także...
- No mówże w końcu!
- Dobra już, dobra! Zwycięzcami w konkursie są:

(click to show/hide)

Burza oklasków wprawiła w drżenie nawet wielkie, dwustu litrowe beczułki piwa, które udało się Karczmarzowi uchować przed jurorami, czekające na zapleczu.
- Ale ale! Wiem po co wszyscy dzisiaj się tutaj zebraliście! Dzięki hojności oraz w mniejszym stopniu nieświadomości naszych kochanych zwycięzców, dzisiejszego wieczoru każdy będzie mieć okazję skosztowania naszych nowych specjałów! Wznieśmy zdrowie za zwycięzców!
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Sentenza w Styczeń 17, 2014, 22:47:40 pm
//Murt, jeśli to nie problem, załóż topic z nazwą konkursu i wrzuć tam prace, ja już się zajmę resztą. Potestujemy nowe pomysły wyróżniania konkursów jako takich//
Tytuł: Degustację konkursową czas zacząć
Wiadomość wysłana przez: Barneyek w Styczeń 20, 2014, 22:17:17 pm
- Przepraszam... przepraszam... przepraszam... - powtarzała monotonnie Barneyek, przeciskając się w stronę baru i starając się utrzymać nad głową cicho pobrzękującą skrzynkę. - Przepraszam... przepraszam, służbowo... przegdziemiztymtoporempieprzonykrasnoludziepraszam...
Dodźwigała wreszcie swój ładunek do kontuaru i z brzękiem postawiła na blacie.
- To wszystko - oświadczyła zdyszana, uchylając wieko skrzynki i ukazując smukłe, czworograniaste butelki z niebieską cieczą. - Ostatnia partia, i Kassler prosił przekazać, że więcej już dziś nie dostarczy, choćby mu wszystkie trzy kapituły naraz groziły degradacją, kastracją i defenestracją, w dowolnej kolejności.
- Szkoda - skrzywił się karczmarz. - Rozejdzie się raz-dwa.
- Tak naprawdę to kazał przekazać, że możecie mu... - Bernadetta nachyliła się do ucha karczmarza i wyszeptała coś gorączkowo. Ten spojrzał na nią zgorszony.
- To on używa takich słów?!
- Tylko, kiedy jest wyjątkowo zniecierpliwiony, zapewniam. A teraz daj no kufelek Czarnego Mistrza, zobaczymy, co też tam te podziemniaki potrafią uwarzyć. W gardle mi zaschło.

***
Jeśli komuś wydawało się, że ścisk i duchota w tawernie osiągnęły apogeum podczas ogłaszania wyników, w późnych godzinach wieczornych musiał zweryfikować swoją opinię. Przy barze kłębiło się chyba pół Świętego Przymierza, domagając się a to wina, a to herbatki, a to - bezskutecznie - absyntu, depcząc sobie wzajemnie po nogach, prosząc, grożąc, uciekając się do przekupstwa i szantażu, powołując się na immunitet, wysoką rangę i kuzyna w Inkwizycji. Karczmarz, odporny jednako na przekupstwo, wysokie rangi i spokrewnionych inkwizytorów, z kamiennym spokojem polewał wszystkim "Gnijący Cierń". Szansa, że ktokolwiek zauważy różnicę, spadała już niemal do zera.
Jakiś amator piosenek ludowych, zapewne całkiem przypadkowo noszący insygnia Mrocznego Paladyna, wlazł na stół, skąd głośno i fałszywie obwieszczał światu, jak to jedna baba drugiej babie wsadziła grabie, niestety - lub na szczęście - harmider nie pozwalał dosłyszeć gdzie.

Przy stoliku na antresoli dwaj królewscy rekruci i jeden strażnik miejski, którzy godzinę wcześniej namówili Bernadettę na partyjkę rozbieranego pokera,  teraz gorzko tego żałowali, jako że została im do spółki jedna koszula, dwie pary gaci i trzy niezbyt czyste onuce. Kompletnie ubrana klasztorniczka tylko zacierała ręce i rechotała złowieszczo między kolejnymi rozdaniami.
Zanim jednak zdążyła należycie ocenić, na cnotę którego z pechowych graczy warto nastawać w pierwszej kolejności oraz czy nie zostanie to aby potraktowane jako wyłudzanie tajemnic zakonnych, zagapiła się nagle w róg sali i zamrugała ze zdumieniem. Z lepkiej kałuży, która wyciekła na blat z trąconej czyimś łokciem butelki, uformował się powoli nieduży żółw. Wyraźnie widoczny mimo alkoholowych oparów radośnie mordujących jej szare komórki wstał, otrząsnął po kolei wszystkie łapki z resztek cieczy i raźno, choć powoli, pomaszerował przez stół, najwidoczniej nie zauważony przez nikogo z biesiadników. Doszedłszy do krawędzi łypnął czerwonymi oczkami, uniósł się w górę, po czym najspokojniej popłynął przez zadymioną salę, kołysząc się jak balonik i obijając lekko o sprzęty, głowy pijących i elementy architektury.
Mózg Bernadetty zazgrzytał, przestawiając się z pozycji "kontemplowanie roznegliżowanych królewiczów" na "słodkie maleństwo, ciekawe, który mag się bawi". Ręka w trybie automatycznym sięgnęła po któryś już z kolei kufel.
Tytuł: Odp: Tawerna
Wiadomość wysłana przez: Fenrir w Maj 22, 2015, 10:54:37 am
  Zza krzaków raz po raz dobiegał krótki krzyk, to Murtag przesłuchiwał złapanego bandytę. Endaron koło ogniska przeklinał bogów i matki dopiero, co napotkanych zbójców, gdy Cadrin zajmował się jego raną przy pomocy jednego ze swoich zwojów leczniczych. Rodrikowi przypadła zaszczytna rola siedzenia na straży razem z wciąż roztrzęsionym Rickiem.   
''Utrata towarzysza i prawdziwa walka to jak widać dla niego za dużo''- pomyślał gnom.
 Po paru chwilach, podczas, których kotołak zdążył uzdrowić krasnoluda zza krzaków z triumfem na twarzy wyszedł Murtag.
-Na koń! - rozkazał – Jest tak jak myślałem. Zostawili za sobą tylną straż mając nadzieje, że nas zatrzyma lub spowolni, a sami udali się na zachód – odpowiedział na pytające miny towarzyszy.
-Co z nim? - zapytał Endaron wskazując na Ricka.
-Niech jedzie – odpowiedział zwiadowca po chwili zastanowienia – Bardziej nie zaszkodzi.
 Po paru chwilach cała drużyna była już w siodłach i galopowała w kierunku wskazanym przez Adepta Mrocznego Ostrza. Zwalniali, co jakiś czas, aby Murtag mógł przyjrzeć się śladom, po czym z powrotem przyspieszali.
-Kawałek drogi stąd jest kotlinka! - krzyknął dowódca, wciąż będąc w galopie – Najpewniej tam będą! Objedziemy ją i rozejrzymy się z góry!
  Zaraz przed dotarciem na miejsce kompania zsiadła z wierzchowców. Murtag obejrzał ślady, które potwierdziły jego przypuszczenia i dał rozkaz do wymarszu. 
 Ukryci w zaroślach poruszali się bardzo ostrożnie idąc wzdłuż urwiska prowadzącego w dół kotlinki, co chwilę zatrzymując się, by wypatrzeć swój cel. Endaron marudził coś o krzakach, komarach, bólu pleców od chodzenia przygarbionym i honorowej walce, Zwiadowca uciszał go i spoglądał w głąb doliny, Rodrik sprawdzał wyposażenie, Rick modlił się pod nosem, a Cadrin wydawał się interesować wyłącznie otaczającą go florą, lecz jego uszy nagle zadrgały.
-Znalazłem ich – szepnął kotołak – Siedzą ukryci między tamtymi drzewami, jest ich około piętnastu.
-Wychodzi na to, że większość zostawili w tyle – powiedział Murtag, po czym rozejrzał się – Tamto zbocze – wskazał – Idealnie nadaje się, aby po nim szybko zejść i powinno być ich stamtąd widać jak na dłoni. Ja tu zostanę i będę ich ostrzeliwał. Ty Rodrik przejdziesz na drugą stronę doliny, zejdziesz na dół, zakradniesz się do nich i spróbujesz im zaszkodzić w miarę możliwości. Jeżeli będą w zwartej grupie to siedzisz cicho, aż ja zacznę strzelać. Reszta uda się po konie i podejdziecie do nich od frontu, gdy zacznę strzelać zaszarżujecie. Zacznę strzelać za około pół godziny, ale postaram się mieć na uwadze waszą gotowość. Jakieś pytania?

***

Rodrik szedł ostrożnie przez bujną roślinność szukając wzrokiem, co wyższej trawy czy krzaków, aby nie zostać wykrytym przez bandytów na dole. Z racji jego wzrostu nie było to trudne, co nie zmieniało faktu, że gnom za bujną roślinnością nie przepadał, ba nie przepadał w ogóle za roślinnością.  Klnąc i marudząc w myślach doszedł do krawędzi zbocza, które wskazał mu Murtag.
„Dobra, teraz tylko po cichu zejść” – pomyślał.
Wypatrując zdradliwych i podejrzanych liści i szyszek, które mogły sprowadzić go na sam dół z wielkim hukiem, zauważył coś jeszcze bardziej zdradliwego i podejrzanego. Małą, ledwie widoczną żyłkę rozciągniętą w poprzek zbocza, która była połączona z wiszącym na drzewie obiektem, który to z kolei miał zapewne spowodować wielki raban, gdy tylko jakiś nieszczęśnik się o linkę potknie.
„Cholera, chyba spodziewali się, że ktoś może tędy zejść”
Poszukiwacz obszedł pułapkę i zszedł na dół wciąż mając w pamięci szyszki i liście. Gdy już schował się za najbliższym drzewem i rozejrzał się z zaskoczeniem stwierdził, że nikt nie pilnuje przejścia, więc przekradł się bliżej obozu.
 Zauważył dwóch bandytów oddalonych od reszty. Jeden szukał czegoś w zaroślach, a drugi siedział na przewróconym pniu w niewielkiej odległości od pierwszego i wpatrywał się w stronę obozu. Rodrik przygotował kusze i sztylet.
 Podkradł się do siedzącego, poderżnął mu gardło i chwycił za kuszę i strzelił drugiemu z bandytów prosto w gardło, gdy ten odwrócił się zaalarmowany hałasem.
„Dwóch z głowy, jeszcze tylko trzynastu”
Gnom postanowił przejść na tył obozowiska i sprawdzić czy nie będzie miał okazji do ściągnięcia kogoś jeszcze. Natknął się na trzech ludzi idących między drzewa.
- No i gdzie to źródło? – spytał jeden z nich.
- Tu, niedaleko
- Musimy się spieszyć, chyba wciąż nas gonią
- Spokojnie. Bez wody daleko nie ujedziemy.
- O, jesteśmy. Było, o co marudzić?
- Na razie to tylko ty marudzisz. Nabieraj wody!
- Eh, muszę się wyszczać.
- To nie tutaj do jasnej cholery! To jest nasza woda pitna!
- Dobrze, już dobrze.
Gdy jeden z bandytów odszedł, Rodrik oczywiście wykorzystał okazję i zabił go wbijając mu sztylet w gardło. Z pozostałą dwójką poradził sobie równie łatwo, co z poprzednią.
 Wiedząc, że zostało mało czasu gnom podkradł się pod sam obóz i ukrył się czekając na Murtaga.
Nie musiał długo czekać. Pierwszy bandyta padł od strzały po kilku minutach, Rodrik z przygotowaną kuszą strzelił w drugiego, a w między czasie Zwiadowca ustrzelił następnego. Po sekundzie lub dwóch dało się słyszeć tętent kopyt i dziki krzyk krasnoluda. Trzech jeźdźców wpadło niespodziewanie w resztę wrogów, którzy zbili się w grupę po ostrzale. Wywołało to kompletną panikę, większość zginęła przy pierwszym uderzeniu, ale kilku się rozpierzchło.
Jednego dorwał Rodrik, na którego natknął się uciekinier, drugiemu Endaron przepołowił czaszkę silnym uderzeniem topora z grzbietu wierzchowca, a trzeciego dosięgła strzała.

***

Murtag obejrzał ciała i zidentyfikował herszta bandytów.
- No panowie. Udało się. Należy się nam rundka w Tawernie. 




(click to show/hide)