Miałem to samo co Cicatrix. Zadziałało tylko jedno - poddałem się i pozwoliłem Windowsowi zainstalować aktualizacje. Skurwiel na kilka godzin (nie wiem ile, polazłem do domu i zostawiłem włączony) laptopa mi w robocie zajął.
Ale dogrzebywałem się źródła, bo mi samo "svchost.exe" nie wystarczało. Odpal sobie (przez menu Start, tak się kuźwa teraz kamufluje opcja "uruchom") programik resmon.exe, bardzo elegancki... monitor zasobów, resource monitor, jak zresztą nazwa wskazuje (aczkolwiek dałbym tak na imię jakiemuś czarnoksiężnikowi mimo wszystko, Resmon Zgryźliwy).
Po nitce do kłębka ja natrafiłem na kolejne rzeczy wywołujące obciążenie zasobów poprzez tą konkretną spuchniętą instancję svchosta, aż dotarłem do "wupdate", które wiadomo co oznacza. Ty pewnie znajdziesz to samo, więc możesz się upewnić jak chcesz.
ANYWAY. Próbowałem wielu opcji - olewania aktualizacji, wyłączania, nic nie pomogło. Jak nawet mówiłeś aktualizacjom "odpierdolta się ode mnie raz a dobrze", to i tak chodziły w tle i czekały aż zmienię zdanie. Więc poddałem się i zainstalowałem. I laptop działa. Ale mimo tego, że ciągle blokowały ponad pół RAMu w tle (2GB z hakiem, elo), to i tak po moim akcie kapitulacji dopiero "zaczął" wyszukiwać aktualizacje (chyba 2 godziny zeszły). Nie wygrasz z windozą. Nawet Jared z Subwaya przegrał.