Od kiedy skrótowa nazwa potoczna stała się ważniejsza od tej pełnej, nie mają zbytnio sensu. Bo "independent" jeszcze coś znaczy i to nie tylko w kwestii przynależności do dużego studia. Powstające masowo gry indie są "dependent" w wielu dziedzinach - o wiele więcej, niż by sobie tego życzyli. Często robione wg prostego przepisu, gunwo w proszku zalej wodą, dodaj nostalgię i piksele, gotowe. Nie są ani zbawieniem, ani rakiem - trzeba je przesiewać równie mocno, jak gry pochodzące ze wszystkich pozostałych "półek". Platformówki to na PC gatunek niezwykle stary i dlatego stał się symbolem nostalgii w dzisiejszych czasach - więc twórcom indie, którzy bardzo chcą, a nie wiedzą jak, z łatwością przychodzi sięganie po ten gatunek. Nie wchodzę w kwestie platformy do grania, jest nieistotna i trzeba być self-righteous krasnorostem żeby męczyć wora twórcom z "ej, po co robicie platformówki na PC, róbcie na konsole bo ja uważam że w platformówki się gra na konsolach" - na PC jest najprostsza dystrybucja, a o to głównie chodzi "niezależnym, ale coś jeść muszącym" autorom.
Co do środowisk skupionych wokół AAA czy indyków - ignore, jakby się tym przejmować, to już naprawdę nie ma dokąd spierdalać. Rak jest wszędzie, trzeba z tym dealować i kierować się bardziej obiektywnymi kryteriami.
Głównym problemem autorów indorów jest taka grająca gdzieś w tle ogromna satysfakcja, że w ogóle coś się udało zrobić - że to działa i jeszcze ktoś to kupił. Kiedy tylko do kieszonki wpada talar, mijają wszelkie wątpliwości odnośnie jakości oferowanej produkcji. ALE to jest identyczna, 100% ta sama przypadłość co u zespołów siedzących nad AAA - też działają w ten sam sposób, za kontrolę jakości robi tylko pochwała w robocie (gud work, mr. Derp, u made a gaem, u are gud worker) i wyniki sprzedaży. A ambicja leży gdzieś tam w kącie - nawet Todd ze swoją Bethesdą coraz bardziej przypominają grupkę dzieci, która się cieszy że im się udało zrobić gierkę, za którą wpadnie jakiś talar i jeszcze ludziki im nagrywają w hołdzie filmiki z poprzebieranymi za elfki pannami popierdalającymi po śniegu ze skrzypcami. Coraz trudniej znaleźć twórców, którzy nie odpuszczają tak łatwo. Cisną siebie i ekipę, żeby powstało coś wyjątkowego. Szybkie osiadanie na laurach i nasycenie swojego głodu twórczego miłymi reckami i talarem zamiast dążenia do czegoś więcej dotyka w równym stopniu każdy sektor i każdą "półkę".
Tyle tylko, że póki indie naprawdę są autorskimi projektami i nie wkrada się do nich korporacyjny model pracy, to można mieć co do nich większe nadzieje. Co nie zmienia faktu, że naciąć się można równie łatwo, co zawsze.