Lenistwo:
Sądziłem, że facet zmarł, bo jeśli dobrze kojarzę to lekarz mówił, że pacjent długo tak nie pociągnie.
To fakt, był w krytycznym stanie, więc prawdopodobnie zmarł w szpitalu. Faktem jest jednak to, że John Doe go nie zabił (przynajmniej nie bezpośrednio). Trudno przecież zapomnieć o dość szokującej scenie, w której ten człowiek zrywa się z łóżka ku zaskoczeniu policjantów.
Pycha:
No cóż, teraz właśnie nie wiem, co z tym przypadkiem. Niby kobieta miała wybór, czy zadzwonić po pomoc, czy popełnić samobójstwo. Problem w tym, że Doe wcześniejsze ofiary zmuszał do śmierci. Przyjąłem, że nawet jakby kobieta chciała zadzwonić po pomoc, to Doe by podciął jej żyły i tak, pozorując samobójstwo.
Ta kobieta była tak próżna, że oszpecenie jej twarzy było dla nią największą karą. Jak się potem okazało, utrata piękna była dla niej gorszą perspektywą niż śmierć. Doe prawdopodobnie o tym wiedział, więc uznał zadanie za wykonane. W końcu nie wybierał przypadkowych ofiar, tylko ludzi, którzy naprawdę zatracili się w danym grzechu.
Dotąd swe ofiary zmuszał do różnych działań, więc czemu w przypadku Pychy miałoby być inaczej?
Przecież w tym wypadku zmusił ją do samobójstwa. Ofiary żądzy też nie zabił własnoręcznie, tylko kazał jej klientowi (to była prostytutka) penetrować ją jakimś seksualną "zabawką" śmierci.