Nie jestem zbytnio /pol/, zacząłem interesować się dopiero na początku szalonej przejażdżki naczelnika Kaczyńskiego. Czytuję sobie "Wyborczą", która nadal zachodzi w głowę, jak to możliwe, że w $OBECNY_ROK ktoś taki jak Trump mógł wygrać wybory prezydenckie w Stanach, a nastroje nacjonalistyczne owładają Okcydentem. We wczorajszym wydaniu padło ciekawe i nieznane mi wcześniej pojęcie - rozstęp w entuzjazmie (ang. enthusiasm gap). Dziennikarz powoływał się na emocje, którymi powodują się konserwatywni wyborcy, czyli niezadowolenie z efektów partii rządzących, bez żadnych rozsądnych alternatyw w polu widzenia. Z drugiej strony, oddający głosy na populistów zdają się być poniesieni, uskrzydleni wręcz, obietnicami rewolucyjnych niemal zmian. Wspominał o tych, którzy ostatnimi czasy głosowali np. nie na Komorowskiego, lecz przeciwko Dudzie, nie na Platformę, a przeciw Kaczyńskiemu, itp. Będąc świadomi niedoskonałości konkurencji, wybierali mniejsze zło. Ponoć to samo miało miejsce wśród tych, którzy byli z N→ią ("N→" oznacza w tym sloganie wyborczym pierwszą literę imienia kandydatki, Nillary Clinton). Nie wiem, ma to dla mnie sens. Z kolei wyborcy Trumpa, przynajmniej w sieci, wydawali się mieć sporo zapału do przywracania Ameryce wielkości. Ponoć sporo entuzjazmu mieli też ci, którzy czuli Berna.
No ale dobra, ale pytanie brzmi: jak odwrócić te tendencje narodowościowe? Czy politycy opozycji powinni przyjąć populistyczną narrację? W jakiś sposób forsować współpracę ponadnarodową? Mówić o ratowaniu świata przed neonazistami u władzy? Pójść w pełną antifę? I co zaproponować w zamian? How do we make EU great again?
P.S. odnośnie intronizacji J.C. na króla RP - była o tym już rozmowa między Gunnerem a Legionem. Dogmatem chrześcijaństwa jest niepokalane poczęcie itd., ale w rzeczywistości Chrystus (ten prawdziwy, nie z Pisma Świętego) był Żydem.
P.P.S. to prawda.