Świat gier poszedł w takim kierunku, że większość gier wideo, zwłaszcza wysokobudżetowych, współpracuje z którąś z tych platform. Steam jest obecnie najpowszechniejszą z nich, gdyż Origin obejmuje głównie gry stworzone bądź wydawane przez EA. Na podobnej zasadzie działają platformy Ubisoftu i Rockstara. Jakie jest wasze zdanie na ich temat? Uważacie je za dobry wynalazek i duże ułatwienie dla graczy, czy może macie jakieś nieprzyjemne doświadczenia z nimi związane?
Mnie osobiście Steam strasznie irytuje, ale da się z nim przeżyć, jeśli gra się na trybie offline. Nie mogę jednak wybaczyć producentom gier tego, że gra w wersji pudełkowej to tak naprawdę nie jest gra w wersji pudełkowej, bo zawsze kilka GB danych trzeba ściągnąć z Internetu - dla większości graczy to pewnie nie problem, ale ja na przykład mam w domu dwa komputery, z czego stacjonarny internet jest podłączony tylko do jednego - na drugim korzysta się z Internetu mobilnego z ograniczonym transferem danych. Jako że na nim są wszystkie gry, muszę za każdym razem pieprzyć się z przepinaniem całej jednostki, pobieraniem brakującej zawartości i ponownym przepinaniem. Właśnie kupiłem "Batmana: Arkham Origins" - grę, która mieści się na 3 płytach, a mimo to wymaga pobrania prawie 7 GB danych ze Steama... To skandal. Pie*dolony skandal.
Origin też nie jest lepszy. O ile w przypadku Steama da się wyłączyć automatyczne aktualizacje, tak w Originie chyba nie. W rezultacie pobierają się one po cichu, za plecami gracza, bez żadnego pozwolenia. Kiedyś, grając w "Fifę Manager 13", broniłem się rękami i nogami przed instalacją któregoś ram z rzędu update'a, bo wprowadzał irytujący bug związany z tym, że zawodnikom nie podliczały się gole zdobyte w reprezentacji narodowej. Grałem więc cały czas na offline, raz, rozgrywając już sezon 2018/19 i mając 80h gry na koncie, włączyłem online - dramat. Tych aktualizacji nie da się odinstalować - trzeba przeinstalować całą grę i znaleźć gdzieś w sieci stary update. Problem w tym, że jeśli na nowej łatce wczyta się którykolwiek zapis gry, wszystkie inne stają się "zainfekowane" i nie da się ich odpalić na starszej wersji. Ponad 3h doby grania poszły w cholerę, zwłaszcza że twórcy niespecjalnie przejmowali się tym bugiem, mimo że występował on u niemal każdego. Ba, zdążyli wydać kolejny update, w którym błędu też nie naprawiono.
Najmniej irytujący z tego wszystkiego jest chyba Rockstar Games Social Club, choć i on nie jest idealny. Pamiętam, jak zaraz po premierze grałem w "Max Payne 3" - co 2 dni pojawiały się ważące przynajmniej kilkadziesiąt MB aktualizacje, bez zainstalowania których nie dało się włączyć gry. Na domiar złego, nie wprowadzały one żadnych widocznych zmian w rozgrywce.
Jak po stokroć wolę grać na PC niż na PS3, tak doceniam to, że na konsoli po prostu wkłada się grę do napędu, ewentualnie instaluje ją (nie zawsze) i ma się święty spokój. Nie trzeba się pieprzyć z żadnymi Steamami i podobnym cholerstwem. Jak tak dalej pójdzie, chyba szlag mnie trafi i sprowadzę się do kupowania pudełkowych wersji gier i ściągania z sieci wersji noSteam.