Prawda jest taka, niezależnie od tego, po której jesteśmy stronie - wprowadzając takie rzeczy jak zakaz aborcji, zakaz in vitro, a nawet kurdabele zakaz sprzedaży batoników w sklepikach szkolnych, nasz rząd przyznaje tylko jedno. Przyznaje, że cały proces edukacji, najpierw wyniesiony z "normalnej rodziny", potem kontynuowany w szkole, wychowanie, etyka, nasza kultura i cywilizacja (rzekomo wysoko rozwinięta) a nawet nauki religijne (nie tylko Kościoła Katolickiego) są gówno warte. Bo najwyraźniej jedynym sposobem, by do ludzi dotrzeć i coś im wytłumaczyć, jest pierdolnąć im batem nad głową, postraszyć najpierw więzieniem a potem gniewem bożym i jak chłop krowie na rowie, zakazać. Tak, bo ludzie są zwierzętami, bez rozumu i moralności, do których inaczej niż twardym kijem napierdalającym ich po głowie się nie trafi.
Aborcja to straszna tragedia, nie ma co do tego wątpliwości. Ma niewyobrażalny wpływ na psychikę rodziców, zwłaszcza matki. Ale chyba po to człowiek ma rozum i wolną wolę, żeby móc pomyśleć i wybrać, co należy zrobić. Każdy ma swoją moralność i swoje sumienie. Ja jestem zwolennikiem aborcji na życzenie do trzeciego miesiąca (bo pod koniec 12 tygodnia ostatecznie formują się organy wewnętrzne i układ nerwowy, co według mnie faktycznie formuje dziecko, a nie płód) za zgodą obojga rodziców (no chyba, że z gwałtu czy coś, to wtedy nikt się nie będzie "ojca" pytał o zgodę), a później tylko w razie zagrożenia zdrowia i życia matki/dużego prawdopodobieństwa, że dziecko urodzi się poważnie zdeformowane albo nieuleczalnie chore. Oczywiście, obok tego powinna iść poważna reforma systemu edukacji, z edukacją seksualną z prawdziwego zdarzenia, z osobami posiadającymi kompetencje i umiejętności, by coś dzieciom wytłumaczyć, a nie z nauczycielami biologii, którzy się rumienią kiedy próbują założyć prezerwatywę na banana w celu zademonstrowania albo puszczają pseudo-mądre filmy edukacyjne z lat 90. Żeby była pewność, że wszyscy zrozumieją jakie są możliwości i konsekwencje. A jeśli mimo wszystko zdecydują się na aborcję - to ich sprawa. Jeśli komuś wiara nakaże nosić dziecko, którego nawet nie chce - jego sprawa. Nie rządu, nie administracji, nie sąsiada, nie telewizji.
I wiecie co? Mam wrażenie, że wszyscy bogowie ze wszystkich religii, tak rzekomo miłosierni i kochający, doskonale zrozumieją, że nie ma sytuacji czarno-białych. A jeśli nie zrozumieją, to znaczy, że wcale nie są bogami za jakich ludzie ich uważają i nie ma się czego obawiać.