@Unia - pointa była taka, że na całym świecie masz masę debilizmów, a ich największe nagromadzenie masz w stanach zjednoczonych ameryki stawianych za wzór jak to powinno wyglądać (i to nie tych złych lewackich obamy tylko co najmniej od tych 'reganomicznych', jak nie od Ojców Założycieli), ale i tak wszyscy dosrywają się do uni i ogórka który nawet nie wiadomo czy w końcu przeszedł, bo temat dla tabloidów był chwytliwy. A to, że w stanach nie gonią za mycie stanikiem samochodu choć przepisu nikt nie usunął bo byli za leniwi, to tylko jeszcze gorzej o tym kraju świadczy (i robi niebezpieczny precedens na przyszłość).
@świadectwa
nom, tylko najpierw zapłać każdej szkole by miała komputery, serwer i odpowiednie oprogramowanie (osoba to pikuś, bo TEORETYCZNIE do arkusza ocen można by zaimportować) i to tylko dla pracy bieżącej, a następnie znajdź ludzi i pieniądze na to, by identycznie wklepać do systemu arkusze ocen z ostatnich 50 lat gdy najnowocześniejszym komputerem była Odra. Byś miał jakieś pojęcie ile to roboty, jedna większa poznańska szkoła publiczna prowadzona od lat czterdziestych do roku dwutysięcznego to 27 metrów samych arkuszy (bo w podobny sposób trzeba by jeszcze potraktować co najmniej księgi uczniów, już nie mówię o marnowaniu czasu na poprawianie w nich błędów, bo np. powszechne było olewanie wpisania daty odbycia rady pedagogicznej, a bez tego nie można wystawić bo nie wiadomo kiedy zapadła decyzja o promocji - to masz w protokolarzach rady które też trzebaby albo przepisać albo znaleźć w nich info i wklepać do systemu), a teraz pomyśl, że identyczną robotę trzebaby wykonać dla wszystkich szkół, szkółek i szkółeczek w calym kraju.. a na koniec wszystko by i tak się zesrało, bo program nie ma działać dziś, nie ma działać za pięć lat, tylko ma działać CO NAJMNIEJ pełne pięćdziesiąt (tyle ile należy trzymać, bo taka jest przydatność arkuszy - od ukończenia szkoły do naliczania emerytury). By zrozumieć problem - wyobraź sobie, że na dzisiejszym komputerze masz odtworzyć arkusz ocen stworzony na komputerze z epoki kart perforowanych. Zapewnianie kompatybilności przez (CONAJMNIEJ) 50 lat, utrzymywanie na chodzie 'antycznego' komputera który jako jedyny to odpali lub tworzenie programów do migracji na nowe formaty, które niemal zawsze wywołują błędy i przekłamania (ergo, potrzeba kogoś kto sprawdzałby ręcznie i weryfikował czy coś się nie zjebało przy przenoszeniu) to kolejne mnożenie kosztów.
Głupie wydrukowanie i trzymanie w piwnicy (oraz zatrudnienie gościa który by się tym opiekował) jest chyba jednak tańsze.