Już pomijając to co wczoraj mówili obaj na debacie.
Myślałem, że Komorowski będzie nie do przebicia z pewnością siebie, że stworzy obraz "to ja tu jestem prezydentem i ja mam rację". Tymczasem tak zdenerwowanego i agresywnego to go jeszcze chyba nie widziałem. Co rusz przerywał, jego ataki przypominały bardziej "nie, bo ty" z piaskownicy, nawet całą szklankę wody wychlał.
Podczas mowy końcowej, zamiast mówić tak, jakby Dudy nie było, za bardzo skoncentrował się na pluciu jadem w kierunku PiSu.
No i garnitur miał fatalny. Wyszedł w nim jakby miał z pięćdziesiąt kilo więcej.
Jak już pisałem na wstępie - pomijając to mówili, to Komorowski wyszedł na człowieka wystraszonego, obawiającego się czegoś, który w swej panice przyjął strategię, że najlepszą obroną będzie atak. Byle jaki, byle byłby atak.